środa, 10 grudnia 2014

Odcinek 43: Czekolada nie pyta...czekolada rozumie.

Błaszczykowscy umówili się z dziennikarką na godzinę 11, w ich domu. Uznali, że to najspokojniejsze miejsce, zwłaszcza jak chce się porozmawiać o tak ważnej sprawie. Oliwka była jeszcze w żłobku. Agata co raz donosiła jakieś przekąski do salonu i ustawiała na ławie. Kuba zatrzymał ją w przejściu.
-Kochanie uspokój się, to tylko dziennikarka. Obgadamy tylko, jak ma to wyglądać i sobie pójdzie- zabrał sałatkę z rąk żony i odstawił na blat kuchenny. Zachowujesz się jakby to był jakiś ważny gość. Przecież nie przyjeżdża twoja mamusia...całe szczęście...
-Tylko dziennikarka? -wzdrygnęła się blondynka. - Wystarczy, że nie posmakuje jej woda jaką pijemy, i już w swoim własnym dokumencie o sobie będziemy ukazani jako totalne bezguścia !- wymachiwała rękoma.
-Nie warto dramatyzować - pocałował ją w czoło. -Bierz przykład ze mnie - rozłożył ręce i obrócił się w okół własnej osi. -Oaza spokoju- powiedział spokojnie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi a Kuba wytrzeszczył oczy.
-To ona ? Dobrze wyglądam ? -przeczesał grzywę i poszedł otworzyć.
-Oaza spokoju..-mruknęła Błaszczykowska.
-Witam bardzo serdecznie- Kuba powitał ją ciepło. -Zapraszamy -zaprosił ją gestem dłoni Agata błyskawicznie pojawiła się obok męża.
-Dzień Dobry- uśmiechnęła się szeroko dziennikarka. -Widzę Państwo w cudownych nastrojach- Kuba odwiesił jej płaszcz.
-Trzeba ubarwiać każdy pozytywny akcent w tym szarym nudnym życiu-powiedział Kuba. Agata skrzywiła się i posłała mu pytające spojrzenie. -Proszę, proszę do salonu- praktycznie pchnął gościa w głąb mieszkania.
-Jakie piękne mieszkanie- rozglądała się. -Urządzone w świetnym stylu- uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na Agatę. -Idealne naturalne światło, rozmowy będziemy nagrywać na tle kominka -chodziła po mieszkaniu i wyobrażała sobie co i jak.
Kuba z Agatą stali niczym młoda para czekająca na udzielenie ślubu.
-Dobrze -klasnęła w dłonie. -W takim razie przedstawię Państwu jak ma to wszystko wyglądać.
Zasiedli na kanapie przy niższym stoliku.
-Chciałabym, aby ta produkcja miała charakter refleksyjny, zmusiła odbiorców do zastanowienia się nad życiem. Zapoznałam się z Pana historią, i uważam że to świetny materiał na owy reportaż.  Nie będzie to 3 minutowy spektakl, który puścimy w wydarzeniach. Chcę, żeby to było coś większego, coś co będzie można obejrzeć w każdej chwili. Chciałabym porozmawiać najpierw z Panem później z żoną, menagerem, trenerem i z drużyną. Gdyby Pana bliscy zgodzili się, również byłabym niezmiernie wdzięczna jeżeli miałabym nagrane ich wypowiedzi. Pragnę podkreślić, że to mój debiut i ogromnie mi na nim zależy -uśmiechnęła się.
-Mówi Pani, że to coś większego..to znaczy ? -zapytał Kuba.
-Chciałabym przedstawić Pana historię, pokazać ją wszystkim. Oczywiście wszystkie materiały będą najpierw zaakceptowane przez Pana. Przewidywalny czas trwania filmu to jakieś...-zmrużyła oczy- 40 minut ?
Siedzieli jeszcze blisko godzinę i rozmawiali o ich wspólnej sprawie. Kuba miał nietęga minę. Agata obawiała  się, że mąż może nie podołać i odrzucić propozycję.
-Kochanie..-zaczęła blondynka. -Jeśli nie chcesz..
-Nie...to nie w tym rzecz -wstał z miejsca i podszedł do kominka. -Mam pewne obawy.
-Obiecuję Panu, że zachowam kompletną dyskrecję. Nie powiadomię żadnych innych mediów ani prasy. Nikt o tym nie będzie wiedział, dopóki zaakceptowany przez Pana materiał nie wyjdzie na światło dzienne. Mogę to nawet przygotować Panu na piśmie..
-Nie trzeba- przerwał jej i spojrzał na obie kobiety. -Dobrze, więc kiedy zaczynamy ?
-Naprawdę ? Zgadza się Pan ? - Angerer rozpromieniała. -Myślę że, po jutrze moglibyśmy zacząć. Umówię się z ekipą, zrobimy próbę światła, dźwięku.
-W takim razie widzimy się w czwartek - rzekł Błaszczu.
Umówili się na konkretną godzinę i pożegnali się z kobietą. Agata spojrzała ślubnemu prosto w oczy.
-Nie chcesz tego dokumentu, prawda ? - pokręciła głową. Westchnął.
-To fajna sprawa, jak ona to powiedziała "coś większego". Ale nie wiem, czy chce się tak bardzo otwierać, opowiadać o tym wszystkim, dzieciństwie, mamie...
-Rozumiem dzióbku- pocałowała go. -To Twoja decyzja, jeśli nie jesteś pewien, to może prześpij się z tym jeszcze. W każdym razie można to wszystko cofnąć albo zaprzestać produkcji. Może warto spróbować ? -zmusiła go do zastanowienia się.
Miała rację. Może warto ?

***

Rita miała odwiedzić dziś koleżanki z Polski. Wpaść na obiad, pogadać...tak dawno się nie widziały. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. U Piszczków już nie pracuje, a przecież trzeba z czegoś żyć. Postanowiła, że poszuka pracy, ale dziś nie miała na to siły ani nerwów. Wzięła butelkę wina, w którą zaopatrzyła się dzień wcześniej, wpakowała się do samochodu i ruszyła.
Wiktoria krzątała się jeszcze po kuchni i doprawiała swoją popisową lazanię. Przepracowana pomaganiem swojej starszej przyjaciółce Berenika opadła na fotel w salonie. Żałośnie spojrzała w kierunku Tatiany. Niepomalowana, uczesana w niedbałego koka, w codziennym stroju leżała rozłożona na kanapie, opychając się chipsami i popijając colą. Monotonnie zmieniała kanały w TV, w końcu zostawiła na niemieckiej kreskówce.  Od rozstania z Robertem, zaczęła jeść  "trochę"  więcej słodyczy i niezdrowych rzeczy. Zauważyła lustrujące spojrzenie rudej. 
-No co ?- zapytała z pełną  buzią. 
-Wyglądasz jak nieszczęście - skrzywiła się. -Nic dziwnego, że..Robert Lewandowski- wymawiając imię swojego idola złapała się za serce-...zerwał z...Tobą...
-To nie jest twoja sprawa -przesylabowała brunetka. 
-Może i nie moja, ale wiesz, że zarówno Ty jak i Robert jesteście dla mnie ważni- przekrzywiła głowę. -Nie mogę patrzeć jak się pogrążasz..jeszcze trochę i nie zmieścisz się w drzwiach -prychnęła kiedy Tatiana bez żadnego skrępowania przechyliła paczkę z resztkami śmieciowego żarcia prosto do ust.
-To nie patrz - zasugerowała. -Widziałaś gdzieś mojego batonika? - zaczęła przerzucać poduszki. 
Berenika przewróciła oczami. 
-Dziewczyny, Rita się nie odzywała? - zapytała lekko zmartwiona Starzewska. -Nie ma jej i nie ma, może w ogóle nie przyjedzie ? - spojrzała na zegarek. - Tatiana...- podeszła do przyjaciółki -..nie jedz tyle przed obiadem, bo nie zmieścisz mojej lazanii - bezpardonowo zabrała jej słodycz. 
-O to bym się nie martwiła - prychnęła Lisowska.
Wiktoria powstrzymała śmiech, a Tatiana zmrużyła oczy.
-Czy ktoś Ci kiedyś powiedział, że Ty nawet charakter masz rudy ?-odgryzła się brunetka. 
Berenika była skora pociągnąć dalej tę dosadną wymianę zdań, ale przerwał jej w tym dzwonek do drzwi. 
-O ! To pewnie Rita - blondynka poderwała się do drzwi. Nie myliła się. Tatiana szybkim wielkim kęsem dokończyła batonik, który udało jej się odzyskać.  - Hej, kochana. Tyle się nie widziałyśmy -wymieniły buziaczki. 
-Wiem piękna, ale nadrobimy to dziś -uśmiechnęła się serdecznie i pomachała jej winem przed nosem. 
-W jeden wieczór na pewno nie, powinnaś wpadać częściej -puściła jej oczko.
Rita zdjęła płaszcz i weszła dalej do domu. 
-Ritaaa ! -ruda rzuciła się jej na szyje, po chwili dołączyła do nich Tatiana. 
-Cześć laski- wyściskała ich mocno. -Błyszczycie jak zawsze - przyjrzała im się z bliska. Zrobiła krok w tył i zmierzyła wzrokiem jedną i drugą. -Tatiana, świetnie wyglądasz. Poprawiłaś się? - Bercia parsknęła.
-Zmówiliście się wszyscy czy jak ?- skrzywiła się i rozłożyła ręce. 
-Rita, mam nadzieje że jesteś głodna. Zrobiłam lazanie. Beri chodź pomożesz mi z talerzami-zawołała najmłodszą. Ponownie przewracając oczami ruszyła do kuchni.
-Jak tam? - kiwnęła Rita. - Związek kwitnie?
-Nie kwitnie - westchnęła. -Zwiędł. 
-Co się stało ?- posmutniała. -I dlaczego o tym nie wiem- zrobiła groźną minę.
-Nie ma co tego roztrząsać. Było minęło. Robert mnie okłamywał i nie był wobec mnie szczery.  Jedyne co mi pozostało po tym związku to niezaliczony rok i bilet do Polski.
-Chcesz wrócić do Polski ? Tatiana wiem, że rozstania bywają trudne ale nie podejmuj zbyt pochopnych decyzji...
-Myślałam o tym dużo -zapewniła ją. -Nie mam już tu czego szukać - uśmiechnęła się lekko. -Poza tym nie wiem dlaczego każdy myśli, że jest mi ciężko. Spokojnie...radzę sobie.
-Właśnie widzę - spojrzała na papierki po słodyczach.
-To dla relaksu - podrapała się po szyi. 
Dziewczyny przyozdobiły stół pysznościami, których niebiański zapach unosił się w całym apartamencie. Siedziały, rozmawiały i nadrabiały stracony czas przy lampce wina. Ujawnił się także kulinarny talent Wiki. Jej współlokatorki miały pewne obawy co do zdolności kulinarnych blondynki, lecz nie mówiły o tym głośno.  
-Pyszne- chwaliła Rita. -Nie obraź się ale w życiu bym nie powiedziała, że potrafisz tak świetnie gotować.
-Domyślam się, w końcu córeczka bogatego biznesmena, którą wychowywały 6 niań.
-Aż 6 ?- Rita wyłupiła oczy. "Jej mamusia musiała mieć spore zaufanie do tatuśka"- naigrywała się podświadomość Roth.
-Taty ciągle nie było, Mama grała w teatrze. Nic tylko uczyła się roli, albo była na próbach. Rodzice nie mieli dla mnie zbyt wiele czasu. Miałam wszystko czego mogłam zapragnąć, jednak nigdy nie czułam tego rodzinnego ciepła- mówiła smutno. -A gotować nauczyłam się z nianią numer 4 -puściła im oczko. 
-W życiu nie chciałabym być niańką- skrzywiła się Berenika. -Dzieci są rozdarte i śmierdzą. 
-Kiedyś zmienisz zdanie- zapewniła ją Wiktoria. -Będziesz miała swojego małego brzdąca, a może nawet i dwójkę czy trójkę -uśmiechnęła się promiennie.
-Albo dwunastkę..-wtrąciła Tatiana. Dziewczyny spojrzały na nią dziwnie. 
-Dwunastkę? To trochę nierealne -Lisowska odgarnęła włosy.
-Jak ty nie znasz życia...-zabełtała wino w kieliszku wgapiając się w niego.
-Dziewczyny- Rita klasnęła w dłonie. -Potrzebuję pracy -wypaliła. Nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że najlepiej będzie jak zmieni temat. -Nie miałybyście jakichś fajnych ofert ?
-Niestety, jak widzisz jestem bezrobotną studentką, a raczej byłam - Tatiana rzuciła krótki uśmiech.
-Ja nie jestem nawet pełnoletnia - broniła się Lisowska.
-Hej, a może w firmie mojego ojca? - zapytała Wiktoria. -Pogadam z nim, może znajdzie się coś dla Ciebie- mrugnęła.
-Firma...poważnie to brzmi. Nie wiem czy mam odpowiednie kwalifikacje..-Och przestań, Rita..Tak ciężko napisać fałszywe CV ?
-Spokojnie kochana, o nic się nie martw - blondynka pogłaskała ją po ramieniu. -Jak nie w firmie, to rozejrzymy się za czymś innym. Pomogę Ci.
-Jesteś cudowna- Roth cmoknęła ją w policzek.
Nagle rozbrzmiał telefon Tatiany.
-Któż to ?- wyjęła telefon z kieszeni. -Nieznany? Przepraszam was na chwilkę - umknęła od stołu. -Słucham ? -zapytała niepewnie kiedy była już sama w przedpokoju.
-Dzień Dobry. Pani Tatiana Bednarczyk ? - kojarzyła ten głos.
-Przy telefonie.
-Z tej strony Sekretarka główna dziekanatu Technische Universität Dortmund. Gratuluję, wraca Pani na studia -zatkało ją. 
-Eee...chwila -zbierała myśli. - Wracam na studia...nie..-złapała się za skronie. -To pewnie jakaś pomyłka. 
-Czy na pewno rozmawiam z Panią Bednarczyk?- zapytała ponownie znudzona kobieta.
-Tak ale..
-W takim razie to nie żadna pomyłka. Proszę jutro wstawić się na uczelni. Miłego dnia. -rozłączyła się.
Tatiana odsunęła komórkę od ucha i spojrzała na wyświetlacz zdezorientowana. Jak to wraca? To kompletnie nierealne. Musiała pojechać jutro na uczelnie, aby wyjaśnić tę sprawę. Postanowiła na razie nie mówić o tym dziewczynom, żeby się nie przejmowały. Zaraz zaczęłyby gadkę o tym, że to znak żeby nie wracała do Polski. Przez resztę dnia starała się zachowywać normalnie, jednakże ta sprawa nie dawała jej spokoju.

***

Marco wyprowadzał swojego pupila na po południowy spacerek. Jako, że nie chciał pałętać się sam po zamglonym skwerku, towarzyszył mu Robert.
-Wyciągasz mnie na spacer z pieskiem...hmmm... Czyżby jutro nasze zdjęcie pojawiło się na pierwszych stronach gazet? I  może jakiś intrygujący podpis " Leweus znów RAZEM!" - rozmarzył się Lewy. Marco wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
-O stary, nigdy nie zapomnę tego, co ta małpa nam zrobiła-otarł łzę śmiechu.
-Mówisz o niej małpa, a może ona ma na imię Jenifer- zaprezentował ósemki.
-Byłem pewny, że Jessica - spojrzał na niego porozumiewawczo. 
-Nie nabijaj się- walnął go w ramie. -Chyba się pogodziliśmy.
-Chyba ? -zmarszczył brwi. - To co, byłeś tak pijany, że nie jesteś pewien czy to była zgoda?- parsknął po czym zatrzymał się na chwilę. - A może Ty z nią spałeś? 
-Oszalałeś? - brunet ztasakował go wzrokiem. 
-No przepraszam Cię, ale jesteś wolny jak ptak, do tego alkohol robi swoje..Jak zgoda to zgoda.
-Przestań ! Nie byłem pijany ! - przeczesał włosy. -Może wypiliśmy wino, może dwa...ale byłem świadomy swoich czynów... Jak ty w ogóle mogłeś pomyśleć.. -skrzywił się. -Marco...idź ty..-wzdrygnął się. Reus złożył usta w podkówkę  i wzruszył ramionami. -Zwykle nie wracam i zapominam o osobach z przeszłości, chyba że te osoby są niepełnoletnie i noszą moje nazwisko- uśmiechnął się dumnie. 
-Roberto..mogę zadać Ci szczere pytanie? 
-Jasne.
-Nie zastanawiałeś się jakby wyglądało twoje życie, bez tych wszystkich...-szukał dobrego określenia...-wpadek? Mam na myśli to, że wiesz..byłbyś teraz żonaty miał dzieci z kobietą, którą kochasz, albo i nie. Byłbyś kawalerem jak ja, ale z kochanym pieskiem lub kotkiem. 
-Nie zastanawiam się na tym, bo to nie ma sensu. Gdybym był człowiekiem o normalniejszym charakterze, pewnie było by tak jak mówisz. Aczkolwiek, nie uważam że zmarnowałem sobie życie, tym bardziej nie nazywam tego wpadką. Mam wszystko o czym można tylko pomarzyć, zdrowie, szczęście i robię to co kocham. I kocham swoje życie i każde moje nieślubne dziecię, bo to istoty, którym dałem życie.
Marco uśmiechnął się dumnie.
-Zawsze tak pięknie przemawiasz..może minąłeś się z powołaniem ? -puścił mu oczko.
-Przyjmuję komplement, a jeśli nawet faktycznie tak jest, to jest to najlepszy błąd jaki w życiu popełniłem - klepnął blondyna i ruszyli przed siebie stąpając po usypanej w złotych liściach ścieżce.

***

Siedzieli na krzesełkach w korytarzu, poustawianych wzdłuż białe ściany. Nad oparciami przebiegała drewniana listwa, poza nią mury były białe, sterylne. Ciszę rozdzierało tylko tykanie zegara. Czekali na kogoś o nazwisku Kastner, kogoś kto miał pomóc im naprawić ich relacje i ratować ich małżeństwo. Ewa wgapiała się w okno, a Łukasz nerwowo trząsł nogą. 
-Przestań-mruknęła. Strasznie denerwowało ją gdy się telepał.
Do gabinetu wszedł 50letni dżentelmen w beżowym gajerku ale bez krawatu i rozpiętym guzikiem przy szyi. Wstali, przywitali się i weszli do gabinetu. Mężczyzna zasiadł na fotelu na przeciwko kanapy, którą zajmowali jego klienci.
-Co się dzieje ?- zapytał ogółem psycholog.
Oboje spojrzeli na siebie i spuścili głowy.
-Rozumiem, nie jest łatwo się otworzyć, ale muszę poznać historię -tłumaczył. -Pani Ewo, może Pani ? -spojrzał na nią z uniesioną brwią.
Piszczek przełknęła ślinę i spojrzała w oczy Kastner'a.
-Mamy 3 letnią córeczkę. Łukasz poświęca większość czasu na treningi i na karierę. Zajmowałam się Sarą i domem odkąd przeprowadziliśmy się do Dortmundu. Ale nie mogłam być dłużej kurą domową. Miałam wyższe wykształcenie, znalazłam cudowną pracę , w salonie fryzjersko-kosmetycznym. Poznałam wielu ciekawych ludzi, pieniądze nie grały żadnej roli. Byłam przeciwna posłania córki do żłobka...właściwie nie wiem dlaczego. Sara zawsze była z nami. Dlatego...-splotła palce u dłoni i oparła je na kolanie-...zatrudniliśmy Ritę jako opiekę do dziecka. Młoda, atrakcyjna, spodobała się naszej córce...heh...zresztą nie tylko jej -Łukasz zacisnął zęby. - Nie pałałam do niej zbytnią sympatią. Bywały lepsze i gorsze dni, ale najważniejsze były dla mnie uśmiech i rozwój Sary. Pewnego dnia dostałam ofertę z pracy. Właściwie to kurs szkoleniowy w innym mieście, pojechałam tam z własnej woli...-urwała.
-Co było dalej ? -mówił do niej spokojnie. Sprawiał wrażenie, że można mu zaufać. Zebrała się w sobie.
-Kurs trwał parę dni. Po powrocie do domu, wyjechaliśmy na wakacje. Przez cały czas jaki spędziliśmy w Kühlungsborn Rita nie dawała o sobie znać. Od Łukasz dowiedziałam się jedynie, że dał jej wolne z powodu choroby. Minął jakiś tydzień od powrotu z urlopu, Rita przyszła do nas i złożyła wymówienie. Powiedziała tylko, że to z powodów rodzinnych. Nie ingerowałam w to.  Martwiłam się głównie o to co teraz zrobimy bez niani.  Przez okres, w którym nie było Rity, Łukasz zachowywał się jak najwspanialszy mąż. Wychodziliśmy częściej, spędzaliśmy czas tylko we dwoje. Wtedy nie wiedziałam, skąd ta nagła zmiana. Później Rita wróciła, powiedziała że potrzebuje tej pracy a ja przyjęłam ją z otwartymi ramionami -westchnęła. -Mój mąż chyba nie wytrzymał, i postanowił wyznać mi prawdę. 
-Jaką prawdę ? -dopytywał ekspert.
-O to powinien pan zapytać małżonka.
Doktor magister przeniósł wzrok na obrońce=ę. Piszczek myślał, że zapadnie się pod ziemie. Poprawił się i usiadł prosto.
-Ja..-zająknął się. Po chwili odchrząchnął i starał się mówić z ładem i składem. -Kiedy żona była poza domem, zaproponowałem Ricie żeby pomieszkała u nas. Wiadomo jak to jest w mieście..rano korki, wieczorem korki..a ja nie miałem czasu na to żeby pilnować jej czy dojedzie na czas czy też nie. To tylko i wyłącznie dla naszego wspólnego dobra. Pewnego wieczoru pozwoliłem jej wyjść na imprezę, ona była ze mną w kuchni, ja upuściłem kubek...Pomogła mi go sprzątnąć..i...zaczeliśmy się całować.
Na to wspomnienie Ewa zamknęła oczy i starała się powstrzymać łzy.
-Kto kogo pocałował pierwszy ? Pan ją ? Czy ona Pana?
-A co za różnica ! Chyba nie w tym leży problem, prawda ?! -uniósł się Piszczek. 
-Spokojnie- mówił jeszcze za większym spokojem psycholog. -Rozumiem, że pytania mogą być dla obu z Państwa trudne ale na tym polega ta terapia. Muszę znać, każdy szczegół danej sytuacji, a dopiero później stwierdzimy w czym leży problem. 
Spojrzał na małżeństwo, oboje wydali się być wykończeni.
-Dobrze, wydaje mi się, że na dziś już wystarczy - podniósł się i podszedł do biurka. Zaczął pisać coś na karteczce. -Zapisze Państwa na kolejną wizytę. Jeżeli któregoś z Państwa krępuje obecność partnera, możemy rozmawiać indywidualnie, ale z dyktafonem. 
-Nie będzie takiej potrzeby- wtrącił zirytowany Piszczu.
-Również mam taką nadzieję - skasował go pięknymi, pełnymi uznania oczyma. 
Po wyjściu z gabinetu i przez całą drogę do domu  nie rozmawiali ze sobą. Cały ich świat legł w gruzach tak łatwo, a tak koszmarnie ciężko będzie go odbudować

czwartek, 6 listopada 2014

Odcinek 42: Nazwisko może wszystko ?

Błaszczykowscy wybrali się na rodzinny spacerek.  Piękna sceneria oraz ludzie siedzący na ławeczkach cieszący się wspólnie spędzanym czasem. Śmiechy dzieci biegających i tarzających się w liściach były muzyką dla uszu wszystkich kochających matek. Oliwka nie miała dziś ochoty na żadną aktywność fizyczną dlatego grzecznie siedziała w wózku. Wydała się być zamyślona, ale przecież to dwulatka. Agata opowiadała Kubie historię życia szwagra koleżanki siostry ciotecznej, gdy nagle zaczepiła ich obca kobieta. Ubrana była w czarny krótki płaszczyk, jasne jeansy, botki oraz żółtą czapkę i szalik od kompletu.
-Przepraszam, Pan Jakub Błaszczykowski ? - zapytała z grzeczności, mimo tego, że doskonale wiedziała kim jest ten człowiek.
-Tak -odpowiedział kapitan reprezentacji Polski. -O co chodzi?
-Kontaktowałam się z Pańskim menagerem, jestem tą dziennikarką od reportażu...menager nic Panu nie wspominał?
-Rzeczywiście, rozmawiałem z Jurkiem, ale jeszcze wtedy nie zdradził mi szczegółów, bo ich po prostu nie znał - zwrócił się bardziej w stronę małżonki. - Czy mogła by Pani nas nieco wtajemniczyć ? - uśmiechnął się piłkarz.
-Oczywiście - odwzajemniła uśmiech. Przepraszam nie przedstawiłam się, moje nazwisko Andrea Anastazja Angerer -podała ręke Kubie i Agacie. - Przyglądam się pańskiej osobie od początku pana gry w Dortmundzie. Jest pan pierwszym  graczem ze słynnego polskiego trio, i bardzo zależy mi na stworzeniu dokumentu o pana życiu.
-Kuba, to cudownie - rozpromieniona Agata położyła ręke na ramieniu męża.
-Zaskakująca propozycja- stwierdził zszokowany Błaszczu. Może nie było tego po nim widać, ale w głębi duszy bardzo się cieszył.
-A jak dokładnie miałoby to wyglądać ? -wtrąciła zafascynowana Agata.
-Chętnie omówiłabym z Państwem szczegóły, ale niestety muszę już lecieć - nerwowo spojrzała na zegarek. - Zostawie Państwu mój numer telefonu, skontaktujemy się, umówimy i na spokojnie o wszystkim porozmawiamy - wręczyła im karteczkę z numerem kontaktowym. -Miłego dnia Państwu Życzę. Do zobaczena -uśmiechnęła się i pognała w swoją stronę.
-Wow - tylko tyle z siebie wykrztusił.
-To wspaniałe Kuba !- wiwatowała blondynka. -Twój pierwszy reportaż !
-Drugi -spojrzał na nią wymownie.
-Ale pierwszy tutaj- poprawiła się. -Nie cieszysz się?
-Bardzo się cieszę- zrobił taką śmieszną minę.
-No to uśmiechnij się kochanie - pogłaskała go po policzku. -Seksowny jesteś jak się uśmiechasz-puściła mu oczko.
-Naprawdę ?- spojrzał na nią łobuzersko i przyciągnął do siebie. W tym samym czasie Oliwka dała o sobie znać. Zaczęła kwękać.
-Oho ! -Aga oderwała się od męża. -Chyba mamy awarię dziecka - przygryzła wargę i spojrzała na Kubę.
-Dzięki córcia- zajrzał do małej. -Jak zawsze w odpowiednim momencie.
Błaszczykowska zaśmiała się, złapała męża pod rękę i ruszyli do cieplutkiego domku aby napić się w nim cieplutkiej herbatki....

***

Srebrny opel astra sedan active podjechał właśnie pod Technische Universität Dortmund. Kiedy przejeżdża się obok takiego miejsca i widzi się studentów pałętających się z zeszytami, jednym przypominają się czasy studiów, a inni marzą o tym aby rozpocząć naukę na uniwerku. Wysiadł i zamknął swoje auto pilotem. Pomimo chłodnej pogody na zewnątrz była masa ludzi. Cholera. Założył okulary przeciwsłoneczne, odetchnął i ruszył przed siebie. Wszyscy patrzyli na niego. Kto mógłby podjechać taką bryką..raczej nie głodny student, ani żaden wykładowca. Tłum rozstąpił się na boki  a Lewy, wyglądał trochę jak Mojżesz przechodzący przez Morze Czerwone. Słychac było szepty, poniekąd krzyki i piski dziewczyn, a wielkie gały uczniów wgapiały się w niego, jakby był kebabem. Był przyzwyczajony to takich sytuacji, chciał powiedzieć swoim fanom 'Cześć', ale doszedł do wniosku, że mogło by się to źle skończyć. Nie dziś Robercie, załatw to po co przyjechałeś. Wszedł do budynku. Rozejrzał się dookoła. Widok- ten sam co na zewnątrz. Wszystkie rozmowy ucichły, ludzie znieruchomieli, jakby czas stanął w miejscu. Wszyscy spoglądali to na niego, to na siebie. Znów zaczął się lekki harmider.
-Przepraszam - zaczepił dwie przechodzące obok niego dziewczyny. -Gdzie tu jest dziekanat ?
-O-mój- Boże- wydukała zdumiona dziewczyna. -To Robert Lewandowski ! -Lewy uśmiechnął się bezradnie. -Emma uszczypnij mnie ! -szturchnęła zahipnotyzowaną koleżankę.
-Więc...gdzie on jest? -zapytał ponownie Lewy.
-Robert Lewandowski ? -otrząsnęła się Emma i posłała koleżance pytające spojrzenie.
-Nie nie, dziekanat..- podrapał się po szyi.
-Dziekanat? Ooo.. dziekanat, yyy...-dziewczyny wydawały się być zdezorientowane. -Ko- korytarzem w lewo, drugie drzwi po prawo. Prawo? Tak, po prawo -wyszczerzyły się studentki.
-Dzięki- uśmiechnął się szarmancko. -Pięknie wyglądacie dziewczyny- puścił im oczko i odszedł, na co te mało nie zemdlały.
Po niedługich poszukiwaniach odnalazł swój cel.
-Dzień dobry- przywitał się grzecznie. -Chciałbym rozmawiać z Dziekanem -wszedł do pomieszczenia. Sekretarka, na oko czterdziestoparoletnia, wyjrzała z  nad biurka, spod drucianych okularów.
-W jakim celu? -zapytała niczym robot, który zainstalowane ma w sobie odpowiedzi i regułki.
-Chodzi o jedną studentkę.
-Pan Dziekan nie ma teraz czasu.
-To bardzo ważne.
-Proszę Pana, nie Pan jest od oceniania tego, co jest ważne a co nie - zacisnęła usta. Robert patrzył jej chwile w oczy.
-Dobrze, w takim razie jeśli pan Dziekan znajdzie czas, niech skontaktuje się ze mną- podał kobiecie wizytówkę-..prosiłbym jednak o to aby przekazać mu jeszcze dziś, że chciał z nim rozmawiać Robert Lewandowski. Do widzenia - odwrócił się na pięcie i odmaszerował kawałek.
-Chwileczkę ! - kobieta poderwała się. -Pan Robert Lewandowski? - jej ton nagle się ocieplił. -Mój syn pana uwielbia, a córka...-machnęła dłonią- ...kocha.
Lewy spojrzał na nią i uśmiechnął się uroczo.
-Myślę, że pan Dziekan znajdzie chwilę czasu, dla Pana- uśmiechnęła się, po czym podeszła do drzwi i zapukała trzy razy. Wychyliła się i oznajmiła ważniakowi, kto do niego przyszedł. Spojrzała na piłkarza i zaprosiła go gestem dłoni. Wszedł pewnie.
-Witam Panie Lewandowski - wstał i uścisnął jego dłoń. - Taka osobistość na naszym uniwersytecie to zaszczyt. W czym mogę Panu pomóc?
-Chodzi o pewną studentkę. Tatiana Bednarczyk.
-Momencik już sprawdzam -wstukał nazwisko do komputera.- A tak, Panna Bednarczyk została wydalona z uczelni tydzień temu.
-No właśnie - uniósł brew. -Nawet nie wiecie, jak zdolną i ambitną studentkę wystawiliście za drzwi.
Facet parsknął.
-Ależ tu nikt nie wątpi w jej zdolności i ambicję - obruszył się. -Panna Bednarczyk nie miała zaliczonych 3 przedmiotów z drugiego semestru, nie wspomnę już o jej ocenach i zaległościach-uniósł rękę. -Takie są zasady każdej uczelni: Nie pozaliczane-wylatujesz. -oparł się o fotel.
-Zależało by mi na tym, abyście przyjęli ją z powrotem.
-W tym momencie, nie ma takiej opcji..
-W takim razie... - wyjął z kurtki białą kopertę -...Czy to Pana przekona? - położył kopertę na biurku i  podsunął mu pod nos.
-Łapówka ? -parsknął po raz kolejny. - Pójdzie Pan siedzieć, nie szkoda Panu kariery?
-Jasne, ja pójdę siedzieć - zakreślił cudzysłów w powietrzu - a Pana nie będzie stać na ocieplenie dachu-pociągnął nosem. -Grzyb na ścianie też widzę- wskazał palcem. -To nie łapówka. Powiedzmy, że wykupuję Tatianie warunek. Chyba tak można, prawda ?
-Owszem- odpowiedział. Oczy świeciły mu się gdy spoglądał w stronę gotówki.
-Fantastycznie. Chciałbym także, aby to uniwersytet powiadomił ją o tym, że wraca na studia i nie chciałbym, żeby dowiedziała się kto ufundował jej owy warunek.
-Nie ma problemu -facet bez skrępowania zaczął przeliczać zielone. -Ta dziewczyna musi dla Pana wiele znaczyć.
Robert przemilczał spostrzeżenie Dziekana. Czekał aż koleś oderwie się od hajsu.
-Hojny gest -uśmiechnął się pan. Dawno nie miał w łapie takiej sumki.
-Miałbym jeszcze jedną prośbę...
-Mianowicie?
-Oboje wiemy, że panna Bednarczyk jest wspaniałą studentką i da rade nadrobić wszystkie zaległości...ale gdyby zdarzyło się tak, że nie udało jej się zaliczyć jakiegoś kolokwium, byłbym niezmiernie wdzięczny gdyby jednak go zaliczyła- spojrzał na niego porozumiewawczo.
-Naturalnie- zaśmiał się. - Umowa stoi Panie Robercie - podniósł się i uścisnął mu dłoń.
Gdyby nie to, że Lewy zapłacił więcej niż za sam warunek, Dziekan nie zgodził by się na taką umowę. Jak widać w dzisiejszych czasach nazwiskiem i pieniędzmi, można zdziałać wszystko.

***

Jako, że Marco zostawił przez przypadek pęk zapasowych kluczy u Moritza, Leitner postanowił mu je oddać. Pukał, stukał i dzwonił do drzwi, jednak nikt nie odpowiadał. Pomyślał, że może wyszedł. Po paru minutach stania przed drzwiami przypomniało mu się po co właściwie przyszedł, i wpadł na pomysł, że poczeka na przyjaciela w środku. W końcu ma jego klucze. Przekręcił zamek w drzwiach. Wślignął się cichaczem i trzasnął za sobą niechcący drzwiami. Usłyszał głośne odgłosy na początku nie zidentyfikował ich, ale gdy odkręcił się i zobaczył przed sobą czworonogie zwierzę, był pewien, że to szczekanie psa. Wbiło go w drzwi. Pies? W mieszkaniu Reusa? Może pomylił mieszkania? Pies przestał szczekać i zaczął zbliżać się do Moritza.
-O nie nie nie nie...nie zbliżaj się zwierzaku !- groził mu palcem, jednak pies nie zważał na jego gest. -Poszedł -tupnął nogą, co rozdrażniło szczeniaka i zawarczał groźnie. -Cholera ! No już dobry piesek..dobry...heh...MAAAAAAARCOOOOOOOOO! -zapiszczał przerażony.
-Co jest? -Reus wyskoczył w ręczniku owiniętym w pasie.Właśnie zdążył wziąć prysznic. Kucnął i zagwizdał na psiaka. Ten szalenie merdając ogonem podbiegł do swojego własciciela.
-To ja sie pytam co to jest ?! - wykrzywił się i rozłozył ręce.
-Pies - odpowiedział. -Ślepy czy jaki?
-Kupiłeś sobie psa ? -zadał raczej logiczne pytanie.
-Tak, dziś rano -tarmosił pupila. - Wiesz...otworzyłem rano oczy, a obok mnie nie bylo nikogo. Żadnej dziewczyny, rybki...czy Łukasza...-odchrząknął. -W każdym razie, zrozumiałem, że jestem sam. Nie chcę być sam.
-Dlatego kupiłeś psa..yhym. A nie lepiej było z czymś co wymaga mniejszej opieki i jest cichsze i...mniej agresywne?
-Coś sugerujesz? -spojrzał na niego marszcząc brwi. - Miałem kiedyś takie zwierzątko i źle się to skończyło - wzdrygnął się na wspomnienie o Wilhelmie.
-No tak, sorry...-wbił wzrok w podłogę. -Jak się wabi ? - kiwnął na czworonoga.
-Marvin.
-Długo nad tym myślałeś? -Leitner uniósł brew.
-Przed chwilą to wymyśliłem - uśmiechnął się i cmoknął psa w pysk. -Co tak stoisz w drzwiach ? Właź, zajmij się nim chwilę, a ja pójdę się ubrać.
"O nie...sam na sam z tym stworzeniem, które chciało mnie pożreć" -pomyślał Moritz.
Zagryzł zęby i czym prędzej zajął miejsce na kanapie w salonie. Pies pobiegł z nim i usiadł na fotelu na przeciwko gościa. Łapy miał spuszczone wzdłuż fotela,  i co chwlie przekręcał łebek w jedną i drugą stronę przyglądając się Leitnerowi. Chryste..to gorsze niż przesłuchanie. Moritz starał się nie zwracać uwagi na zwierzaka, jednakże i tak doprowadzał go do szału. Bał się wykonać jakikolwiek ruch. Z niecierpliwieniem czekał na blondyna. Marco wkrótce się zjawił.
-I jak Ci się podoba moje maleństwo ? -pogłaskał psa i dosiadł sie do kolegi.
-Maleństwo? Myślałem, że to żre jakieś sterydy czy coś..-wzdrygnął się. -To jeszcze urośnie?
-Jasne, że urośnie to jeszcze szczeniak- zaśmiał się Reus.
Moritz zakasłał znacząco.
-Marvin...dziwne imię. A może Marlin ? Jak ta piosenkarka...Monroe- poruszył zalotnie brwiami. -Założymy mu białą kiecke i podstawimy pod  duży wiatrak.
-Moritz? Marlin Monroe była aktorką..
-Przecież wiem...wszystko jedno, będzie wyglądał uroczo -zaczął wydrzeźniać się do psa, na co ten w odpowiedzi szczeknął.
-Chyba Cie nie lubi - stwierdził Reus.
-Pff- naburmuszył się Mo. -On jest zazdrosny, bo wyglądam bardziej uroczo mimo, że jestem człowiekiem -poprawił włosy.
-Tak Moritz -tleniony zacisnął usta i zamrugał kilkakrotnie oczyma. -Nawet pies, nie ma z tobą żadnych szans..

***

Piszczu nie potrafił rozmawiać z Ewą tak jak kiedyś. Nic dziwnego. Cały swój wolny czas poświęcał córce, której tyle nie widział i za którą tak strasznie tęsknił. Bawili się w salonie w samolot. Sara piszczała w euforii a Łukasz ryzykował zabrudzeniem swojej ulubionej koszuli. Ewa stanęła w progu i uśmiechnęła się mimowolnie.
-Kochanie nie jesteś głodna ? -podeszła bliżej.
-Nieee- zamarudziła mała. Chciała bawić się dalej.
-A co to za mała kłamczucha?-  Łukasz zaczął ją łaskotać. -To burczenie to nie silnik samolociku, tylko twój brzuszek- tłumaczył. -Pora coś zjeść.
-No doooobrze. Ale tatusiu? Zjesz ze mną? -spojrzała słodko.
-Jak zawsze- pocałował ją w czółko. -Leć do kuchni zaraz Cię złapie -postawił ją na podłodze i postraszył. Mała z piskiem pobiegła do kuchni.
Ewa obejrzała się za nią, po czym spojrzała na męża. Łukasz odetchnął i schował ręce do kieszeni jeansów.
-Szukałam sprawdzonych psychologów w sieci i w prasie...ale nie mogłam się zdecydować. Koleżanka poleciła mi jego -podała Piszczowi wizytówkę psychologa.
-Poleciła? Jak to? -zmarszczył czoło. - To znaczy, że opowiadałaś jej o...?
-To tylko terapia małżeńska, coraz więcej małżeństw się na  nią decyduje. To nie tylko dla tych związków, w których dzieje się źle. Mówiła, że facet jest świetny. Sprawdziła go, udało się jej odbudować relacje - spojrzała na Łukasza. On pokiwał głową.
-Dobrze, zaraz do niego zadzwonię i nas umówię.
-Już to zrobiłam- powiedziała. -Jutro o 17, po twoim treningu jesteśmy umówieni na pierwszą rozmowę - "pierwszą rozmowę"... tak bardzo się jej obawiała.

Łukasz kiwnął głową. Nie wiedział co miał jej odpowiedzieć. Atmosfera w domu była nie do wytrzymania. Był obok kobiety, którą kochał ponad życie, której nie mógł dotknąć ani bez żadnej obawy zwrócić się do niej. Wyminął ją i poszedł do swojej księżniczki, która zaczęła się niecierpliwić. Ewa podeszła do okna, i zaczęła przez nie wyglądać. Bała się jutra, tej całej terapii. Przerażało ją to, o czym może się dowiedzieć. Mimo tego, że zna "jakąś" prawdę, to i tak sumienie nie dawało jej spokoju. Chciała, żeby było już po wszystkim. Niestety. Najgorsze przed nią, a raczej przed nimi.

___________________________________________________________________________

Poznajcie Marvina :)




piątek, 24 października 2014

Odcinek 41: Chłopaki też płaczą.

Stał jeszcze przed drzwiami a serce waliło mu, jakby miał za chwile wejść do komory gazowej. Nie wiedział jaka będzie reakcja Ewy. Reus uświadomił mu, że przez ostatni tydzień zachowywał się jak dupek. Czas to naprawić. Zanim wcisnął melodyjny dzwonek do drzwi, cofnął palec wskazujący jeszcze  trzy razy. "Ogarnij się Piszczek ! Kwiaty więdną !" krzyknęła jego podświadomość. Przełamał się i z przesadną siłą naparł na przycisk. Drzwi otworzyły się. Ujrzał kobietę, którą tak bardzo kocha. W szarym długim swetrze, ciemnych jeansach, rozciągniętej podkoszulce i roztrzepanymi włosami. Była bosa, a na jej twarzy nie było nawet cienia makijażu. Dla niego była najpiękniejsza.
-Kogo jak kogo, ale Ciebie się tu nie spodziewałam - powiedziała przemęczonym głosem.
-Mogę wejść ? - patrzył jej w oczy.
Bez słowa odkręciła się i zniknęła w głębi mieszkania. Łukasz wytarł buty o wycieraczkę i wszedł za nią. Kiedy przekroczył próg domu, za którym niemiłosiernie tęsknił zaczął zdejmować buty.
-Nie wygłupiaj się - rzekła przyglądająca się jego poczynaniom małżonka.
Łukasz zamarł w bezruchu i spojrzał na nią.
-Przepraszam, to z głupiego przyzwyczajenia - tłumaczył. -Marco każe ściągać buty, dasz wiarę? On nie chodzi w butach po mieszkaniu..- Ewa splotła ręce na piersiach, z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. -To dla Ciebie - wręczył jej kwiaty. Ewa wzięła bukiet, ale ostrożnie aby nie dotknąć jego dłoni.  -A gdzie Sara?
-Bawi się na górze- przepłakane noce dawały o sobie znać. Jej głos był zachrypnięty i ledwo słyszalny. Pociągała nosem, a znużone powieki opadały jakby ważyły kilogramy.
-Ewciu...przez ostatni czas zachowywałem się jak dureń, z resztą nie tylko ostatnio. Mam wspaniałą żonę i córkę i nawet nie zainteresowałem się tym co u Was, jak Sara znosi moją nieobecność..
-Ciągle o Ciebie pyta, już naprawdę nie wiem co mam jej mówić...
-Jak mogłem doprowadzić do takiej sytuacji ? Kiedyś byliśmy szczęśliwi, byliśmy rodziną. Nienawidzę siebie, schrzaniłem wszystko i nigdy sobie tego nie wybaczę -kręcił głową- i wiem, że Ty też mi tego nie wybaczysz. Proszę Cię tylko o to abym mógł widywać się z Sarą.
-Dziecko powinno mieć ojca -otuliła się mięciusim cieplutkim sweterkiem. -Ale nie chce żebyś był tylko na chwilę. Powinieneś wrócić do domu.
-Mówisz poważnie ?
-Tak.-Łukasz uśmiechnął się blado i podszedł do niej bliżej. Tak bardzo chciał wziąć ją w swoje ramiona i pocałować. Ewa odsunęła się i zatrzymała go gestem ręki. - Co do nas, nic się nie zmieniło. To tylko dla dobra dziecka.
-A co będzie z nami ? -patrzył na nią z tęsknotą. Do jej oczu napłynęły łzy.
-Potrzebujemy pomocy- zadrżał jej głos, a po chwili wybuchnęła płaczem. -Nie chcę Cie stracić, rozumiesz ?! Za bardzo Cię kocham !- zalała się łzami. -Łukasz zaczął ciężko oddychać. Emocje go przerosły.
-Tatuś!!- usłyszał głos swojej ukochanej córeczki. Mała zeszła dzielnie ze schodów, a Obrońca przykucnął i ścisnął ją mocno, obdarowując buziakami. -Tatusiu, gdzie byłeś? Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy więcej- mówiła dziewczynka, która nie rozumiała tej sytuacji.
-Nigdy więcej- przytulił małą i zaczął się ją kołysać. Zalały go krokodyle łzy, nie wstydził się ich. Żaden prawdziwy facet nie powstydziłby się łez z takim momencie. Był w miejscu, w którym chciał być, z dwoma najważniejszymi dla niego osobami. Zrozumiał, że rodzina jest dla niego najważniejsza i to o nią teraz musi walczyć.

*** 

Następnego dnia.
Chłopcy siedzieli w szatni i przebierali się na trening. Mario stał przed wejściem i zastanawiał się co ma powiedzieć. Układał sobie w głowie monolog, jednak zrezygnował z jego wygłoszenia, lub po prostu zapomniał tekstu. Wszedł do szatni, wszelkie rozmowy ucichły a oczy wszystkich skierowane były na niego.
-Ooo, pan Gwiazdor -zadrwił Moritz. -Mogę prosić o autograf ?
Piłkarze spojrzeli na niego wymownie. Leitner od pewnego czasu był strasznie nabuzowany. Albo uważał, że każdy ma do niego jakiś  problem albo chciał się z nim bić. Mario zmarszczył brwi i uśmiechnął się cierpko.
-Chłopaki...chciałem Wam powiedzieć, że z tym Bayernem to ściema. Owszem rozmawiałem z działaczami i Guardiolą, przekonywali mnie żebym podpisał kontrakt, ale odmówiłem. Za dużo się działo ostatnio i jeszcze ta  sprawa z trenerem. Z resztą nie chodzi tylko o to. Nie zmienił bym klubu, nie zostawił Was. Nie jestem gotowy na to, jeszcze nie teraz - skończył swoją wypowiedź  i spojrzał na chłopaków. Ich twarze rozpromieniały.
-Myśleliśmy, że na prawdę przenosisz się do Monachium- stwierdził Reus.
-Błagam Cię...Frajern ? - zadrwił rozbawiony Gotze.
Chłopcy wstali i zaczęli go przytulać i przybijać piątki.
-Przepraszam was Panowie.
-Zapomnijmy o tej sprawie i zróbmy grupowego niedźwiedzia- zaproponował Kuba.
Chłopaki wybuchnęli śmiechem i uczynili to o czym powiedział Błaszczu.
-Zawsze marzyłem o takiej chwili- wykrzyczał radośnie Polak.
-Serio Błaszczykowski ?- w drzwiach zjawił się trener. - A wiesz o czym ja zawsze marzyłem? Żeby moi zawodnicy chociaż raz pojawili się na boisku o czasie ! -wydarł się Klopp.
- Trenerze, niech trener się do nas przyłączy ! -powiedział przytłumionym głosem, zmiażdżony przez kolegów Lewy.
Surowa mina Jurgena momentalnie zmieniła się w szeroki uśmiech.
-No dobra ! - szefunio machnął ręką i dołączył do swoich podopiecznych.

***

Po treningu Lewandowski od niechcenia przekręcał kluczyk w drzwiach swojego ekskluzywnego apartamentu. Rzucił torbę treningową przy samym wyjściu i podszedł do komody na której zostawił iPada. Wziął go do ręki i ujrzał że ma 5 nieodebranych wiadomości. Liczył na to, że chociaż jedna będzie od Tatiany. Niestety, dwie były od Majki a pozostałe od osób dla niego nieistotnych. "Dajcie wy mi wszyscy święty spokój"-pomyślał. Spojrzał w lustro i przeczesał swoje kruczoczarne włosy. Wyglądał olśniewająco, jak zawsze, nawet po treningu. Wpadł na pomysł. Z półki wziął kryształową kulkę, w której mieszkał bałwan. Wystarczyło potrząsnąć przedmiotem aby sprawić, żeby padał śnieg. Ulubiona zabawka Philippa. Pognał do Tatiany. Miał tylko nadzieje, że nie otworzy mu Berenika- bał się jej.
-Czego ? -zza drzwi wyjrzała tylko głowa brunetki. Ten arogancki ton...uwielbiał go.
-Mam coś co należy do Ciebie, i chce Ci to oddać - zaprezentował jej przedmiot.
Bednarczyk prześledziła wzrokiem mieszkanie, i wyszła na pięknie oświetlony hall.
-Bałwan w szklanej kuli? Poważnie? -uniosła brew.
-Dałbym sobie ręce i nogi uciąć, że to u mnie zostawiłaś- wzruszył ramionami.
-W takim razie byłbyś bez kończyn, a szkoda, bo nogi Ci chyba potrzebne w tym zawodzie. Nie zachowuj się jak dzieciak, po co przyszedłeś?
-Tatiana...Czy musi być między nami ta wrogość ?
-A czego oczekujesz !? Że będziemy się przyjaźnić !? Nie bądź śmieszny !
-Wiem, że przyjaźń w tej sytuacji jest nierealna, ale chyba moglibyśmy utrzymywać jakąś normalną atmosferę.
-Nie widzę takiej potrzeby-wbiła wzrok w podłogę. - Niedługo wracam do Polski. Zniknę ja i zniknie ta cała znajomość...
-Wow wow wow...chwila.Jak to wracasz do Polski ? - dopytywał się poruszony Lewy.
-Zawaliłam rok studiów. Nie ma tu dla mnie przyszłości - odkręciła się i chciała wrócić do apartamentu. Robert przytrzymał ją za łokieć.
-Ty zawaliłaś studia ?- nie mógł w to uwierzyć. -Dlaczego ?- próbował to sobie poukładać. Dziewczyna parsknęła.
-Jeszcze się pytasz? To przez Ciebie, ty dupku !-wydarła się.
-Przeze mnie ?!- zaskrzeczał.
-A niby przez kogo ? Odkąd się pojawiłeś, nic tylko mieszasz mi w głowie ! Przypominam Ci, że przez Ciebie złamałam tą cholerną nogę i musiałam siedzieć w domu i już byłam głęboko w tyle ! Nie pozaliczałam kilku egzaminów, nawet gdybym chciała teraz nie pociągnę z materiałem i pieniędzmi ! Zrujnowałeś mi życie ! Całą moją pieprzoną przyszłość ! Coś do czego dążyłam od zawsze ! Nienawidzę Cię !!! - wydarła i zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zrobiło mu się głupio. Uświadomił sobie, że Bednarczyk ma po części, a może i całkowitą rację. Troszczył się o nią, ale rzadko myślał o jej studiach, kształceniu. Musi to wszystko naprawić, za wszelką cenę.

***

Marco postanowił zrobić zakupy w supermarkecie. Jako, że Piszczu wyżarł mu 3/4 zawartości lodówki przez ubiegły tydzień, musiał uzupełnić zapasy. Przechadzając się pomiędzy wysokimi półkami zauważył znajomą postać. Przyczaił się i ruszył szybkim krokiem w stronę brunetki. Kiedy był praktycznie koło niej, pochylił się lekko nad nią.
-Cześć !- krzyknął na powitanie.
-Aaaaaaa! -wrzasnęła przerażona dziewczyna i w obrocie niefortunnie trafiła Reusa z łokcia w nos. -O mój Boże! Przepraszam Cię, tak mnie przestraszyłeś - Rita łapała oddech.
-W porządku, to ja przepraszam -mówił przez nos. Sprawdzał czy wszystkie chrząstki miał na miejscu.
Miał niepowtarzalną okazję podpytać Ritę o incydent, który zaszedł między nią a Łukaszem. Tylko nie tak wprost, musiał ją jakoś podejść.
-Co tam u Ciebie? -zapytał uśmiechając się przy tym olśniewająco.
-Wszystko okej. Prowadzę zwyczajne, nie odstające od norm, monotonne, spokojne życie. A u Ciebie ? Domyślam się, że Twoja odpowiedź będzie duuużo ciekawsza -zaśmiała się melodyjnie.
-Dlaczego tak myślisz? -posłał jej pytające spojrzenie. Rita zmarszczyła brwi, uśmiechnęła się cierpko i spojrzała gdzieś w bok. No tak ! W końcu jesteś gwiazdą Marco Reusie....-Ahh -stuknął się w czoło - Przygotowujemy się do Ligi Mistrzów, treningi, do tego Bundesliga, ale nie mogę narzekać- puścił jej oczko. - Jakoś ostatnio rozkojarzony chodzę. Jedna sprawa nie daje mi spokoju - spojrzał na nią szpiegowskim wzrokiem.
-Sprawa, czy może kobieta ? - zażartowała.
-Zgadza się - mówił poważnie, a szpiegowskie cięte spojrzenie wzbudzało w  Ricie jakieś dziwne przeczucie. - Ale nie mówmy o tym -zmienił temat i przeniósł wzrok na jej wózek z zakupami. -Spore zakupy. Do domu czy dla Piszczków ?
-Co proszę ? - wydała się być zirytowana. -To znaczy, ee, tak do domu - zmieniła ton na milszy.- Nie robię zakupów dla Piszczków, to nie należy do moich obowiązków. A raczej nie należało, już u tam nie pracuję- uśmiechnęła się sztucznie.
-Nie wiedziałem - kłam dalej Marco, nos ci urośnie. - Mogę spytać dlaczego już tam nie pracujesz ?
-Musiałam ruszyć dalej, zmienić coś w swoim życiu - mina jej zrzedła.
"O tak zmieniłaś COŚ nie tylko w swoim życiu, ale i w życiu cudownej rodziny" -zadrwiła podświadomość piłkarza.
-Rozumiem- uśmiechnął się od niechcenia. -Dobra, będę uciekał, to znaczy...ide zapłacić- westchnął. -Do zobaczenia Rita - rzucił w jej stronę i odszedł.
-Narazie - westchnęła ciężko.
Marco oburzony całą tą sytuacją wzdrygnął się na samą myśl o tym, co byłoby  gdyby coś takiego przytrafiło się jemu. Oczywiście jak narazie nie planował zakładać rodziny, nawet nie szukał partnerki na stałe. Coraz bardziej zrażały go kobiety. Trafiał na same fałszywe, jak się okazuje niszczycielki czyjegoś życia. A to podobno faceci ranią najbardziej...
__________________________________________________________________________

Jeeeeeest 41 !!
Po długiej przerwie wracamy, może jeszcze nie w szczytowej formie, ale wierzymy, że przyjdzie ona z czasem. Rozdziały będą pojawiać się jakos co dwa tygodnie, ale będą na pewno. Zbyt długo nas tu nie było. Czekamy na Wasze opinie, buziaki ;)

wtorek, 21 października 2014

WIELKI POWRÓT !!!

Witajcie !
Jest nam niezmiernie miło poinformować, że po półrocznej przerwie wracamy na Blogspota a Moda na Dortmund wciąż będzie trwać ! :) Spodziewajcie się nowego odcinka bliżej weekendu, śledźcie nas na Fejsbuku i jak tam tylko chcecie :)

Tyci tyci dzieli Was od nowego odcinka,  my już nie możemy się doczekać, a Wy ? :)




PS: Nie korzystamy już z gg, bo pogubiłyśmy hasła. Gdybyście chciały się z nami skontaktować możecie to zrobić mailowo, czekamy na wszelkie propozycje, pomysły, odpowiedzi, sugestie i po prostu kilka słów od Czytelników. Buziaczki ! :)

modanadortmund@gmail.com

niedziela, 20 kwietnia 2014

Odcinek 40: Bukiet z czerwonych róż.

Tydzień później.
"Jurgen Klopp wypuszczony z aresztu" - pierwsze strony wszystkich gazet w Niemczech. O co chodziło, można było wyczytać na dalszych stronach. Udowodniono niewinność trenera. Zamiast niego zapuszkowali...Kathrin. Dziewczyna była cwana i uporała się z odłączeniem systemu kamer na Signal Iduna, ale nie była na tyle cwana żeby odłączyć je w całym mieście. Kamery na sąsiednim budynku zarejstrowały wszystko. Godzina w której widziano ją na podjeździe, wtedy gdy wchodziła do budynku, włamania do gabinetu, dokonania przelewu -wszystko się zgadzało. Miała niepodwarzalne argumenty. Nawet sam Maksymilian Starzewski wstawił się na komisariat i zeznał przeciwko niej. Powiedział, że Kathrin wyjawiła mu swój cały plan, ale on nie miał zamiaru się w to pakować- skłamał ale skutecznie. Kath wielkokrotnie pisała listy do Reusa, aby ten zechciał z nią porozmawiać, jednakże on nie miał na to najmniejszej ochoty. Ta cała sytuacja stanowczo go przerosła. Po raz kolejny został oszukany przez kobietę. Bardzo nad tym ubolewał, ale obiecał sobie, że nie stoczy się tym razem, tak jak to było z Carolin.
Nie było mowy o tym żeby Łukasz przekroczył próg własnego mieszkania. Został z niego bezdyskusyjnie wyrzucony. Nie dyskutował z Ewą. Wiedział, że ona nie chce go teraz oglądać. Posłusznie spakował się i wyprowadził. Na początku kompletnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Do Kuby nie pójdzie,  musiałby uzasadnić powód dla którego tymczasowo wprowadza się do Błaszczykowskich. Nawet jeśli by skłamał, Agata wyciągnęła by od niego prawdę. Narazie wiedzieli o tym tylko Piszczkowie i Lewy. Poszedłby do Roberta, chociażby dlatego, że o wszystkim wie. Ale to nie wchodziło w grę. Lewandowski ma dzieci i swoje obowiązki. Pozatym odkąd zerwał z Tatianą, znów pogrywał sobie jak ostatni dupek. Z Gozte nie gadał, a szkoda bo teraz byłby jego kołem ratunkowym. Pozostał mu jedynie Reus i Leitner. Moritz...żyje we własnym świecie. Łukasz nie wiedział czy dałby radę mieszkać z nim pod jednym dachem. Bardziej wyrozumiały wydał mu się Marco, i do niego się udał. Nie bylo rady. Trzeba było powiedzieć  gorzką prawdę. Reus dłuższą chwilę zbierał w sobie myśli. Dla niego było to niedopuszczalne i początkowo myślał, że to jakiś żart. To przecież ex aequo z Błaszczykowskimi najprzykładniejsze małżeństwo na świecie. Był zły na przyjaciela, ale to nie jego życie i mieszać się w to nie zamierzał. Zgodził się na przygarnięcie obrońcy i tak oto pozostało do dziś.

***

Ranek, mieszkanie Reusa.
-Dzień dobry śpiący królewiczu - Marco pogodnie przywitał swojego współlokatora. -Jak się spało? Kawki ?
-Czeeeść- ziewnął Piszczu. - Spało się całkiem dobrze, a Tobie? - usiadł na krześle. -Kawę poproszę.
-Mi wspaniale- uśmiechnął się szeroko po czym napełnił filiżankę kolegi czarnym, magicznym pobudzającym płynem.
-Marco...nie musisz tego robić..-zaprzeczył Piszczek.
-Ale czego?
-Zachowywać się tak przesadnie mile -wyjaśnił obrońca. -Wiem, że cierpisz, jesteś mega wkurzony i czujesz się oszukany. Przestań udawać.
-Masz racje- tleniony pochylił się nad Łukaszem. - Cierpię, jestem potwornie wkurzony i czuję się oszukany, ale ja niczego nie udaję- mówił cicho i zmróżył oczy.- Nie mam zamiaru rozpaczać i lamentować nad czymś, co już minęło. Nie stoczę się na samo dno tylko dla tego, że jakaś oszustka tak chciała. Nie tym razem, a wiesz dlaczego? - zadając to pytanie przysunął się jeszcze bliżej do przerażonego przyjaciela. Łukasz głośno przełknął ślinę i potrząsnął głową. -Bo mamy Ligę Mistrzów do wygrania -wypowiedziawszy to wyprostował się i podszedł na blatu kuchennego. Oparł się o niego i patrzył w strone Łukasza. Na sam jego widok miał ochotę parsknęć śmiechem. Musiał szybko cos powiedzieć, zanim Łukasz zauważyłby cień uśmiechu na jego twarzy. -Pozatym wszystko zmierza ku dobremu. Sprawa z Jurgenem to już dla nas historia, media pohuczą i przestaną- puścił mu oczko.
-Przez chwilę się Ciebie wystraszyłem- przyznał Piszczek i odetchnął.
-To dobrze- zaśmiał sie Marco- powinienem zostać aktorem. No, oczywiście gdyby nie to, że moją prawdziwą miłością jest piłka-upił łyk wody ze szklanego dzbanka.
-Przepraszam Marco, już nie będę Cię męczył. Masz rację, najważniejsze, że wszystko się wyjaśniło. Przynajmniej Ty wiesz na czym stoisz- zrobił zmartwioną minę.
-Na Twoim miejscu, kupiłbym najpiękniejszy bukiet i poszedł pogadać z Ewą.
-Nie będzie chciała ze mną rozmawiać..
-A skąd Ty to mozesz wiedzieć? Wywaliła Cię z mieszkania fakt, ale Ty do cholery przez ten cały tydzień nie odezwałeś się do niej ani razu. Masz dziecko, nie obchodzi Cię co u nich ?! Poddajesz się już na początku ?! Czekasz aż ona zrobi pierwszy krok czy jak?! - Łukasz spojrzał na niego spod łba. -Nie patrz tak na mnie...Nie mamy dziś treningu, masz cały dzień, do dzieła! -krzyknął motywująco i gestem ręki wyprosił go z kuchni.

***

Gotze zrozumiał, że tak jak jest, dalej być nie może. Stracił już kumpli, a teraz Katję. Nie odbierała od niego telefonów, a on odchdził od zmysłów. Rita nie chciała mu nic powiedzieć. Domyślał się gdzie może być jego ukochana, nawet dzwonił do Kloppów, ale jej żona Jurgena wypierała się, że widziała dziewczynę. Innej opcji nie było, musiała być u Kloppów. Postanowił osobiście tam pojechać i wszystko wyjaśnić. Zadzwonił do drzwi, które otworzył mu ku jego zaskoczeniu Jurgen.
-Trenerze witam- zdjął czapkę i skinął głową. -Przyjechałem po Katję, muszę z nią porozmawiać, tak dalej nie może być- mówił jak najęty.
-Dobrze -odparł Jurgen. -Ale najpierw porozmawisz ze mną- powiedział stanowczym tonem i zaprosił go do środka.
Mario szedł niepewnie, za Kloppem, który prowadził go do salonu. Dawno tutaj nie był. Ostatnio kiedy Katja przeprowadzała się do niego, a jeszcze wcześniej w wieku 17 lat. Usiadł na sofie a na przeciwko niego usiadł jego autorytet. Helga przechodząc wzdłuż korytarza zauważyła w salonie niechcianego przez blondynkę gościa. Posłała pytające spojrzenie mężowi, on w odpowiedzi kiwnął głową, tak jakby chciał powiedzieć 'zostaw to mnie'.
-Słucham- powiedział Jurgen. Gotze ocknął się.
-Chciałem wyjaśnić wszystko i przeprosić moją dziewczynę, za moje prostackie zachowanie...
-..to już wiem -przerwał mu Jurgen. -Nie uważasz, że mi też należą się jakieś wyjaśnienia? - patrzył na niego przeszywającym wzrokiem. Mój Boże- ten wzrok. Po plecach piłkarza przeszedł dreszcz.
-Nie wiem od czego zacząć..
-Nie wiesz od czego zacząć ?-parsknął Klopp po czym poderwał się z siedzenia. -Zakuwają mnie w kajdany, pełno w okół mnie paparazzi. Przetrzymują w ciemnej i zimnej celi jak psa. Przesłuchują 3 razy dzienie, 3 razy dziennie w kółko te same pytania. Nie wiem o niczym. Czy ktoś może był na komisariacie i próbował mnie z tego wyciągnąć, czy moi zawodnicy nie nabawili się kontuzji...Aż pewnego pięknego dnia wszystko się wyjaśnia, pragnę w spokoju wrócić do domu ułozyć sobie to jakoś, i nagle dowiaduję się że mój zawodnik umawia się na lewo z Guardiolą !- wrzeszczał, ale to nie było 100% jego mocy. Mario westchnął.
-Wyjaśnię, proszę tylko o spokój -spojrzał na niego niepewnie. Jurgen głośno odetchnął po czym opadł na fotel. -Tak, rozmawiałem z działaczami Bayernu, raz nawet osobiście z Guardiolą w tym celu pojechałem do Monachium. Złożyli mi naprawdę interesującą propozycję, ale to wszystko działo się za szybko. Przyznam, że naprawdę poważnie nad tym myślałem. Kontrakt praktycznie wyłożyli mi już na stół. Ale nie mogłem go podpisać. Potem nagle aresztowano Ciebie, trenerze. To jeszcze nie był ten czas.  -spojrzał na nieobecną minę trenera, który wgapiał się centralnie w jego twarz. -Odmówiłem-powiedział jeszcze raz, aby to do niego dotarło.
-Naprawde tak było? -usłyszał głos ukochanej, która własnie weszła do pomieszczenia.
-Tak, Katja. Nie mógłbym teraz tak nagle wszyskiego zostawić. Ciebie, trenera, drużyny...
Blondynka uśmiechnęła się i rzuciła mu się na szyję.
-Myślałam, że masz inną..-powiedziała zrezygnowana. Brunet zaśmiał się.
-Nie musiałbym jej szukać w Monachium-pocałował ją namiętnie.
-Mordo Ty moja- Klopp podniósł sie i objął zakochanych. -Wiedziałem że jesteś rozsądnym chłopakiem-poczochrał mu włosy.
-Chciałem was przeprosić, wiem że namieszałem.
-Oj tak..-westchnął Klopp- jutro chcę usłyszeć pięknę przeprosiny w szatni dla całej drużyny.
-Inaczej, sobie tego nie wyobrażam -powiedział zadowolony Gotze i przybił Jurgenowi piątke.

***

Piszczu i Lewy układali w pobliskiej kwiaciarni bukiet dla Ewy. Nie mieli jakiegoś konkretnego obrazu tego, jak ma on wyglądać, więc postanowili, że połączą wszyskie ulubione kwiaty Ewki i złączą w jeden ogromny bukiet. Róże, goździki i tulipany w jednym bukiecie wyglądały...niespotykanie. Podczas gdy Piszczek zastanawiał się nad doborem ozdób i wstążek, uwage Roberta zajął ktoś inny. Poprostu nie mógł uwierzyć w to, że kiedy był z Tatianą praktycznie nie mieli dla siebie czasu, a gdy teraz się rozstali, znów spotyka ją na każdym kroku. Nie zastanawiał się ani chwili dłużej i podszedł.
-Witaj Tatiana -jego głos...aż podskoczyła.
-Cześć- rzuciła od niechcenia.
-Jestem ciekaw, co takiego możesz porabiać w kwiaciarni, tu gdzie ja- zaakcentował ostatnią część zdania.
-Kupujemy z Wiki pare zaszczepek. Podobno nic nie uwalnia Cię od przeszłości na tyle skutecznie, jak nowe kwiatki w domu- Lewy uśmiechnął się cwaniacko.- A Ty?
-Wybieram kwaty na swój pogrzeb...bo z takim twoim podejściem, raczej marnie skończę -wzdrygnął się i pokręcił głową. Zauważył, że żart nie rozbawił Tatiany, jedynie ją zażenował. -No co jest ? Uszczypliwe żarciki juz się Ciebie nie trzymają? -zapytał z teatralnym zmartwieniem.
-Może najwyższy czas dorosnąć ? -zadała proste retoryczne pytanie i odkręciła się w strone pułek z nasionami. Wiktoria w tym czasie odeszła gdzieś dalej.
-Może...-mruknął. -A swoją drogą, sekretarka ojca Twojej koleżanki nieźle namieszała.
-To prawda, ale nie wiem po co poruszasz ten temat. Nie znałam tej kobiety, ojca Wiktori praktycznie też nie znam. Nie odpowiadam za czyjeść interesy...
-Rozumiem, czyli nie wiesz nic więcej w tej sprwie?
-A co mam wiedzieć? -odkręciła się w jego stronę. -Myślisz, że całe moje zycie kręci się wokół waszego klubu? Wiem, że w tym mieście kibicowanie wam, to religia, ale nie moja. Nie obchodzą mnie wasze sprawy, intrygi, skandale, a w szczególności Ty! - to ostatnie nie chcący jej sie wyrwało. Rozłoszczona wyszła na zewnątrz nie zwarzając na przyjaciółkę.
Po tych dobitnych słowach, Robert dołączył spowrotem do przyjaciela. Trochę zabolało go to, że Tatiana mogła powiedzieć, że on już jej nie obchodzi. Mimo to wiedział, że skłamała i za wszelką cenę będzie chciał udowodnić jej, że tak nie jest.
_________________________________________________________________________

Długo musiałyście czekać na rozdział, jesteście złe, my też jesteśmy. Nie możemy się zebrać w sobie, pisanie nie sprawia nam juz takiej przyjemności jak kiedyś. Obawiam się, że już się wypaliłyśmy. Ciężko jest usiąść i napisać, kiedyś przychodziło to o wiele łatwiej. Co tu dużo gadać, rozważamy trzy opcje: zawieszenie, zakończenie lub oddanie bloga. Najbardziej podchodzi nam ta pierwsza opcja, ale  po dłuższym czasie nikt nie będzie pamiętał o czym jest to story. Zakończyć jest trudno bo jestem w takim momencie, że sensownie się tego zakończyć nie da (jest jeszcze pare pomysłów). Musimy to głęboko przemyśleć. Napewno damy znać jak najszybciej.  Nie martwcie się naszą "nieaktywnością'. Pomimo tego, że nie zawsze komentujemy, na bieżąco śledzimy wasze blogi i jeszcze w tym miesiacu postaramy sie nadrobić wszystkie zaległości. Do usłyszenia i Wesołych Świąt :)

czwartek, 27 lutego 2014

Odcinek 39: Po burzy zawsze wychodzi słońce.

Zdyszana Katja wpadła jak burza do mieszkania przyjaciółki. Wiadomość, którą dostała rano wymiotła ją z butów.
-Jak to Madison wyjechała ?- rozbrzmiał jej na co dzień ponętny, lecz teraz donośny głos.
-Witaj Katja, miło Cię widzieć. Może wejdziesz to środka ? Kawy, herbaty ? - powiedziała ironicznie Roth.
-A daj spokój !- wepchnęła ją do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. - Dlaczego tak nagle wyjechała?
-Prawdopodobnie, to od czego uciekała o sobie przypomniało - w skrócie przedstawiła jej wydarzenia z wczoraj oraz zachowanie ex 'przyjaciółki'. -Madison narozrabiała i teraz musi ponieść tego konsekwencje. Cały czas nurtuje mnie pytanie...Jaki udział w czyjejś śmierci mogła mieć Madi? - Rita potrząsnęła głową. -Stać ją na wiele, ale nigdy w życiu nie powiedziałabym, że Madison mogła by kogoś..
-Nie mów tak -przerwała jej blondynka. -To nie możliwe, nawet wiedźmy znają jakieś granice-westchnęła. -Jak myślisz, wróci ?
-Nie mam pojęcia - brunetka wzruszyła ramionami. - Na razie się na to nie zanosi. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie. 
-Może to tylko kolejna gierka ?
-Może...nie wiem co o tym myśleć -opadła na krzesło. - A jak sprawa z Jurgenem?
-Twierdzą, że jest winny, ale jak na razie nie mają żadnych dowodów. Ciągle te same oskarżenia o kradzież. Wypuścili go ale ciągle jest wzywany na policję i przesłuchiwany. Chłopaków i zarządców też już zaczynają gnębić. 
-Nieciekawie -skrzywiła się Rita. -Nie martw się, na pewno wszystko się wyjaśni -odgarnęła jej włosy za ucho i spojrzała czule. - A jak między tobą a Mario?
-Mam go dość ! Nic tylko chodzi i warczy, ciągle się kłócimy. Nie daje już sobie rady z tym rozpieszczonym gnojkiem...-zaczęła wrzeszczeć. -Postanowiłam odejść od niego na parę dni, zrobić sobie przerwę. Rozmawiałam z ciocią, przeprowadzę się do Kloppów, Helga mnie teraz potrzebuje.
-Dobry pomysł, spokojnie kochanie -uśmiechnęła się do blondynki. - Wszystko się ułoży.
-Mam taką nadzieję- westchnęła. - Będę się zbierać, muszę spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
-Podrzucisz mnie do Piszczków? Akumulator mi padł, a nie chce tłuc się miejskim..
-Jasne, nie ma sprawy -uśmiechnęła się promiennie i wyszły.

***

Mario siedział oparty o słupek bramki na przeciwko Weidenfellera z którym turlał sobie piłkę, podczas gdy jego przyjaciele przebiegali kolejne okrążenie wymachując przy tym rękoma.
-Gadaliście z Gotze? -zapytał Błaszczu.
-Zacznijmy od tego, że z nim się nie da rozmawiać -wtrącił zażenowany Reus. -Racja, nawrzucałem mu...ale jak chciałem zakopać topór wojenny, to on się wypiął. 
-Może bezpodstawnie go oskarżyliśmy ? Nawet nie daliśmy mu nic wyjaśnić...-zaczął łagodnie kapitan reprezentacji Polski.
-Nie Kubuś, to on nie chciał nic wyjaśniać -odezwał się Lewy. -Gdyby nie ta blondyna, o niczym byśmy nie wiedzieli. Czasami myślę sobie, że to jednak dobrze, że się zjawiła - w tym momencie Piszczu zakrztusił się powietrzem. -Wszystko w porządku? -zapytał Robert.
-Tak tak, to tylko napad...astmy -palnął bez zastanowienia. 
-Astmy ?- parsknął Leitner. - Z tego co sobie przypominam, to twoje badania lekarskie nic nie wykazały...
-Nie ważne Mo, zgubiłem przez Ciebie wątek !- Lewy zaczął pstrykać palcami, w celu przypomnienia sobie tego co chciał powiedzieć. Po chwili dokończył - Wiem, że z jednej strony to dziwne, ale Blondi nam pomogła. Gdyby nie ona nie poznalibyśmy tajemnicy Mario, ja nie skończyłbym z Tatianą, a Moritz...nie poznałby własnej wartości.
-Niby tak, kartony wyglądają lepiej niż on -stwierdził rozbawiony własnym żartem Kuba, na co Moritz odpowiedział oburzoną miną i 2 minutowym fochem. -Tylko szkoda mi trochę Ciebie, Lewy.
-Nie ma o czym mówić. Ten związek nie miał przyszłości..- na moment wrócił ten zimny i bezuczuciowy Lewandowski. -Lepiej zajmijmy się tym, co się teraz tu wyprawia. Już niedługo gramy w Lidze Mistrzów i zamiast skupić się na treningach biegamy po komisariatach, bo rzekomo nasz trener bawi się w jakieś nielegalne przelewy !
-To chore...a najgorsze jest to, że ani Klopp ani Watzke nie chcą nic powiedzieć. A my rżniemy głupa na policji -uniósł się Leitner.
-Gdyby szefunio był winny, to już by mu tą winę udowodnili - wtrącił Piszczu. -Chcą zrobić sensacje kosztem całego klubu i tyle.
-A może ktoś go wrobił...?-zapytał Marco ale to pytanie przerwała mu Kath, która podbiegła do barierki i zaczęła go wołać. Reus jak w transie odbiegł od kolegów i popędził do ukochanej. 
-Kathrin!- przytulił ją i pocałował namiętnie. -Dlaczego się nie odzywałaś?
-Przepraszam Cię Misiaczku ale musiałam wyjechać z miasta w sprawie interesów, gniewasz się ? -złożyła serie pocałunków na jego twarzy. - Wiem co się stało, to straszne ! Jak można posądzić o coś takiego Jurgena Kloppa? Nie martwcie się, znam naprawdę świetnego prawnika...tylko pozwólcie mi działać- przemawiała do niego przekonująco. 
-Kath to miłe z twojej strony, ale uważam że poradzimy sobie bez twojej pomocy...
-Nie ufasz mi? - burknęła zdenerwowana.
-Żartujesz? Oczywiście że Ci ufam, ale nie w tym rzecz. To są sprawy klubowe, nie chce Cię w to wciągać. 
-Ale..
-Kath odpuść ! Zawsze musisz mieć ten ostatni głos, ale tym razem on należy do mnie. Daj sobie spokój, poradzimy sobie..-wypowiedziawszy to odszedł od niej, do rozgrzewających się kolegów.
-Jeszcze zobaczymy..-bąknęła pod nosem Kathrine. 

***

Łukasz był na treningu, a Sara rysowała kredkami przy stole kuchennym. Ewa patrzyła przez okno. Pogoda była deszczowa, idealnie współgrała z jej samopoczuciem. Zamyślona dryfowała po oceanie bolesnych i przykrych myśli. Nie zauważyła, kiedy Rita weszła do mieszkania.
-Cześć- rzuciła wesoło Roth. -Jestem wcześniej, tak jak prosiłaś -położyła torbę na krzesło. -Hej aniołku -nachyliła się nad Sarą by mała złożyła na jej policzku soczystego buziaka. -Co tam malujesz?
-To jesteś ty, a to tata i ja - młoda zaczęła pokazywać paluszkiem wszystkich znajdujących się na obrazku.
-Śliczne, ale zapomniałaś jeszcze o mamusi-pogłaskała ją po głowie.
-Mamusia jest smutna- dziewczynka spuściła główkę i zrobiła zmartwioną minkę. 
Rita wyprostowała się i przeniosła wzrok na nieobecną Ewę. 
-Coś się stało ?- zapytała zaniepokojona.
-Wiem o wszystkim - powiedziała słabo aczkolwiek stanowczo. Rita zamarła od razu domyśliła się co ma na myśli jej pracodawczyni. -Łukasz walczył dzielnie, ale w końcu się przyznał -odkręciła się w stronę niani. Po plecach Roth przebiegł chłodny dreszcz. Nie miała pojęcia co ma teraz powiedzieć. Najchętniej sama wykopałaby sobie grób.
-Ewa...wszystko wyjaśnię...
-Myślę, że nie ma takiej potrzeby.
-Do niczego nie doszło, uwierz...
-Nie chcę tego słuchać-wycedziła wściekła Piszczek. Rita zamilkła.  -Odkąd po raz pierwszy przekroczyłaś próg tego domu, zadawałam sobie pytanie dlaczego nie potrafię Ci zaufać. Teraz dostałam swoją odpowiedź- do oczu obu z pań napływały łzy. -Nie chcę Cię tu więcej widzieć..- wypowiedziawszy to wzięła córeczkę na ręce i poszła z nią na górę.
Załamana Rita wybiegła z mieszkania. Doszło do niej to jak bardzo namieszała. Odkąd poznała Łukasza nie myślała o nikim innym, jej celem było uwiedzenie go. Chciała go mieć tylko dla siebie. Jednak gdy poznała Ewę, zrozumiała jaką cudowną tworzą rodzinę i jak bardzo są szczęśliwi. Postanowiła odpuścić, opamiętać się. Jednakże pod nieobecność Ewy, nie potrafiła oprzeć się swojej słabości. Jeden moment odmienił życie trzech osób.  Teraz nie wiedziała co teraz będzie z małżeństwem Łukasza i Ewy...nikt nie wiedział...

***

Po treningu Robert postanowił spędzić wieczór u boku kobiety, którą naprawdę darzy szczerą miłością. Jego matka Iwona była w Polsce, ale tu w Niemczech rodzinnej miłości mu nie brakowało. Mowa oczywiście o Steffi- największym skarbie Lewego. Był wieczór, na jego nieszczęście zastał Jennifer  w domu, gdyż nie zapowiadał swojej wizyty. Zniesmaczona widokiem swojego ex chłopaka, opadła na fotel w salonie i wyciągnęła stare wino, którego jak sądziła musiała się napić, bo nie byłoby zbyt ciekawie. Lewy lulając na ręku swoją księżniczkę, wpatrywał się w ogień płonący w kominku. Zastanawiał się jakim cudem blondynka potrafiła w nim napalić. Uśmiechnął się mimowolnie i uznał, że Jenni, nie raz go jeszcze zaskoczy. 
Pomimo zgrzytów jakie były między tą dwójką, wieczór upływał całkiem w miłej atmosferze. Jenifer napiła się równo, tym samym podpijając Lewego co skutkowało całkiem miłą rozmową. Głośne wybuchy śmiechu blondynki, wyrwały Steffi z drzemki. Robert zaczął śmiać się do niej zaczepiać ją i delikatnie podrzucać na rękach. 
-Byłaś kiedyś szczerze zakochana ? -słowa bruneta wprawiły blondi w osłupienie.
-Owszem-pokiwała głową. -A czemu pytasz ?
-Tak jakoś- wzruszył ramionami.
-To wspaniałe uczucie wiesz? Naprawdę powinieneś spróbować.
-Związki nie są dla mnie.
-Dlaczego tak uważasz ?- przyglądała mu się z zaciekawieniem. 
-Nie ma na to po prostu czasu. O ukochaną osobę trzeba walczyć, starać się, pokazywać jej to że naprawdę Ci na niej zależy i najważniejsze...niczego przed nią nie ukrywać.
-Tak, zgadza się- zszokowana przyznała mu rację.
-Ja już swoją okazję straciłem i kolejnej już nie dostanę -obsunął się na oparciu.
-Życie to nie bankiet Robercie, niestety -westchnęła ciężko. -Ale zrozumiałeś na czym polega prawdziwy nie toksyczny związek, brawo -pokłoniła mu się z uszanowaniem.
-Zawsze to wiedziałem - wzruszył ramionami. -Późno już, będę się zbierał- odłożył córeczkę do łóżeczka.
-Zostań -zatrzymała go. -Nie lubię być sama - spojrzała na niego błagalnie.
-Dobrze - zgodził się bez dłuższego zastanawiania. 
Rozłożyli się na kanapie i gadali jak dwie przekupy. Jak przyjaciółki, które nie widziały się miesiąc.
-Chciałaś kiedyś tworzyć normalną  rodzinę? - pytania zranionego Lewandowskiego coraz bardziej zbijały ją z tropu.
-Na początku, kiedy mała się pojawiła tak. Nie dawałam sobie rady, chciałam żebyś poniósł chociaż część odpowiedzialności. Ale w końcu wszystko się ułożyło. Mamy wspaniałą córkę, ty spotykasz się z kim chcesz i ja też. Jesteś najlepszym ojcem. Czego chcieć więcej ?
-To prawda, jest wspaniała -uśmiechnął się. - Nawet nie mam czasu żeby usiąść i pomyśleć nad tym jakim jestem szczęściarzem. Gdybym miał do wyboru, zacząć wszystko od nowa czy zostawić wszystko tak jak jest, nie zastanawiałbym się ani chwili. Rozumiesz, prawda Jenifer?
-Zaczekaj !-przerwała mu i poderwała się z kanapy. -Muszę znaleźć mój kalendarzyk !
-W celu...?
-Nie pomyliłeś mojego imienia. To trzeba gdzieś zapisać !
-Kurde...a już tak dobrze mi szło...-skrzywił się po czym parsknął śmiechem. -To przez tą całą chorą i niecodzienną dobroć -zaczął się tłumaczyć.
-Nie przyzwyczajaj się, jutro znowu Cię znienawidzę-puściła mu oko.
-Tyle wygrać !-zaczął wiwatować. Ale za długo się nie nacieszył bo oberwał w głowę. 
O jakiejś 2 nad ranem odpłynęli do krainy Morfeusza. On, ona a pomiędzy nimi maleńka istotka. 

___________________________________________________________________________

Kochane moje. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Z tymi ważniejszymi PRAWIE się już uporałyśmy. Teraz wracamy na blogspota i bierzemy się do roboty. Byłyśmy mile zaskoczone jak zobaczyłyśmy wasze wiadomości z zapytaniem o nowe notki. Jest nam naprawdę bardzo miło, że po tak długim czasie ktoś jeszcze wchodzi na tego bloga i o nas pamięta. Rozdziały będą się pojawiać, ale prosimy o cierpliwość :) Pomału nadrabiamy zaległości na waszych blogach. Informujcie nas o nowościach pod rozdziałami.  My zostawiamy was z odcinkiem 39. Miłego weekendu i do usłyszenia :))

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Odcinek 38: Oliwa na wierzch wypływa.

Wszyscy chcieli pojechać na komisariat i dowiedzieć się czegoś w sprawie Jurgena, jednakże pojechali tam tylko Waidenfeller i Katja. Uznali, że tak będzie najrozsądniej, bo gdyby pojechali wszyscy zrobiłoby się zamieszanie i tym bardziej niczego by się nie dowiedzieli. Żona Kloppa czekała już na miejscu, natomiast pozostali nie ruszali się z miejsca. Wszyscy chcieli być obecni przy tym kiedy pojawi się jakaś informacja. Mieli nadzieję, że to tylko jakieś nieporozumienie, ale chyba nic by ich już dziś nie zdziwiło. Sprawa Gotze wstrząsneła towarzystwem. Nikt nic nie mówił, nikt nic nie sugerował. Czekali w zupełnej ciszy.

***

-Żabciu, możemy porozmawiać? -zza ściany wyjrzała tylko głowa Łukasza.
Ewa skinęła głową nie odrywając wzroku od gazety. Czytała artykuł dotyczący aresztowania Jurgena.
-Co to za bzdury?!- Jurgen Klopp najuczciwszy człowiek na ziemi oskarżony o kradzież klubowych pieniędzy ? To nie dopuszczalne ! -wrzasnęła oburzona.
-Wiem kochanie, mi też trudno w to uwierzyć. To napewno jakieś nieporozumienie -starał się uspokoić żonę.
-Masz rację  to nieporozumienie, przepraszam. Chciałeś ze mną porozmawiać ?
-Tak -wziął głeboki oddech. -Bo widzisz, zrobiłem głupotę, największy błąd mojego życia. Nie potrafię dłużej żyć jak gdyby nigdy nic...- patrzyła na niego bardziej niż lekko zaniepokojona, ale nie przerywała mu. - Kiedy wyjechałaś na szkolenie, Rita wprowadziła się tu. Uznaliśmy, że tak będzie wygodniej i to wszystko ułatwi. Lecz pewnego dnia, bardzo za Tobą zatęskniłem. Chciałem żebyś była ze mną. To było takie niedojrzałe...Rita, ona...całowaliśmy się...-w tym momencie Ewa głośno przełknęła ślnę. Czuła jak do jej oczu napływają łzy -...do niczego nie doszło, opamiętaliśmy się, a właściwie Sara...cholera! -ukrył twarz w dłoniach -brzydzę się sobą !
Ewa milczała. Jakby wpadła w trans, którego za żadne skarby nie chciała przerwać. Załzawionymi oczami patrzyła w okno.
-Błagam Cię powiedz coś- powiedział załamany Piszczu.
-Tak myślałam- wychrypiała. -Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać bo wiedziałam, że coś się stanie -otarła łzę.
-Kochanie- uklęknął przed żoną i ujął jej dłoń -To co zrobiłem...nie mogę na siebie patrzeć a muszę codziennie -ucałował ją w ręke. - Kocham Ciebie i tylko Ciebie..
-Wiem o tym -uśmiechnęła się słabo.
-Czy jest szansa, że kiedykolwiek mi wybaczysz? - spojrzał w jej zasmucone oczy.
Ewa podniosła się  z kanapy. Łukasz obserwował każdy jej ruch, jej twarz.
-Powiedz Ricie żeby dziś nie przychodziła. Ty też weź Sarę i pójdźcie gdzieś, chce zostać sama.
Łukasz ze zrozumieniem pokiwał głową.
-Kocham Cię - powiedział kiedy wychodziła z pokoju.
Jak się czuł? Nie da się tego opisać słowami. Ubrał córeczkę i poszli razem do Błaszczykowskich.

***

Tatiana postanowiła pójść do Roberta i porozmawiać z nim. Przemyślała sobie wszystko kilka razy. Teraz zostało jej zmierzyć się z nim twarzą w twarz. Właśnie zamykała za sobą drzwi, kiedy zastała go w hallu. Spojrzeli sobie w oczy, nie odzywając się przez chwilę.
-Właśnie chciałem...
-Tak, ja też -zbliżyli się do siebie nie odrywając wzroku.
-Przemyślałam wszystko  i nie mogę być na Ciebie zła. Każdy wie jaki byłeś do niedawna..mogłam się tego spodziewać, te wszystkie kobiety...nie to, że mam o Tobie złe zdanie, choć miałam. Boli mnie jedno. Dlaczego nie powiedziałeś od razu?
-Chciałem Ci powiedzieć, ale to wszystko działo się tak szybko-przeczesał swoje włosy. -Czasmi normalnie nie wyrabiam a od niedawna pojawiłaś się też ty.
-Czyli jestem tylko kolejnym problemem?
-Nie to miałem na myśli...-próbował z tego wybrnąć.
-Już dobrze -wtuliła się w niego. -Przysięgnij mi, że od dziś zawsze będziesz ze mną szczery i będziesz mówił mi o wszystkim.
-Przysięgam- niby mu ulżyło ale nadal się obawiał.
-Zobaczysz kochanie, niedługo będziemy się z tego śmiać -uśmiechnęła się lekko. -Troje dzieci, to nie koniec świata- wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
-W sumie to...dwanaście..-głos mu drżał.
-Kiepska pora na żarty-stwierdziła.
-W tej chwili nie śmiałbym żartować- dziewczyna spojrzała na jego całkiem poważną minę. Odsunęła się od niego i zaśmiała histerycznie.
-Nie wierzę -powiedziała jakby sama do siebie. -Jesteś jakiś niepoważny?- zaczęła krzyczeć i wymachiwać rękoma.
Lewy chciał ją objąć, ale nie z nią te numery.
-Nie dotykaj mnie! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! To koniec !- wykrzyczała po czym zatrzasnęła za sobą drzwi.
Biedny Robert. Jak widać ukrywanie prawdy jest trudniejsze niż przyznanie się do błędu.

***

Rita stała na balkonie i paliła papierosa.  Na codzień tego nie robiła, tylko w bardzo stresujących sytuacjach lub gdy chciała pomyśleć. Powoli zaczynął przeszywać ją zimny dreszcz, ale nie miała czasu by się nad tym zastanawiać.  Nieoczekiwanie zjawiła się też Madi, z początku niezauważona przez brunetkę.
-Nie w pracy? -zapytała blondynka.
Rita ocknęła się i spojrzała na nią.
-No popatrz, dzisiaj akurat nie -zgasiła niedopałek i kontynuowała. - Ładny teatrzyk wczoraj odstawiłaś. Katja wszystko mi opowiedziała, jesteś z siebie zadowolona?
-Nie-powiedziała cicho i spuściał głowę. Wyglądała jakby naprawdę żałowała, a Roth zakrztusiła się powietrzem.
-Co proszę? Wiesz jaką krzywde im wyrządziłaś? Zdajesz sobie z tego sprawę, że zniszczyłaś im tak wiele przez swoje własne usrane widzi mi się?
-Wiem to, Rita. Ale nie cofnę czasu...Wyjeżdżam -wypowiedziawszy to weszła do pokoju.
Nianie kompletnie wbiło w ziemię. Madison to świetna aktorka, ale tym razem nie grała.
-Po tym wszystkim co nam zrobiłaś tak poprostu wyjeżdżasz? -popędziła za nią. - Nie masz nic do powiedzenia?
-Przepraszam, w porządku? -próbowała ukryć napływające do oczu łzy. -Pójdę się pakować - rzuciła po czym uciekła do swojego pokoju.
Rita nie dała jej za wygraną i poszła za nią.
-Dlaczego nagle chcesz wyjechać ?-zastała ją kiedy w ekspresowym tempie sie pakowała. Po pytaniu zadanym przez Ritę, przestała momentalnie i usiadła na skraju łóżka.
-Ktoś kogo skrzywdziłam...zmarł dzisiaj w nocy. Poczułam się strasznie, bo duży w tym mój udział -szlochała. - Ja czuję, że powinnam być teraz z jego rodziną -otarła łzy i spojrzała na brunetkę, która po raz kolejny nie wiedziała co powiedzieć. Potrząsnęła głową i wróciła do pakowania się.
Rita stała oparta o ściane i przygladała się blondynce. Zrobiło jej sie żal Madi. Przez głowe przeszły jej setki myśli. Nie wiedziała o kogo chodzi, ani jaki"udział" miała w jego śmierci. Wahała się ale w końcu zadała to pytanie.
-Kim jest ta osoba?
-Nie znasz, gdyby był to także twój znajomy, powiedziałabym Ci -zasunęła walizkę. -Muszę jeszcze gdzieś zadzwonić - spojrzała na nią znacząco.
-Jasne- powiedziała i wycofała się z pomieszczenia.
-Rita..
-Tak?
-Jest mi strasznie przykro...- brunetka westchnęła poruszona tym widokiem. Rozżalona Madison, ta Madison.
Kiwnęła głową i ulotniła się. Tego dnia nie widziała jej już więcej. Słyszała tylko zamykające się drzwi. Chciała do niej podejść ale nie wiedziała co miałaby powiedzieć. Pozwoliła jej odejść. Tak po prostu.

***

Sara i Oliwka po ich wspólnych szaleństwach ucieły sobie popołudniową drzemkę. Agata równiez była zmęczona i usnęła z nimi w jednym pokoju. Kuba i Łukasz postanowili im nie przeszkadzać i wybrali się do baru, gdzie czekali już na nich Lewy i Reus.
-Nie zamawialiście nic? -zapytał zdziwiony Błaszczu kiedy dosiedli sie do stolika w kącie.
-Czekaliśmy na was.
-To bardzo miłe, aż dziwne -stwierdził kapitan reprezentacji Polski - to co cztery piwka na początek?-obejrzał się po pozostałych, nikt nie zaprzeczał. -To rozumiem, chodź Reusik nie zabiorę się - klepnął przyjaciela siedzącego z brzegu.
Łukasz opadł na kanapę obok Lewego.
-Powiedziałem Ewie...-napastnik spojrzał na niego.
-Jak zareagowała? -Piszczek wzruszył ramionami.
-Nie wściekła się, nie krzyczała, nie wyrzuciła mnie z domu tylko płakała, chciała zostać sama..
Robert pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Wiedziałem, że powiesz. Poczucie winy niszczyło Cię od środka- stwierdził bez emocji obracając w dłoni iPada.
-Tak, to było straszne. Ulżyło mi, wiesz? Wiem, czuje się jeszcze bardziej podle, ale mimo to jest mi lżej...Misiu? Niech to zostanie między nami, dobrze?
-Spoko tylko wiesz...jak Ewa Cię zostawi, to nie licz na wsparcie z mojej strony -powiedział hardo napastnik. Piszczu zacisnął usta w podkowę i spuścił głowę.
Kuba i Marco przyłączyli się do nich po chwili. Po dwóch piwach zaczęła się prawdziwa męska rozmowa.
-Co ty taki markotny? Heej -Reus uszczypał Roberta w policzek.
-Tatiana mnie rzuciła- wypowiedziawszy to każdy z chłopaków wydał z siebie okrzyk zdumienia.
-Ona Ciebie? Liczyłem, że będzie na odwrót -przyznał Marco.
-Nie tym razem- reakcja kolegów lekko go rozbawiła.
-Powiedziałeś jej calutką prawdę? -dopytywał się Kuba.
 -Tak...wiecie, nie chce o tym gadać. Kobiety są jakieś inne -wzdrygnął się i upił łyk z kufla.
-Racja, na przykład Kathrin. Jest słodka, zabawna, ale jej ciekawość jest czasami irytująca -stwierdził tleniony.
-To znaczy?
-Bardzo interesują ją sprawy klubowe, aż za bardzo. Cały czas przecież jest ze mną na treningu, albo podwozi mnie wszędzie. Wypytuje o Kloppa, kase klubową. Czy to jest normalne? -skrzywił się.
-W naszym świecie nic nie jest normalne- obudził się Piszczu -To męczy, ale taka prawda.
-Dokładnie. Dlaczego nie możemy prowadzić beztroskiego życia gwiazd footballu? Ciągle tylko skandale, afery, kłótnie. To nie jest normalne -przyznał Kuba.
-Nie jest, bo my nie jesteśmy normalni -skwitował Lewy. -Zdrowie Panowie ! Za nas, rządnych skandali, niepoukładanych, nienormalnych gwiazd footbalu  - wypowiedziawszy te słowa unieśli kufle w górę i stukneli się wzajemnie.

_____________________________________________________________________

Lewandowski we Frajrenie... smutne to. Wiem, że zaraz polecą hejty o brak szacunku dla najlepszego klubu świata, jednak nie potrafię szanować tych ludzi.. zarządu, trenera.. nie. Oby przebił się do składu, bo szkoda byłoby gdyny jego kairera się zatrzymała.Nie mogę jednak oprzeć sie wrażeniu, że to nie jest typ Guardioli. Nie wiem. Natomiast pozdrawiamy hejterów Roberta, którzy to tak starsznie płaczą, że jest zdrajcą judaszem etc. Szkoda, że sami dowiedzieli się rok temu co to Borussia.


Z okazji pierwszych urodzin bloga, które miały miejsce 2 dni temu, życzymy sobie i Wam jak nawiększej frajdy z czytania tego opka!  
Czekamy na Wasze komentarze.