W dobrym towarzystwie, czas mija zdecydowanie za szybko. Trzy dni pobytu Szczęsnego minęły jak trzy minuty. Mieli dużo do nadrobienia. Rano chodzili na treningi, a wieczorem melanżowali w towarzystwie pozostałych Borussen. Jedynie Sandra kręciła na wszystko nosem. Twierdziła, że nie ma tu dla niej odpowiednich zajęć . Robert wziął sobie jej słowa do serca i zapewnił jej nielada rozrywkę. Posplątywał jej rękawy u bluzek, paski i wszystko co było podłużne i dało się związać. Do wszystkich lakierów dolał zmywacz do paznokci przez co lakier niefortunnie rozmywał się na paznokciach. Wieczorem nasypał mąki do suszarki. Świeżo wykąpana panna Dziwiszek chwyta za suszarkę podłączoną już do gniazdka. Przesuwa włącznik i po chwili jest już cała biała.
-Kretyni ! Was to bawi?- wparowała do salonu gdzie chłopcy grali na playstation. Oderwali się na chwile od wielkiego ekranu i spojrzeli w jej stronę.
-Sandra? Co ci się stało? - zapytał z teatralnym zdziwieniem bramkarz Arsenalu. On też był w to wtajemniczony. Lewy w głębi duszy śmiał się w głos i tarzał się po ziemi, ale na zewnątrz zachował spokój i opanowanie, choć można było zauważyć na jego twarzy lekki uśmiech.
-Idioci! -wrzasnęła wściekła brunetka -a Ty to jakiś porąbany jesteś! - rzuciła w stronę Lewnadowskiego i czym prędzej wybiegła z pokoju. Musiała jak najszybciej zmyć to ciasto z twarzy.
***
Marco odwiedził dziś Jenifer. Musieli w końcu porozmawiać o tym jak to dalej będzie. Nie mogli wiecznie odkładać tej rozmowy i udawać, że wszystko jest w porządku. Blondynka liczyła, że to między nimi to coś więcej, on jednak zdał sobie sprawę, że dłużej tak nie może. Nie chodziło tylko o Roberta, ale też o to że uświadomił sobie, że nic do niej nie czuje. Spotykali się dosyć długo... i nic. Myślał, że po pewnym czasie ich więzi się zacieśnią, jednak mylił się.
-Hej - powiedziała słodko, zarzucając ręce na jego szyję i całując go namiętnie na powitanie.
-Cześć- przez chwilę nie był jej dłużny - Jenifer musimy porozmawaić.
-Jasne, wejdź - zaprosiła go do środka - Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki.
-A może jednak? Może jesteś głodny? Zaraz zrobie jakieś kanapki - nie czekając na jego odpowiedź ruszyła do kuchni.
-Nie, Jenifer- złapał ją za łokieć - Chcę Ci tylko coś powiedzieć.
-Okej, mów - odgarnęła grzywkę za ucho.
-Ty i Ja, to znaczy to między nami....to nie ma sensu.
-Co ty mówisz?
-Nic do ciebie nie czuję, przykro mi.
-Tak z dnia na dzień poprostu nic sobie do mnie nie czujesz, tak? Marco znam Cię wystarczająco długo, powiedz co się dzieje?- złapała go z rękę - To ten idiota Lewandowski? Namówił Cię żebyś tu przyszedł i tak powiedział ? Niech ja go tylko dorwę...
-Nie, nie chodzi o Roberta...
-Więc o co?
-Przez te wszystkie dni z tobą, miałem nadzieję, że coś zaiskrzy, ale tak się nie stało. Jenifer, to chyba koniec -spojrzał na nią smutno.
-Nie wierzę w to! Słyszysz? - podniosła głos- Te wszystkie dni i noce spędzone z Tobą, wyznania, gesty. Nie wierzę, że nic do mnie nie czułeś.
-Nie będę cię przekonywał, Jenifer.
-Więc po co to robiłeś?!
-Bo chciałem zapomnieć...-przełknął ślinę - chciałem zapomnieć o swojej ex- musiał to powiedzieć. Nie ważne jak, byle by to zakończyć.
-I co dalej?
-Odnowiłem z nią kontakt- skłamał.
-Aha, czyli byłam tylko na zastępstwo. Kopnęła cię w tyłek, pocieszyłeś się mną, a teraz znowu wracasz do niej?
-To nie tak...
-A jak do cholery? - wrzanęła - albo wiesz, nie obchodzi mnie to! Wszyscy jesteście tacy sami!
-Jenifer...-zaczął, ale dziewczyna nie wytrzymała i wymierzyła mu siarczysty cios w policzek.
-Wynoś się z mojego życia ! Jesteś moim kolejnym wielkim błędem ! - wypchnęła go za drzwi - A Ciebie i Lewandowskiego tak zrobię na szaro, że pożegnacie się z karierą raz na zawsze - dodała i zatrzanęła mu drzwi przed nosem.
***
Następnego dnia
Sandra po wieczornym dowcipie Roberta nadal nie mogła doprowazić się do ładu. O ile z twarzą jakoś poszło, to z włosami było znacznie gorzej.
-Masz mnie umówić z jakimś fryzrejem ! - przywitała z samego rana właściciela mieszkania. Lewy walczył ze sobą aby się nie roześmiać.
-Dobra, wyluzuj, znam kilku fachowców w tej dziedzinie, podzwonię, popytam, załatwię ci to. - czyżby wyrzuty sumienia Panie Robercie ? Sandra posłała mu mordercze spojrzenie. Dostała taka odpowiedź jakiej oczekiwała. Robert wyjął w tym czasie swojego I-pada i wybrał numer do Ewki Piszczek.
-Witaj Pani najpiękniejsza, Gwiazdo Północna rozświetlająca nocny firmament, przyćmiewająca swym blaskiem Syriusza...
-Czego chcesz ?- zaśmiała się Polka.
-Czy zawsze jak do Ciebie dzwonię to muszę czegoś chcieć ?
-Tylko kiedy zgrywasz astrologa. - Fakt, normalnietego nie robił.
-Masz rację. Mam do Ciebie dość nietypową prośbę. Zrobiłem wczoraj wieczorem Sandrze taki mały dowcip, ona strasznie się wściekła i teraz muszę jej załatwić fryzjera. Dałabyś radę ?
-To zależy co takiego jej zrobiłeś-cały czas się śmiała-mam na dziś umówione kilka osób i nie wiem czy się wyrobię. Co miałabym zrobić?
Robert zawahał się.
-Jakby to powiedzieć... na pewno nie zajmie Ci to wiele czasu, Madame- jakoś wybrnął.
-Dobra, niech przyjdzie o 10.
-Będzie napewno- odrzekł i rozłączył się. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi- kogo tu znowu niesie- mruknął napastnik i ruszył powoli aby je otworzyć. Po ostatnich wydarzeniach nie mógł być już niczego pewnym. Brunet nie krył zaskoczenia.
-Ty ?!- niemalże krzyknął. Takiego gościa się nie spodziewał-po co tu przyszedłeś ?- mierzył wzrokiem blondyna, który stał ze spuszczoną głową.
-Mogę wejść?
-Które dziecko tym razem chcesz mi ukraść?- syknął przez zęby. Był wściekły. Steffi jest jego oczkiem w głowie, a tleniony bezczelnie chciał mu ją zabać. Tyle miesięcy udawał przyjaciela, aby wbić mu nóż w serce. Na prawdę czuł się zraniony.
-Zerwałem z Jenifer- powiedział smutno Marco. Nastawienie Lewandowskiego zmieniło się diametralnie.
-OOO stary, jak dobrze Cię widzieć ! wchodź ! wchodź !- złapał go za rękę i pociągnął do salonu. Długo rozmawiali, ale chyba wyjaśnili sobie wszystko. Wniosek był tylko jeden : już nigdy nie poróżni ich żadna kobieta. Kiedy tak rozmawiali i wspominali swoje pierwsze spotkanie w meczu BVB z jej immenniczką z Monchengladbach panna Dziwiszek zbiegła po schodach w dół, złapała torebkę i wyszła bez słowa. Za nią na dół zszedł Wojtas.
-Ale wiesz, mimo wszytsko jest mi trochę smutno- kontunuował Marco - jednak zdążyłem się do niej przywyczaić.
Bramkarz Londyńskiego Arsenalu nie pytał o szczegóły. Nie jego sprawa.
-Sandra zawsze powtarza, że kiepski humor poprawiają jej jakieś zmiany w wyglądzie-wtrącił- jakieś nowe ciuchy czy fryzura.
-A wiesz, może spróbuję- uśmiechnął się Reus- a teraz czas już na mnie- podniosł się z kanapy, spojrzał Robertowi w oczy, poklepał po ramieniu i skierował się do drzwi - czyli zgoda?
-Jasne- Robert posłał mu słodki uśmiech i zamknął drzwi za przyjacielem.
***
Tymczasem Sandra siedziała "wygodnie" w fotelu przed lustrem w zakładzie fryzjerskim pani Piszczek, która żadnym sposobem nie mogła usunąć zaschniętego ciasta z fryzury klientki. Kiedy po 6 umyciu, dokładnym wyczesaniu resztek mąki i nałożeniu odżywki jej włosy w końcu nadawały się do "czegokolwiek" do salonu wparował Marco Reus.
-Cześć Ewka!
-Ooo Marco ! Co Cię do mnie sprowadza ? - przywitała go entuzjastycznie.
-No wiesz, sam nie wiem... chciałbym coś zmienić.. może rozjaśnić odrosty ?
-Tylko wiesz, ja nie bardzo mam teraz czas, za chwilę mam umówioną panią na baleyage, poźniej mam 3 panów na strzyżenie a z resztą kończę dziś wcześniej, bo ogranizujemy z Łukaszem przyjęcie urodzinowe dla Sary...Jesteś zaproszony rzecz jasna.
-Ja mam dużo czasu- wtrąciła się Sandra- malowałam kiedyś włosy mojemu bratu i wyszło mi to bardzo dobrze. Gdybyś chciał to mogę zrobić i Tobie..- Blondyn spojrzał na Ewę błagalnie.
-Jeśli chcesz, to proszę, ale ja nie biorę za to odpowiedzialności-uśmiechnęła się fryzjerka.
Marco zasiadł w fotelu i po chwili poczuł, jak peleryna uciska jego szyję. Dziwiszek niechcący przywiązała go do fotela. Kilkoma zwinnymi ruchami nałożyła rozjaśniacz na włosy piłkarza. Czekał i czekał.
-Coś długie to 20 minut-przerwał nagle.
- 20 ?! Myślałam, że 120 !! - odpowiedziała zaskoczona dziewczyna. Reus zamarł. Poczuł, że zaczyna mu się robić gorąco. Niepewnie ściągnął ręcznik. Spojrzał w lustro i doznał szoku. Jego twarz zzieleniała, tak jak jego włosy. Idealnie się zgrały.
-Cc..ccc... co to jest ? -wyglądał, jakby miał się rozpłakać.
-Upssssssss....- syknęła Sandra.
-O mój Boże- Ewa zasłoniła twarz dłonią. Wszyscy patrzyli z przerażeniem na zielone włosy gwiazdy BVB.
-Ewka...- jęknął Marco-powiedz, że można coś z tym zrobić...
-Teraz to tylko ogolić na łyso.. Te włosy są tak saplone, że aż dziw, że nie odpadły. Może za jakiś tydzień, czy dwa, jak się troszkę zregenerują.
-Tydzień czy dwa ? Tydzień czy dwa ?! Co ja mam teraz zrobić ?!
-Chyba tylko założyć czapkę- odpowiedziała zabójczyni jego pięknej blond grzywy.
***
Po południu u Piszczków było małe zamieszanie. Ewka i Rita pomimo napięcia, musiały dogadać się jakoś i przygotować wszystko na urodziny Sary. Łukasz w tym czasie dzwonił po wszystkich znajomych i zapraszał ich na imprezę. Robertowi kazał zebrać całą ekipę i przychodzić. "Cholerka sporo tego będzie" zaklął w myślach napastnik, jednakże polecenie Piszcza wykonał i obdzwonił wszystkie swoje ex w celu zebrania dzieci. Wykonał też szybki telefon do Reusa, z którym widział się dziś rano.
-Hej, dokonałes już jakiejś zmiany?
-Nie pytaj...
-Zobaczę po południu. Słuchaj, jest taka sprawa. Dziś są te urodziny Sary i jestem zaproszony razem z dzieciakami więc musze je jakoś bezpiecznie przetransportować. Zajdź więc po drodze do "Śpiocha" i kup
gąsienicę.
-Gąsienice ? a nie lepiej na przykład samochodem ?
-Nie zabiorę się...przestań marudzić i idź po ten sznurek.
Marco wywrócił oczami i spełnił jego prośbę. Po godzinie był już o niego. Już z wejścia głównego było słychać tą całą dzieciarnię. Drzwi otworzył mu z lekka zdyszany Robert.
-Masz to? - zapytał. Reus pomachał mu zakupem przed nosem -Dobra to idziemy...Co z twoimi włosami? - parsknął śmiechem.
-Przestań drążyć temat ! Idziemy- zawołał dzieciaki. Rozradowani chłopcy, a było ich 11, wymineli obydwu i wybiegli na korytarz. Większość skierowała się do windy, ale jeden dwulatek ruszył w kierunku schodów.
- Philipp !- złapał go w ostatniej chwili- nie wolno Ci zbliżać się do schodów! Mama Ci nie mówiła?- odpowiedzi jednak nie doczekał. Marco stał oparty o drzwi i pilnował aby winda nie odjechała bez Roberta i małego. Kiedy ruszyli zaczął swoją przemowę.
-Dzieciaki ! Posłuchajcie uważnie. Kiedy wysiądziemy z windy staniecie wszyscy w hallu i ustawicie się parami. Pamiętajcie, że starsi pilnuja młodszych.
Tak też zrobili, mimo niewielkiej rozbieżności wiekowej (2-7 lat), jedni zadbali o drugich. Marco rozłożył gąsienicę i podał podopiecznym.
-Dobra chłopaki! Tata niesie Philippa i głowę naszej stonogi, a wy bierzecie po nodze. Ja idę z tyłu. Nie wolno nikomu puszczać gąsienicy. Zrozumiano ?
-Taaaaaaaak ! - odpowiedzieli chórem Lewandowscy. Przeszli tak całe 200m, które dzieliło domy Polaków. Kiedy dotarli na miejsce Robert nacisnął dzwonek do drzwi. Otworzył im Łukasz i wpuścił ich do środka. Zaczął rozmawiać z Lewym w drzwiach, podszas gdy za jego rozmówcą zaczęły prześlizgiwać się jego pociechy. Piszczek wyglądał tylko zza Roberta czy dużo ich tam jeszcze jest. Na końcu wszedł Marco.
-Nie ważne- odpowiedział szybko na nieme pytanie gospodarza i wszedł do środka.
Większość gości już siedziała w ogrodzie, podczas gdy Sara i Oliwka rozpakowywały prezenty. Wszystkim dopisywał humor. Reus zrobił furorę swoim nowym kolorem włosów, na początku koledzy zdrużyny mu dokuczali, ale po pewnym czasie dali mu spokój. Kiedy Robert i Łukasz nadal rozmawiali w przedpokoju z kuchni wyszła Pani domu, a tuż za nią niania jubilatki.
-Hej Ewka, o Rita... nie poznałem Cię w ubraniu-przywitał je Robert.
Fryzjerka odwróciła się niedowierzając własnym uszom, popatrzyła pytającym wzrokiem na Lewandowskiego, a opiekunka poczerwieniała na twarzy. W mgnieniu oka znikneła z ich pola widzenia.
-Robert?- uniosła prawą brew- Czy jest coś o czym powinnam wiedzieć?- świdrowała go wzrokiem. Łukasz dał Lewemu do zrozumienia żeby nic jej nie mówił.
-Nie- pokręcił głową z uśmiechem.
-Napewno? Jesteś pewien? -patrzyła mu prosto w oczy. Piszczek oddalił się od nich.
-Napewno, jestem pewien.
-Zapytam wprost,czy ty i Rita ?
-Drugi raz ją na oczy widzę...-Ewa zrobiła jeszcze bardziej zdziwioną minę i złożyła ręce na piersi -...to znaczy, ehhh Ewciu, jesteśmy przyjaciółmi, powiedziałbym Ci gdyby coś. To trochę skomplikowane...
-Okej, nie wnikam, w końcu to twoje życie- uśmeichneła się lekko i popędziła do kuchni.
Lewy odetchnął z ulgą i poszedł do ogrodu gdzie siedzieli pozostali. Później miał dołączyć do nich Wojtek, teraz załatwiał jakieś sprawy na mieście. Wszyscy śmiali się i żartowali. Rita obskakiwała ich z każdej strony. A to coś donosiła, to przestawiała. Ubrana była dosyć skąpo, dlatego była w centrum uwagi. Miła na sobie któtkie jeansowe spodenki, prześwitującą bluzkę i wysokie czerwone szpilki. Jak to by Robert powiedział "Nie dało się nie spojrzeć". Marco poczuł potrzebę wyjścia do toalety. W przejściu wyprowadzającym na taras, zderzył się z Ritą ale na szczęście nic nie niosła.
-Przepraszam- złapał ją kiedy ta zachwiała się i leciałą do tyłu.
-Nic nie szkodzi, to ja na ciebie wpadłam- powiedziała nieśmiało i zmierzyła Reusa wzrokiem - Ciekawa fryzura- dodała nieco odważniej.
-Kurczę, aż tak to widać? Myślałem, że nikt nie zauważy...-przeczesał swoją jasno-zieloną czuprynę. Niania spojrzała na niego jak na idiotę i po chwili dodała.
-W sumie to nie rzuca się tak bardzo w oczy...
-Serio?- uśmiechnął się z nadzieją w oczach.
-Taak...-powiedziała z wymuszonym uśmiechem na ustach, poczym wymineła go i zniknęła w ogrodzie. Marco odprowadził ją wzrokiem, lustrując ją przy tym. Przypomniał sobie jaki był cel jego wstąpienia do domu i pognał do toalety.
Impreza trwała w najlepsze. Były nawet tańce i śpiewy. Miało to być spotkanie bezalkoholowe, no ale Piszczowi nie przetłumaczysz. Dzieciaki w euforii ganiały po całym ogrodzie, domu i dookoła niego. Robert latał za nimi i próbował je jakoś wyłapać, ale nie zawsze się udawało. Tylko jedno dziecko, ze wszystkich tam zgromadzonych siedziało grzecznie na kolanach Katji. Mimo młodego wieku, mały wiedział jak wyrywać panienki...ciekawe po kim to ma. Pięciolatek siedział wtulony w dziewczynę machając przy tym na zmianę nóżkami.
-Kaatjaaa? A przyjdziesz do mnie do domku? Pokaże Ci mój traktor - seplenił młody.
-Oczywiście robaczku, jesteś taki słodziutki-pstryknęła go w nosek.
-Nie tak bardzo jak ty- uuu młody wie jak komplementować. Choć w jego przypadku wystarczył tylko urok osobisty.
-OOOO- dziewczyna nie wytrzymała i cmokneła Kajtka w policzek. Ten z łobuzerskim, przeuroczym uśmieszkiem wtulił się w jej piersi. Katja objęła go lekko i oparła brodę o jego głowę, bujając sie przy tym na boki. Całej tej sytuacji przyglądał się Mario.
-Robert !- zawołał przyjaciela lekko podirytowany.
-Co tam?- podszedł do niego z najmłodszym na ręku.
-Twój syn podrywa mi dziewczynę - parsknął i machną ręką w stronę Katji.
-Oo, cóż...dobry jest - stwierdził napastnik. Mario spojrzał na niego wymownie, ale po chwili znowu się zaśmiał.
-Nie da się zaprzeczyć.
-Moja krew! Ja podrywałem wszystkie koleżanki Mileny jak miałem 6 lat- chwalił się brunet -...ale on ma 5 i wyrywa starsze, jest lepszy odemnie- zkwitował nieco mniej entuzjastycznie- Już ja sobie z nim porozmawiam.
-Uczeń przerósł mistrza - stwierdził rozbawiony Mario, który zaczął zaczepieć Philippa. Dwulatek zawstydził się i ukrył twarz w szyi Roberta, jednym okiem zerkając na Mario i uśmiechając się słodko.
-Tato!- Lewy poczuł, że coś go ciągnie za nogawkeę. Podeszli do niego
Patryk i
Mateusz.
-Co się stało?
-No bo Mateusz mnie kopnął- powiedział obrażony Patryś.
-Dlaczego go kopiesz?
-No bo on mnie przezywa- zaczął tłumaczyć się Mateuszek.
-Nie przezywaj brata.
-Ale on powiedział, że gra lepiej ode mnie w piłkę.
-Nie przechwalaj się !
-Ale ja naprawde lepiej w nią gram.
-a wcale, że nie !
-wcale, że tak !
-wcale, że nie !
-Dobra spokój !- przerwał im Lewy- obydwaj podać sobie ręce na zgodę i nie kłócić się już. Jesteśmy rodziną i musimy sobie przebaczać, tak?
-No ale...
-Żadnych ale - powiedział stanowczo. Chłopcy ze spuszczonymi głowami odeszli od taty.
***
Dzieciom w końcu zaczęło się nudzić. Ścigali Piszcza i rzucali w niego czym popadnie. Łukasz musiał improwizować i zapewnić im jak najszybciej jakąś rozrywkę. Akurat obok niego przechodził Reus. Łukasz złapał go za rękę i pociągnął na mini scenę, przygotowaną specjalnie dla Sary.
-Hej dzieci! Jesteście gotowi na coś zupełnie nowego?- zapytał rozpromnieniony Piszczek.
-Taaak !- krzyknęli chórem.
-Świetnie, bo dziś specjalnie dla was wystąpi klaun Marcolinio ! Brawa ! - wnosił ręce go góry, krzycząc i wiwatując. Reus spojrzał na niego wzrokiem Bazyliszka.
-Ale to nie jest żaden klaun! To wujek Marco ! - zauważył spostrzegawczy Alex (syn Roberta).
-Teraz już klaun- Łukasz nie wiadomo skąd wytrzasnął czerwoną, okrągłą kulkę i wcisnął ją na nos Reusa. Szybko ulotnił się ze sceny dołączając do przyjaciół śmiejących się z tego na scenie. Marco początkowo był skrępowany, ale po 5 minutach rozkręcił się. Dzieciaki, i nie tylko, miały z niego niezły ubaw. Nikt jednak nie spodziewał się, że najstarszy z nich, Tom(7 lat), nagra całe przedstawienie wujka i prześle do serwisu youtube...
_______________________________________________________________________
Znowu opóźnienie.. Na prawdę Was przepraszamy, ale ucząc się, pracując i wyjeżdżając trudno jest dotrzymać terminu. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy zawsze odcinki będą dodawane w piątki, ale na pewno będą dodawane w okolicach weekendu. Prosimy o wyrozumiałość :)
Tośka ! Chciałyśmy zrobić to trochę inaczej, ale nijak nie dało się tego wkomponować w całość opowiadania :) Wiemy, że długo czekałaś na fragment, kiedy Roberto zajmuje się swoimi dziećmi, więc dedykujemy go Tobie ! ;)
Bez względu na to jak potoczą się losy piłkarzy w letnim okienku transferowym, na potrzeby opowiadania LAMUSY ZOSTAJĄ W BVB, zarówno Lewandowski jak i Gotze i Leitner.
A oto i zdjęcie konkurenta Mario:
Czytam = komentuję ;)