Berlin, 16 wrzesień 2010
-Muszę przyznać, że to bardzo szykowne przyjęcie panie Klein - skwitowała kuso aczkolwiek elegancko ubrana brunetka.
-Człowiek stara się całe życie, dąży do tego aby osiągnąć tak wiele, choćby tylko po to aby usłyszeć miły komplement z ust ślicznotki, Rebecco -powiedział 40latek, największa szycha w północno-wschodnich Niemczech. Właściciel sieci banków w całym kraju.
-Czuję się zawstydzona - palcem wskazującym zaczęła przesuwać po swojej szyi.- W życiu nie powiedziałabym, że będe miała przyjemność poznać kogoś takiego jak pan. To niesamowite -kokietowała dalej. Kątem oka zuważyła blondynkę, która coraz posyłała jej porozumiewawcze spojrzenia. Tym razem były zniecierpliwione. -Może pokaże mi pan swoje biuro, panie Klein?- spod wysokiego wcięcia sukienki zmysłowo wyciągnęła nogę.
Bankowiec zaśmiał się cicho, wziął panne pod rękę i prowadził do swojego biura. Kiedy odchodzili Rita obejrzała się w stronę Madison i dała jej bezgłośny znak, że czas działać. Nie zwlekając ani chwili dłużej udała się do pomieszczenia z sejfem. Klein cały czas kręcił się w tamtej części budynku, a jak nie on to jego ochroniarze. Teraz był czas toastu, dlatego miała pewność, że nie zastanie tam kompletnie nikogo. Szła powoli starając się nie zwracać na siebie uwagi. Chociaż ciężko przejść obojętnie obok jej pięknej burzy loków. Tak jak przewidziała korytarz prowadzący do ściśle tajnego pomieszczenia był kompletnie pusty, a kamery wyłączone z okazji imprezy, po to aby goście czuli się komfortowo. Bezproblemowo wdarła się do pomieszczenia. W środku, nie było tak pięknie jak na zewnątrz. Ściany i podłoga miały metaliczny kolor, chłodny, lubiła to. Podeszła do sejfu i wpisała kod, nad którym pracowała ze swoim narzeczonym przez ostatnie dwa miesiące. Otworzyła niemały sejf i ujrzała ogromną kupę posegregowanych pieniędzy. Popatrzyła na nie chwilę z rozczuleniem i zaśmiała się triumfalnie. Wyciągnęła z czerwonej kopertówki czarny worek i zaczęła pakować. Ustalili, żeby wzięłą tyle ile zdoła unieść, zaś Madison opróźniła całą zawartość. Nie miała dużo czasu. Wyciągnęła worek do wejścia i rozejrzała się czy napewno nikogo nie ma na korytarzu. Bill czekał na nią przy windzie. Miała przekazać mu kase, a on zjechać na dół do piwnicy i uciec awaryjnym wyjściem. Tak zrobili. Jak gdyby nigdy nic, okradli sobie doskonale zabezpieczonego faceta. Nie można było nazwać ich amatorami, to byłaby obelga. Bill czekał na nich w czarnej furgonetce, a Madison poszła na salę główną. Rita siedziała już tam przy stoliku popijając łapczywie drinka. Z jej twarzy można było wyczytać wstręt, obrzydzenie i zniesmaczenie.
-Jak było? -przysiadła się do niej i uśmiechnęła szeroko.
-Żartujesz? Eww..-wykrzywiła się.- Nie ważne, masz forsę?-szepnęła.
-Czeka na nas w aucie- puściła jej oczko.
-Ekstra, spadamy stąd -podniosła się. -Chwila, gdzie Katja?
-Pewnie w toalecie..
-Zostawiłaś ją samą? -oburzyła się.
-Jakbyś nie wiedziała, miałam robotę -zadrwiła. -Wyluzuj to nie pierwszy raz. Ulży sobie i przyjdzie, a potem postawimy jej kebaba. Stać nas-puściła jej oczko.
-Jesteś okropna...-pokręciła głową. -Idę po nią, poczekajcie na nas w samochodzie. -rzuciła oschle i odeszła.
Madioson była mistrzem w ranieniu ludzi, to nie było nic zadziwiającego. Ciężko było pojąć jak mogła bezczelnie wyśmiewać chorą przyjaciółkę za jej plecami. Powinna ją wesprzeć tymbardziej,że bulimia Katji zaczęła się od momentu poznania Madison.
Rita jak oszalała wpadła do łazienki i zaczęła dobijać się do każdej kabiny. Drzwi do ostatniej otworzyły się. Podbiegła do siedzącej na podłodze Katji opartej o ścianę. Wyglądała masakrycznie. Nie była już otyłą nastolatką, wręcz przeciwnie przypominała wieszak. Rozmazany makijaż, wory pod oczami, zapadnięte policzki, spuchnięte od płaczu oczy.
-Katja -kucnęła przy niej. -Proszę, nie rób tego więcej-przytuliła przyjaciółkę.
-Nie chcę żyć, Rita.
-Nie mów tak! -spojrzała na nią. -Udało się nam, mamy forsę - szepnęła. -Zasługujesz teraz na wszystko, rozumiesz? Możesz mieć wszystko -odgarnęła jej włosy.-Wyglądasz fantastycznie, tylko muszisz dać sobie pomóc -wstała i podała jej dłoń. -Musimy stąd spadać, zanim wszystko się wyda...-pociągnęła blondynkę za sobą.
Wsiadły do czarnej furgonetki Billa i ruszyli czym prędzej. Od tamtej pory, w Berlinie nie widział ich nikt.
-Ding-dong -Lewandowski zaczął przedżeźniać dzwonek do drzwi robiąc przy tym głupie miny. Był dzisiaj nie w humorze, bo od rana każdy coś od niego chciał.
-Czego?! -ryknął kiedy poraz kolejny dziś otworzył drzwi.
-To, że dla Ciebie pracuję nie oznacza, że możesz na mnie wrzeszczeć dryblasie!- pani menager dźgneła go kilkakrotnie palcem w brzuch.
-Majeczka? Przepraszam. -zmienił ton, bo trochę się jej przestraszył. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.
-Już już -odepchnęła go i wprosiła się do środka. -Lepiej zaproponuj mi kawy...albo odrazu coś mocniejszego !
-Co się dzieje? -zapytał przerażony. Ona nigdy nie pije.
-Źle się dzieje Lewandowski. Oni wiedzą, o twoich dzieciach...
-Kto?
-Wszyscy! To znaczy jeszcze nie wiedzą, ale dowiedzą się jutro ! Artykuł o tobie i o twoim małym synku będzie dostępny w każdym kiosku w Niemczech!
-Jak to możliwe? Skąd masz takie informacje w ogóle?
-Zaprzyjaźniona gazeta wysłała mi szkic artykułu. Specjalnie dla Ciebie go wydrukowałam, proszę -rzuciła wydruk na stół.
Lewy prześledził szybko tekst, który nie miał żadnego sensu. Bardziej skupił się na fotografii.
-To zdjęcie z wczoraj...-powiedział i dalej myślał. Nagle coś mu się rozjaśniło.
-Dlaczego mam wrażenie, że wiesz kto mógł to zrobić?- zapytała ruda próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy.
-Bo wiem..to znaczy pewności nie mam, mogę się tylko domyślać..
-Więc kto?
-Nie znam jej..
-Trzymajcie mnie- złamana zamknęła oczy i zaczęłą masować swoje skronie.
-Podeszła wczoraj do mnie jakaś blondi, akurat zapinałem Erika w foteliku i zaczęła gadać od rzeczy, kiedy to nagle wypala o naszym podobieństwie i wspomina o innych dzieciach -wytłumaczył jej.
-Napewno jej nie znasz? Może znasz tylko nie pamiętasz, zalazłeś jej za skórę i masz!
-To blondynka...poprawka, niezła blondynka. Pamiętałbym.
-Kwestia sporna-prychnęła. -Dobra, nie wnikajmy w to, stało się. Masz czas do południa, żeby pojechać do gazety i to odkręcić.
-Niby jak? Nie wyprę się własnego syna !
-A czy ja coś takiego powiedziałam? Wymyśl coś i módl się, żeby nie rozesłali tego dalej. Narazie!-wypowiedziawszy to wyszła z mieszkania.
Lewy czym prędzej ogarnął się i po 15 min był gotowy do wyjścia. Musiał załatwić to jak najszybciej bo wieczorem miał drużynową pogadankę z trenerem.
Na miejsce dojechał w niecałe półgodziny. Wszedł do wielkiego budynku i od razu nie zwracając uwagi zatrzymujących go recepcjonistów pokierował się do gabinetu redaktor naczelnej. Wparował do niej bez pukania. Kobieta na sygnał otwierających się drzwi, błyskawicznie zdjęła nogi z biurka.
-Pan Lewandowski? - podniosła wzrok znad swoich okularów.
-Mogę zająć chwilę?
-Skoro i tak pan już tu wtargnął, proszę bardzo -poniosła się i wskazała krzesło na przeciwko niej. - Słucham?
-Chodzi mi o ten artykuł. Bardzo zależałoby mi na tym aby nie został on opublikowany..
-Ach, mogłam się domyślić -westchnęła. -Dlaczego tak panu zależy?
-Zaszło pewne nieporozumienie...nie chcę, żeby ktoś odebrał to w niewłaściwy sposób.
-Rozumiem-uśmiechnęła się lekko. -Też mam synka -odwróciła w jego stronę zdjęcie oprawione drewnianą ramką. -Niechciałabym, żeby ktoś dobierał mi się do dziecka...
-Czyli...nie opublikujecie tego? -zapytał niepewnie.
-No nie wiem, nie wiem...moi pracownicy bardzo się napracowali, poza tym jeszcze nie dostałam od pana potwierdzenia wyjścia na kolację..-oboje wybuchneli śmiechem. -Może być pan spokojny -uśmiechnęła się szeroko. -Pozatym gdyby artykuł pojawił się w naszej gazecie, albo w każdej innej, pańska menagerka nie odpuściłaby mi. Jest trochę...wybuchowa...
-Trochę? -parsknął. -To mało powiedziane, ale nie da się jej nie lubić -ponownie się zaśmiali. -Miałbym jeszcze jedno pytanie.
-Mianowicie?
-Kto podał wam to zdjęcie ?
-Przykro mi, osoba prosiła o anonimowość..-powiedziała redaktor, ale kiedy patrzyła na błagalną minę Lewego zmiękło jej serce. -No dobrze, nie przedstawiła się ale była to blondynka...
-Tyle mi wystarczy- przerwał jej. -Jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość -podniósł się z krzesła i ucałował jej dłoń. -Do zobaczenia na kolacji -uśmiechnął się i wyszedł z gabinetu.
Włócząc się po ekskluzywnej galerii, największej w całym Dortmundzie zaszedł do sklepu z grami kopmuterowymi, na play station i nie tylko. Moritz dokładnie prześledził zawartość każdej z półek, ale nie mógł znaleźć nic konkretnego. Jego uwagę w tym sklepie przukuła tylko jedna rzecz,a mianowicie katronowy on. Tekturowy uśmiechnięty i jak zawsze olśniewający Moritz Leitner stał sobie przy ścianie obok półki z FIFĄ i tym podobnych. Podszedł do swojej podobizny i zaczął jej się bardzo uważnie przyglądać. Uśmiechnął się szeroko, bo uważał, że wygladał fantastycznie.
-Cześć przestojniaku-puścił oczko kartonowemu wykrojowi. Przyglądał mu się jeszcze chwile. -Czy ja naprawdę mam aż tak wielki nos? -zapytał sam siebie. Zmarszczył brwi i najwidoczniej poruszony tą sytuacją wyciągnął iPada z kieszeni spodni i zaczął się w nim przeglądać.
-Przepraszam-podeszła do niego jakaś dziewczyna. -Czy to twoje? -wyciągneła w jego stronę dłoń w której znajdował się jakiś dziwny, zupełnie nieprzypominający nic brelok.
Leitner odwrócił się i sporzał ciągle zniesmaczony na dłoń nieznajomej.
-Nie-powiedział krótko i wrócił do przeglądania się w ekranie.
-Wiem, to był pretekst, żeby do Ciebie podejść-uśmiechnęła się tajemniczo.
Mo spojrzał na dziewczynę, która ujęła go tymi słowami. Uwielbiał być zauważany. Od razu mu się spodobała. Uśmiechnął się szarmancko oparł rękę o ścianę i postawił jedną nogę za drugą.
-Tak? -zmienił ton na niższy.
Blonynka uniosła brew do góry i kiwnęła głową. Czekała na to, żeby on pociągnął tą rozmowę.
-Więc co taka dziewczyna jak ty, robi w sklepie takim jak ten?
-Szukam odpowiedzi-mrugnęła. Nie zrozumiał jej, ale nie chciał pytać bo na ogół był marnym słuchaczem i nie interesowało go to zbytnio. -A ty?
-Kolega kazał obczaić jakieś fajne gierki...ileż można grać w fifę?- zaśmiał się sam z własnego żartu.
-I tak poprostu pozwalasz się wykorzystywać?
-Nie...ja tylko...
-...boję się stanąć oko w oko z prawdą- dokończyła.
-Co to ma znaczyć?- skrzywił się i zlustrował ją. Dziewczyna zachichotała.
-Biedny mały Moritz, w rzeczywistości nie "przyjaciel" -zakreśliła cudzysłów -a chłoptaś na posyłki. Zrób to, zrób tamto. Zawsze gotowy na zawołanie kumpli, a kiedy ty masz jakąś potrzebę nie mają dla Ciebie czasu...to smutne - przysunęła się do niego bliżej. - O mało co nie wylądowałeś przez nich w więzieniu i czy kogoś to tak naprawdę obchodziło? Jesteś samotnym, małym, zagubionym chłopcem, gwiazdy Cię do szczęścia nie potrzebują.
-To nie prawda ! Kochają mnie..
Madi wyśmiała go perfidnie.
-Dobrze chociaż, że masz poczucie humoru...i wysoką samoocenę. Chociaż do tego drugiego miałabym małe ale, bo...na tekturze wyglądasz lepiej- uśmiechnęła się słodko i odeszła.
Moritz z niedowierzaniem i urazą otworzył usta. Jeszcze nikt nigdy w życiu mu tak nie naubliżał. Skąd ta panienka mogła to wszystko wiedzieć? A tekst z tym kartonem...to już przegięcie. Obejrzał się za nią, gdy była w drzwich posłała mu buziaczka. Nie obchodziło go to kim była i dlaczego go zaczepiła. Zastanawiał się tylko nad jej słowami. Co jeśli naprawdę na kartonie wyglądał lepiej ? Kiedy wrócił do domu tylko o tym rozmyślał.
Po południu wszyscy zgromadzili się w salce konferencyjnej na Signal Iduna Park. Mieli przeanalizować mecz Napoli i przygotować się taktycznie. Ich celem było jak najdalej zajść w Lidze Mistrzów, kto wie może nawet pokusić się o finał. Kathrine uparła się, że pojedzie tam z Reusem. Marco tłmumaczył jej, że nikogo poza członkami durużyny nie wpuszczą lecz ta postawiła na swoim. Musiało być tak jak ona chce. Ulegał jej za każdym razem. Miała w sobie coś bardzo przekonywującego. Może to przez ten wiek, dojrzalsza, bardziej wiarygodna. Zapewniła go, że podczas ich pogadanki załatwi sobie pare spraw na mieście, a potem wrócą razem.
Blondyn już od 20 minut siedział w środku, natomiast zniecierpliwiona Kath wyczekiwała swojego pomocnika. Oparła głowę o siedzenie i ułożyła się wygodnie. Nagle ktoś podszedł i zastukał jej w szybe. Ubrany cały na czarno mężczyzna w glanach i sciągniętej na czole kominiarce dał jej znak, że to na niego właśnie czeka. Uśmiechnęła się i wyszła z samochodu.
-To z tobą wczoraj pisałam? Jesteś Martin?
-Tak proszę pani -przytaknął zawodowy hacker.
-Mów mi Kath-wyciągnęła w jego stronę dłoń. -Dobra, nie mamy czasu. Siedzą już tam dobre pare minut a ja nie mam pojęcie ile to może potrwać. Wchodzimy szybko, robisz co należy i spadamy -wydała rozkaz i ruszyli.
Miejsce: Gabinet Jurgena Kloppa.
Zadanie: Zhakowanie jego służbowego komputera.
Cel: Wykonanie niedozwolonego przelewu.
Kiedy wślizgneli się już do budynku i stali pod gabinetem Kloppa, młody hacker zaczął rozpracowywać zamek w drzwiach. Gdy wtargneli juz do środka prędko zajęli się jego komputerem. Wdarli się na jego pocztę i dokonali przelewu z konta klubowego Borussia na konto Kloppa. Kwota około 25 mln euro.
-Gotowe -powiedział Martin.
-Świetnie- Kath uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-A moje wynagrodzenie?
-Dotaniesz na zewnątrz, teraz spadajmy stąd -rzuciła bo usłyszała czyjeś kroki.
Kathrine poczuła, że jest coraz bliżej własnego zwycięstwa. A raczej zwycięstwo jej i Starzewskiego. Ale jeszcze za wcześnie żeby o czymkolwiek mówić. Teraz trzeba tylko czekać...
_________________________________________________________________________
Przepraszamy za te wszytskie niedociągnięcia i ogonki, ale nie wiemy dlaczego blogspot nie podkreśla nam błędów, a niemożliwoscią jest żeby a tak długim tekście wychwycić wszystko za 2,5 czy 8 razem. Oczy wołają o pomoc. Buziaki !
-Muszę przyznać, że to bardzo szykowne przyjęcie panie Klein - skwitowała kuso aczkolwiek elegancko ubrana brunetka.
-Człowiek stara się całe życie, dąży do tego aby osiągnąć tak wiele, choćby tylko po to aby usłyszeć miły komplement z ust ślicznotki, Rebecco -powiedział 40latek, największa szycha w północno-wschodnich Niemczech. Właściciel sieci banków w całym kraju.
-Czuję się zawstydzona - palcem wskazującym zaczęła przesuwać po swojej szyi.- W życiu nie powiedziałabym, że będe miała przyjemność poznać kogoś takiego jak pan. To niesamowite -kokietowała dalej. Kątem oka zuważyła blondynkę, która coraz posyłała jej porozumiewawcze spojrzenia. Tym razem były zniecierpliwione. -Może pokaże mi pan swoje biuro, panie Klein?- spod wysokiego wcięcia sukienki zmysłowo wyciągnęła nogę.
Bankowiec zaśmiał się cicho, wziął panne pod rękę i prowadził do swojego biura. Kiedy odchodzili Rita obejrzała się w stronę Madison i dała jej bezgłośny znak, że czas działać. Nie zwlekając ani chwili dłużej udała się do pomieszczenia z sejfem. Klein cały czas kręcił się w tamtej części budynku, a jak nie on to jego ochroniarze. Teraz był czas toastu, dlatego miała pewność, że nie zastanie tam kompletnie nikogo. Szła powoli starając się nie zwracać na siebie uwagi. Chociaż ciężko przejść obojętnie obok jej pięknej burzy loków. Tak jak przewidziała korytarz prowadzący do ściśle tajnego pomieszczenia był kompletnie pusty, a kamery wyłączone z okazji imprezy, po to aby goście czuli się komfortowo. Bezproblemowo wdarła się do pomieszczenia. W środku, nie było tak pięknie jak na zewnątrz. Ściany i podłoga miały metaliczny kolor, chłodny, lubiła to. Podeszła do sejfu i wpisała kod, nad którym pracowała ze swoim narzeczonym przez ostatnie dwa miesiące. Otworzyła niemały sejf i ujrzała ogromną kupę posegregowanych pieniędzy. Popatrzyła na nie chwilę z rozczuleniem i zaśmiała się triumfalnie. Wyciągnęła z czerwonej kopertówki czarny worek i zaczęła pakować. Ustalili, żeby wzięłą tyle ile zdoła unieść, zaś Madison opróźniła całą zawartość. Nie miała dużo czasu. Wyciągnęła worek do wejścia i rozejrzała się czy napewno nikogo nie ma na korytarzu. Bill czekał na nią przy windzie. Miała przekazać mu kase, a on zjechać na dół do piwnicy i uciec awaryjnym wyjściem. Tak zrobili. Jak gdyby nigdy nic, okradli sobie doskonale zabezpieczonego faceta. Nie można było nazwać ich amatorami, to byłaby obelga. Bill czekał na nich w czarnej furgonetce, a Madison poszła na salę główną. Rita siedziała już tam przy stoliku popijając łapczywie drinka. Z jej twarzy można było wyczytać wstręt, obrzydzenie i zniesmaczenie.
-Jak było? -przysiadła się do niej i uśmiechnęła szeroko.
-Żartujesz? Eww..-wykrzywiła się.- Nie ważne, masz forsę?-szepnęła.
-Czeka na nas w aucie- puściła jej oczko.
-Ekstra, spadamy stąd -podniosła się. -Chwila, gdzie Katja?
-Pewnie w toalecie..
-Zostawiłaś ją samą? -oburzyła się.
-Jakbyś nie wiedziała, miałam robotę -zadrwiła. -Wyluzuj to nie pierwszy raz. Ulży sobie i przyjdzie, a potem postawimy jej kebaba. Stać nas-puściła jej oczko.
-Jesteś okropna...-pokręciła głową. -Idę po nią, poczekajcie na nas w samochodzie. -rzuciła oschle i odeszła.
Madioson była mistrzem w ranieniu ludzi, to nie było nic zadziwiającego. Ciężko było pojąć jak mogła bezczelnie wyśmiewać chorą przyjaciółkę za jej plecami. Powinna ją wesprzeć tymbardziej,że bulimia Katji zaczęła się od momentu poznania Madison.
Rita jak oszalała wpadła do łazienki i zaczęła dobijać się do każdej kabiny. Drzwi do ostatniej otworzyły się. Podbiegła do siedzącej na podłodze Katji opartej o ścianę. Wyglądała masakrycznie. Nie była już otyłą nastolatką, wręcz przeciwnie przypominała wieszak. Rozmazany makijaż, wory pod oczami, zapadnięte policzki, spuchnięte od płaczu oczy.
-Katja -kucnęła przy niej. -Proszę, nie rób tego więcej-przytuliła przyjaciółkę.
-Nie chcę żyć, Rita.
-Nie mów tak! -spojrzała na nią. -Udało się nam, mamy forsę - szepnęła. -Zasługujesz teraz na wszystko, rozumiesz? Możesz mieć wszystko -odgarnęła jej włosy.-Wyglądasz fantastycznie, tylko muszisz dać sobie pomóc -wstała i podała jej dłoń. -Musimy stąd spadać, zanim wszystko się wyda...-pociągnęła blondynkę za sobą.
Wsiadły do czarnej furgonetki Billa i ruszyli czym prędzej. Od tamtej pory, w Berlinie nie widział ich nikt.
***
-Ding-dong -Lewandowski zaczął przedżeźniać dzwonek do drzwi robiąc przy tym głupie miny. Był dzisiaj nie w humorze, bo od rana każdy coś od niego chciał.
-Czego?! -ryknął kiedy poraz kolejny dziś otworzył drzwi.
-To, że dla Ciebie pracuję nie oznacza, że możesz na mnie wrzeszczeć dryblasie!- pani menager dźgneła go kilkakrotnie palcem w brzuch.
-Majeczka? Przepraszam. -zmienił ton, bo trochę się jej przestraszył. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.
-Już już -odepchnęła go i wprosiła się do środka. -Lepiej zaproponuj mi kawy...albo odrazu coś mocniejszego !
-Co się dzieje? -zapytał przerażony. Ona nigdy nie pije.
-Źle się dzieje Lewandowski. Oni wiedzą, o twoich dzieciach...
-Kto?
-Wszyscy! To znaczy jeszcze nie wiedzą, ale dowiedzą się jutro ! Artykuł o tobie i o twoim małym synku będzie dostępny w każdym kiosku w Niemczech!
-Jak to możliwe? Skąd masz takie informacje w ogóle?
-Zaprzyjaźniona gazeta wysłała mi szkic artykułu. Specjalnie dla Ciebie go wydrukowałam, proszę -rzuciła wydruk na stół.
Lewy prześledził szybko tekst, który nie miał żadnego sensu. Bardziej skupił się na fotografii.
-To zdjęcie z wczoraj...-powiedział i dalej myślał. Nagle coś mu się rozjaśniło.
-Dlaczego mam wrażenie, że wiesz kto mógł to zrobić?- zapytała ruda próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy.
-Bo wiem..to znaczy pewności nie mam, mogę się tylko domyślać..
-Więc kto?
-Nie znam jej..
-Trzymajcie mnie- złamana zamknęła oczy i zaczęłą masować swoje skronie.
-Podeszła wczoraj do mnie jakaś blondi, akurat zapinałem Erika w foteliku i zaczęła gadać od rzeczy, kiedy to nagle wypala o naszym podobieństwie i wspomina o innych dzieciach -wytłumaczył jej.
-Napewno jej nie znasz? Może znasz tylko nie pamiętasz, zalazłeś jej za skórę i masz!
-To blondynka...poprawka, niezła blondynka. Pamiętałbym.
-Kwestia sporna-prychnęła. -Dobra, nie wnikajmy w to, stało się. Masz czas do południa, żeby pojechać do gazety i to odkręcić.
-Niby jak? Nie wyprę się własnego syna !
-A czy ja coś takiego powiedziałam? Wymyśl coś i módl się, żeby nie rozesłali tego dalej. Narazie!-wypowiedziawszy to wyszła z mieszkania.
Lewy czym prędzej ogarnął się i po 15 min był gotowy do wyjścia. Musiał załatwić to jak najszybciej bo wieczorem miał drużynową pogadankę z trenerem.
Na miejsce dojechał w niecałe półgodziny. Wszedł do wielkiego budynku i od razu nie zwracając uwagi zatrzymujących go recepcjonistów pokierował się do gabinetu redaktor naczelnej. Wparował do niej bez pukania. Kobieta na sygnał otwierających się drzwi, błyskawicznie zdjęła nogi z biurka.
-Pan Lewandowski? - podniosła wzrok znad swoich okularów.
-Mogę zająć chwilę?
-Skoro i tak pan już tu wtargnął, proszę bardzo -poniosła się i wskazała krzesło na przeciwko niej. - Słucham?
-Chodzi mi o ten artykuł. Bardzo zależałoby mi na tym aby nie został on opublikowany..
-Ach, mogłam się domyślić -westchnęła. -Dlaczego tak panu zależy?
-Zaszło pewne nieporozumienie...nie chcę, żeby ktoś odebrał to w niewłaściwy sposób.
-Rozumiem-uśmiechnęła się lekko. -Też mam synka -odwróciła w jego stronę zdjęcie oprawione drewnianą ramką. -Niechciałabym, żeby ktoś dobierał mi się do dziecka...
-Czyli...nie opublikujecie tego? -zapytał niepewnie.
-No nie wiem, nie wiem...moi pracownicy bardzo się napracowali, poza tym jeszcze nie dostałam od pana potwierdzenia wyjścia na kolację..-oboje wybuchneli śmiechem. -Może być pan spokojny -uśmiechnęła się szeroko. -Pozatym gdyby artykuł pojawił się w naszej gazecie, albo w każdej innej, pańska menagerka nie odpuściłaby mi. Jest trochę...wybuchowa...
-Trochę? -parsknął. -To mało powiedziane, ale nie da się jej nie lubić -ponownie się zaśmiali. -Miałbym jeszcze jedno pytanie.
-Mianowicie?
-Kto podał wam to zdjęcie ?
-Przykro mi, osoba prosiła o anonimowość..-powiedziała redaktor, ale kiedy patrzyła na błagalną minę Lewego zmiękło jej serce. -No dobrze, nie przedstawiła się ale była to blondynka...
-Tyle mi wystarczy- przerwał jej. -Jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość -podniósł się z krzesła i ucałował jej dłoń. -Do zobaczenia na kolacji -uśmiechnął się i wyszedł z gabinetu.
***
Włócząc się po ekskluzywnej galerii, największej w całym Dortmundzie zaszedł do sklepu z grami kopmuterowymi, na play station i nie tylko. Moritz dokładnie prześledził zawartość każdej z półek, ale nie mógł znaleźć nic konkretnego. Jego uwagę w tym sklepie przukuła tylko jedna rzecz,a mianowicie katronowy on. Tekturowy uśmiechnięty i jak zawsze olśniewający Moritz Leitner stał sobie przy ścianie obok półki z FIFĄ i tym podobnych. Podszedł do swojej podobizny i zaczął jej się bardzo uważnie przyglądać. Uśmiechnął się szeroko, bo uważał, że wygladał fantastycznie.
-Cześć przestojniaku-puścił oczko kartonowemu wykrojowi. Przyglądał mu się jeszcze chwile. -Czy ja naprawdę mam aż tak wielki nos? -zapytał sam siebie. Zmarszczył brwi i najwidoczniej poruszony tą sytuacją wyciągnął iPada z kieszeni spodni i zaczął się w nim przeglądać.
-Przepraszam-podeszła do niego jakaś dziewczyna. -Czy to twoje? -wyciągneła w jego stronę dłoń w której znajdował się jakiś dziwny, zupełnie nieprzypominający nic brelok.
Leitner odwrócił się i sporzał ciągle zniesmaczony na dłoń nieznajomej.
-Nie-powiedział krótko i wrócił do przeglądania się w ekranie.
-Wiem, to był pretekst, żeby do Ciebie podejść-uśmiechnęła się tajemniczo.
Mo spojrzał na dziewczynę, która ujęła go tymi słowami. Uwielbiał być zauważany. Od razu mu się spodobała. Uśmiechnął się szarmancko oparł rękę o ścianę i postawił jedną nogę za drugą.
-Tak? -zmienił ton na niższy.
Blonynka uniosła brew do góry i kiwnęła głową. Czekała na to, żeby on pociągnął tą rozmowę.
-Więc co taka dziewczyna jak ty, robi w sklepie takim jak ten?
-Szukam odpowiedzi-mrugnęła. Nie zrozumiał jej, ale nie chciał pytać bo na ogół był marnym słuchaczem i nie interesowało go to zbytnio. -A ty?
-Kolega kazał obczaić jakieś fajne gierki...ileż można grać w fifę?- zaśmiał się sam z własnego żartu.
-I tak poprostu pozwalasz się wykorzystywać?
-Nie...ja tylko...
-...boję się stanąć oko w oko z prawdą- dokończyła.
-Co to ma znaczyć?- skrzywił się i zlustrował ją. Dziewczyna zachichotała.
-Biedny mały Moritz, w rzeczywistości nie "przyjaciel" -zakreśliła cudzysłów -a chłoptaś na posyłki. Zrób to, zrób tamto. Zawsze gotowy na zawołanie kumpli, a kiedy ty masz jakąś potrzebę nie mają dla Ciebie czasu...to smutne - przysunęła się do niego bliżej. - O mało co nie wylądowałeś przez nich w więzieniu i czy kogoś to tak naprawdę obchodziło? Jesteś samotnym, małym, zagubionym chłopcem, gwiazdy Cię do szczęścia nie potrzebują.
-To nie prawda ! Kochają mnie..
Madi wyśmiała go perfidnie.
-Dobrze chociaż, że masz poczucie humoru...i wysoką samoocenę. Chociaż do tego drugiego miałabym małe ale, bo...na tekturze wyglądasz lepiej- uśmiechnęła się słodko i odeszła.
Moritz z niedowierzaniem i urazą otworzył usta. Jeszcze nikt nigdy w życiu mu tak nie naubliżał. Skąd ta panienka mogła to wszystko wiedzieć? A tekst z tym kartonem...to już przegięcie. Obejrzał się za nią, gdy była w drzwich posłała mu buziaczka. Nie obchodziło go to kim była i dlaczego go zaczepiła. Zastanawiał się tylko nad jej słowami. Co jeśli naprawdę na kartonie wyglądał lepiej ? Kiedy wrócił do domu tylko o tym rozmyślał.
***
Po południu wszyscy zgromadzili się w salce konferencyjnej na Signal Iduna Park. Mieli przeanalizować mecz Napoli i przygotować się taktycznie. Ich celem było jak najdalej zajść w Lidze Mistrzów, kto wie może nawet pokusić się o finał. Kathrine uparła się, że pojedzie tam z Reusem. Marco tłmumaczył jej, że nikogo poza członkami durużyny nie wpuszczą lecz ta postawiła na swoim. Musiało być tak jak ona chce. Ulegał jej za każdym razem. Miała w sobie coś bardzo przekonywującego. Może to przez ten wiek, dojrzalsza, bardziej wiarygodna. Zapewniła go, że podczas ich pogadanki załatwi sobie pare spraw na mieście, a potem wrócą razem.
Blondyn już od 20 minut siedział w środku, natomiast zniecierpliwiona Kath wyczekiwała swojego pomocnika. Oparła głowę o siedzenie i ułożyła się wygodnie. Nagle ktoś podszedł i zastukał jej w szybe. Ubrany cały na czarno mężczyzna w glanach i sciągniętej na czole kominiarce dał jej znak, że to na niego właśnie czeka. Uśmiechnęła się i wyszła z samochodu.
-To z tobą wczoraj pisałam? Jesteś Martin?
-Tak proszę pani -przytaknął zawodowy hacker.
-Mów mi Kath-wyciągnęła w jego stronę dłoń. -Dobra, nie mamy czasu. Siedzą już tam dobre pare minut a ja nie mam pojęcie ile to może potrwać. Wchodzimy szybko, robisz co należy i spadamy -wydała rozkaz i ruszyli.
Miejsce: Gabinet Jurgena Kloppa.
Zadanie: Zhakowanie jego służbowego komputera.
Cel: Wykonanie niedozwolonego przelewu.
Kiedy wślizgneli się już do budynku i stali pod gabinetem Kloppa, młody hacker zaczął rozpracowywać zamek w drzwiach. Gdy wtargneli juz do środka prędko zajęli się jego komputerem. Wdarli się na jego pocztę i dokonali przelewu z konta klubowego Borussia na konto Kloppa. Kwota około 25 mln euro.
-Gotowe -powiedział Martin.
-Świetnie- Kath uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-A moje wynagrodzenie?
-Dotaniesz na zewnątrz, teraz spadajmy stąd -rzuciła bo usłyszała czyjeś kroki.
Kathrine poczuła, że jest coraz bliżej własnego zwycięstwa. A raczej zwycięstwo jej i Starzewskiego. Ale jeszcze za wcześnie żeby o czymkolwiek mówić. Teraz trzeba tylko czekać...
_________________________________________________________________________
Przepraszamy za te wszytskie niedociągnięcia i ogonki, ale nie wiemy dlaczego blogspot nie podkreśla nam błędów, a niemożliwoscią jest żeby a tak długim tekście wychwycić wszystko za 2,5 czy 8 razem. Oczy wołają o pomoc. Buziaki !
Super! Zastanawiam sie czy to wszystko ma ze sobą jakikolwiek związek. Ogólnie bardzo dobry rozdział, czekam na kolejny i na chociaż trochę wyjaśnień. Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
OdpowiedzUsuńsag-mir-wo-ist-die-echte-liebe.blogspot,com
Dzieje się i to bardzo dużo, a ja pragnę wyjaśnień. ;d Kocham to opowiadanie i przepraszam, że ostatnio nie komentowałam ale niestety, szkoła = brak czasu. ;/
OdpowiedzUsuńRozdział jest genialny, jak każdy i cała ta historia ;) Czekam niecierpliwie na kolejny, a tymczasem nominowałam Was do Liebster Award http://the-story-of-marco.blogspot.com/p/liebster-award.html ;)
Pozdrawiam ;*
Widze, że Madi próbuje wszystkich skłucić. ;o Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.. i jeszcze Kathrine. Ughh chyba bym ją udusiła! Dzieje się.. ;) Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział ;) Niezła akcja ;) Wiedziałam, że Kathrine coś kombinuje. Tylko tak się zastanawiam co ona ma do Kloopa.
OdpowiedzUsuńTo już wszystko jasne, jeśli chodzi o przeszłość Rity. Szczerze przyznam, że zaskoczyłyście mnie ;) Fajna historia, tylko Katji szkoda. Ale już pewnie jest z nią ok ;]
Lewy coraz bliżej odkrycia Madison. Czuję, że Lewus pokrzyżuje jej niecne plany :D
Pozdrawiam
Ps. Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek! Dużo weny, prezentów, świetnych rozdziałów, spełnienia marzeń i ogólnie wszystkiego naj ;**
Świetny, nie mogę już doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńGłupia Madi.-,-
Madi !!!!-,- Jezu jak ona mnie denerwuje !! Zaskoczyła mnie przeszłość Rity ;O Czekam na next'a :* Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://i-love-forgives-all-is-love.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) czekam na kolejny i zapraszam
OdpowiedzUsuńpomimowszystkokocham.blogspot.com
Witam!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na 14. rozdział ;)
http://with-benefits.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Ruda!