Minął tydzień o powrotu naszych bohaterów do Dortmundu.
Rita dała Łukaszowi odpowiedź. Nie mogła wrócić do pracy, nie umiała patrzeć w oczy pracodawcy i jego żonie. Musiała jednak osobiście stawić się w mieszkaniu Piszczków i złożyć wymówienie. Powiedziała Ewie, że rezygnuje z powodu problemów rodzinnych i tej opcji trzymała się aż do dziś.
Robert nadaremnie próbował skontaktować się z Tatianą. Wydzwaniał do niej, wysyłał wszelkeigo rodzaju wiadomości, a nawet kilka razy osobiście zawitał w jej mieszkaniu, ale zawsze zastawał w nim tylko jej współlokatorów. Ponoć kiedy przychodził, akurat jej w tym czasie nie było w domu...ciekawe. Jeszcze podczas urlopu, od czasu rejsu, nie mógł za żadne skarby jej znaleźć.
Wakacyjna przygoda Marco, okazała się czymś nieco poważniejszym. Kathrine, bo tak miała na imię dziewczyna, spotykała się z piłkarzem. Brunetka pochodziła z Dusseldorfu, toteż do Dortmundu nie miała daleko. Reus opowiedział Caroline co wydarzyło się na wyjeździe, oraz o swojej nowej sympatii. Ze względu na to ciągnięcie dalej intrygii wymyslonej przez Majkę nie miało sensu, dlatego podziękował jej najpiękniej jak tylko umiał i obiecał, że zawsze może na niego liczyć. Zdawał sobie sprawę, że może ją to zaboleć...ale świetnie udawała że wszytko w porządku. Bywa jednak tak, że czasami nie jesteśmy w stanie oszukiwać samych siebie...w końcu blondynki też mają uczcia.
Ten dzień Lewy spędzić miał ze swoim synem. Matka Kajtka chciała sobie urządzić "dzień tylko dla siebie", więc podrzuciła małego wprost do mieszkania napasnika. Gdy wychodziła, zauważyła ją Tatiana. Bednarczyk obserwowała ją zza swoich drzwi. Kiedy panna znikła z zasięgu jej wzroku, wyszła z mieszkania. Podeszła bliżej schodów i wychyliła się najmocniej jak tylko mogła. Niestety za mocno. Chwilę później słychac było tylko przeraźliwy krzyk i echo odbijających się od podłoża różnych części ciała. Kiedy już wylądowała, przydzwoniła głową w kaloryfer. Nie dość, że bolała ją każda najmniejsza komórka jej organizmu, to jeszcze poczuła straszliwy ból przeszywający jej nogę od kostki aż po kolano. Przeklinała w myślach tą lalę, przez którą sobie to zrobiła. Przerażona zaczęła wołać o pomoc. Na jej nieszczęście w jej domu nikogo nie było.
*W mieszkaniu Roberta.
-Słyszeliście ten wrzask? -zapytał Mario.
-Nie, jaki wrzask?- zapytała Katja zajmująca się w tej chwili 3-latkiem.
-Jakby ktoś spadał ze schodów - cóż za dar przewidywania panie Gotze.
-Lepiej to sprawdźmy - powiedział Robert i razem z Mario wyszli na korytarz.
-Słyszy mnie ktoś? - warknęła tym razem wkurzona tą całą sytuacją brunetka.
Chłopcy obejrzeli się po sobie i zbiegli na ekskluzywne pół-piętro. Dziewczyna leżała podpierając się na łokciać i usiłowała podnieść nogę, sycząc przy tym z bólu.
-Boże, Tatiana !- Lewy podbiegł do niej pierwszy.- Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
-Świetnie się czuję, przed chwilą spadłam ze schodów -powiedziała sarkastycznie. -Myślisz, że jak się czuję, kołku?
-Dlaczego spadłaś ze schodów?- spojrzał na nią dziwnie.
-Wiesz, nudziło mi się.
-Zawieźmy ją do szpitala - wtrącił Gotze-Bredzi od rzeczy-. Nie mógł już słuchać tej bezsensownej wymiany zdań. -Możesz ruszać nogą? -przykucnął przy niej.
-Nie mogę, strasznie boli -skrzywiła się. W tym samym momencie Katja wyjrzała do nich z Kajtkiem na rękach. Dokładnie przyjrzała się dziewczynie. Znała tą twarz tylko nie mogła skojarzyć.
-Wszystko w porządku?- zapytała Schwarz.
-Nie do końca, musimy wykonać kurs do szpitala -Lewy podniósł się i żwawo skoczył do mieszkania po kluczyki do auta, podczas gdy Gotze pomagał Tatianie wstać. -Zostaniecie z małym ? To może trochę potrfać.
-Jasne, nie ma sprawy. Poradzimy sobie, co nie Kajtuś?- spojrzała na niego, a młody wtulił się w jej piersi.
-Dzięki- uśmiechnął się. -Tylko nie rozrabiaj- poczochrał synka po jego bujnej czuprynie.
-Udało się nam wstać, ale dalej sama nie pójdzie. -Gotze przytrzymywał Tatianę, która zawisiła ręke na jego szyi. Lewandowski podszedł do nich i zanim się zorientowała, trzymał ją na rękach.
-Pogieło Cię?
-Chcesz żyć ?
-W tym momencie wolałabym umrzeć.
-Udam, że tego nie słyszałem- powiedział Lewy i wyniósł ją z budynku.
Mario zabrał Katję i małego i wrócili do mieszkania.
-Znam tą dziewczynę. Kojarzę ją z wakacji, to kolezanka Rity.
-O, czyli kolejna z klanu Rita's team ?
-Czy ty nabijasz się z mojej przyjaciółki?
-Nie nabijam się, ale Katja, serio czy jest w tym kraju osoba której Rita nie zna?- zapytał zrezygnowany. Katja zrobiła zamyśloną minę. -No właśnie...
-Czepiasz się Gotze, jak zawsze. A teraz wybacz, musze uśpić małego.
-Nie!- powiedział stanowczo. -Ja to zrobię -dodał nieco milej. Było ciężko ale jakimś cudem oderwał go od swojej dziewczyny i z obrażonym na śmierć chłopcem poszedł na górę. Gotze nie mógł znieść tego, że "ten mały amant" zarywał do jego ukochanej. Zaczęło się już na urodzinach Sary i z każdym spotkaniem było coraz gorzej, zabawiał ją traktorami, prawił komplementy i tulił się do niej cały czas. Katja była nim totalnie zauroczona, ściskała go i całowała. Koniec tego dobrego.
Jechali w ciszy. To znaczy Lewy się odzywał, ale Tatiana niekoniecznie. Ciągle zadawał jej pytania, jednakże odpowiedzi nie uzyskiwał. Rozumiał, że może być wściekła, do tego ten dzisiejszy wypadek. Postanowił jej nie męczyć. Kiedy dojechali na miejsce, wysiadł z samochodu i wziął ją na ręce. Doniósł ją do wejścia szpitala, dalej na wózku zabrała ją pielęgniarka. Po dwóch godzinach spędzonych na korytarzu, zaczął się denerwować. W końcu lekarz wyszedł z sali.
-I co z nią?- Lewy podbiegł do lekarza.
-Pacjentka, zwichnęła kostkę. To nie jest nic poważnego, ale będzie musiała nosić gips przez ok. miesiąc. -powiedział lekarz spokojnym głosem. Pielęgniarka oddała Tatianę w ręce Roberta. - Tylko proszę się nią dobrze zajmować -lekarz puścił napastnikowi oczko. Lewy uśmiechnął się lekko, a Tatiana wywróciła teatralnie oczami. Było ciemno i późno a Lewy nie ukrywał, że trochę mu się śpieszy. Wsiedli do auta i zapieli pasy.
-No to miesiąc masz z głowy - zaczął. Dziewczyna odkręciła twarz i patrzyła w okno. -Jak coś, to mogę ci pomagać, odwiedzać cię...
-Nie, dzięki -burknęła.
-Dobra. Wiem, że jestes na mnie wściekła i mnie nienawidzisz, i wiem też o tym, że byłaś u mnie w pokoju hotelowym w przedostatnią noc w Kulungsborn. -Tatiana nie patrzyła już w okno, spuściła wzrok na swoje nogi.
-Skąd to wiesz?
-Kuba Cię widział - "no tak, Kuba" pomyślała. -Chcę żebyś wiedziała, że żałuję. Kiedy tylko doweidziałem się, że przyszłaś mnie przeprosić, byłem gotów wyskoczyć z tego głupiego statku i znaleźć się na brzegu obok Ciebie.
-Nie przyszłam Cię wtedy przepraszać...-powiedziała i podniosła wzrok. -Przyszłam Ci powiedzieć o swoich uczuciach...a ty jak zwykle wszystko spieprzyłeś.
-O jakich uczuciach mówisz?
-Czy to ważne? Spójrzmy prawdzie w oczy, Lewy. Gdyby nie przyjaciel, nawet nie wiedziałbyś, że byłam wtedy w hotelu. Nie dowiedział byś sie i pewnie dalej zachowyał byś się jak idiota i wszystko by było po staremu, co nie? Czego tak naprawdę żałujesz? Tego co robisz, czy tego, że Cię przyłapałam? Nawet nie wiesz jak czasami żałuję, że cie poznałam. Wtedy nie musiałabym znosić tego co przeżywam widząc Cię z każdą inną panienką. Oczywiście mogłabym powiedzieć prawdę, te dwa słowa które są silniejsze ode mnie, ale co to zmienia?
-Dużo- wypalił brunet, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował czule. Nie mogła mu się oprzeć. Chciała to przerwać, ale nie była w stanie. To było silniejsze od niej. Gdy na chwilę się od niego oderwała, odważyła się.
-Kocham Cię- powiedziała ponownie wpijając się w ciepłe wargi piłkarza.
Nastał wieczór. Przemierzając kolejne kilometry, silnik jej samochodu poczuł głód. Staneła na stacji benzynowej. Zatankowała szybko i wstąpiła do sklepu. Zgubiła się. Zgubiła się w tym małym zupełnie obcym jej mieście. Przeszła obok półek z gazetami i biorąc jedną z nich w dłoń podeszła do kasy. Facet pracujący tam wydawał się bardzo sympatyczny.
-Płaci pani 4.20 - powiedział zachrypniętym głosem. Blondynka wyciągnęła z czerwonej torebki skórzany portfel i zaczęła go przeszukiwać.
-Prosze bardzo - położyła na blat wyznaczoną sumę. - Przepraszam, wie pan może jak dojechać do centrum? Padła mi nawigacja i chyba się zgubiłam.
Sprzedawca zaczął powoli i wyraźnie tłumaczyć jej jak dojechać do celu. W pewnym momecie dziewczyna przestała go słuchać. Wyglądając przez okno, dojrzała znajomą twarz. Przez moment ją zatkało.
-...za rondem jedzie pani cały czas prosto...-kontynuował sprzedawca.
-Dziękuję, dalej już sobie poradzę. Miłej nocy. - uśmiechnęła się z wdzięcznością i odeszła szybko, aby nie zgubić starej znajomej, która właśnie wsiadała do auta.
-A gazeta?! -krzyknął za nią mężczyzna zza lady, ale zamknęła za sobą drzwi.
Pędząc niczym wiatr wsiadła w swój samochód i pomału ruszyła za czarnym BMW.
Kiedy dojechały już na miejsce, zaparkowała kilka metrów dalej. Brunetka wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku domku jendorodzinnego. Był jednopiętrowy, ale bogato rozbudowany. W oknach odbijało się światło, co oznaczało, że domowniczka weszła już do domu.
-Ustawiłaś się kochana- zadrwiła blondynka.
Jeszcze chwilę siedziała w aucie. Dała jej czas, aby przygotowała się przed niemałym zdziwieniem. Kiedy zgasło światło w przedpokoju, a zapliło sie jak przypuszła w salonie, wyszła z samochodu. Szła z uśmiechem pełnym satysfakcji. Miała ochote śmiać się w głos, ale musiała się opanować. Zadzwoniła do drzwi. Kiedy się otworzyły, właścicielka mieszkania stanęła jak wryta. Dopiero po chwili była w stanie coś powiedzieć, a serce momentalnie jej przyśpieszyło.
- Madison?- wydukała dziewczyna.
-Cześć Rita- uśmiechnęła się szyderczo. - Kope lat.
-Co ty....?
-tutaj robię? -dokończyła za nią.- Odwiedzam starych znajomych- zmierzyła ją wzrokiem. - Śliczna jak zawsze. Nie wpuścisz mnie?- uniosła prawą brew w górę.
Nawet jeśli by jej nie wpuściła, sama by weszła. Nie miała dziś ochoty na żadne awantury.
-Muszę przyznać, że nieźle się urządziłaś - stwierdziła przechadzając się po salonie. -Chociaż może za dużo beżu, jak na jedno pomieszczenie...
-Po co przyjechałaś?
-Już mówiłam.
-Nie wierzę Ci. Nie wierzę, że przyjechałaś sprawdzić jak się czuję. W ogóle jak mnie tu znalazłaś?
-To ty znalazłaś mnie, tylk,o że o tym nie wiedziałaś. No i proszę...Jestem -rozłozyła ręce prezentując się. - Masz u mnie dług, Rebecco.
-Nie nazywaj mnie tak !- warknęła. Madison zaśmiała się.
-I pomysleć, że kiedyś tylko nią chciałaś być...
-Przysięgam Ci, że spłace dług jak najszybciej, co do grosza, tylko błagam Cię, odpuść.
-Nie tak szybko, Skarbie. Nie chcę twoich pieniędzy- podeszła do niej i odgarnęła jej włosy.
-Więc czego chcesz ?
-Zabawy- pogładziła ją po policzku i odeszła. -Pamiętasz jak świetnie razem się bawiłyśmy? A co tam u Katji? Nadal się tak nazywa ?
Rita w odpowiedzi pokręciła głową. Patrzyła na nią jakby chciała ją poćwiartować. Madi to wyczuła, co dawało jej jeszcze większą satysfakcję.
-Jestem wykończona tą podróżą. Prześpie się dziś u Ciebie.
-Żartujesz? - zapytała, o mało co nie krztusząc się powietrzem. Blondynka pokręciła przeczącą głową.
-Chyba nie chcesz, żebym o tak późnej porze włóczyła się po motelach - spojrzała na nią z miną niewiniątka -To gdzie jest mój pokój?
Rita odkręciła się do niej plecami. Nie zwracając na nią uwagi, poszła w przeciwnym kierunku. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Czas zemsty nadszedł.
-Kogo to widzą moje piękne oczy. -zadrwił biznesmen.
-Witaj kochanie. - podeszła do niego zmysłowym krokiem i pocałowała krótko, aczkolwiek namiętnie.
-Myślałem, że te cholerne wakacje nigdy się nie skończą...-był chłodny jak jesienny wieczór-...Wszyscy szczęśliwie dotarli do domu?- dał nacisk na słowo "wszyscy". Miał na myśli swoją córkę.
-Oczywiście, mówiłam, że Cię nie zawiodę...-uśmiechnęła się zadziornie -Wszystko idzie według planu.
-Właśnie, obiecałaś mi ze wyjawisz swój plan po powrocie do miasta.
-Och, skarbie. Nie bądź taki niecierpliwy - jej usta zarysowały kształt kaczego dzioba.-Nie zdradzę Ci go dopóki nie będę miała stuprocentowej pewności, że wypali. Jak narazie wszystko idzie po mojej myśli. Wystarczy mi tylko umiejętność manipulacji - poprawiła mu kołnierz. Mężczyzna spojrzał na nią zniecierpliwionym i zdenerwowanym wzrokiem. - Zaufaj mi. Czy kiedy kolwiek Cię zawiodłam? - posłała mu przesłodzone spojrzenie.
-Tak. O mało co to wszystko nie padło. Narobiliśmy sobie wtedy długów, które spłacamy do dziś...
-Shhhhh- przyłożyła mu palec do ust. -Nie o taką odpowiedź mi chodziło-zaśmiała się. -Ale teraz Ci to wszystko wynagrodzę. Zobaczysz. Jeszcze będziesz ze mnie dumny. - wypowiedziawszy to puściła mu oczko. Odkręciła się na pięcie i pokierowała w stronę sypialni. -Idziesz? - spojrzała na niego kusząco.
-Mam dużo pracy. -powiedział stanowczo. -Dobranoc. -uśmiechnął się sztywno i przeszedł do swojego gabinetu. Dociskając za sobą drzwi, zamknął je na zasówkę. Nawet najbardziej pożądni ludzie mogą mieć tą mroczną stronę. Ostrożnie, bo nigdy nie macie pewności z kim macie do czynienia...
_______________________________________________________________________
Rozdział wymęczony, ale jest ;) Oto Madi:
Rita dała Łukaszowi odpowiedź. Nie mogła wrócić do pracy, nie umiała patrzeć w oczy pracodawcy i jego żonie. Musiała jednak osobiście stawić się w mieszkaniu Piszczków i złożyć wymówienie. Powiedziała Ewie, że rezygnuje z powodu problemów rodzinnych i tej opcji trzymała się aż do dziś.
Robert nadaremnie próbował skontaktować się z Tatianą. Wydzwaniał do niej, wysyłał wszelkeigo rodzaju wiadomości, a nawet kilka razy osobiście zawitał w jej mieszkaniu, ale zawsze zastawał w nim tylko jej współlokatorów. Ponoć kiedy przychodził, akurat jej w tym czasie nie było w domu...ciekawe. Jeszcze podczas urlopu, od czasu rejsu, nie mógł za żadne skarby jej znaleźć.
Wakacyjna przygoda Marco, okazała się czymś nieco poważniejszym. Kathrine, bo tak miała na imię dziewczyna, spotykała się z piłkarzem. Brunetka pochodziła z Dusseldorfu, toteż do Dortmundu nie miała daleko. Reus opowiedział Caroline co wydarzyło się na wyjeździe, oraz o swojej nowej sympatii. Ze względu na to ciągnięcie dalej intrygii wymyslonej przez Majkę nie miało sensu, dlatego podziękował jej najpiękniej jak tylko umiał i obiecał, że zawsze może na niego liczyć. Zdawał sobie sprawę, że może ją to zaboleć...ale świetnie udawała że wszytko w porządku. Bywa jednak tak, że czasami nie jesteśmy w stanie oszukiwać samych siebie...w końcu blondynki też mają uczcia.
***
*W mieszkaniu Roberta.
-Słyszeliście ten wrzask? -zapytał Mario.
-Nie, jaki wrzask?- zapytała Katja zajmująca się w tej chwili 3-latkiem.
-Jakby ktoś spadał ze schodów - cóż za dar przewidywania panie Gotze.
-Lepiej to sprawdźmy - powiedział Robert i razem z Mario wyszli na korytarz.
-Słyszy mnie ktoś? - warknęła tym razem wkurzona tą całą sytuacją brunetka.
Chłopcy obejrzeli się po sobie i zbiegli na ekskluzywne pół-piętro. Dziewczyna leżała podpierając się na łokciać i usiłowała podnieść nogę, sycząc przy tym z bólu.
-Boże, Tatiana !- Lewy podbiegł do niej pierwszy.- Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
-Świetnie się czuję, przed chwilą spadłam ze schodów -powiedziała sarkastycznie. -Myślisz, że jak się czuję, kołku?
-Dlaczego spadłaś ze schodów?- spojrzał na nią dziwnie.
-Wiesz, nudziło mi się.
-Zawieźmy ją do szpitala - wtrącił Gotze-Bredzi od rzeczy-. Nie mógł już słuchać tej bezsensownej wymiany zdań. -Możesz ruszać nogą? -przykucnął przy niej.
-Nie mogę, strasznie boli -skrzywiła się. W tym samym momencie Katja wyjrzała do nich z Kajtkiem na rękach. Dokładnie przyjrzała się dziewczynie. Znała tą twarz tylko nie mogła skojarzyć.
-Wszystko w porządku?- zapytała Schwarz.
-Nie do końca, musimy wykonać kurs do szpitala -Lewy podniósł się i żwawo skoczył do mieszkania po kluczyki do auta, podczas gdy Gotze pomagał Tatianie wstać. -Zostaniecie z małym ? To może trochę potrfać.
-Jasne, nie ma sprawy. Poradzimy sobie, co nie Kajtuś?- spojrzała na niego, a młody wtulił się w jej piersi.
-Dzięki- uśmiechnął się. -Tylko nie rozrabiaj- poczochrał synka po jego bujnej czuprynie.
-Udało się nam wstać, ale dalej sama nie pójdzie. -Gotze przytrzymywał Tatianę, która zawisiła ręke na jego szyi. Lewandowski podszedł do nich i zanim się zorientowała, trzymał ją na rękach.
-Pogieło Cię?
-Chcesz żyć ?
-W tym momencie wolałabym umrzeć.
-Udam, że tego nie słyszałem- powiedział Lewy i wyniósł ją z budynku.
Mario zabrał Katję i małego i wrócili do mieszkania.
-Znam tą dziewczynę. Kojarzę ją z wakacji, to kolezanka Rity.
-O, czyli kolejna z klanu Rita's team ?
-Czy ty nabijasz się z mojej przyjaciółki?
-Nie nabijam się, ale Katja, serio czy jest w tym kraju osoba której Rita nie zna?- zapytał zrezygnowany. Katja zrobiła zamyśloną minę. -No właśnie...
-Czepiasz się Gotze, jak zawsze. A teraz wybacz, musze uśpić małego.
-Nie!- powiedział stanowczo. -Ja to zrobię -dodał nieco milej. Było ciężko ale jakimś cudem oderwał go od swojej dziewczyny i z obrażonym na śmierć chłopcem poszedł na górę. Gotze nie mógł znieść tego, że "ten mały amant" zarywał do jego ukochanej. Zaczęło się już na urodzinach Sary i z każdym spotkaniem było coraz gorzej, zabawiał ją traktorami, prawił komplementy i tulił się do niej cały czas. Katja była nim totalnie zauroczona, ściskała go i całowała. Koniec tego dobrego.
Jechali w ciszy. To znaczy Lewy się odzywał, ale Tatiana niekoniecznie. Ciągle zadawał jej pytania, jednakże odpowiedzi nie uzyskiwał. Rozumiał, że może być wściekła, do tego ten dzisiejszy wypadek. Postanowił jej nie męczyć. Kiedy dojechali na miejsce, wysiadł z samochodu i wziął ją na ręce. Doniósł ją do wejścia szpitala, dalej na wózku zabrała ją pielęgniarka. Po dwóch godzinach spędzonych na korytarzu, zaczął się denerwować. W końcu lekarz wyszedł z sali.
-I co z nią?- Lewy podbiegł do lekarza.
-Pacjentka, zwichnęła kostkę. To nie jest nic poważnego, ale będzie musiała nosić gips przez ok. miesiąc. -powiedział lekarz spokojnym głosem. Pielęgniarka oddała Tatianę w ręce Roberta. - Tylko proszę się nią dobrze zajmować -lekarz puścił napastnikowi oczko. Lewy uśmiechnął się lekko, a Tatiana wywróciła teatralnie oczami. Było ciemno i późno a Lewy nie ukrywał, że trochę mu się śpieszy. Wsiedli do auta i zapieli pasy.
-No to miesiąc masz z głowy - zaczął. Dziewczyna odkręciła twarz i patrzyła w okno. -Jak coś, to mogę ci pomagać, odwiedzać cię...
-Nie, dzięki -burknęła.
-Dobra. Wiem, że jestes na mnie wściekła i mnie nienawidzisz, i wiem też o tym, że byłaś u mnie w pokoju hotelowym w przedostatnią noc w Kulungsborn. -Tatiana nie patrzyła już w okno, spuściła wzrok na swoje nogi.
-Skąd to wiesz?
-Kuba Cię widział - "no tak, Kuba" pomyślała. -Chcę żebyś wiedziała, że żałuję. Kiedy tylko doweidziałem się, że przyszłaś mnie przeprosić, byłem gotów wyskoczyć z tego głupiego statku i znaleźć się na brzegu obok Ciebie.
-Nie przyszłam Cię wtedy przepraszać...-powiedziała i podniosła wzrok. -Przyszłam Ci powiedzieć o swoich uczuciach...a ty jak zwykle wszystko spieprzyłeś.
-O jakich uczuciach mówisz?
-Czy to ważne? Spójrzmy prawdzie w oczy, Lewy. Gdyby nie przyjaciel, nawet nie wiedziałbyś, że byłam wtedy w hotelu. Nie dowiedział byś sie i pewnie dalej zachowyał byś się jak idiota i wszystko by było po staremu, co nie? Czego tak naprawdę żałujesz? Tego co robisz, czy tego, że Cię przyłapałam? Nawet nie wiesz jak czasami żałuję, że cie poznałam. Wtedy nie musiałabym znosić tego co przeżywam widząc Cię z każdą inną panienką. Oczywiście mogłabym powiedzieć prawdę, te dwa słowa które są silniejsze ode mnie, ale co to zmienia?
-Dużo- wypalił brunet, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował czule. Nie mogła mu się oprzeć. Chciała to przerwać, ale nie była w stanie. To było silniejsze od niej. Gdy na chwilę się od niego oderwała, odważyła się.
-Kocham Cię- powiedziała ponownie wpijając się w ciepłe wargi piłkarza.
***
Nastał wieczór. Przemierzając kolejne kilometry, silnik jej samochodu poczuł głód. Staneła na stacji benzynowej. Zatankowała szybko i wstąpiła do sklepu. Zgubiła się. Zgubiła się w tym małym zupełnie obcym jej mieście. Przeszła obok półek z gazetami i biorąc jedną z nich w dłoń podeszła do kasy. Facet pracujący tam wydawał się bardzo sympatyczny.
-Płaci pani 4.20 - powiedział zachrypniętym głosem. Blondynka wyciągnęła z czerwonej torebki skórzany portfel i zaczęła go przeszukiwać.
-Prosze bardzo - położyła na blat wyznaczoną sumę. - Przepraszam, wie pan może jak dojechać do centrum? Padła mi nawigacja i chyba się zgubiłam.
Sprzedawca zaczął powoli i wyraźnie tłumaczyć jej jak dojechać do celu. W pewnym momecie dziewczyna przestała go słuchać. Wyglądając przez okno, dojrzała znajomą twarz. Przez moment ją zatkało.
-...za rondem jedzie pani cały czas prosto...-kontynuował sprzedawca.
-Dziękuję, dalej już sobie poradzę. Miłej nocy. - uśmiechnęła się z wdzięcznością i odeszła szybko, aby nie zgubić starej znajomej, która właśnie wsiadała do auta.
-A gazeta?! -krzyknął za nią mężczyzna zza lady, ale zamknęła za sobą drzwi.
Pędząc niczym wiatr wsiadła w swój samochód i pomału ruszyła za czarnym BMW.
Kiedy dojechały już na miejsce, zaparkowała kilka metrów dalej. Brunetka wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku domku jendorodzinnego. Był jednopiętrowy, ale bogato rozbudowany. W oknach odbijało się światło, co oznaczało, że domowniczka weszła już do domu.
-Ustawiłaś się kochana- zadrwiła blondynka.
Jeszcze chwilę siedziała w aucie. Dała jej czas, aby przygotowała się przed niemałym zdziwieniem. Kiedy zgasło światło w przedpokoju, a zapliło sie jak przypuszła w salonie, wyszła z samochodu. Szła z uśmiechem pełnym satysfakcji. Miała ochote śmiać się w głos, ale musiała się opanować. Zadzwoniła do drzwi. Kiedy się otworzyły, właścicielka mieszkania stanęła jak wryta. Dopiero po chwili była w stanie coś powiedzieć, a serce momentalnie jej przyśpieszyło.
- Madison?- wydukała dziewczyna.
-Cześć Rita- uśmiechnęła się szyderczo. - Kope lat.
-Co ty....?
-tutaj robię? -dokończyła za nią.- Odwiedzam starych znajomych- zmierzyła ją wzrokiem. - Śliczna jak zawsze. Nie wpuścisz mnie?- uniosła prawą brew w górę.
Nawet jeśli by jej nie wpuściła, sama by weszła. Nie miała dziś ochoty na żadne awantury.
-Muszę przyznać, że nieźle się urządziłaś - stwierdziła przechadzając się po salonie. -Chociaż może za dużo beżu, jak na jedno pomieszczenie...
-Po co przyjechałaś?
-Już mówiłam.
-Nie wierzę Ci. Nie wierzę, że przyjechałaś sprawdzić jak się czuję. W ogóle jak mnie tu znalazłaś?
-To ty znalazłaś mnie, tylk,o że o tym nie wiedziałaś. No i proszę...Jestem -rozłozyła ręce prezentując się. - Masz u mnie dług, Rebecco.
-Nie nazywaj mnie tak !- warknęła. Madison zaśmiała się.
-I pomysleć, że kiedyś tylko nią chciałaś być...
-Przysięgam Ci, że spłace dług jak najszybciej, co do grosza, tylko błagam Cię, odpuść.
-Nie tak szybko, Skarbie. Nie chcę twoich pieniędzy- podeszła do niej i odgarnęła jej włosy.
-Więc czego chcesz ?
-Zabawy- pogładziła ją po policzku i odeszła. -Pamiętasz jak świetnie razem się bawiłyśmy? A co tam u Katji? Nadal się tak nazywa ?
Rita w odpowiedzi pokręciła głową. Patrzyła na nią jakby chciała ją poćwiartować. Madi to wyczuła, co dawało jej jeszcze większą satysfakcję.
-Jestem wykończona tą podróżą. Prześpie się dziś u Ciebie.
-Żartujesz? - zapytała, o mało co nie krztusząc się powietrzem. Blondynka pokręciła przeczącą głową.
-Chyba nie chcesz, żebym o tak późnej porze włóczyła się po motelach - spojrzała na nią z miną niewiniątka -To gdzie jest mój pokój?
Rita odkręciła się do niej plecami. Nie zwracając na nią uwagi, poszła w przeciwnym kierunku. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Czas zemsty nadszedł.
***
-Kogo to widzą moje piękne oczy. -zadrwił biznesmen.
-Witaj kochanie. - podeszła do niego zmysłowym krokiem i pocałowała krótko, aczkolwiek namiętnie.
-Myślałem, że te cholerne wakacje nigdy się nie skończą...-był chłodny jak jesienny wieczór-...Wszyscy szczęśliwie dotarli do domu?- dał nacisk na słowo "wszyscy". Miał na myśli swoją córkę.
-Oczywiście, mówiłam, że Cię nie zawiodę...-uśmiechnęła się zadziornie -Wszystko idzie według planu.
-Właśnie, obiecałaś mi ze wyjawisz swój plan po powrocie do miasta.
-Och, skarbie. Nie bądź taki niecierpliwy - jej usta zarysowały kształt kaczego dzioba.-Nie zdradzę Ci go dopóki nie będę miała stuprocentowej pewności, że wypali. Jak narazie wszystko idzie po mojej myśli. Wystarczy mi tylko umiejętność manipulacji - poprawiła mu kołnierz. Mężczyzna spojrzał na nią zniecierpliwionym i zdenerwowanym wzrokiem. - Zaufaj mi. Czy kiedy kolwiek Cię zawiodłam? - posłała mu przesłodzone spojrzenie.
-Tak. O mało co to wszystko nie padło. Narobiliśmy sobie wtedy długów, które spłacamy do dziś...
-Shhhhh- przyłożyła mu palec do ust. -Nie o taką odpowiedź mi chodziło-zaśmiała się. -Ale teraz Ci to wszystko wynagrodzę. Zobaczysz. Jeszcze będziesz ze mnie dumny. - wypowiedziawszy to puściła mu oczko. Odkręciła się na pięcie i pokierowała w stronę sypialni. -Idziesz? - spojrzała na niego kusząco.
-Mam dużo pracy. -powiedział stanowczo. -Dobranoc. -uśmiechnął się sztywno i przeszedł do swojego gabinetu. Dociskając za sobą drzwi, zamknął je na zasówkę. Nawet najbardziej pożądni ludzie mogą mieć tą mroczną stronę. Ostrożnie, bo nigdy nie macie pewności z kim macie do czynienia...
_______________________________________________________________________
Rozdział wymęczony, ale jest ;) Oto Madi:
BTW, to my tak zeszłyśmy na psy, że nikt już nie czyta tego bloga i nikt nam nawet nie powiedział ? Laski, co się z Wami dzieje ? ;)