czwartek, 26 września 2013

Odcinek 31: Wypadek-Przypadek.

Minął tydzień o powrotu naszych bohaterów do Dortmundu.
Rita dała Łukaszowi odpowiedź. Nie mogła wrócić do pracy, nie umiała patrzeć w oczy pracodawcy i jego żonie. Musiała jednak osobiście stawić się w mieszkaniu Piszczków i złożyć wymówienie. Powiedziała Ewie, że rezygnuje z powodu problemów rodzinnych i tej opcji trzymała się aż do dziś.
Robert nadaremnie próbował skontaktować się  z Tatianą. Wydzwaniał do niej, wysyłał wszelkeigo rodzaju wiadomości, a nawet kilka razy osobiście zawitał w jej mieszkaniu, ale zawsze zastawał w nim tylko jej współlokatorów.  Ponoć kiedy przychodził, akurat jej w tym czasie nie było w domu...ciekawe. Jeszcze podczas urlopu, od czasu rejsu, nie mógł za żadne skarby jej znaleźć.
Wakacyjna przygoda Marco, okazała się czymś nieco poważniejszym. Kathrine, bo tak miała na imię dziewczyna, spotykała się  z piłkarzem. Brunetka pochodziła z Dusseldorfu, toteż do Dortmundu nie miała daleko. Reus opowiedział Caroline co wydarzyło się na wyjeździe, oraz o swojej nowej sympatii. Ze względu na to ciągnięcie dalej intrygii wymyslonej przez Majkę nie miało sensu, dlatego podziękował jej najpiękniej jak tylko umiał i obiecał, że zawsze może na niego liczyć. Zdawał sobie sprawę, że może ją to zaboleć...ale świetnie udawała że wszytko w porządku. Bywa jednak tak, że czasami nie jesteśmy w stanie oszukiwać samych siebie...w końcu blondynki też mają uczcia.

***

Ten dzień Lewy spędzić miał ze swoim synem.  Matka Kajtka chciała sobie urządzić "dzień tylko dla siebie", więc podrzuciła małego wprost do mieszkania napasnika. Gdy wychodziła, zauważyła ją Tatiana. Bednarczyk obserwowała ją zza swoich drzwi. Kiedy panna znikła z zasięgu jej wzroku, wyszła z mieszkania. Podeszła bliżej schodów i wychyliła się najmocniej jak tylko mogła. Niestety za mocno. Chwilę później słychac było tylko przeraźliwy krzyk i echo odbijających się od podłoża różnych części ciała. Kiedy już wylądowała, przydzwoniła głową w kaloryfer. Nie dość, że bolała ją każda najmniejsza komórka jej organizmu, to jeszcze poczuła straszliwy ból przeszywający jej nogę od kostki aż po kolano. Przeklinała w myślach tą lalę, przez którą sobie to zrobiła. Przerażona zaczęła wołać o pomoc. Na jej nieszczęście w jej domu nikogo nie było.

*W mieszkaniu Roberta.
-Słyszeliście ten wrzask? -zapytał Mario.
-Nie, jaki wrzask?- zapytała Katja zajmująca się w tej chwili 3-latkiem.
-Jakby ktoś spadał ze schodów - cóż za dar przewidywania panie Gotze.
-Lepiej to sprawdźmy - powiedział Robert i razem z Mario wyszli na korytarz.
-Słyszy mnie ktoś? - warknęła tym razem wkurzona tą całą sytuacją brunetka.
Chłopcy obejrzeli się po sobie i zbiegli na ekskluzywne pół-piętro. Dziewczyna leżała podpierając się na łokciać i usiłowała podnieść nogę, sycząc przy tym z bólu.
-Boże, Tatiana !- Lewy podbiegł do niej pierwszy.- Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
-Świetnie się czuję, przed chwilą spadłam ze schodów -powiedziała sarkastycznie. -Myślisz, że jak się czuję, kołku?
-Dlaczego spadłaś ze schodów?- spojrzał na nią dziwnie.
-Wiesz, nudziło mi się.
-Zawieźmy ją do szpitala - wtrącił Gotze-Bredzi od rzeczy-. Nie mógł już słuchać tej bezsensownej wymiany zdań. -Możesz ruszać nogą? -przykucnął przy niej.
-Nie mogę, strasznie boli -skrzywiła się. W tym samym momencie Katja wyjrzała do nich z Kajtkiem na rękach. Dokładnie przyjrzała się dziewczynie. Znała tą twarz tylko nie mogła skojarzyć.
-Wszystko w porządku?- zapytała Schwarz.
-Nie do końca, musimy wykonać kurs do szpitala -Lewy podniósł się i żwawo skoczył do mieszkania po kluczyki do auta, podczas gdy Gotze pomagał Tatianie wstać. -Zostaniecie z małym ? To może trochę potrfać.
-Jasne, nie ma sprawy. Poradzimy sobie, co nie Kajtuś?- spojrzała na niego, a młody wtulił się w jej piersi.
-Dzięki- uśmiechnął się. -Tylko nie rozrabiaj- poczochrał synka po jego bujnej czuprynie.
-Udało się nam wstać, ale dalej sama nie pójdzie. -Gotze przytrzymywał Tatianę, która zawisiła ręke na jego szyi. Lewandowski podszedł do nich i zanim się zorientowała, trzymał ją na rękach.
-Pogieło Cię?
-Chcesz żyć ?
-W tym momencie wolałabym umrzeć.
-Udam, że tego nie słyszałem- powiedział Lewy i wyniósł ją z budynku.
Mario zabrał Katję i małego i wrócili do mieszkania.
-Znam tą dziewczynę. Kojarzę ją z wakacji, to kolezanka Rity.
-O, czyli kolejna z klanu Rita's team ?
-Czy ty nabijasz się z mojej przyjaciółki?
-Nie nabijam się, ale Katja, serio czy jest w tym kraju osoba której Rita nie zna?- zapytał zrezygnowany. Katja zrobiła zamyśloną minę. -No właśnie...
-Czepiasz się Gotze, jak zawsze. A teraz wybacz, musze uśpić małego.
-Nie!- powiedział stanowczo. -Ja to zrobię -dodał nieco milej. Było ciężko ale jakimś cudem oderwał go od swojej dziewczyny i z obrażonym na śmierć chłopcem poszedł na górę. Gotze nie mógł znieść tego, że "ten mały amant" zarywał do jego ukochanej. Zaczęło się już na urodzinach Sary i z każdym spotkaniem było coraz gorzej, zabawiał ją traktorami, prawił komplementy i tulił się do niej cały czas. Katja była nim totalnie zauroczona, ściskała go i całowała. Koniec tego dobrego.


Jechali w ciszy. To znaczy Lewy się odzywał, ale Tatiana niekoniecznie. Ciągle zadawał jej pytania, jednakże odpowiedzi nie uzyskiwał. Rozumiał, że może być wściekła, do tego ten dzisiejszy wypadek. Postanowił jej nie męczyć. Kiedy dojechali na miejsce, wysiadł z samochodu i wziął ją na ręce. Doniósł ją do wejścia szpitala, dalej na wózku zabrała ją pielęgniarka. Po dwóch godzinach spędzonych na korytarzu, zaczął się denerwować. W końcu lekarz wyszedł z sali.
-I co z nią?- Lewy podbiegł do lekarza.
-Pacjentka, zwichnęła kostkę. To nie jest nic poważnego, ale będzie  musiała nosić gips przez ok. miesiąc. -powiedział lekarz spokojnym głosem.  Pielęgniarka oddała Tatianę w ręce Roberta. - Tylko proszę się nią dobrze zajmować -lekarz puścił napastnikowi oczko. Lewy uśmiechnął się lekko, a Tatiana wywróciła teatralnie oczami. Było ciemno i późno a Lewy nie ukrywał, że trochę mu się śpieszy. Wsiedli do auta i zapieli pasy.
-No to miesiąc masz z głowy - zaczął. Dziewczyna odkręciła twarz i patrzyła w okno. -Jak coś, to mogę ci pomagać, odwiedzać cię...
-Nie, dzięki -burknęła.
-Dobra. Wiem, że jestes na mnie wściekła i mnie nienawidzisz, i wiem też o tym, że byłaś u mnie w pokoju hotelowym w przedostatnią noc w Kulungsborn. -Tatiana nie patrzyła już w okno, spuściła wzrok na swoje nogi.
-Skąd to wiesz?
-Kuba Cię widział - "no tak, Kuba" pomyślała. -Chcę żebyś wiedziała, że żałuję. Kiedy tylko doweidziałem się, że przyszłaś mnie przeprosić, byłem gotów wyskoczyć z tego głupiego statku i znaleźć się na brzegu obok Ciebie.
-Nie przyszłam Cię wtedy przepraszać...-powiedziała i podniosła wzrok. -Przyszłam Ci powiedzieć o swoich uczuciach...a ty jak zwykle wszystko spieprzyłeś.
-O jakich uczuciach mówisz?
-Czy to ważne? Spójrzmy prawdzie w oczy, Lewy. Gdyby nie przyjaciel, nawet nie wiedziałbyś, że byłam wtedy w hotelu. Nie dowiedział byś sie i pewnie dalej zachowyał byś się jak idiota i wszystko by było po staremu, co nie? Czego tak naprawdę żałujesz? Tego co robisz, czy tego, że Cię przyłapałam? Nawet nie wiesz jak czasami żałuję, że cie poznałam. Wtedy nie musiałabym znosić tego co przeżywam widząc Cię z każdą inną panienką. Oczywiście mogłabym powiedzieć prawdę, te dwa słowa które są silniejsze ode mnie, ale co to zmienia?
-Dużo- wypalił brunet, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował czule. Nie mogła mu się oprzeć. Chciała to przerwać, ale nie była w stanie. To było silniejsze od niej. Gdy na chwilę się od niego oderwała, odważyła się.
-Kocham Cię- powiedziała ponownie wpijając się w ciepłe wargi piłkarza.

***

Nastał wieczór. Przemierzając kolejne kilometry, silnik jej samochodu poczuł głód. Staneła na stacji benzynowej. Zatankowała szybko i wstąpiła do sklepu. Zgubiła się. Zgubiła się  w tym małym zupełnie obcym jej mieście. Przeszła obok półek z gazetami i biorąc jedną z nich w dłoń podeszła do kasy. Facet pracujący tam wydawał się bardzo sympatyczny.
-Płaci pani 4.20 - powiedział zachrypniętym głosem. Blondynka wyciągnęła z czerwonej torebki skórzany portfel i zaczęła go przeszukiwać.
-Prosze bardzo - położyła na blat wyznaczoną sumę. - Przepraszam, wie pan może jak dojechać  do centrum? Padła mi nawigacja i chyba się zgubiłam.
Sprzedawca zaczął powoli i wyraźnie tłumaczyć jej jak dojechać do celu. W pewnym momecie dziewczyna przestała go słuchać. Wyglądając przez okno, dojrzała znajomą twarz. Przez moment ją zatkało.
-...za rondem jedzie pani cały czas prosto...-kontynuował sprzedawca.
-Dziękuję, dalej już sobie poradzę. Miłej nocy.  - uśmiechnęła się z wdzięcznością i odeszła szybko, aby nie zgubić starej znajomej, która właśnie wsiadała do auta.
-A gazeta?! -krzyknął za nią mężczyzna zza lady, ale zamknęła za sobą drzwi.
Pędząc niczym wiatr wsiadła w swój samochód i pomału ruszyła za czarnym BMW.
Kiedy dojechały już na miejsce, zaparkowała kilka metrów dalej. Brunetka wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku domku jendorodzinnego. Był jednopiętrowy, ale bogato rozbudowany. W oknach odbijało się światło, co oznaczało, że domowniczka weszła już do domu.
-Ustawiłaś się kochana- zadrwiła blondynka.
Jeszcze chwilę siedziała w aucie. Dała jej czas, aby przygotowała się  przed niemałym zdziwieniem. Kiedy zgasło światło w przedpokoju, a zapliło sie jak przypuszła w salonie, wyszła z samochodu.  Szła z uśmiechem pełnym satysfakcji. Miała ochote śmiać się w głos, ale musiała się opanować. Zadzwoniła do drzwi. Kiedy się otworzyły, właścicielka mieszkania stanęła jak wryta. Dopiero po chwili była w stanie coś powiedzieć, a serce momentalnie jej przyśpieszyło.
- Madison?- wydukała dziewczyna.
-Cześć Rita- uśmiechnęła się szyderczo. - Kope lat.
-Co ty....?
-tutaj robię? -dokończyła za nią.- Odwiedzam starych znajomych- zmierzyła ją wzrokiem. - Śliczna jak zawsze. Nie wpuścisz mnie?- uniosła prawą brew w górę.
Nawet jeśli by jej nie wpuściła, sama by weszła.  Nie miała dziś ochoty na żadne awantury.
-Muszę przyznać, że nieźle się urządziłaś - stwierdziła przechadzając się po salonie. -Chociaż może za dużo beżu, jak na jedno pomieszczenie...
-Po co przyjechałaś?
-Już mówiłam.
-Nie wierzę Ci. Nie wierzę, że przyjechałaś sprawdzić jak się czuję. W ogóle jak mnie tu znalazłaś?
-To ty znalazłaś mnie, tylk,o że o tym nie wiedziałaś. No i proszę...Jestem -rozłozyła ręce prezentując się. - Masz u mnie dług, Rebecco.
-Nie nazywaj mnie tak !- warknęła. Madison zaśmiała się.
-I pomysleć, że kiedyś tylko nią chciałaś być...
-Przysięgam Ci, że spłace dług jak najszybciej, co do grosza,  tylko błagam Cię, odpuść.
-Nie tak szybko, Skarbie. Nie chcę twoich pieniędzy- podeszła do niej i odgarnęła jej włosy.
-Więc czego chcesz ?
-Zabawy- pogładziła ją po policzku i odeszła. -Pamiętasz jak świetnie razem się bawiłyśmy? A co tam u Katji? Nadal się tak nazywa ?
Rita w odpowiedzi pokręciła głową. Patrzyła na nią jakby chciała ją poćwiartować. Madi to wyczuła, co dawało  jej jeszcze większą satysfakcję.
-Jestem wykończona tą podróżą. Prześpie się dziś u Ciebie.
-Żartujesz? - zapytała, o mało co nie krztusząc się powietrzem. Blondynka pokręciła przeczącą głową.
-Chyba nie chcesz, żebym o tak późnej porze włóczyła się po motelach - spojrzała na nią z miną niewiniątka -To gdzie jest mój pokój?
Rita odkręciła się do niej plecami. Nie zwracając na nią uwagi, poszła w przeciwnym kierunku. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Czas zemsty nadszedł.

*** 

-Kogo to widzą moje piękne oczy. -zadrwił biznesmen.
-Witaj kochanie. - podeszła do niego zmysłowym krokiem i pocałowała krótko, aczkolwiek namiętnie.
-Myślałem, że te cholerne wakacje nigdy się nie skończą...-był chłodny jak jesienny wieczór-...Wszyscy szczęśliwie dotarli do domu?- dał nacisk na słowo "wszyscy". Miał na myśli swoją córkę.
-Oczywiście, mówiłam, że Cię nie zawiodę...-uśmiechnęła się zadziornie -Wszystko idzie według planu.
-Właśnie, obiecałaś mi ze wyjawisz swój plan po powrocie do miasta.
-Och, skarbie. Nie bądź taki niecierpliwy - jej usta zarysowały kształt kaczego dzioba.-Nie zdradzę Ci go dopóki nie będę miała stuprocentowej pewności, że wypali. Jak narazie wszystko idzie po mojej myśli. Wystarczy mi tylko umiejętność manipulacji - poprawiła mu kołnierz. Mężczyzna spojrzał na nią zniecierpliwionym i zdenerwowanym wzrokiem. - Zaufaj mi. Czy kiedy kolwiek Cię zawiodłam? - posłała mu przesłodzone spojrzenie.
-Tak. O mało co to wszystko nie padło. Narobiliśmy sobie wtedy długów, które spłacamy do dziś...
-Shhhhh- przyłożyła mu palec do ust. -Nie o taką odpowiedź mi chodziło-zaśmiała się. -Ale teraz Ci to wszystko wynagrodzę. Zobaczysz. Jeszcze będziesz ze mnie dumny. - wypowiedziawszy to puściła mu oczko. Odkręciła się na pięcie i pokierowała w stronę sypialni. -Idziesz? - spojrzała na niego kusząco.
-Mam dużo pracy. -powiedział stanowczo. -Dobranoc. -uśmiechnął się sztywno i przeszedł do swojego gabinetu. Dociskając za sobą drzwi, zamknął je na zasówkę. Nawet najbardziej pożądni ludzie mogą mieć tą mroczną stronę. Ostrożnie, bo nigdy nie macie pewności z kim macie do czynienia...

_______________________________________________________________________

Rozdział wymęczony, ale jest ;) Oto Madi:


BTW, to my tak zeszłyśmy na psy, że nikt już nie czyta tego bloga i nikt nam nawet nie powiedział ? Laski, co się z Wami dzieje ? ;)




czwartek, 12 września 2013

Odcinek 30: Rejs po morzu życia.

-Ileż można czekać aż odbierzesz?! - ryknął rozmówca kiedy nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Przepraszam, miałam telefon w torebce, nie słyszałam go – odpowiedziała nie dając się zastraszyć.
-Tym razem Ci odpuszcze, ale następnym razem mogę nie być taki łaskawy. Co z moją córką? Nic jej nie jest?
-Spokojnie. Mam ją cały czas na oku.
-Ach tak? W takim razie mój lokalizator chyba szwankuje...Jak możesz być 500m od niej i wiedzieć co robi?!
-Oh, nie bądź taki drobiazgowy, nie jest ze mną, ale panuję nad sytuacją, nie denerwuj się. A tak w ogóle, to mam dla Ciebie niespodziankę kochanie.
-Jaką? - zapytał jakby bez zainteresowania, nadal wściekły, że dziewczyna nie wykonuje należycie swojego zadania.
-Jest tu ktoś, kto może pomóc nam rozwiązać wszystkie nasze problemy, wywindować nas na sam szczyt, rozumiesz ? - mówiła tajemniczo- muszę tylko nad tym popracować.
-O czym ty mówisz?
-Wszystkiego dowiesz się jak wrócę, kotku. Narazie musisz uzbroić się w cierpliwość. - Grała dalej wiedząc doskonale, że ma przewagę.
-Nie mam zamiaru bawić się z Tobą w kotka i myszkę ! Znajdź moją córkę !
Po tych słowach w słuchawce usłyszała tylko przerywany sygnał. Przyłożyła telefon do piersi i przygryzając wargę przeniosła swe zamglone spojrzenie gdzieś na linię horyzontu. 

***


Fale skąpane w blasku zachodzącego słońca delikatnie wymywały piasek spod stóp spacerującego Łukasza. Pół godziny temu wyrwał się z hotelu, który miał być jego schronieniem przed problemami, w którym miał spędzić cudowny czas z rodziną i przyjaciółmi. No właśnie, miał. Niestety nie stało się tak, a jego problemy podążały za nim jak cień, przypominając mu na każdym kroku o swoim istnieniu. Bił się z myślami. Musiał przecież w końcu zrobić ten krok i porozmawiać z Ritą. Nie bez powodu los zaprowadził ich oboje do małego Kuhlungsborn. Szedł tak kierując się w stronę pola namiotowego, zastanawiając się nad tym, co jej powie, kiedy nagle zauważył przed sobą dym. Ruszył sprintem przed siebie. Kiedy dotarł na miejsce ujrzał dwóch rosłych mężczyzn, wysokich, szerokich w barach z wydziaranymi trupimi czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami na przedramionach. Obydwaj ogoleni na łyso, obydwaj ubrani w obcisłe, białe koszulki i jeansy, które bynajmniej nie miały takiego kroju. Piszczu był niemalże pewien, że to ultrasi jakiegoś klubu z północy, albo co gorsza Bayernu Monachium ale patrzyli na niego jak na debila. Nie poznali go, więc raczej nie interesują się sportem. Chyba ma szczęście.

-Przepraszam, myślałem, że coś się pali – powiedział niepewnie bacznie obserwując każdy ruch olbrzymów.
-No jasne, że się pali, grill nie widać? -zadrwił jeden z nich.
-No tak.- Piszczu podrapał sie po głowie. Zrobiło mu sie głupio.
-Ej, ty jesteś Łukasz Piszczek ! - nagle obydwaj dostali olśnienia. Piszczu uśmiechnął się tylko. To dobrze, czy źle ?
- Stary, to Łuksz Piszczek . Sorki, że tak naskoczyłem...głupio mi.
-Nie ma sprawy, jeśli komuś ma być tu głupio to tylko mnie...wypoczywacie sobie, he? - Strach chyba mu przeszedł, więc zaczął rozmawiać normalnie.
-Taa, trzeba korzystać z życia, co nie? - zaśmiał się jeden, ten mniej inteligentny.
-Może przysiądziesz się do nas? Jeśli masz oczywiście ochotę?
-Bardzo chętnie, ale niestety muszę iść. Za chwilę odpływa mój statek.- zakreślił cudzysłów. Chłopaki obejrzeli się po sobie.
-Nieważne, w każdym razie muszę lecieć. Trzymajcie się. -odkręcił sie na piecie, a w drzwiach domku oddalonego o kilka metrów ujrzał tę, której imienia nie chciał wymawiać. Stanął zmieszany. No dalej Piszczu, teraz albo nigdy. W tym samym czasie Rita zbiegła ze schodów, złapała go za rękę i zaciągnęła go za budynek.
-Łukasz?! Co ty tu robisz ?! Nie powinieneś tu przychodzić.
-Uwierz, to zwykły przypadek. Rita, co sie z tobą działo przez te dni?
-Wyniosłam się od ciebie, poszłam na imprezę i przyjechałam tutaj. Chciałam zapomnieć, ale...
-... To zbyt trudne. -dokonczył za nią- Rita...Nie chce teraz gadać od rzeczy, chcę cie tylko przeprosić, bo tylko na tyle mnie stać. (*WŁĄCZ*)
Dziewczyna spojrzała mu głeboko w oczy.
-Ja tez cię przepraszam, to moja wina...
-Nie prawda! -zblizył sie do niej, ale ona się odsuneła, wyczuł to i sam zrobił dwa kroki w tył.
- oboje jestesmy sobie winni. Nie chciałem zeby tak wyszło.
-Ja też nie...Łukasz zapomnijmy o tym – wypaliła nagle. Piszczek przez moment zastanawiał się czy dobrze usłyszał. Ulżyło mu.
-Tak bedzie najrozsądniej- przytaknął- ale nie rzucisz pracy, prawda? - spojrzał błagalnie.
-Nie wiem czy będzie mnie na to stać... kiedy wrócę do domu, dam ci odpowiedź.
-Oby była właściwa -westchnął ciężko- do zobaczenia w Dortmundzie – uśmiechnął się lekko, odwrócił się na pięcie i skierował się w strone hotelu, z którego jakiś czas temu uciekł. Niania odprowadziła go wzrokiem. Nie obejrzał się. Myśl o tym sprawiła, że jej oczy zaszły łzami. Dortmund może jest Miastem Sukcesu, ale widocznie nie wszyscy mogą go doświadczyć. Niektórzy, powinni przełknąć porażkę i docenić to, co już mają, bo niedługo mogą stracić wszystko.

***

Luksusowy statek wycieczkowy czekał już w porcie na swoich pasażerów. Trzeba przyznać, że robił wrażenie. Biały olbrzym, mimo swoich gabarytów, unosił się na wodzie jakby ważył mniej niż piórko. Przyjemny kobiecy głos oznajmił przez radiowęzeł, ze za chwilę wypłyną w morze. Cała ekipa i kilku innych bardzo bagatych wczasowiczów składnie weszło przez molo na pokład, po czym zajęli swoje miejsca. Wyprany z emocji Kuba usiadł obok uradowanego Lewego.
-Co jest Kubulek? -zapytał Robert, bo dostrzegł zmęczenie na twarzy przyjaciela.
-Ehhh, nic...Oliwii w środku nocy spaceru się zachciało...-przetarł swoje oczy i ziewnął. - Łukasz coś mówił? -zaptał. Lewy zastanawiał sie przez chwilę czy mówić Kubie czy nie. Na zdrowy rozsądek, Błaszczu weźmie to do siebie bo jest człowiekiem uczuciowym . Jego żona raczej zauważy, że Kubę cos dręczy i prędzej czy później dowie się co. A jesli Agata sie dowie, to raczej nie bedzie ukrywała tego przed swoja przyjaciółką i kaplica. Państwo Błaszczykowscy nie uznają czegoś takiego jak zdrada. Oboje twierdzą, że jeśli się kogoś kocha to nie ma miejsca na takie rzeczy. Słusznie.
-Nie, jest strasznie uparty. Rozmowa z nim to jak grochem o scianę...
-...wiem, wiem cały Piszczek, ale w końcu pęknie. A co ty taki szczęśliwy? Wyspałeś się?
-Nie bardzo...-Napastnik uśmiechnął sie tajemniczo.
-Rozumiem - zaśmiał się i spojrzał na niego znacząco. Rozejrzał sie dookoła i dostrzegł zgrabna brunetkę u boku Reusa.
-Kto to jest? Nowa zdobycz Marco?
-Tak, ta z klubu.
-Chyba ją wczoraj widziałem, na naszym piętrze...-zaczął Błaszczykowski, a dziewczyna odkręciła się twarzą do nich -...a nie,  pomyliłem  się.
-Ktoś kręcił się po naszym piętrze?
-Tak, jakaś dziewczyna, znacznie młodsza od niej - wskazał na towarzyszkę blondyna.
-Przecież mówiliśmy w recepcji wyraźnie, że nie życzymy sobie dziennikarzy.
-To nie była dzinnikarka, nie miała aparatu ani nawet notesu...nie wyglądała na dziennikarkę, nie w takim stroju...
-To zwykły kamuflaż..
-Więc dlaczego, kiedy na mnie wpadła, nie zadawała pytań tylko uciekła?  -Robert w odpowiedzi wykrzywił usta  i wzruszył ramionami. - Do tego płakała, była zdruzgotana, roztrzęsiona...
-Jak wyglądała, i o której to mniej więcej było?
-A co? Chcesz ją znaleźć i udzielić wsparcia duchowego?
-Może...
-Szatynka, długie włosy , raczej jasna cera szczupła, koloru oczu nie pamiętam bo sie rozmazała...
-Stop. -powiedział cicho aczkolwiek stanowczo.
-Co?
-Zatrzymaj ten statek !-krzyknął nieco głośniej.
-Niby jak? Kapitan się wkurzy...
-Nie obchodzi mnie to! Muszę zawrócić, natychmiast ! -  podniósł się i wydarł na kapitana S-kadry. Kuba patrzył na niego jak na wariata, w sumie cały pokład patrzył. Robert zorietował sie, ze jest w centrum uwagi. Usiadł spowrotem na miejsce i przterał swą twarz.
-Wszystko w porządku?- zapytał niepewnie Błaszczu.
-Nie...-powiedział cicho. Nerwowo trząsł nogą.
-Mogę pogadać z kapitanem, ale niczego nie obiecuję...
-Nie, to nie ma sensu...zapomnij. -spojrzał na  niego i wymusił lekki uśmiech. Odpuścił, ale gdyby mógł to pewnie wskoczyłby do szalupy i sam wiosłował do brzegu, byleby tylko spotkać się z tą dziewczyną i wszystko wyjaśnić. Czuł się podle. Przyszła go przeprosić za swoje zachowanie, a on.. zrobił to co zwykle. Czas zastanowić się nad sobą, Robercie.

***

Zielony jak murawa Leitner opierał się o barierkę i powstrzymywał się co jakis czas. Choroba morska dała o sobie znać. Chociaż czasem nie dawał sobie z tym rady. Kiedy myślał, że juz jest dobrze i wracał do kumpli, znowu ciągneło go na wymioty.
-Mo! Co ty tak cały czas przy tej burcie? - Gotze podszedł do niego i klepnął go w plecy, tak, że mu się ulało -Uuuu, nieciekawie.
Leitner wytarł twarz i spojrzał na niego wzrokiem bazyliszka.
-Naprawdę? Co ty nie powiesz. - znudzony opadł na ławeczkę obok.
-Czemu nie mówłeś, że masz chorobę morską?
-Bo nie wiedziałem ! Nigdy do tej pory nic podobnego mi się nie przytrafiło...
-Może zjadłeś coś nieświeżego? Te krewetki nie wyglądały najlepiej..
-Krewetki? - Moritz znowu zzieleniał. Kiedy usłyszał to słowo,  ponownie wychylił się za burtę.
-Ooo stary. -Mario odwrócił się w drugą stronę, bo nie mógl na to wszystko patrzeć. -Mam pomysł, może zawracajmy już? Ściemnia się pomału...
-Przecież zachód słońca na statku to idealny obraz dla zakochanych - wywrócił oczami Mo.
-Z brzegu też można go podziwiać. -Gotze puścił mu oczko. -Chodź, jeśli taki kluczowy zawodnik jak ty ma stracić formę przez romantyzm, to lepiej nie ryzykować. - wziął go pod ramię i sprowadził na dół...


________________________________________________________________________

A Wy Kochane jak spędzacie piątek 13 ? My Mamy nadzieję, że nic nieprzyjemnego Was nie spotkało ;) Oddajemy Waszej ocenie odcinek nr 30. Czekamy na informację zwrotną, piszcze co Wam sie podoba, co Was wkurza i wszystkie inne uwagi, hejty też bierzemy na klatę :) Pozdrawiamy !

+małe zmiany w zakładce BOHATEROWIE :) Zapraszamy !