piątek, 13 grudnia 2013

Odcinek 37: Got a secret, can you keep it ?

The Pierces - Secret

Moritz gotów był sprawdzić czy jego przyjaźń z chłopakami ma jaki kolwiek sens. Postanowił więc urządzić dość nietypową imprezę. Bez przekąsek, bez muzyki, bez napojów procentowych, a całe to wydarzenie umieścił na facebook'u. Chciał sprawdzić czy koledzy wyjdą czy zostaną. Czy obwinią go za brak zorganizowania czy też nie.
Robert od rana zajmował się trójką swoich dzieci. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, do czasu...
Kiedy mała Stefi spała sobie smacznie na górze, a dwóch malców robiło z jego mieszkania plac bojowy, Robert przysypiał sobie na kanapie. Dosłownie jednym okiem zerkał co raz na chłopców aby upewnić się, że ich krzyki nadal są radosne.
-Dzień do-bry? - nagle nie wiadomo skąd w progu pokoju wyrosła Tatiana. Minę miała 'lekko' zdezorientowaną.
Lewy momentalnie poderwał się z kanapy. Nie można było opisać jego wyrazu twarzy.
-Zmieniłeś zawód, czy o czymś nie wiem? -zażartowała kiedy zobaczyła dwójkę nierozgarniętch chłopców biegających dosłownie wszędzie. 
W pewnym momencie jeden z synów, ten bardziej wstydliwy podbiegł do Roberta i uwiesił mu się na szyi.
-Tata, co to za pani? -powiedział półszeptem jednak słyszalnie.
Dziewczyna stanęła jak słup soli. Dosłownie wbiło ją w ziemię. Myślała, że się przesłyszała, ale nie. Tylko chciała się przesłyszeć.
-Tato? -zapytała drżącym głosem. Nie chciała aby to była prawda. Czekała na te cholerne wyjaśnienia ze strony Roberta, ale się nie doczekała. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić wyszła z mieszkania.
Lewy przedstawił małemu jaka jest kolej rzeczy i delikatnie aczkolwiek szybko wyplątał się z uścisku młodego. Czym prędzej wybiegł za ukochaną.
-Tatiana !- złapał ją za rękę kiedy był już koło niej i odrócił ją twarzą do siebie.
-Co ?!
-Wiem co teraz o mnie myślisz..-chciał łagodnie zacząć, ale zrozumiał, że to bez sensu-...tak to moje dzieci.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś ?- w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Z nie dowierzaniem zaczęła potrzasać głową. Wyrwała rękę z jego uścisku. - Zostaw mnie. Ja muszę, muszę to przemyśleć. -obróciła się i odeszła.
-O której mam po Ciebie być?- no tak odpowiednie pytanie, w odpowiednim czasie.
-Nigdzie dziś nie idę, wybacz- powiedziała nie patrząc mu w oczy i zamknęła za sobą drzwi swojego mieszkania.
Lewy jak idiota stanął na korytarzu i splótł ręce na potylicy. Doskonale wiedział co niesie za sobą związek -szczerość, której nie okazał od samego początku. Teraz trzeba zastanowić, jaką te wszystkie niefortunne konsekwencje mają przed sobą przyczynę ?

***

Godzina ~21, impreza Moritza
-Czyli, nie jesteś zły?-zapytał Leitner poraz n-ty tego wieczoru. Chłopaki nie wkurzyli się jeszcze o nic, a on myślał, że jest w innym towarzystwie, w innym mieście, w innej drużynie.
-Spoko Mo, to twoja impreza i twoje zasady -poklepał go po ramieniu Piszczu -ale kiełbaske mógłbyś jakąś skombinować.
-Już się robi-stanął jak na komende. Ucieszył się, że przyjaciele nie odwrócili się od niego pomimo tylu celowych niewypałów. Żaden z nich nie wyszedł, zostali z nim. Teraz miał pewność, bo pierwszą część testu zdali. Zobaczymy jak poradzą sobie z drugą, ale dziś był gotów zrobić dla nich wszystko. Czym prędzej ubrał się i popędził do najbliższego sklepu aby kupić odpowiednie produkty.
Tymczasem Kuba przechadzał się po całym mieszkaniu młodszego kolegi z drużyny ze swoją małżonką. Komentowali wystrój, zaglądali w każdy kąt i wymieniali się uwagami, co ewentualnie by zmienili. Mieszkanie było jednopietrowe, ale bardzo rozbudowane. Kiedy udało im się spowrotem dotrzeć do wszystkich, Agata zauważyła siedzącego w kącie zmartwionego Roberta. Kiwnęła do męża, i pociągnęła go za sobą.
-Jak tam Lewusek?-zapytała blondynka mierzwiąc jego włosy.
Brunet wzruszył ramionami bez żadnych emocji. Dzisiaj tylko to mu dobrze wychodziło. Małżeństwo obsiadło go po obu stronach.
-To znaczy, że coś się wydarzyło, niech zgadne ta z hotelu...jak się nazywała...- Błaszczu zaczął pstrykać palcami, jakby to miało mu pomóc w przypomnieniu sobie jej imienia.
-Tatiana -podpowiedzieli mu w duecie.
-Właśnie. Przepraszam, ale to co zapamiętałem z jej osoby najlepiej, to jej długie długie nogi -rozmarzył się kapitan reprezentacji Polski.
-Niezłe są, co? - mruknął Lewy. Kuba poruszył zalotnie brwiami.
-Gdybyś był wypity, zrozumiałabym...ale na tutaj nie ma ani mililitra alkoholu Błaszczykowski, więc uważaj na słowa - Agata pogroziła mu palcem i zaśmiała się. -Mów Robercik co się dzieje -ponaglała napastnika.
-Dzisiaj dowiedziała się o dzieciach. Siedziałem z Erikiem , Steffi i Philipem, weszła ona, potem wybiegła, pobiegłem za nią, powiedziałem prawdę i to tyle..
-I co ona na to?- dopytywała się Błaszczykowska.
-Powiedziała, że musi to przemyśleć...ale nie liczę na wiele.
-Kurczę, trochę głupio, że to wyszło w takich okolicznościach-Aga przystawiła dłoń do policzka. -Nie przejmuj się, będzie dobrze..
-Albo i nie- wtrącił Błaszczu. Lewy i Agata spojrzeli na niego równocześnie. -Jakby nie było wie o trójce, a to tylko 1/4 twojej załogi -skwitował ale kiedy zobaczył ich miny, ugryzł się w język. Szkoda, że za późno.
-Dzięki Błaszczu -uśmiechnął się cierpko.
-Spoko -wyszczerzył się. Żona posłała mu mordercze spojrzenie.
-Skoro, nie masz nastroju do imprezowania, bo widzę że nie masz, to jedź do domu..-zaproponowała Agata.
-Nie, nie chce być sam. Potrzebuję teraz przyjaciół- stwierdził, poczym obsunął się na oparciu i wtulił w blondynkę. Niczym mały bezbronny chłopiec w ramiona matki.
-Czy ty przytulasz moją żonę ?-wzdrygnął się Kuba.
-Tak - uśmiechnął się cwaniacko.
-Gdybyś nie miał teraz kryzysu, już byś nie żył...

***

Jakąś godzinę później większość ludzi siedziała w salonie. Robert, Marco i Mario śmiali się nie wiadomo z czego w niebo głosy a Piszczu zajadał się przekąskami. Moritz zawzięcie dyskutował o czymś z Błaszczykowskimi, gdy nagle przemknął mu gdzieś w tłumie cień znajomej już postaci. Urwał w połowie zdania i zbladł.
-Wszystko w porządku? -zapytała dr.Agata Błaszczykowska, która po raz kolejny wychwyciła dziś u kogoś zmianę nastroju.
-Tak, coś mi się przewidziało -potrząsnął głową.  -Wczoraj jakaś panna, nie mam pojęcia kto to ani skąd się tam wzięła, naubliżała mi w sklepie i wygadywała jakieś bzdury!
-Blondynka? Długie gęste loki? -zainteresował się Piszczu.
-Tak!  I bardzo ładna.
-Nie znam-ugryzł sie w język. Nie chciał wspominać, że takowa też z nim rozmawiała, bo zaraz zaczęły by się pytania "O czym rozmawialiście?" itp. Nie miał ochoty na wspomnienia, tym bardziej, że jest już jak najbardziej w porządku.
-Za to ją znam- wtrącił Lewandowski. To dzięki niej mieli opublikować ten artykuł, który musiałem negocjować.
-Jeśli mówicie o tej samej osobie... kim ona jest? Czego może chcieć?- zapytał Gotze. Obydwaj się wykrzywili i wzruszyli ramionami. Piszczek dalej siedział cicho.
-To ona! -krzyknął Mo i wskazał na nią palcem. Tym razem mu się nie przewidziało. Dziewczyna spostrzegła, że została zauważona i zaczęła szybko zbierać się do wyjścia. Chłopaki szybko ruszyli za nią. Dopadli ją zanim zdążyła się ulotnić.
-No cześć - Lewy zagrodził jej przejście, a z drugie strony za jej plecami stał Leitner.
-Znów ty!-oburzył się Moritz. -Skąd miałaś mój adres, kto Cię tu zaprosił ?
 Wokół nich zaczęło zbierać się coraz więcej zainteresowanych. Niektórzy bezpośrednio gapili się prosto na nich, inni boczkiem, zerkali tylko kątem oka. Madison przerażony wyraz twarzy zamieniała w cyniczny uśmiech.
-Gdyby nie twoje magiczne układy z każdym człowiekiem na tej planecie, było by po Tobie- zwróciła się do Roberta. - Wyglądałbyś ślicznie na okładkach gazet ze swoimi pociechami, o ile starczyłoby im papieru na pomieszczenie was..-wściekł się, ale pozwolił jej mówić.
-Moritz? Czyim pomysłem była ta impreza? Znów robią z Ciebie ofiarę? A może chcesz komuś coś udowodnić?- bezczelnie ułożyła usta w podkowę.
-Przestań już ! Proszę przestań !- podbiegła do niej Katja. -Wystarczająco już nabroiłaś! Daj nam wszystkim spokój!
-Katja? Jestem pod wrażeniem - odegrała teatralnie zdumienie. -Dlaczego nie byłaś taka odważna kilka lat temu? Przydałabyś nam się -puściła jej oczko.
-Ty zdziro!-wycedziła przez zęby.
-Po tym co dla Ciebie zrobiłam, to są twoje słowa wdzięczności? Słuchajcie wszyscy, patrzycie właśnie na rozhisteryzowaną bulimiczkę - zaczęła przemawiać do wszystkich imprezowiczów.
-Katja, to prawda? -zapytał z niedowierzaniem Gotze.
-Oczywiście Kochaneczku, myślisz, że dlaczego teraz tak wygląda? Nie musisz dziękować-puściła mu oczko.
Piszczek przerażony tym, że nieznajoma wyciąga wszystkim brudy, złapał Ewkę za ręke i pociągnął w ustronne miejsce.
-Nie teraz, Łukasz! Nie widzisz co się dzieje? To ta koleżanka Katji, rozmawiałam z nią chwilę jak była u nas, całkiem sympatyczna się wydawała, a teraz?!
-Rozmawiałaś z nią?-wyłupił oczy. -Eh, nie ważne Ewciu! Muszę Ci coś powiedzieć, muszę zanim zrobi to ktoś inny!
-A nie możemy w domu ? Kochanie, wiesz, że uwielbiam afery..-zrobiła błagalną minę i zanim Łukasz zdołał się odezwać już jej przy nim nie było. "Świetnie" -pomyślał. Kiedy tylko ta niewdzięcznica wychwyci go wzrokiem wśród tłumu, będzie po nim. Powie wszystkim o Ricie, a on będzie musiał szukać nowego mieszkania...i prawnika.
Cichaczem stanął pod ścianą, chowając się przy tym za Kubą i Marco.
-A właśnie Mario, dogadałeś się z zarządcami Bayernu? - zapytała zaciekawiona Madi. Gotze zbladł, a wszystkie oczy zwróciły się na niego.
-O czym ona mówi? -Reus nie wytrzymał tego napięcia.
-Skąd to wiesz? - zapytał cicho przez zaciśnięte zęby.
-Jeszcze się nie nauczyliście, że zadawanie mi takich pytań nie przynosi żadnych rezultatów? -uniosła lewą brew i parsknęła śmiechem. -Na twoim miejscu przemyślałabym to poważnie, w końcu 7 mln euro rocznie piechotą nie chodzi...-wszyscy wpatrywali się w Mario z powątpieniem i szeptali coś między sobą.  -No -klasnęła w dłonie -moje zadanie wykonane, a nie...chyba o kimś zapomniałam -zaczęła się zastanawiać, ale nie mogła sobie przypomnieć. Machnęła ręką i podeszła do drzwi. -Przepraszam -rzuciła z przekąsem, i czekała aż Lewandowski odblokuje jej przejście. Kiedy wyszła Piszczu odetchną z ulgą.
-O mały włos...- stwierdził nadal nie mogąc uwierzyć w to że udało mu się uciec od katastrofy.
-Co!?- wykrzywił się Reus. -Mario, Bayern, Katja, Robert, Moritz, blondynka...BAYERN!? O co tu chodzi!?-zaczął wrzeszczeć.
- Mario...możesz nam to wyjaśnić?-odezwał się Lewy.
-Zadzwonił do mnie ostatnio Pep Guardiola i zaproponował spotkanie..
-I co ? Obiecał Ci, że zrobi z Ciebie niemiecką wersję Leo Messiego ?! - Tlenionego szlag jasny trafił.
-Przestań mnie osądzać! Tylko z nim rozmawiałem! Nie masz prawa !!
-Chcesz transferu ?- Robert zapytał bezpardonowo. Mario nie odpowiedział.
-Kiedyś razem śmialiśmy się z Frajernu... a dziś chcesz stać się jednym z nich. Nie rozumiem - Marco ze zbolałą miną odwrócił się na pięcie i zniknął gdzieś w tłumie. Reszta gości spojrzała po sobie i pokręciła głowami oddalając się od pomocnika.
-Więc dlatego jeździłeś do Monachium?-szepnęła Katja. Gotze skinął twierdząco głową. -Dzięki Bogu..-odetchnęła.
-A Ty? Jest coś o czym chcesz mi powiedzieć? Skąd znasz tę dziewczynę i skąd ona o tym wszystkim wie?
-To stara znajoma...w przeszłośći narozrabiałyśmy i teraz się mści ! Nie mam pojęcia jak ona to robi !
-A może jej coś powiedziałaś ?- zapytał sarkastycznie Gotze. Był wkurzony całą tą sytuacją. Nikt o Bayernie narazie miał nie wiedzieć.
-Jak możesz ?!- wydrała się i juz leciała do niego z wyciągnietymi rękami, ale Kuba i Piszczu w porę zainterweniowali. Jeszcze trochę i doszłoby do rękoczynów.
W pewnym momencie  dosłownie wszyscy zaczęli krzyczeć. Wymieniali się wzajemnie wiązankami wyrzutów. Dom opanował jeden wielki chaos.
Krzyki przerwał zbiegający z góry Roman Weidenfeller, pełniący teraz funkcję kapitana Borussii.
-Cisza !- ryknął prawie tak jak podczas meczu na błędy defensywy. Wszyscy momentalnie zamilkli i patrzyli na bramkarza. -Dzwonił Watzke...-powiedział ciszej i przełknął ślinę. W jego oczach widac było przerażenie, które zaraz wraz ze swoimi słowami przeniósł na pozostałych-...aresztowali Kloppa...

________________________________________________________________________

Oby dzisiejszy piątek 13 nie był dla Was tak pechowy jak dla bohaterów naszego opowiadania, ba, oby był znacznie lepszy niż każdy przeciętny dzień ;) Buziaki !

środa, 4 grudnia 2013

Odcinek 36: Mała blondyneczka.

Berlin, 16 wrzesień 2010
-Muszę przyznać, że to bardzo szykowne przyjęcie panie Klein - skwitowała kuso aczkolwiek elegancko ubrana brunetka.
-Człowiek stara się całe życie, dąży do tego aby osiągnąć tak wiele, choćby tylko po to aby usłyszeć miły komplement z ust ślicznotki, Rebecco -powiedział 40latek, największa szycha w północno-wschodnich Niemczech. Właściciel sieci banków w całym kraju.
-Czuję się zawstydzona - palcem wskazującym zaczęła przesuwać po swojej szyi.- W życiu nie powiedziałabym, że będe miała przyjemność poznać kogoś takiego jak pan. To niesamowite -kokietowała dalej. Kątem oka zuważyła blondynkę, która coraz posyłała jej porozumiewawcze spojrzenia. Tym razem były zniecierpliwione. -Może pokaże mi pan swoje biuro, panie Klein?- spod wysokiego wcięcia sukienki zmysłowo wyciągnęła nogę.
 Bankowiec zaśmiał się cicho, wziął panne pod rękę i prowadził do swojego biura. Kiedy odchodzili Rita obejrzała się w stronę Madison i dała jej bezgłośny znak, że czas działać. Nie zwlekając ani chwili dłużej udała się do pomieszczenia z sejfem. Klein cały czas kręcił się w tamtej części budynku, a jak nie on to jego ochroniarze. Teraz był czas toastu, dlatego miała pewność, że nie zastanie tam kompletnie nikogo. Szła powoli starając się nie zwracać na siebie uwagi. Chociaż ciężko przejść obojętnie obok jej pięknej burzy loków. Tak jak przewidziała korytarz prowadzący do ściśle tajnego pomieszczenia był kompletnie pusty, a kamery wyłączone z okazji imprezy, po to aby goście czuli się komfortowo. Bezproblemowo wdarła się do pomieszczenia. W środku, nie było tak pięknie jak na zewnątrz. Ściany i podłoga miały metaliczny kolor, chłodny, lubiła to. Podeszła do sejfu i wpisała kod, nad którym pracowała ze swoim narzeczonym przez ostatnie dwa miesiące. Otworzyła niemały sejf i ujrzała ogromną kupę posegregowanych pieniędzy. Popatrzyła na nie chwilę z rozczuleniem i zaśmiała się triumfalnie. Wyciągnęła z czerwonej kopertówki czarny worek i zaczęła pakować. Ustalili, żeby wzięłą tyle ile zdoła unieść, zaś Madison opróźniła całą zawartość. Nie miała dużo czasu. Wyciągnęła worek do wejścia i rozejrzała się czy napewno nikogo nie ma na korytarzu. Bill czekał na nią przy windzie. Miała przekazać mu kase, a on zjechać na dół do piwnicy i uciec awaryjnym wyjściem. Tak zrobili. Jak gdyby nigdy nic, okradli sobie doskonale zabezpieczonego faceta. Nie można było nazwać ich amatorami, to byłaby obelga. Bill czekał na nich w czarnej furgonetce, a Madison poszła na salę główną. Rita siedziała już tam przy stoliku popijając łapczywie drinka. Z jej twarzy można było wyczytać wstręt, obrzydzenie i zniesmaczenie.
-Jak było? -przysiadła się do niej i uśmiechnęła szeroko.
-Żartujesz? Eww..-wykrzywiła się.- Nie ważne, masz forsę?-szepnęła.
-Czeka na nas w aucie- puściła jej oczko.
-Ekstra, spadamy stąd -podniosła się. -Chwila, gdzie Katja?
-Pewnie w toalecie..
-Zostawiłaś ją samą? -oburzyła się.
-Jakbyś nie wiedziała, miałam robotę -zadrwiła. -Wyluzuj to nie pierwszy raz. Ulży sobie i przyjdzie, a potem postawimy jej kebaba. Stać nas-puściła jej oczko.
-Jesteś okropna...-pokręciła głową. -Idę po nią, poczekajcie na nas w samochodzie. -rzuciła oschle i odeszła.
Madioson była mistrzem w ranieniu ludzi, to nie było nic zadziwiającego. Ciężko było pojąć jak mogła bezczelnie wyśmiewać chorą przyjaciółkę za jej plecami. Powinna ją wesprzeć tymbardziej,że bulimia Katji zaczęła się od momentu poznania Madison.
Rita jak oszalała wpadła do łazienki i zaczęła dobijać się do każdej kabiny. Drzwi do ostatniej otworzyły się. Podbiegła do siedzącej na podłodze Katji opartej o ścianę. Wyglądała masakrycznie. Nie była już otyłą nastolatką, wręcz przeciwnie przypominała wieszak. Rozmazany makijaż, wory pod oczami, zapadnięte policzki, spuchnięte od płaczu oczy.
-Katja -kucnęła przy niej. -Proszę, nie rób tego więcej-przytuliła przyjaciółkę.
-Nie chcę żyć, Rita.
-Nie mów tak! -spojrzała na nią. -Udało się nam, mamy forsę - szepnęła. -Zasługujesz teraz na wszystko, rozumiesz? Możesz mieć wszystko -odgarnęła jej włosy.-Wyglądasz fantastycznie, tylko muszisz dać sobie pomóc -wstała i podała jej dłoń. -Musimy stąd spadać, zanim wszystko się wyda...-pociągnęła blondynkę za sobą.
Wsiadły do czarnej furgonetki Billa i ruszyli czym prędzej. Od tamtej pory, w Berlinie nie widział ich nikt.

***

-Ding-dong -Lewandowski zaczął przedżeźniać dzwonek do drzwi robiąc przy tym głupie miny. Był dzisiaj nie w humorze, bo od rana każdy coś od niego chciał.
-Czego?! -ryknął kiedy poraz kolejny dziś otworzył drzwi.
-To, że dla Ciebie pracuję nie oznacza, że możesz na mnie wrzeszczeć dryblasie!- pani menager dźgneła go kilkakrotnie palcem w brzuch.
-Majeczka? Przepraszam. -zmienił ton, bo trochę się jej przestraszył. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.
-Już już -odepchnęła go i wprosiła się do środka. -Lepiej zaproponuj mi kawy...albo odrazu coś mocniejszego !
-Co się dzieje? -zapytał przerażony. Ona nigdy nie pije.
-Źle się dzieje Lewandowski. Oni wiedzą, o twoich dzieciach...
-Kto?
-Wszyscy! To znaczy jeszcze nie wiedzą, ale dowiedzą się jutro ! Artykuł o tobie i o twoim małym synku będzie dostępny w każdym kiosku w Niemczech!
-Jak to możliwe? Skąd masz takie informacje w ogóle?
-Zaprzyjaźniona gazeta wysłała mi szkic artykułu. Specjalnie dla Ciebie go wydrukowałam, proszę -rzuciła wydruk na stół.
Lewy prześledził szybko tekst, który nie miał żadnego sensu. Bardziej skupił się na fotografii.
-To zdjęcie z wczoraj...-powiedział i dalej myślał. Nagle coś mu się rozjaśniło.
-Dlaczego mam wrażenie, że wiesz kto mógł to zrobić?- zapytała ruda próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy.
-Bo wiem..to znaczy pewności nie mam, mogę się tylko domyślać..
-Więc kto?
-Nie znam jej..
-Trzymajcie mnie- złamana zamknęła oczy i zaczęłą masować swoje skronie.
-Podeszła wczoraj do mnie jakaś blondi, akurat zapinałem Erika w foteliku i zaczęła gadać od rzeczy, kiedy to nagle wypala o naszym podobieństwie i wspomina o innych dzieciach -wytłumaczył jej.
-Napewno jej nie znasz? Może znasz tylko nie pamiętasz, zalazłeś jej za skórę i masz!
-To blondynka...poprawka, niezła blondynka. Pamiętałbym.
-Kwestia sporna-prychnęła. -Dobra, nie wnikajmy w to, stało się. Masz czas do południa, żeby  pojechać do gazety i to odkręcić.
-Niby jak? Nie wyprę się własnego syna !
-A czy ja coś takiego powiedziałam? Wymyśl coś i módl się, żeby nie rozesłali tego dalej. Narazie!-wypowiedziawszy to wyszła z mieszkania.
Lewy czym prędzej ogarnął się i po 15 min był gotowy do wyjścia. Musiał załatwić to jak najszybciej bo wieczorem miał drużynową pogadankę z trenerem.
Na miejsce dojechał w niecałe półgodziny.  Wszedł do wielkiego budynku i od razu nie zwracając uwagi zatrzymujących go recepcjonistów pokierował się do gabinetu redaktor naczelnej. Wparował do niej bez pukania. Kobieta na sygnał otwierających się drzwi, błyskawicznie zdjęła nogi z biurka.
-Pan Lewandowski? - podniosła wzrok znad swoich okularów.
-Mogę zająć chwilę?
-Skoro i tak pan już tu wtargnął, proszę bardzo -poniosła się i wskazała krzesło na przeciwko niej. - Słucham?
-Chodzi mi o ten artykuł. Bardzo zależałoby mi na tym aby nie został on opublikowany..
-Ach, mogłam się domyślić -westchnęła. -Dlaczego tak panu zależy?
-Zaszło pewne nieporozumienie...nie chcę, żeby ktoś odebrał to w niewłaściwy sposób.
-Rozumiem-uśmiechnęła się lekko. -Też mam synka -odwróciła w jego stronę zdjęcie oprawione drewnianą ramką. -Niechciałabym, żeby ktoś dobierał mi się do dziecka...
-Czyli...nie opublikujecie tego? -zapytał niepewnie.
-No nie wiem, nie wiem...moi pracownicy bardzo się napracowali, poza tym jeszcze nie dostałam od pana potwierdzenia wyjścia na kolację..-oboje wybuchneli śmiechem. -Może być pan spokojny -uśmiechnęła się szeroko. -Pozatym gdyby artykuł pojawił się w naszej gazecie, albo w każdej innej, pańska menagerka nie odpuściłaby mi. Jest trochę...wybuchowa...
-Trochę? -parsknął. -To mało powiedziane, ale nie da się jej nie lubić -ponownie się zaśmiali. -Miałbym jeszcze jedno pytanie.
-Mianowicie?
-Kto podał wam to zdjęcie ?
-Przykro mi, osoba prosiła o anonimowość..-powiedziała redaktor, ale kiedy patrzyła na błagalną minę Lewego zmiękło jej serce. -No dobrze, nie przedstawiła się ale była to blondynka...
-Tyle mi wystarczy- przerwał jej. -Jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość -podniósł się z krzesła i ucałował jej dłoń. -Do zobaczenia na kolacji -uśmiechnął się i wyszedł z gabinetu.

***

Włócząc się po ekskluzywnej galerii, największej w całym Dortmundzie zaszedł do sklepu z grami kopmuterowymi, na play station i nie tylko. Moritz dokładnie prześledził zawartość każdej z półek, ale nie mógł znaleźć nic konkretnego. Jego uwagę w tym sklepie przukuła tylko jedna rzecz,a mianowicie katronowy on. Tekturowy uśmiechnięty i jak zawsze olśniewający  Moritz Leitner stał sobie przy ścianie obok półki z FIFĄ i tym podobnych.  Podszedł do swojej podobizny i zaczął jej się bardzo uważnie przyglądać. Uśmiechnął się szeroko, bo uważał, że wygladał fantastycznie.
-Cześć przestojniaku-puścił oczko kartonowemu wykrojowi. Przyglądał mu się jeszcze chwile. -Czy ja naprawdę mam aż tak wielki nos? -zapytał sam siebie.  Zmarszczył brwi i najwidoczniej poruszony tą sytuacją wyciągnął iPada z kieszeni spodni i zaczął się w nim przeglądać.
-Przepraszam-podeszła do niego jakaś dziewczyna. -Czy to twoje? -wyciągneła w jego stronę dłoń w której znajdował się jakiś dziwny, zupełnie nieprzypominający nic brelok.
Leitner odwrócił się i sporzał ciągle zniesmaczony na dłoń nieznajomej.
-Nie-powiedział krótko i wrócił do przeglądania się  w ekranie.
-Wiem, to był pretekst, żeby do Ciebie podejść-uśmiechnęła się tajemniczo.
Mo spojrzał na dziewczynę, która ujęła go tymi słowami. Uwielbiał być zauważany. Od razu mu się spodobała. Uśmiechnął się szarmancko oparł rękę o ścianę i postawił jedną nogę za drugą.
-Tak? -zmienił ton na niższy.
Blonynka uniosła brew do góry i kiwnęła głową. Czekała na to, żeby on pociągnął tą rozmowę.
-Więc co taka dziewczyna jak ty, robi w sklepie takim jak ten?
-Szukam odpowiedzi-mrugnęła. Nie zrozumiał jej, ale nie chciał pytać bo na ogół był marnym słuchaczem i nie interesowało go to zbytnio. -A ty?
-Kolega kazał obczaić jakieś fajne gierki...ileż można grać w fifę?- zaśmiał się sam z własnego żartu.
-I tak poprostu pozwalasz się wykorzystywać? 
-Nie...ja tylko...
-...boję się stanąć oko w oko z prawdą- dokończyła.
-Co to ma znaczyć?- skrzywił się i zlustrował ją. Dziewczyna zachichotała.
-Biedny mały Moritz, w rzeczywistości nie "przyjaciel" -zakreśliła cudzysłów -a chłoptaś na posyłki. Zrób to, zrób tamto. Zawsze gotowy na  zawołanie kumpli, a kiedy ty masz jakąś potrzebę nie mają dla Ciebie czasu...to smutne - przysunęła się do niego bliżej. - O mało co nie wylądowałeś przez nich w więzieniu i czy kogoś to tak naprawdę obchodziło? Jesteś samotnym, małym, zagubionym chłopcem, gwiazdy Cię do szczęścia nie potrzebują.
-To nie prawda ! Kochają mnie..
Madi wyśmiała go perfidnie.
-Dobrze chociaż, że masz poczucie humoru...i wysoką samoocenę. Chociaż do tego drugiego  miałabym małe ale, bo...na tekturze wyglądasz lepiej- uśmiechnęła się słodko i odeszła.
Moritz z niedowierzaniem i urazą otworzył usta. Jeszcze nikt nigdy w życiu mu tak nie naubliżał. Skąd ta panienka mogła to wszystko wiedzieć? A tekst z tym kartonem...to już przegięcie. Obejrzał się za nią, gdy była  w drzwich posłała mu buziaczka. Nie obchodziło go to kim była i dlaczego go zaczepiła. Zastanawiał się tylko nad jej słowami. Co jeśli naprawdę na kartonie wyglądał lepiej ? Kiedy wrócił do domu tylko o tym rozmyślał.

***


Po południu wszyscy zgromadzili się w salce konferencyjnej na Signal Iduna Park. Mieli przeanalizować mecz Napoli i przygotować się taktycznie. Ich celem było jak najdalej zajść w Lidze Mistrzów, kto wie może nawet pokusić się o finał. Kathrine uparła się, że pojedzie tam z Reusem. Marco tłmumaczył jej, że nikogo poza członkami durużyny nie wpuszczą lecz ta postawiła na swoim. Musiało być tak jak ona chce. Ulegał jej za każdym razem. Miała w sobie coś bardzo przekonywującego. Może to przez ten wiek, dojrzalsza, bardziej wiarygodna. Zapewniła go, że podczas ich pogadanki załatwi sobie pare spraw na mieście, a potem wrócą razem.
Blondyn już od 20 minut siedział w środku, natomiast zniecierpliwiona Kath wyczekiwała swojego pomocnika. Oparła głowę o siedzenie i ułożyła się wygodnie. Nagle ktoś podszedł i zastukał jej w szybe. Ubrany cały na czarno mężczyzna w glanach i sciągniętej na czole kominiarce dał jej znak, że to na niego właśnie czeka. Uśmiechnęła się i wyszła z samochodu.
-To z tobą wczoraj pisałam? Jesteś Martin?
-Tak proszę pani -przytaknął zawodowy hacker.
-Mów mi Kath-wyciągnęła w jego stronę dłoń. -Dobra, nie mamy czasu. Siedzą już tam dobre pare minut a ja nie mam pojęcie ile to może potrwać. Wchodzimy szybko, robisz co należy i spadamy -wydała rozkaz i ruszyli.
Miejsce: Gabinet Jurgena Kloppa.
Zadanie: Zhakowanie jego służbowego komputera.
Cel: Wykonanie niedozwolonego przelewu.
Kiedy wślizgneli się już do budynku i stali pod gabinetem Kloppa, młody hacker zaczął rozpracowywać zamek w drzwiach. Gdy wtargneli juz do środka prędko zajęli się jego komputerem. Wdarli się na jego pocztę i dokonali przelewu z konta klubowego Borussia na konto Kloppa. Kwota około 25 mln euro.
-Gotowe -powiedział Martin.
-Świetnie- Kath uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-A moje wynagrodzenie?
-Dotaniesz na zewnątrz, teraz spadajmy stąd -rzuciła bo usłyszała czyjeś kroki.
Kathrine poczuła, że jest coraz bliżej własnego zwycięstwa. A raczej zwycięstwo jej i Starzewskiego. Ale jeszcze za wcześnie żeby o czymkolwiek mówić. Teraz trzeba tylko czekać...

_________________________________________________________________________

Przepraszamy za te wszytskie niedociągnięcia i ogonki, ale nie wiemy dlaczego blogspot nie podkreśla nam błędów, a niemożliwoscią jest żeby a tak długim tekście wychwycić wszystko za 2,5 czy 8 razem. Oczy wołają o pomoc. Buziaki !