piątek, 31 maja 2013

Odcinek 21: A miało być tak pięknie...

Finał Ligi Mistrzów zakończył się przegraną Borussii 2:1. Były smutki, łzy, gorycz, frustracja. Jednakże trzeba było wziąć się w garść i pójść na imprezę wypchaną dziennikarzami i innymi osobistościami ze świata footballu. Błyski fleszy i przytłaczające pytania wykończyłyby nie jednego twardziela. Co się stało to się nie odstanie. Teraz skupiali się wyłącznie na reprezentacji.

2 dni później.

W mieszkaniu Lewego, trzej Polacy omawiali taktykę na mecz z Mołdawią, przy czym krytykowali trenera Fornalika. Kuba mazał coś na tablicy Oliwki, którą targał przez pół miasta a Robert i Łukasz analizowali to razem z nim.
-Więc panowie, to co musimy poprawić to: ofensywa i defensywa.
-Robię co mogę- wtrącił Lewy.
-Wiem Robert ale 75% Ciebie, to za mało Ciebie. Zdecydowanie za mało, tak jak nas wszystkich ! Ehhh- westchnął - muszę porozmawiać z trenerem. Nie dość, że to wszystko nie trzyma się kupy, to jeszcze nie mamy Wojtka.
-Dzwoniłem do niego wczoraj. Jest zupełnie bez formy i długo jeszcze nie wyjdzie na boisko. Szkoda chłopaka - powiedział smutno Lewy.
-Oh, NIEszczęsny - podsumował Piszczu.
Wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? - Piszczek spojrzał pytająco na Roberta, który w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Mozolnie podniósł się z miejsca i poszedł otworzyć. Piszczu i Błaszczu usłyszeli pisk szczęścia wydobywający się z ust napastnika.
-Wojtas! - krzyknął radośnie i rzucił się przyjacielowi na szyję. Drzwi otworzyły się szerzej- I Sandra?- dodał nieco mniej entuzjastycznie.
-No cześć - pomachała mu swoją wymanikiurowaną dłonią, ciapiąc przy tym gumę.
-Kogo to moje piękne oczy widzą? O wilku mowa!- do korytarza wparował Łukasz i Kuba, którzy razem z Robertem obskoczyli bramkarza Arsenalu. Zrobił się szum, prawie jak na targu.
-Helooouuu, ja tu jestem - wydała z siebie zlekceważona Sandra. Uwielbiała być w centrum uwagi, a teraz czuła się pominięta. Chłopcy nie zważając na wysoką tyczkarkę, poszli do salonu cały czas przy tym gadając. Towarzyszka Szczęsnego wywróciła oczami i pociągnęła za sobą wielką walizkę, kierując się za chłopakami.
- Co ty... wy tu robicie?- zapytał rozpromieniony Kuba.
-Wpadłem odwiedzić znajomych z Niemiec. Nie będę marnować życia przez tę pieprzoną kontuzję.
-Fajnie, że jesteś! Szykuje nam się męski weekend - powiedział radośnie Lewandowski.
-Ekheeem- prychnęła Sandra.
-Damsko-męski weekend - poprawił - jeśli wiesz co mam na myśli- uśmiechnął się łobuzersko. Na twarzy bramkarza zagościł "banan".

***

Późnym popołudniem Robert, Wojtek i Sandra wybrali się na wycieczkę po Dortmundzie, tylko, że taką samochodem. Wojtek szykował się jeszcze przed wyjściem podczas gdy Lewy i Dziwiszek czekali na dole obok auta. Dziewczyna gadała coś o jakiś butach, lakierach itp, na co brunet tylko przytakiwał. Usłyszeli kroki dobiegające z klatki schodowej.
-Wreszcie, ile się można szykować - odetchnął napastnik. Myślał, że to Szczęsny jednak pomylił się. Tatiana szła szybkim krokiem, grzebiąc w torebce. Lewy przez chwilę nie odrywał od niej wzroku, w końcu dawno się nie widzieli. Podniosła głowę i rozejrzała się po parkingu. Ujrzała go z jakąś dwumetrową zgrabną panienką. Już bajerował inną? Krew jej się zagotowała.
-Chodź tu!- Robert wykorzystał okazję i przyciągnął do siebie Sandrę.
-Ale Robert, co ty robisz?- zapytała zaskoczona skrzekliwa szatynka.
-Cicho, nie odwracaj się.
-Co? -lekko odkręciła głowę.
-Nie odwracaj się- syknął.
Objął ją w pasie i z cwaniackim uśmieszkiem spojrzał na Tatianę. Bednarczyk wytrzeszczyła oczy po czym otrząsnęła się i posłała mu mordercze spojrzenie. Odkręciła się na pięcie, uniosła brodę do góry i z przytupem ruszyła z miejsca. Ależ ona była wściekła. Dobrze, że nikogo więcej tam nie było, bo staranowałaby wszystkich przechodniów po kolei. Kiedy znikła z pola widzenia, Lewandowski puścił dziewczynę.
-Co to było?
-Stęskniłem się, dobra?
-Ty za mną?- uniosła brwi a piłkarz przytaknął obojętnie. Sandra zmrużyła oczy i popatrzyła na niego podejrzliwie, tak jakby próbowała czytać mu w myślach. Nagle zjawił się Wojtek.
-To co jedziemy? - zapytał przeczesując włosy.
Cała załoga wpakowała się do samochodu. Jeździli i podziwiali miasto i stadion dobre dwie godziny. Pannie Dziwiszek zaczęło się już nudzić, więc zażyczyła sobie natychmiastowego zawiezienia jej do pobliskiej galerii. Chłopcy początkowo protestowali, ale kiedy ta zaczęła wrzeszczeć i piszczeć, znaleźli się tam szybciej niż można się było tego spodziewać. Sandra zaliczyła kilkanaście sklepów, w których średnio spędzała 15 minut. Wojtek i Robert siedzieli na ławce przed sklepem. Szczęsny wodził wzrokiem po szyldach z nazwami sklepów trzymając ręce w kieszeni, a Lewy ukrył twarz w dłoniach i nerwowo trząsł nogą. Po chwili obaj podparli brodę i siedzieli tak dłuższą chwilę w ciszy.
-Długo jej to jeszcze zajmie?-spojrzał zniecierpliwiony na bramkarza.
-A bo ja wiem- skrzywił się i wzruszył ramionami - Kobiety są...dziwne.
-Taa -westchnął.
-A jak tam Paulinka?
-Kto?
-No Krupińska. Widziałem wasze zdjęcia we wszystkich brukowcach w kiosku.
-Aaa, ta. Zerwałem z nią.
-Serio? -wytrzeszczył oczy- W sumie to długo wytrzymałeś.
-Cały tydzień- spojrzał na niego wymownie.
-To i tak długo-wyszczerzył się - a tak w ogóle to obok Ciebie niezłe laski mieszkają.
-No jakieś tam mieszkają, z Polski chyba.
-Nawet wiesz skąd?
-Taa, spotkałem ją raz czy dwa.
-Którą ją?
-No tą jak jej tam, Tamara? Teresa? Jakoś tak...
-Nawet nie wiesz jak ma na imię?
-Wcale mi się nie podoba ! Przestań mi to wmawiać !
-Przecież nic nie mówię- spojrzał na niego dziwnie i uśmiechnął się pod nosem.
Ze sklepu wyłoniła się Sandra z siedmioma torbami wywieszonymi na obu rękach. Podeszła do piłkarzy i podzieliła torby między nich.
-Wyglądacie żałośnie...gdzie w was życie? Gdzie radość z zakupów? -unosiła ręce w geście wiwatu.
-Możemy już iść? -zapytał nerwowo Wojtek.
-Okej, Wojtas, nie unoś się już- skrzywiła się.
Zjechali ruchomymi schodami na dół i kierowali się do wyjścia. Nagle zatrzymał ich puszysty ochroniarz sapiąc przy tym niesamowicie. Gonił ich przez pół sklepu.
-Stać! -złapał oddech - Dlaczego pani za to nie zapłaciła?
-O czym on mówi?- Sandra spojrzała na chłopaków i czekała aż przetłumaczą słowa grubego.
-Pyta się dlaczego nie zapłaciłaś- powiedział Lewy.
-Nie zapłaciłaś za to?- zapytał wzburzony Szczęsny.
-No ale Wojtas, przecież to ty masz pieniądze- zaczęła się tłumaczyć a Szczęsny wykonał klasyczny facepalm.
-Po prostu zapłać- wtrącił Lewy. Chciał jak najszybciej wyjść z tego sklepu. Szczęsny wyciągnął portfel i zaczął wynajdować wyznaczoną sumę.
-Bardzo przepraszam za dziewczynę, jest trochę...zagubiona w tym kraju-puścił mu oczko.
-Ja nie mogę- pan w mundurze wytężył wzrok- Wojtek Szczęsny i Robert Lewandowski w naszej galerii. 10 lat tu pracuję i takich osobistości tu jeszcze nie spotkałem - mówił zafascynowany. Gadali jeszcze przez chwilę i podpisali mu się na gazecie. W końcu wyszli z tego znienawidzonego budynku. Ani gruby, ani oni nie zorientowali się, że ostatecznie nie zapłacili.
KIERUNEK: Apartament Roberta Lewandowskiego.
Sandra przymierzała nowo zakupione rzeczy podczas gdy chłopcy wyszli na dwór, przechadzając się spokojnymi uliczkami Dortmundu. Szczęsny opowiadał przyjacielowi, że ma już dosyć bezczynnego siedzenia na dupie i oglądania meczy z trybun lub ławki rezerwowych. Lewy rozumiał go i współczuł. Sam doskonale wiedział jak to jest długo leczyć kontuzję. Idąc prostopadłą uliczką natknęli się na niecodzienny obrazek. Marco Reus spacerował z Jenifer i malutką Steffi w wózku.
-Ooo, a z kim tak Reus spaceruje?- zapytał rozpromieniony Wojtek. Lewy uniósł brwi i uchylił usta. Nie zastanawiając się ani chwili ruszył w ich stronę. Szedł jak tyran.
-O nie! Tak nie będzie! - rzucił w ich stronę kiedy dzieliło ich kilka metrów. Przejął wózek, który jeszcze przed chwilą znajdował się w rękach blondyna i zniknął gdzieś za zakrętem. Cała trójka przyglądała się tej całej sytuacji. Po chwili Robert wrócił i podszedł do pary.
-W rodzinkę się bawicie?- zaśmiał się histerycznie.
-A co ci do tego ?- zapytała wściekła Jenifer.
-Tak jakby dużo. Teraz zaczniesz mówić małej, że Reus to jej tatuś?
-To tylko spacer kretynie, wyluzuj!- warknęła blondynka.
-Wiecie co? Róbcie sobie co chcecie, ale moja córka nie będzie mówiła "tato" do niego - wskazał palcem na Marco- A teraz ta młoda dama idzie ze mną...to znaczy zabieram ją ze sobą. Odwiozę ją wieczorem- rzekł i ruszył w przeciwnym kierunku.
-Stary..-zaczął Szczęsny.
-Nie chcę o tym gadać-przerwał mu brunet.
-Okej okej rozumiem...a właściwie to... nie. Nie rozumiem tego.
-Wyjaśnię Ci wszystko w domu- westchnął. Czuł  na sobie spojrzenia Reusa i Jenifer dlatego nie odkręcał się do tyłu.

***

U Piszczków dzień mijał spokojnie. Łukasz siedział w fotelu czytając gazetę, a Rita grała z Sarą w piłkę. W pewnym momencie piłka niefortunnie odbiła się od szafy strącając przy tym wazon, który Ewa dostała od babci.  Przedmiot z ogromnym hukiem roztrzaskał się o podłogę. Rita zbladła.
-Cholera! - zaklął Piszczek - Ewka strasznie lubiła ten wazon. Był dla niej taki ważny... - nerwowo drapał się po głowie. Niania czuła, że zaraz zemdleje. A już było tak dobrze, wydawać by się mogło, że pani Piszczek nawet ją troszkę polubiła, a tu takie coś. Wszyscy troje przez chwile stali w osłupieniu. Na nieszczęście do domu wróciła małżonka obrońcy.
-Cześć kochani ! Jak wam min...-urwała, bo zobaczyła swój ukochany wazon w kilkunastu kawałkach, ten sam który dostała od równie ukochanej babci.-nie...
-Żabciu, proszę....
-Nie wierzę...
-Kochanie nie denerwuj się, jakoś to naprawimy..
-To była pamiątka po mojej babci ! - wrzasnęła- kto...
-To moja wina- powiedziała cicho Rita- to ja nie upilnowałam Sary, ja zapłacę za wszystkie szkody, możecie mi potrącić z wypłaty...
-Nie, nie ma takiej potrzeby, to był wypadek-odpowiedział Łukasz uśmiechając się delikatnie.
-Nie ma takiej potrzeby ?!- wycedziła przez zęby pani domu. Wyglądała, jakby chciała kogoś zabić- to może wszystko w tym domu potłuczemy ?! - pobiegła do kuchni - po co nam talerze ?!!!- jednym ruchem ręki wygarnęła je z szafki, a te rozbiły się z ogromną siłą uderzając o podłogę.- Szklanki też się nie przydadzą, możemy przecież pić z  butelek !!!!!! - spotkał je taki sam los jak inne naczynia.
Zanim Łukasz dobiegł do swojej żony zdążyła również zabić sosjerkę i cukiernicę.
- Uspokoiłaś się trochę ?
Ewa spojrzała na niego jak na debila. Nadal wszystko w niej wrzało. Rita stała jak wryta. Zapadła cisza. Domownicy patrzyli na siebie. Sara siedziała na komodzie, a obok niej stała ostatnia w tym domu, nieuszkodzona szklanka. Dziewczynka, biorąc przykład z matki, strąciła ją paluszkiem na podłogę przerywając to niezręczne milczenie.
-Ewcia... żadnych gwałtownych ruchów..
-Nie dotykaj mnie ! - krzyknęła i jednym sprawnym zwodem wyminęła obrońcę.
-Masz talent- mruknął pod nosem Łukasz podczas gdy jego małżonka wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami tak, że o mało co nie wypadły z zawiasów.
-Chyba się wkurzyła-stwierdził Piszczek.
-Łukasz... to wszystko moja wina. Chyba nie mogę tu dłużej zostać. Ewa mnie nienawidzi.
-Nie ma mowy.  Przejdzie jej. Sara cię uwielbia, doskonale się dogadujecie.
-Sara jest mądrą, towarzyską i otwartą na ludzi dziewczynką, na pewno znajdziecie kogoś odpowiedniego na moje miejsce.
-Rita zostań. Proszę - zbliżył się do niej i złapał ją za rękę -Jeżeli nie ze względu na małą, to ze względu na mnie...
-Przekonaj mnie.

***

Ciepłe, letnie popołudnie nie zachęcało do siedzenia w czterech kątach. Większość mieszkańców Dortmundu można było spotkać na ulicach miasta. Agata również  spacerowała z Oliwką w parku.
-Ooo, cóż za spotkanie !- usłyszała za sobą. Już wiedziała czyj to głos. Dobrze, że chociaż babcia już wyjechała, został "tylko" ten przygłup.
-Czego chcesz ? - odburknęła zażenowana.
-Jak ci się podobało w sobotę ?
-Mecz świetny, nie podobał mi się wynik. - rzuciła od niechcenia. Co za kretyn. Jej mąż stracił Puchar Europy po wspaniałej, zaciętej walce, i bramce straconej w 89 minucie, a on się jej pyta, czy jej się podobało.
-Mi się nie podobało tylko zachowanie tej dziczy na trybunach - dodał Ksawery.
-Jak ich nazwałeś ? Ty chamie ! Nasi kibice to najwspanialsi ludzie na świecie- blondynce puściły nerwy. Nikt nie będzie obrażał fanów BVB w jej obecności.
-Ja cham ? Błagam Cię. Ja nie rzucam w nikogo piwem.
-Jakim piwem ? - Błaszczykowska ożywiła się trochę.
-No piwem. Kiedy Ilkay wykorzystał rzut karny na trybunach wybuchła euforia, i jakiś idiota, w tej euforii rzucił we mnie kuflem.
-Do prawdy ? Miałeś pecha.- Agata nie mogła powstrzymać się od śmiechu. O ile zawsze kochała kibiców Borussii, to teraz jej uczucia jeszcze bardziej się ociepliły.
-Nie zostawię tak tego. Jutro wnoszę pozew o zamknięcie trybun dla kibiców. - Blondynce zrzedła mina.
-Żartujesz,prawda ? - zapytała przerażona.
-Czy ja wyglądam jakbym żartował ? Zamierzam pozwać też klub kibica o odszkodowanie za nowiutki garnitur.
-Poszedłeś na mecz w garniurze ?
-I z teczką. Dobra, ja już lecę, mam dużo pracy. Jeszcze wszystkie dokumenty trzeba przetłumaczyć na niemiecki.- powiedział i odszedł, jak gdyby nigdy nic. Agata stała jeszcze przez chwilę, po czym zerknęła na córkę. Nawet mała zdawała się być przejęta zaistniałą sytuacją.
-Kuba. Muszę wszystko powiedzieć Kubie- pomyślała i czym prędzej pognały do domu.

***

Pani Błaszczykowska opowiedziała mężowi o planach ześwirowanego adwokata. Kuba nie mógł w to uwierzyć. Zawsze wiedział, że facet ma coś z głową, ale nigdy nie przypuszczał, że do tego stopnia. Zakmnąć trybuny dla kibiców ?! Nie. Tego nie był w stanie sobie nawet wyobrazić. Chwycił za telefon i szybko wybrał numer do Roberta.
-Siema Stary. Mamy problem. Agatka Ci wszystko wyjaśni- podał telefon małżonce, a ta kolejny raz opowiedziała o wydarzeniach z parku.
-Ten facet do reszty zdurniał ?!- wrzasnął Lewandowski.
-Najwyraźniej- odrzekł Kuba, który przed momentem odzyskał telefon -Za piętnaście minut u mnie. Zadzwonię do reszty i coś wymyślimy...

***

Wszyscy już siedzieli u Błaszczykowskich. Dobrze, że chociaż mieszkanie mają duże. Brakowało tylko Moritza.
-Robert, zadzwoń do niego- Lewy wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer. Po kilku sygnałach usłyszał głos pomocnika.
-Co ty, młody, nie dostałeś sms-a ?
-Dostałem, ale nie przyjade.
-Moritz, to ważne...
-Co ty sobie myślisz, że co ? że jeden sms i od razu do Ciebie lecę ? Co ty wiesz, o tym co jest ważne,a  co nie ?! Mam własne życie i własne sprawy ! Nie jestem waszym chłopcem na posyłki- wydzierał się zbulwersowany Leitner-Mam tego dosyć !  Wiecznie tylko czegoś ode mnie chcecie ! ...*3 minuty później*...Posuwasz się za daleko !  Mam tego dosyć ! Zrozumiałeś ?! - zakończył swój monolog.
-To przyjedziesz?- zapytał spokojnie Robert.
-Będę za chwilę.

10 minut później.

-Są już wszyscy ? - z głębi pokoju padło pytanie.
-Brakuje Piszczka.
-Właśnie, gdzie jest Łukasz?
W tym momencie do drzwi zapukał Moritz.
-Nie ważne- machnął ręką Kuba-Sprawa wygląda tak...
Opowiedział im dokładnie to, co Agata powiedziała jemu i Robertowi.
-A to bydlak - stwierdził Marco, co chwilę zerkając na napastnika.
-Jemu chyba trzeba, bez kitu, przywalić- rozmyślał Leitner.
-Świetny pomysł, tylko kto chciałby brudzić sobie ręce ?
Zapadła cisza, kóra trwała dłuższą chwilę.
- Może Reus, on lubi ranić ludzi- prychnął Lewandowski. Marco puścił drugą częsć zdania mimo uszu.
-Może Ty Moritz ? - powiedział blondyn.
-Ja ? Dlaczego zawsze ja ?! Mam dosyć bycia waszym chłopcem na posyłki- wzburzył się pomocnik.
-Ale zobacz, nie masz nic do stracenia- tłumaczył Reusik- nie masz dziewczyny, nie masz dzieci, mieszkasz sam, nie grasz w podstawowym składzie, ciebie nawet nikt kupić nie chce- wyliczał.
-Racja- wstał z miejsca- zrobię to ! uratuje naszych kibiców! - powiedział z dumą i wyszedł  z mieszkania.
-Ja też już lecę- w ślad za nim ruszył Robert
-Co tak szybko ? stało się coś ? - zapytał Kuba.
-Mam nadzieję, że nie. Wojtek i Sandra zostali ze Steffi, sam rozumiesz.
-Jasne, jedź ostrożnie!

***

Było już ciemno, kiedy Leitner stanął u drzwi pokoju hotelowego, w którym zatrzymał się ześwirowany adwokat. Zapukał.
-Tak ? O witaj Moritz ! - Ksawery przywitał go entuzjastycznie.
-Dla ciebie pan Moritz- powiedział z powagą na twarzy - a teraz słuchaj. Głęboko zastanowisz się nad tym co mówiłeś Agacie, dzisiaj w parku.
-Wybacz, już złożyłem pozew- Leitner zrobił jeszcze starszniejszą minę.
-Coś ty powiedział? -zapytał z grozą w głosie. Adwokat nie zdążył odpowiedzieć, bo pięść piłkarza uderzyła w jego twarz. Łysol poleciał do tyłu, witając się przy tym z podłogą.
-To jeszcze nie koniec- dodał i wyszedł z mieszkania, pozostawiając w nim Ksawerego z rozwalonym łukiem brwiowym i krwią cieknącą z nosa...

_______________________________________________________________________


Moje Drogie, ciężko przechodzi nam to przez klawiaturę, ale jeżeli piszecie w swoich blogach o tym, że ktoś tam robi kolejną awanturę Gotzemu o to, że zostawia Reusa samego, to nawet nas nie informujcie. Wszędzie w kółko jedna historia- wszyscy są obrażeni, bo zostawia Marco, co więcej to nie Reus robi mu sceny, tylko wszyscy inni. Bomba.. My zawsze piszemy zgodnie z tym, co myślimy, a w tej sprawie myślimy, że nie można potępiać chłopaka za to co zrobił. To była wyłącznie jego decyzja, i chociaż jesteśmy na niego wściekłe z tego powodu, to musimy zacisnąć zęby i ją uszanować, nie zapominajmy, że Mario jest naszym Złotym Chłopcem, który przez 11 lat pomagał w walce o każde zwycięstwo, bez względu na rangę spotkania i zostawił wielką cześć swego serca na murawie Signal Iduna Park. Jeżeli takie były jego marzenia, to krzyżyk na drogę, a nam pozostaje tylko trzymać kciuki by wszystkie się spełniły i być dumnymi, że taki piłkarz jak on wyszedł spod skrzydeł Borussii Dortmund. A w kwestii tej wielkiej przyjaźni… to nie  jest tak, że to wszystko się sypie, bo prawdziwa przyjaźń nie na tym polega. Prawdziwy przyjaciel daje wsparcie i zawsze pozwala rozwinąć skrzydła. Jeżeli całe życie marzycie o podróży dookoła świata i pewnego dnia ktoś wam ją zaproponuje, to odmówicie, dlatego, że nie pojedzie z wami koleżanka? Przepraszam, za długo żyję na tym świecie,  żeby w to uwierzyć. Czysta hipokryzja. Niestety nie tak jest to wszystko organizowane, a przez to te historie są tak nierealne, że dla nas mało interesujące, tym bardziej, ze w 90% opowiadań, które czytamy właśnie to się dzieje. Sorki Laski.

Dzisiejszy odcinek jest długi, jako, że w ubiegłym tygodniu nic nie dodałyśmy :)
Zapraszamy na naszą stronę na fejsbuku :) https://www.facebook.com/ModaNaDortmund

Czekamy na Wasze komentarze !

piątek, 17 maja 2013

Odcinek 20: Seria niefortunnych zdarzeń.

35stopniowy upał dawał o sobie znać. W taki dzień można co najwyżej usiąść w cieniu pod drzewem ze szklanką napoju z lodem i gazetką. Marco właśnie przed chwilą zagarnął coś w stylu "Faktu Dortmundzkiego", który chłopiec w czerwonym wdzianku jadący na rowerze, wrzucił mu przez płot. Usiadł wygodnie na tarasie i zaczął przerzucać kolejne strony. Zatrzymał się na "Wstrząsających wydarzeniach" czyli rubryce, którą lubił w tej gazecie najbardziej, oczywiście zaraz po dziale poświęconym tylko Borussii. Wyczytał tam,  że jakaś niemiecka modelka przewróciła się na wybiegu, łamiąc obcas i nogę, że 9letniej dziewczynce uciekł kotek na drzewo ,nie mogli go ściągnąć i potrzebna była interwencja straży, że wczoraj wieczorem ktoś potrącił grupkę nastolatków na przejściu, 3 osoby są ranne i że sprawca uciekł, ale go szybko odnaleźli. Marco westchnął głośno.
-Eeeeeh, biedny kiciuś - jego głębokie przemyślenia przerwał dobijający się do drzwi Robert. Niechętnie wstał z miejsca i podreptał otworzyć drzwi.
-Cześć Robercik, ty nie na treningu?
-A ty? Jurgen przełożył odkrywco, bo uznał, że jest za gorąco. Nie dostałeś smsa? -popatrzył na niego zdziwiony.
Reus wyciągnął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. 1 Nieodebrana wiadomość od: Szefunio.
-No tak - westchnął i utorował mu drogę. Wyszli na taras i usiedli na ławeczce.
-Jak tam randka z Jee..eee..z tą dziewczyną z klubu? -brunet w ostatniej chwili ugryzł się w język.
-Dobrze- powiedział obojętnie.
-Tylko tyle? Nawet mój syn ma bardziej rozwiniętą odpowiedź, jak się spytam co tam w przedszkolu.
-Który?
-Co z różnica? Rozmawiamy o Tobie.
-Jenifer jest cudowna, znaleźliśmy wspólny język. Ma piękne włosy, jest wyluzowana, słodka, zabawna i mógłbym w nieskończoność wymieniać - mówił bez żadnych emocji.
-Jednym słowem to ta jedyna? - dopytywał się uparcie.  Uznał, że nadszedł czas aby Reus poznał prawdę.
-Nie wiem stary. Ciężko powiedzieć. Jest nam razem dobrze, ale nie wiem czy chcę spędzić z nią resztę życia. Jest naprawdę niesamowita i silna. Nie rozumiem jak mogła być z kimś takim jak jej były.
-To znaczy? - Lewy coraz bardziej interesował się tym co mówi jego przyjaciel.
-No wiesz...spotykał się z nią kilka tygodni, "niechcący" zrobił jej dziecko i ją zostawił. Teraz płaci i myśli, że wszystko jest okej... Najchętniej sam bym mu przywalił, pajac.
-Opowiedziała Ci? - wzburzony wstał z miejsca.
-Nie mamy przed sobą tajemnic, to chyba dobry start nie? Ja o Carolin i innych moich ex tez jej powiedziałem.
-Marco błagam Cię, przemyśl sobie czy ona na prawdę jest dla Ciebie- zrezygnowany złapał się za głowę.
-Od kilku godzin nie robię nic innego - przyglądał się dziwnemu zachowaniu Lewego, który kręcił się w te i nazat. Po chwili usiadł obok niego podpierając brodę i patrząc się przed siebie. Zapadła cisza, ale Reus zaraz ją przerwał.
-A ty co wczoraj porabiałeś ?- szturchnął go lekko łokciem.
-Siedziałem ze Steffi, bo jej matka gdzieś wyszła - Reus bezgłośnie odpowiedział "aaa". Lewy miał nadzieję, że wystarczająco mu już podpowiedział.
-Ile ona już ma? - zapytał z uśmiechem blondyn.
-3 miesiące - odpowiadał jak w transie, dalej gapiąc się w jeden punkt.
-Heh, a to zabawne. Córeczka Jenifer też ma...3 miesiące- uśmiech zniknął mu z twarzy. W tym samym momencie spojrzeli sobie w oczy.
-Robert?
-Tak -odpowiedział krótko, jakby znał dalszą część pytania. Reus patrzył chwilę nieobecnie, a z jego ust wymknęło mu się polskie znane na całym świecie przekleństwo.
-Teraz wszystko się zgadza - stwierdził oszołomiony Marco - Co teraz będzie?
-Marco, jeśli czujesz, że chcesz być z Jessicą...
-Jenifer - poprawił go.
-Właśnie...jeżeli chcesz z nią być, to bądź. Chodzi mi tylko i włącznie o  małą, a wy róbcie sobie to co wam się żywnie podoba - Lewy uśmiechął się po raz pierwszy od kilkunastu minut.
-Okej...cóż- wypuścił głośno powietrze z ust- Dziękuje?
-To ja dziękuje, że nie dostałem w twarz - zarechotali.
-Niby za co? Dziwna sytuacja, ale przecież znasz ją dłużej niż ja.
-Może i dłużej, ale to wcale nie znaczy, że lepiej -  rzekł Robert. Marco wbił wzrok w podłogę i zacisnął usta, żeby przypadkiem nie palnąć nic głupiego - Trzymaj się Reusik - poklepał go po ramieniu i wyszedł z mieszkania pozostawiając w nim zielonookiego , zupełnie wypranego z emocji. W tym momencie nie czuł nic. Opadł bezwładnie na fotel.  Do tej pory nie wiedział co będzie z nim i Jenifer. Do tego Lewy, który nie ułatwił mu zadania. Jednakże nie mógł być na niego zły. Dziecko to sprawa między blondynką a napastnikiem, do której postanowił się nie mieszać. Musiał zająć się swoją.

***

Kuba wygłupiał się z Oliwką na dworze. Na szczęście polepszyło się jej. Agata siedziała w salonie i czytała gazetę, dokładnie tą samą co Reus. Usłyszała dzwonek do drzwi. Nie chciało jej się wstawać więc zasygnalizowała, że drzwi są otwarte.
-Witam piękną panią domu - zza ściany wyłonił się Ksawery.
-A... to ty...Cześć - powiedziała mniej entuzjastycznie. Ten jednak nie zwrócił na to uwagi. Wszedł dalej do domu i usiadł na przeciwko niej w fotelu.
-Mamy taką piękną pogodę dziś. Może gdzieś wyskoczymy?
-W sensie na randkę?- wyjrzała spod gazety.
-Nazywaj to jak chcesz - uśmiechnął się flirciarsko.
-Żartujesz sobie? Mam męża, córkę i własne życie więc mi się nie wcinaj. Nie mam ochoty na żadne wypady na miasto, w szczególności z tobą- syknęła cicho.
-Przemyśl to jeszcze - usadowił się wygodnie w fotelu.
-Już przemyślałam i dostałeś odpowiedź- świdrowała go wzrokiem- Właściwie nie wiem co ty  tu jeszcze robisz...
-Strona 6 - kiwnął głową na gazetę, którą trzymała w ręku. Blondynka zmrużyła oczy i przekartkowała strony.
-Wstrząsające wydarzenia - oznajmiła i spojrzała na niego.
-Pijany kierowca potrącił wczoraj grupę małolatów. Jest moim klientem. Zostaję w Dortmundzie na czas rozprawy - uśmiechnął się cwaniacko. Agata wytrzeszczyła oczy i nic nie powiedziała, a  w salonie zjawił się Kuba i Oliwia.
-Ksawery? - uśmiechnął się sztucznie - Co ty tu robisz?
-Właśnie wychodzi - rzekła Agata i wymownie spojrzała na adwokata.
-Nie wydaje mi się - uśmiechnął się szeroko. Agata popatrzyła na niego z rządzą mordu, a Kuba usiadł obok niej i posadził sobie córeczkę na kolanach.
-Jak tam mała lepiej?- zwrócił się do dziewczynki, a ta pokazała mu język. Nikt oprócz niego tego nie zauważył.
-Kuba, za dwa dni mecz z Hoffenheim- szybko zmienił temat - Jak forma?
-To okaże się jutro na treningu.
-Mam bilet na mecz i napewno zjawie się żeby pokibicować kolegom z Polski  (a od kiedy to jesteś na "ty" z Lewym i Piszczem ?)
-Świetnie- odrzekł oschle Kuba.
-Postarajcie się i strzelcie jakieś ładne bramki, żebym nie żałował tych kilkudziesięciu euro - uśmiechnął się cynicznie i wyszedł, tak poprostu.
-Co za cham i prostak !- wydarła niespodziewanie Agata- Przychodzi tu i zaprasza mnie na randkę, po czym oznajmia mi, że zostaje tu na czas jakiejś cholernej rozprawy !
-Nie przejmuj się, napewno coś wymy...co? Zaprosił cię na randkę?
-Tak, odmówiłam.
Błaszczykowski był wściekły, miał ochotę pójść za łysolem i dać mu w zęby.  Jednak duma mu na to nie pozwalała. Wziął kilka głębokich wdechów i odpuścił. Na głowie miał teraz nie tylko uciążliwą teściową ale też nachalnego znajomego.

***

-Boże, jak gorąco - Piszczek narzekał na obecny stan pogody, podczas gdy Sara chlapała się w małym basenie, przed chwilą napompowanym przez piłkarza.
-Wiem kochanie dlatego ja i Rita mamy dziś wolne. Dziś ty zajmujesz się Sarą- Ewcia wyjrzała spod dużych okularów przeciwsłonecznych i puściła Ricie oczko.
-Cóż za niesprawiedliwość! -zaprotestował Łukasz - Czyli co? Wy cały dzień zamierzacie wylegiwać się na słoneczku?
-Otóż to - odrzekła spokojnie Ewka- Każdy dobrze na tym wyjdzie. Ty spędzisz trochę czasu z dzieckiem, a my ładnie się opalimy. Dzięki Ci Jurgen !
-Jeżeli Jurgen Klopp odwołuje trening, to wiedz że coś się dzieje - Łukasz zaczął naśladować księdza Natanka, na co panie parsknęły śmiechem.
-Albo po prostu jest 40 stopni w cieniu -dodała Rita i spojrzała na Łukasza - Wiesz co Ewka, mogę zająć się dziś Sarą, żaden problem - spojrzała na nią przekonująco.
-Żartujesz sobie? Kochana ja już powiedziałam. Dziś masz wolne ! Łukasz musi poprawić swoje relacje z córką i bardzo się  z tego cieszy, prawda dzióbku? - popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Prawda żabciu- odwzajemnił uśmiech.
-W takim razie już się nie odzywam- oznajmiła niania i oparła się wygodnie o leżak.
Wszyscy leżeli w ciszy i spokoju. Słychać było szum drzew, śpiew słowika i pluskającą się Sarę.
-Cholera- powiedział cicho Łukasz  - No nie !- dodał po chwili nieco głośniej i groźniej.
-Co się unosisz?- Ewka podniosła okulary i patrzyła na niego zmieszana. Po chwili zauważyła i wybuchła śmiechem, zarażając tym Ritę i Sarę.
-Jak on to mógł zrobić Ewka? No jak on mógł to zrobić?- Łukasz podniósł ręce i głowę do góry i patrzył na ptaka, który przeleciał nad nim zostawiając NIE MAŁY ŚLAD na jego ramieniu.
-Kochanie, to ponoć przynosi szczęście- Piszczek rżała jak głupia, a Łukasz spiorunował ją wzrokiem.
-W sumie, w sobote mecz z Hoffenheim- rozmyślał Łukasz - pójdę się umyć ! -oznajmił i uciekł jak najszybciej do domu.
Kto by pomyślał, że najweselszy człowiek świata zdenerwuje się o tak mały incydent z ptaszkiem.

_____________________________________________________________________________
1.Z racji tego, że w tym odcinku mają miejsce same niepowodzenia, tytuł jest taki, a nie inny.
Co do tego ptaszka....historia z życia (:

2.Sylwia, dzięki za te wszystkie miłe słowa, na prawdę strasznie fajnie się z tym czujemy :) Jako, że odcinek jest zarówno o Kubie jaki i o Robercie w szczególności dedykujemy go właśnie Tobie ! :)

3.Jeżeli chcecie być informowane o kolejnych odcinkach, to odezwijcie się do nas na gg  45843045 :)

Zapraszamy do komentowania, wszystkie hejty bierzemy na klatę :D

piątek, 10 maja 2013

Odcinek 19: Grunt to rodzinka.

Sobotnie gorące popołudnie spędzili na wyciskaniu z siebie siódmych potów. Jurgen nie oszczędzał swoich zawodników w przygotowaniach do finału Ligi Mistrzów. Wszystko miało być cacy. Po morderczym treningu opadli na krzesła w cieniu...byle dalej od słońca.
-No to co panowie, rozumiem, że dziś wieczorem melanżyk- poruszył zalotnie brwiami Piszczek i spojrzał z szerokim uśmiechem na Mario.
-Odpada. Katja wymyśliła sobie romantyczną kolację tylko we dwoje- Gotze wywrócił teatralnie oczami.
-Uhuhu, romantyczny wieczór z panną, zrozumiałe. Czyli musimy znaleźć sobie inny lokal...
-Piszczu, ja też dziś nie mogę. Umówiłem się - przerwał mu Marco.
-Ja tak samo. Oliwia ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje- dodał Kuba.
-Co znowu zrobiła?
-Właśnie chodzi o to, że nic...rozumiecie? Cisza i spokój od dwóch dni. Może jest chora, nie wiem. Po za tym teściowa...nie mogę zostawić wszystkiego na głowie Agacie - Łukasz pokiwał głową ze zrozumieniem i spojrzał błagalnie w stronę Roberta.
-Ja też dziś będę zajęty, innym razem.
Inni też mieli wiele przeróżnych wymówek. Łukasz posmutniał.Postanowił, że następnym razem im nie odpuści.

***

Nastał wieczór. Sobotni wieczór. Dokładnie ten, w który wszystkie kluby w mieście wypchane są po brzegi nastolatkami. Po mimo późnej pory, na dworze dalej było duszno. Robert zajechał swoim oplem pod niewielki blok, znajdujący się spory kawałek od jego miejsca zamieszkania. Wysiadł, wszedł do budynku. Wsiadł do windy i wcisnął guzik kierujący go na 4 piętro. Uśmiechnął się pod nosem kiedy przypomniał sobie ostatnie wydarzenia związane z windą. Gdy usłyszał "ding" wysiadł i udał się pod mieszkanie "23".
-Cześć Jessica- rozłożył powitalnie ręce i uśmiechnął się szeroko.
-Jenifer idioto!- warknęła dziewczyna.
-Tak powiedziałem- spoważniał, ale tylko na chwilę. Blondi wywróciła oczami i wpuściła go do mieszkania. Od razu poszedł do  pokoju, w którym w biało-różowej kołysce leżała 3-miesięczna Steffi. Nie spała. Brunet wziął ją na ręce i delikatnie pocałował w czoło. Podczas gdy Jenifer zajmowała łazienkę, Lewy bujał się z małą na rękach. Po pół godziny wyszła i stanęła w progu pokoju, chcąc zrobić wrażenie na Lewandowskim, który nawet na nią nie spojrzał.
-Ekhem - odchrząknęła.
-Tak?
-Wychodzę.
-Dobrze.
-Nie chcesz wiedzieć gdzie idę ? -zdziwiła się.
-Jakoś specjalnie mnie to nie obchodzi- wzruszył ramionami.
-I dobrze...bo i tak bym Ci nie powiedziała - świdrowała go wzrokiem.
-Yhyym - mruknął. Wiedział, że prędzej czy później dziewczyna nie wytrzyma.
Kiedy poprawiała włosy przed wyjściem w lusterku w korytarzu, Robert oparł się o ścianę i przyglądał się jej.
-Więc tak jak mówiłam, kaszka jest w górnej szafce a mleko w lodówce. Napewno sobie poradzisz?
-Oczywiście.
-Super, to narazie- chwyciła za klamkę.
-Hej, Jessica !
-Jenifer- wycedziła przez zaciśnięte ze złości zęby.
-Udanej zabawy - uśmiechnął się zalotnie. Uwielbiał ją denerwować.
-Dzięki - pokiwała głową z uznaniem, jednak nie chciała dać za wygraną - Mam randkę...z Marco Reusem - uśmiechnęła się złośliwie, po czym wyszła.Po chwili zjawiła się znowu wychylając się tylko zza drzwi - Mogę nie wrócić na noc, wiesz o co chodzi - dodała i zamknęła je za sobą..
 Lewy stał przez chwilę i myślał, że się przesłyszał.W oka mgnieniu zjawił się obok okna i co zobaczył? Marco Reus, wypindrzony jak gwiazda hollywood, stał oparty o swój samochód w mega szarmanckiej pozycji. Jenifer szła w jego stronę krokiem modelki. Wszystko było by pięknie, gdyby się nie potknęła. Na szczęście nie upadła. Lewy parsknął śmiechem. Na twarzy Reusa również można było dostrzec rozbawienie. Podeszła do niego i zaczęli się namiętnie całować. Następnie wsiedli do auta i odjechali. Robert zniesmaczony tym widokiem poprawił zasłonę i nachylił się nad łóżeczkiem Steffi.
-Widzisz robaczku, każdy spędza ten wieczór z jakąś kobietą - uśmiechnął się i dodał - Ale ja spędzam go z najważniejszą w moim życiu.

Przez resztę wieczoru świetnie się bawili. Jako ojciec nie mógł pozwolić, żeby jego gwiazdeczka była futbolowo nieświadoma. Przyniósł ze sobą malutkie ubranko w barwach Borussii. Nie ufał do końca Jenifer, więc ubrał w nie dziewczynkę od razu. Właśnie leżała na brzuszku, a Lewy podziwiał ten widok.
-Idealnie - powiedział z dumą - obróć się. Nie było jednak żadnej reakcji ze strony jego córeczki. - Ah, zapomniałem - puknął się w czoło i sam ją przekręcił. Przez kilka kolejnych minut stał nad łóżeczkiem i rozczulał się nad Steffi.

***

Wizja Kuby się sprawdziła. Oliwia była chora, ponadto miała gorączkę. To tłumaczyło by jej spokojne zachowanie. Lekarz przepisał jej kilka syropów i antybiotyk dla dzieci. Błaszczykowscy podziękowali za wizytę i odprowadzili doktora do drzwi.
-Czy to aby na pewno nie jest zakaźne?-matka Agaty zdjęła maskę tlenową.
-To grypa, można się zarazić  - wytłumaczyła jej Agata.
-O Boże, jeszcze tego mi tu brakowało. Grypa na stare lata.
-Spokojnie mamo, z Oliwią wszystko będzie w porządku - zadrwił Kuba.
-Pewnie, że tak, co ma być z nią źle? - popatrzyła na niego dziwnie - Wiecie co ja wolę nie ryzykować....przeprowadzę się do hotelu, na czas dopóki Oliwka nie wyzdrowieje.
Agata i Kuba byli zażenowani zachowaniem Gołaszewskiej. Ta kobieta, niby dojrzała, bała się zarazków i chorób. Gdyby się wtedy zaraziła z pewnością zaczęła by pisać testament obwiniając w nim o śmierć swoją wnuczkę. Poszła do swojego pokoju i zaczęła się pakować. Nie mieli najmniejszej ochoty jej zatrzymywać. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-Kogo tu znowu niesie? - blondynka zadała sobie pytanie. Otworzyła drzwi i stanęła w osłupieniu - Ksawery?
-Witaj Agatko, kupe lat - wysoki, zielonooki i w połowie łysy mężczyzna stał przed nią ubrany w garnitur i prezentował swoje śnieżno-białe zęby.  W ręku trzymał teczkę. Typowy adwokat.
-Co ty tu robisz? - zapytała zszokowana, a ten zaśmiał się.
-Liczyłem na cieplejsze powitanie - nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek - Wpuścisz mnie?
Nic nie powiedziała, tylko utorowała mu drogę.
-Przytulnie tu - rozejrzał się - Cześć Kuba - wyciągnął rękę w jego stronę.
-Czeeeeść? - Kuba niepewnie uścisnął jego dłoń.
-Ohhhhh Ksawery ! - nagle w salonie pojawiła się Krysia - Jak dobrze, że już jesteś - cmoknęła go kilkakrotnie... na odległość.
-Już ?- zmieszana Agata spojrzała na matkę.
-Tak, tak. Powiedziałam Ksaweremu, że bardzo za nim tęsknisz. Oboje się o ciebie martwimy. Ten wsiadł w samolot i od razu przyleciał. Widzisz jaki z niego dobry przyjaciel - diva nie szczędziła mu komplementów.
-Ja tęskniłam? a to ciekawe...-chciała kontynuować ale pani G ją zagłuszyła.
-Wiesz co Agatko ? już późno, my z Ksawerym prześpimy się w hotelu- spojrzała rozweselona w stronę ważniaka w gajerku - za chwilę będzie po nas taksówka, czekam na dole - wzięła swoje walizki i uradowana wyszła na dwór.
-To ja też już pójdę - posłał z pozoru miły uśmiech w stronę małżeństwa, które nie pałało tak wielkim entuzjazmem jak on - Widzimy się jutro - rzucił i zniknął za ścianą.
Agata podeszła do męża i przytuliła się do niego.
-Kubaaa... - wychrypiała zrezygnowana - Co ona znowu kombinuje?
-To co zawsze Aguś, chce nas rozdzielić - mocniej przytulił żonę.
-Ale my się nie damy, prawda?- spojrzała na niego z nadzieją. Kuba uśmiechnął się i pocałował ją w nos.
-Nie damy się- stwierdził stanowczo. W głębi duszy cieszył się, że nie tylko on nie jest zadowolony z wizyty "przyjaciela" z Polski.

***

Jenifer po cichutku wślizgnęła się do ciemnego  mieszkania. Zdjęła 15 centymetrowe szpilki, które nie oszczędziły jej odcisków i zajrzała do pokoju, który oświetlała jedynie lampka nocna. Ujrzała sytuację, która ją rozczuliła. Robert spał na kanapie a na jego brzuchu  ich córeczka. Obok łóżka leżała otwarta na bajce "Królewna śnieżka" książeczka. Wyglądali przesłodko. Po prostu najpiękniejszy obraz na świecie. Było około 3 nad ranem. Podeszła do nich bliżej i zaczęła lekko szturchać Roberta, żeby nie zrzucił dziecka. Brunet otworzył oczy i spojrzał w stronę osoby, która śmiała zakłócić jego piękny sen.
-Jessica? Miałaś nie wracać na noc- przetarł oczy, a blondynka wzięła małą i położyła do łóżeczka. Już miała się na niego rzucić o to, że ciągle myli jej imię, ale była w tak świetnym nastroju, ze postanowiła mu odpuścić.
-To prawda, ale zmieniłam zdanie. Podobno macie jutro jakiś trening, wiec postanowiłam dać wam się wyspać. Sama też potrzebuję odpoczynku. Marco wystarczająco mnie już zmęczył - zachichotała.
-Współczuję - usiadł na kanapie i przeciągnął się.
-Nie był aż taki zły - zaczęła masować swoją szyję.
-Reusowi współczuję...
-Dosyć tego, wynocha ! - spojrzała na niego krzywo i wydała rozkaz. Palcem wskazała drogę do wyjścia.
Robert zaśmiał się pod nosem, wstał z miejsca i powolnym ruchem zmierzał ku wyjściu. Na dobranoc przesłał jej całuska i życzył kolorowych snów. Blondynka myślami rozgniatała już Lewandowskiego tłuczkiem do mięsa, lecz gdy przypominała sobie wydarzenia sprzed kilku godzin odpływała do innej krainy...

_____________________________________________________________________________

A oto oczko w głowie Roberta ;)



Zapraszamy :)

sobota, 4 maja 2013

Odcinek 18: Wspomnienie

...Kiedy stał już u drzwi swojego apartamentu zorientował się, że… są otwarte. Popchnął je… i stanął jak wryty...

...Niepewnie przemierzał kolejne metry korytarza kroczek po kroczku i słuchał żałosnego szlochania dobiegającego z salonu. Podszedł bliżej. Na kanapie ujrzał Leitnera, który krył twarz w poduszkach. Tęsknota i pustka wypełniała jego wnętrze.
-Moritz? Co ty tu robisz? - zapytał zdezorientowany brunet.
-Ja? - podniósł głowę i zapłakanymi oczami spojrzał na Roberta -Nic tylko...tęsknię sobie.
-Doooobrze - Lewy próbował sobie to wytłumaczyć- A jak ty tu wszedłeś?
Z kuchni wyłonił się Marco z kubkiem herbaty w ręku i pomachał pęczkiem kluczy przed nosem napastnika.
-Muszę zabrać Ci te klucze...- stwierdził brunet. Blondyn posłał mu namiętne spojrzenie i puścił oczko.
-Dlaczego świat jest taki okrutny? Jak już znajdziesz osobę, z którą wydaje ci się, że możesz iść przez całe życie...ona nagle znika - dalej szlochał.
-Ehhh- Robert przysiadł na fotelu - Ty ją na prawdę polubiłeś?
-Tak, bardzo. Po raz pierwszy poczułem coś na serio. Te jej głębokie lazurowe oczy, aksamitne włosy, gładkie niczym pupcia niemowlaka pięty i ramiona jak wyrzeźbione ze skał - kreślił kształt ciała francuzki w powietrzu.
-O kurcze - obydwaj przysłonili usta pięścią- ale Cię wzięło stary...
-Noo- zalał się łzami.
-Hej, przestań będzie dobrze. Kiedyś o niej zapomnisz i zakochasz się w innej.  Popatrz na to z innej strony, jesteś o jeden zawód miłosny mniej - pocieszał go Marco.
-To będzie ich więcej? - Moritz spojrzał na niego zrezygnowany.
-Skąd- Reus uciekł wzrokiem, skrzywił się i pokręcił głową.
-Robert? A jak ty ją w ogóle poznałeś?- dopytywał się Leitner.
-Eee, długa historia...
-Mamy czas- uśmiechnął się cwniacko Marco, a Lewy posłał mu mordercze spojrzenie.
-Dobra... to było 4 lata temu jak grałem jeszcze w Lechu. Akurat graliśmy sparing z *Stade de Reims w Paryżu. Jak się domyślacie przegraliśmy...-Reus parsknął. Lewy spiorunował go wzorkiem i mówił dalej - Jeszcze tego samego dnia Sławek chciał o tym zapomnieć, więc pojechaliśmy do klubu, tzn. ja Sławek Peszko i Semir Štilić. Ze Sławkiem nigdy nie czułem się bezpieczny...ale mniejsza. Kilkanaście kolejek i już było nam weselej. Semir podjął się trudnego zadania, a mianowicie miał robić za kierowcę. Jakoś około 1:00, kiedy byliśmy ze Sławkiem przytankowani, Štilić stwierdził, że już nam wystarczy. Nie wiem jak, ale jakimś cudem wpakował nas do samochodu i ruszyliśmy. Jechał około 10 km/h żeby nie ryzykować sprzątaniem całego auta. Droga oświetlona była jedynie latarniami. Nagle poczułem uderzenie. Od razu otrzeźwiałem. Razem z Semirem wybiegliśmy z samochodu, no, on wybiegł....ja po prostu wyszedłem. Na masce leżała zapłakana dziewczyna, cała potargana z połamanymi obcasami i butelką wina w dłoni. Na szczęście nic jej się nie stało. Opowiadała coś, ale ciężko było ją zrozumieć, bo była cała roztrzęsiona, poza tym mówiła po francusku...
-Nawet nie słyszałem jej francuskiego...- Moritz znowu zalał się łzami.
-Ciiiii, nie przerywaj - szepnął zasłuchany Marco.
-Grzecznie zaproponowaliśmy podwózkę- kontynuował- Zgodziła się zanim zdążyliśmy dokończyć pytanie, do tej pory tak ma. Kiedy zaparkowaliśmy pod hotelem wygramoliliśmy się z auta. Sławek smacznie sobie spał więc postanowiliśmy go nie budzić. We trójkę poszliśmy do mojego pokoju. Nawet nie zauważyliśmy jak Gabi dobrała się do hotelowego barku. Wyciągnęła z niego ruski szampan i usiłowała go otworzyć. Mój klubowy przyjaciel ją wyręczył. Opowiedziała nam wszystko upijając przy tym siebie, jego i jeszcze bardziej mnie. Dowiedzieliśmy się, że niecałe trzy godziny temu nakryła swojego chłopaka na zdradzie ze swoją szefową z agencji modelek.  Dziewczyna od razu spodobała się Semirowi, próbował ją pocieszać i ta gadka szmatka jaka ona jest piękna i tak dalej. Reszty wieczoru nie pamiętam. Rano obudziłem się z jej włosami na twarzy i palcem w uchu. Leżała po mojej prawej. Od razu domyśliłem się co stało się tamtej nocy, ale bałem się pytać, bo po lewej leżał Peszko...z otwartymi oczami. Zląkłem się niemiłosiernie, a on wydał z siebie tylko  "Witaj Robercie", po czym wstał i poszedł do toalety. Serce przyśpieszyło mi do chyba 200 uderzeń na minutę. Co jak co, ale te jego zapite ślepia wgapiające się w twoją  twarz, potrafiły wystraszyć człowieka. Modelka przebudziła się, a ja udawałem, że śpię. Wstała i ubrała się. Przed wyjściem nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Co tam do cholery robił Sławek? Mijały dni a my ciągle siedzieliśmy w tej Francji, bo trener korzystając z okazji wymyślił sobie jakieś treningi. Przez te pare dni próbowałem się z nią skontaktować. Pytałem Semira czy z nią później widział, rozmawiał ale na wszystkie moje pytania zaprzeczał. Opowiedziałem mu co prawdopodobnie się stało wtedy w hotelu. Patrzył na mnie ze złością, jakby chciał urwać mi głowę i podpalić ciało. Wzruszył tylko ramionami i do końca wyjazdu był nabzdyczony. Po treningu postanowiliśmy pokręcić się z chłopakami po mieście. Przechodziliśmy obok przeróżnych perfumerii, salonów piękności , obuwniczych i tych innych pierdół, na których widok kobiety wydają z siebie dzikie dźwięki. Nagle z jednego z butików wyszła ona. Roześmiana z milionami toreb w rękach. Stanąłem jak wryty, ona też się zatrzymała.
-Gabrielle ! Tyle czasu Cię szukałem, całe 2 dni. Dlaczego nie zadzwoniłaś ?
-Sorki Robert, myślałam, że nie będziesz pamiętał.
-Trudno zapomnieć, tym bardziej, że nie wiem co się działo.
-Dużo się działo, ale nie bierz tego do siebie- uśmiechnęła się lekko- To była tylko...zemsta.
Zabolało. Ale tylko przez chwilę. Nazajutrz przeprosiła mnie i chodziliśmy ze sobą. Z nikim nie było mi tak dobrze jak z nią, a przynajmniej mogło się tak wydawać. Przyjechała ze mną do Polski. Czy to była miłość? Nie, nie sądzę. Wszystko było idealne, aż do tamtego dnia. Wróciłem do domu, Gabi rzuciła mi się na szyję. Powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę. Kazała mi zaczekać i zniknęła gdzieś w pokoju. Po chwili pojawiła się z piłką na której do niedawna widniał autograf *Diego Maradony. Powiedziała, że zauważyła, że piłka jest "pomazana" i doczyściła ją. Krew odpłynęła mi z mózgu. Myślałem, że ją zabiję. Przez chwile tłumiłem w sobie wszystkie negatywne emocje, ale powieka drżała mi jak oszalała. Darowałem sobie napad złości i przyjąłem to na klatę. Kazałem jej się wynosić. Nie rozumiała mojej decyzji. Nawsadzała mi od takich i takich i zniknęła. Nie kontaktowałem się z nią, bo nie miałem na to ochoty. Tęskniłem za nią strasznie, ale kiedy patrzyłem na "czystą" piłkę , uczucie przemijało. Któregoś dnia postanowiłem zadzwonić do niej i to wyjaśnić. Przeprosiłem, a ona powiedziała mi dwa najgorsze słowa jakie facet może usłyszeć... "Zostańmy przyjaciółmi".  No i to by było na tyle.
-To koniec? - zapytali zafascynowani pomocnicy. Brunet pokiwał głową.
-Jak można zmyć autograf legendy footballu? - ręka Reusa wylądowała na jego czole z głośnym klaśnięciem.
-Woow, ona od zawsze potrafiła ranić - Moritz kręcił z niedowierzaniem głową.
-Lepiej Ci ?- Lewy popatrzył pytająco na Leitnera.
-O wiele, dziękuję Ci - rzucił mu się na szyję.
-Jak zawsze do usług- powiedział lekko podduszonym głosem.

***

Siedziały na włóknistym dywanie po turecku na przeciwko siebie z kubkiem czekolady w dłoni. Obydwie ciężko było przegadać. Katja i Rita były starymi dobrymi znajomymi. Kiedyś pracowały razem w butiku, jednak sklep splajtował. Od niedawna wiedzą o sobie, że mieszkają w Dortmundzie. Opowiadały co działo się  w ich skromnym życiu od czasu kiedy ostatni raz się widziały. Mario nie mógł znieść tego całego "gdakania" i pojechał odwiedzić rodzinę mieszkającą kilometr od miasta.
- I jak ta bielizna, którą Ci pożyczałam? Pasuje?
-Świetna jest, ale za długo się jej nie przyjrzałam...
-Jak to?
-Wyobraź sobie że byłam sama w domu, Sara spała i miałam dużo czasu. Stoję sobie w oto tej bieliźnie przed lustrem w korytarzu, a tu nagle mi Łukasz z Robertem wbijają do domu. No normalnie myślałam, że się pod ziemie zapadnę. W życiu nie byłam w bardziej niezręcznej sytuacji....a nie przepraszam, Ewka weszła do pokoju kiedy to Łukasz leżał na mnie na podłodze.
-Co? - Katja wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
-To nie jest śmieszne ! Jeszcze jeden taki numer i chyba stracę tą robotę. Boże jakby wtedy przyszła Ewa zamiast nich....chyba by mnie zabiła. Ale miny chłopaków bezcenne - uśmiechnęła się pod nosem- Łukasz mówił bez ładu i składu, a Robert gapił się z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.
-Wyobrażam sobie- zachichotała blondynka - Cały Lewy. Ostatnio odbierałam z nim poród...
-Nie może być...!-przerwała jej z niedowierzaniem brunetka.
Katja opowiedziała jej wszystko ze szczegółami, a Rita patrzyła na nią jak na wariatkę. Siedziały jeszcze długo i nawet nie zauważyły że Gotze wrócił już do domu. Zajrzał tylko do pokoju, ale kiedy zobaczył że ciągle gadają, wywrócił oczami, wycofał się i poszedł się położyć.


*Stade de Reims - francuski klub piłkarski z siedzibą w mieście Reims (obecnie klub Grzegorza Krychowiaka).

*Diego Maradona – argentyński trener piłkarski i były piłkarz. Jest uważany za jednego z najlepszych graczy w historii tego sportu został wybrany najlepszym zawodnikiem XX wieku.

__________________________________________________________________________

Trzymamy kciuki za dzisiejsze zwycięstwo w małym finale, a tymczasem zapraszamy do polubienia naszej strony na fejsbuku :)




Łapcie Moritza.. Oby piłka w końcu przyniosła mu ukojenie ;)