Finał Ligi Mistrzów zakończył się przegraną Borussii 2:1. Były smutki, łzy, gorycz, frustracja. Jednakże trzeba było wziąć się w garść i pójść na imprezę wypchaną dziennikarzami i innymi osobistościami ze świata footballu. Błyski fleszy i przytłaczające pytania wykończyłyby nie jednego twardziela. Co się stało to się nie odstanie. Teraz skupiali się wyłącznie na reprezentacji.
2 dni później.
W mieszkaniu Lewego, trzej Polacy omawiali taktykę na mecz z Mołdawią, przy czym krytykowali trenera Fornalika. Kuba mazał coś na tablicy Oliwki, którą targał przez pół miasta a Robert i Łukasz analizowali to razem z nim.
-Więc panowie, to co musimy poprawić to: ofensywa i defensywa.
-Robię co mogę- wtrącił Lewy.
-Wiem Robert ale 75% Ciebie, to za mało Ciebie. Zdecydowanie za mało, tak jak nas wszystkich ! Ehhh- westchnął - muszę porozmawiać z trenerem. Nie dość, że to wszystko nie trzyma się kupy, to jeszcze nie mamy Wojtka.
-Dzwoniłem do niego wczoraj. Jest zupełnie bez formy i długo jeszcze nie wyjdzie na boisko. Szkoda chłopaka - powiedział smutno Lewy.
-Oh, NIEszczęsny - podsumował Piszczu.
Wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? - Piszczek spojrzał pytająco na Roberta, który w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Mozolnie podniósł się z miejsca i poszedł otworzyć. Piszczu i Błaszczu usłyszeli pisk szczęścia wydobywający się z ust napastnika.
-Wojtas! - krzyknął radośnie i rzucił się przyjacielowi na szyję. Drzwi otworzyły się szerzej- I Sandra?- dodał nieco mniej entuzjastycznie.
-No cześć - pomachała mu swoją wymanikiurowaną dłonią, ciapiąc przy tym gumę.
-Kogo to moje piękne oczy widzą? O wilku mowa!- do korytarza wparował Łukasz i Kuba, którzy razem z Robertem obskoczyli bramkarza Arsenalu. Zrobił się szum, prawie jak na targu.
-Helooouuu, ja tu jestem - wydała z siebie zlekceważona Sandra. Uwielbiała być w centrum uwagi, a teraz czuła się pominięta. Chłopcy nie zważając na wysoką tyczkarkę, poszli do salonu cały czas przy tym gadając. Towarzyszka Szczęsnego wywróciła oczami i pociągnęła za sobą wielką walizkę, kierując się za chłopakami.
- Co ty... wy tu robicie?- zapytał rozpromieniony Kuba.
-Wpadłem odwiedzić znajomych z Niemiec. Nie będę marnować życia przez tę pieprzoną kontuzję.
-Fajnie, że jesteś! Szykuje nam się męski weekend - powiedział radośnie Lewandowski.
-Ekheeem- prychnęła Sandra.
-Damsko-męski weekend - poprawił - jeśli wiesz co mam na myśli- uśmiechnął się łobuzersko. Na twarzy bramkarza zagościł "banan".
Późnym popołudniem Robert, Wojtek i Sandra wybrali się na wycieczkę po Dortmundzie, tylko, że taką samochodem. Wojtek szykował się jeszcze przed wyjściem podczas gdy Lewy i Dziwiszek czekali na dole obok auta. Dziewczyna gadała coś o jakiś butach, lakierach itp, na co brunet tylko przytakiwał. Usłyszeli kroki dobiegające z klatki schodowej.
-Wreszcie, ile się można szykować - odetchnął napastnik. Myślał, że to Szczęsny jednak pomylił się. Tatiana szła szybkim krokiem, grzebiąc w torebce. Lewy przez chwilę nie odrywał od niej wzroku, w końcu dawno się nie widzieli. Podniosła głowę i rozejrzała się po parkingu. Ujrzała go z jakąś dwumetrową zgrabną panienką. Już bajerował inną? Krew jej się zagotowała.
-Chodź tu!- Robert wykorzystał okazję i przyciągnął do siebie Sandrę.
-Ale Robert, co ty robisz?- zapytała zaskoczona skrzekliwa szatynka.
-Cicho, nie odwracaj się.
-Co? -lekko odkręciła głowę.
-Nie odwracaj się- syknął.
Objął ją w pasie i z cwaniackim uśmieszkiem spojrzał na Tatianę. Bednarczyk wytrzeszczyła oczy po czym otrząsnęła się i posłała mu mordercze spojrzenie. Odkręciła się na pięcie, uniosła brodę do góry i z przytupem ruszyła z miejsca. Ależ ona była wściekła. Dobrze, że nikogo więcej tam nie było, bo staranowałaby wszystkich przechodniów po kolei. Kiedy znikła z pola widzenia, Lewandowski puścił dziewczynę.
-Co to było?
-Stęskniłem się, dobra?
-Ty za mną?- uniosła brwi a piłkarz przytaknął obojętnie. Sandra zmrużyła oczy i popatrzyła na niego podejrzliwie, tak jakby próbowała czytać mu w myślach. Nagle zjawił się Wojtek.
-To co jedziemy? - zapytał przeczesując włosy.
Cała załoga wpakowała się do samochodu. Jeździli i podziwiali miasto i stadion dobre dwie godziny. Pannie Dziwiszek zaczęło się już nudzić, więc zażyczyła sobie natychmiastowego zawiezienia jej do pobliskiej galerii. Chłopcy początkowo protestowali, ale kiedy ta zaczęła wrzeszczeć i piszczeć, znaleźli się tam szybciej niż można się było tego spodziewać. Sandra zaliczyła kilkanaście sklepów, w których średnio spędzała 15 minut. Wojtek i Robert siedzieli na ławce przed sklepem. Szczęsny wodził wzrokiem po szyldach z nazwami sklepów trzymając ręce w kieszeni, a Lewy ukrył twarz w dłoniach i nerwowo trząsł nogą. Po chwili obaj podparli brodę i siedzieli tak dłuższą chwilę w ciszy.
-Długo jej to jeszcze zajmie?-spojrzał zniecierpliwiony na bramkarza.
-A bo ja wiem- skrzywił się i wzruszył ramionami - Kobiety są...dziwne.
-Taa -westchnął.
-A jak tam Paulinka?
-Kto?
-No Krupińska. Widziałem wasze zdjęcia we wszystkich brukowcach w kiosku.
-Aaa, ta. Zerwałem z nią.
-Serio? -wytrzeszczył oczy- W sumie to długo wytrzymałeś.
-Cały tydzień- spojrzał na niego wymownie.
-To i tak długo-wyszczerzył się - a tak w ogóle to obok Ciebie niezłe laski mieszkają.
-No jakieś tam mieszkają, z Polski chyba.
-Nawet wiesz skąd?
-Taa, spotkałem ją raz czy dwa.
-Którą ją?
-No tą jak jej tam, Tamara? Teresa? Jakoś tak...
-Nawet nie wiesz jak ma na imię?
-Wcale mi się nie podoba ! Przestań mi to wmawiać !
-Przecież nic nie mówię- spojrzał na niego dziwnie i uśmiechnął się pod nosem.
Ze sklepu wyłoniła się Sandra z siedmioma torbami wywieszonymi na obu rękach. Podeszła do piłkarzy i podzieliła torby między nich.
-Wyglądacie żałośnie...gdzie w was życie? Gdzie radość z zakupów? -unosiła ręce w geście wiwatu.
-Możemy już iść? -zapytał nerwowo Wojtek.
-Okej, Wojtas, nie unoś się już- skrzywiła się.
Zjechali ruchomymi schodami na dół i kierowali się do wyjścia. Nagle zatrzymał ich puszysty ochroniarz sapiąc przy tym niesamowicie. Gonił ich przez pół sklepu.
-Stać! -złapał oddech - Dlaczego pani za to nie zapłaciła?
-O czym on mówi?- Sandra spojrzała na chłopaków i czekała aż przetłumaczą słowa grubego.
-Pyta się dlaczego nie zapłaciłaś- powiedział Lewy.
-Nie zapłaciłaś za to?- zapytał wzburzony Szczęsny.
-No ale Wojtas, przecież to ty masz pieniądze- zaczęła się tłumaczyć a Szczęsny wykonał klasyczny facepalm.
-Po prostu zapłać- wtrącił Lewy. Chciał jak najszybciej wyjść z tego sklepu. Szczęsny wyciągnął portfel i zaczął wynajdować wyznaczoną sumę.
-Bardzo przepraszam za dziewczynę, jest trochę...zagubiona w tym kraju-puścił mu oczko.
-Ja nie mogę- pan w mundurze wytężył wzrok- Wojtek Szczęsny i Robert Lewandowski w naszej galerii. 10 lat tu pracuję i takich osobistości tu jeszcze nie spotkałem - mówił zafascynowany. Gadali jeszcze przez chwilę i podpisali mu się na gazecie. W końcu wyszli z tego znienawidzonego budynku. Ani gruby, ani oni nie zorientowali się, że ostatecznie nie zapłacili.
KIERUNEK: Apartament Roberta Lewandowskiego.
Sandra przymierzała nowo zakupione rzeczy podczas gdy chłopcy wyszli na dwór, przechadzając się spokojnymi uliczkami Dortmundu. Szczęsny opowiadał przyjacielowi, że ma już dosyć bezczynnego siedzenia na dupie i oglądania meczy z trybun lub ławki rezerwowych. Lewy rozumiał go i współczuł. Sam doskonale wiedział jak to jest długo leczyć kontuzję. Idąc prostopadłą uliczką natknęli się na niecodzienny obrazek. Marco Reus spacerował z Jenifer i malutką Steffi w wózku.
-Ooo, a z kim tak Reus spaceruje?- zapytał rozpromieniony Wojtek. Lewy uniósł brwi i uchylił usta. Nie zastanawiając się ani chwili ruszył w ich stronę. Szedł jak tyran.
-O nie! Tak nie będzie! - rzucił w ich stronę kiedy dzieliło ich kilka metrów. Przejął wózek, który jeszcze przed chwilą znajdował się w rękach blondyna i zniknął gdzieś za zakrętem. Cała trójka przyglądała się tej całej sytuacji. Po chwili Robert wrócił i podszedł do pary.
-W rodzinkę się bawicie?- zaśmiał się histerycznie.
-A co ci do tego ?- zapytała wściekła Jenifer.
-Tak jakby dużo. Teraz zaczniesz mówić małej, że Reus to jej tatuś?
-To tylko spacer kretynie, wyluzuj!- warknęła blondynka.
-Wiecie co? Róbcie sobie co chcecie, ale moja córka nie będzie mówiła "tato" do niego - wskazał palcem na Marco- A teraz ta młoda dama idzie ze mną...to znaczy zabieram ją ze sobą. Odwiozę ją wieczorem- rzekł i ruszył w przeciwnym kierunku.
-Stary..-zaczął Szczęsny.
-Nie chcę o tym gadać-przerwał mu brunet.
-Okej okej rozumiem...a właściwie to... nie. Nie rozumiem tego.
-Wyjaśnię Ci wszystko w domu- westchnął. Czuł na sobie spojrzenia Reusa i Jenifer dlatego nie odkręcał się do tyłu.
U Piszczków dzień mijał spokojnie. Łukasz siedział w fotelu czytając gazetę, a Rita grała z Sarą w piłkę. W pewnym momencie piłka niefortunnie odbiła się od szafy strącając przy tym wazon, który Ewa dostała od babci. Przedmiot z ogromnym hukiem roztrzaskał się o podłogę. Rita zbladła.
-Cholera! - zaklął Piszczek - Ewka strasznie lubiła ten wazon. Był dla niej taki ważny... - nerwowo drapał się po głowie. Niania czuła, że zaraz zemdleje. A już było tak dobrze, wydawać by się mogło, że pani Piszczek nawet ją troszkę polubiła, a tu takie coś. Wszyscy troje przez chwile stali w osłupieniu. Na nieszczęście do domu wróciła małżonka obrońcy.
-Cześć kochani ! Jak wam min...-urwała, bo zobaczyła swój ukochany wazon w kilkunastu kawałkach, ten sam który dostała od równie ukochanej babci.-nie...
-Żabciu, proszę....
-Nie wierzę...
-Kochanie nie denerwuj się, jakoś to naprawimy..
-To była pamiątka po mojej babci ! - wrzasnęła- kto...
-To moja wina- powiedziała cicho Rita- to ja nie upilnowałam Sary, ja zapłacę za wszystkie szkody, możecie mi potrącić z wypłaty...
-Nie, nie ma takiej potrzeby, to był wypadek-odpowiedział Łukasz uśmiechając się delikatnie.
-Nie ma takiej potrzeby ?!- wycedziła przez zęby pani domu. Wyglądała, jakby chciała kogoś zabić- to może wszystko w tym domu potłuczemy ?! - pobiegła do kuchni - po co nam talerze ?!!!- jednym ruchem ręki wygarnęła je z szafki, a te rozbiły się z ogromną siłą uderzając o podłogę.- Szklanki też się nie przydadzą, możemy przecież pić z butelek !!!!!! - spotkał je taki sam los jak inne naczynia.
Zanim Łukasz dobiegł do swojej żony zdążyła również zabić sosjerkę i cukiernicę.
- Uspokoiłaś się trochę ?
Ewa spojrzała na niego jak na debila. Nadal wszystko w niej wrzało. Rita stała jak wryta. Zapadła cisza. Domownicy patrzyli na siebie. Sara siedziała na komodzie, a obok niej stała ostatnia w tym domu, nieuszkodzona szklanka. Dziewczynka, biorąc przykład z matki, strąciła ją paluszkiem na podłogę przerywając to niezręczne milczenie.
-Ewcia... żadnych gwałtownych ruchów..
-Nie dotykaj mnie ! - krzyknęła i jednym sprawnym zwodem wyminęła obrońcę.
-Masz talent- mruknął pod nosem Łukasz podczas gdy jego małżonka wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami tak, że o mało co nie wypadły z zawiasów.
-Chyba się wkurzyła-stwierdził Piszczek.
-Łukasz... to wszystko moja wina. Chyba nie mogę tu dłużej zostać. Ewa mnie nienawidzi.
-Nie ma mowy. Przejdzie jej. Sara cię uwielbia, doskonale się dogadujecie.
-Sara jest mądrą, towarzyską i otwartą na ludzi dziewczynką, na pewno znajdziecie kogoś odpowiedniego na moje miejsce.
-Rita zostań. Proszę - zbliżył się do niej i złapał ją za rękę -Jeżeli nie ze względu na małą, to ze względu na mnie...
-Przekonaj mnie.
Ciepłe, letnie popołudnie nie zachęcało do siedzenia w czterech kątach. Większość mieszkańców Dortmundu można było spotkać na ulicach miasta. Agata również spacerowała z Oliwką w parku.
-Ooo, cóż za spotkanie !- usłyszała za sobą. Już wiedziała czyj to głos. Dobrze, że chociaż babcia już wyjechała, został "tylko" ten przygłup.
-Czego chcesz ? - odburknęła zażenowana.
-Jak ci się podobało w sobotę ?
-Mecz świetny, nie podobał mi się wynik. - rzuciła od niechcenia. Co za kretyn. Jej mąż stracił Puchar Europy po wspaniałej, zaciętej walce, i bramce straconej w 89 minucie, a on się jej pyta, czy jej się podobało.
-Mi się nie podobało tylko zachowanie tej dziczy na trybunach - dodał Ksawery.
-Jak ich nazwałeś ? Ty chamie ! Nasi kibice to najwspanialsi ludzie na świecie- blondynce puściły nerwy. Nikt nie będzie obrażał fanów BVB w jej obecności.
-Ja cham ? Błagam Cię. Ja nie rzucam w nikogo piwem.
-Jakim piwem ? - Błaszczykowska ożywiła się trochę.
-No piwem. Kiedy Ilkay wykorzystał rzut karny na trybunach wybuchła euforia, i jakiś idiota, w tej euforii rzucił we mnie kuflem.
-Do prawdy ? Miałeś pecha.- Agata nie mogła powstrzymać się od śmiechu. O ile zawsze kochała kibiców Borussii, to teraz jej uczucia jeszcze bardziej się ociepliły.
-Nie zostawię tak tego. Jutro wnoszę pozew o zamknięcie trybun dla kibiców. - Blondynce zrzedła mina.
-Żartujesz,prawda ? - zapytała przerażona.
-Czy ja wyglądam jakbym żartował ? Zamierzam pozwać też klub kibica o odszkodowanie za nowiutki garnitur.
-Poszedłeś na mecz w garniurze ?
-I z teczką. Dobra, ja już lecę, mam dużo pracy. Jeszcze wszystkie dokumenty trzeba przetłumaczyć na niemiecki.- powiedział i odszedł, jak gdyby nigdy nic. Agata stała jeszcze przez chwilę, po czym zerknęła na córkę. Nawet mała zdawała się być przejęta zaistniałą sytuacją.
-Kuba. Muszę wszystko powiedzieć Kubie- pomyślała i czym prędzej pognały do domu.
Pani Błaszczykowska opowiedziała mężowi o planach ześwirowanego adwokata. Kuba nie mógł w to uwierzyć. Zawsze wiedział, że facet ma coś z głową, ale nigdy nie przypuszczał, że do tego stopnia. Zakmnąć trybuny dla kibiców ?! Nie. Tego nie był w stanie sobie nawet wyobrazić. Chwycił za telefon i szybko wybrał numer do Roberta.
-Siema Stary. Mamy problem. Agatka Ci wszystko wyjaśni- podał telefon małżonce, a ta kolejny raz opowiedziała o wydarzeniach z parku.
-Ten facet do reszty zdurniał ?!- wrzasnął Lewandowski.
-Najwyraźniej- odrzekł Kuba, który przed momentem odzyskał telefon -Za piętnaście minut u mnie. Zadzwonię do reszty i coś wymyślimy...
Wszyscy już siedzieli u Błaszczykowskich. Dobrze, że chociaż mieszkanie mają duże. Brakowało tylko Moritza.
-Robert, zadzwoń do niego- Lewy wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer. Po kilku sygnałach usłyszał głos pomocnika.
-Co ty, młody, nie dostałeś sms-a ?
-Dostałem, ale nie przyjade.
-Moritz, to ważne...
-Co ty sobie myślisz, że co ? że jeden sms i od razu do Ciebie lecę ? Co ty wiesz, o tym co jest ważne,a co nie ?! Mam własne życie i własne sprawy ! Nie jestem waszym chłopcem na posyłki- wydzierał się zbulwersowany Leitner-Mam tego dosyć ! Wiecznie tylko czegoś ode mnie chcecie ! ...*3 minuty później*...Posuwasz się za daleko ! Mam tego dosyć ! Zrozumiałeś ?! - zakończył swój monolog.
-To przyjedziesz?- zapytał spokojnie Robert.
-Będę za chwilę.
10 minut później.
-Są już wszyscy ? - z głębi pokoju padło pytanie.
-Brakuje Piszczka.
-Właśnie, gdzie jest Łukasz?
W tym momencie do drzwi zapukał Moritz.
-Nie ważne- machnął ręką Kuba-Sprawa wygląda tak...
Opowiedział im dokładnie to, co Agata powiedziała jemu i Robertowi.
-A to bydlak - stwierdził Marco, co chwilę zerkając na napastnika.
-Jemu chyba trzeba, bez kitu, przywalić- rozmyślał Leitner.
-Świetny pomysł, tylko kto chciałby brudzić sobie ręce ?
Zapadła cisza, kóra trwała dłuższą chwilę.
- Może Reus, on lubi ranić ludzi- prychnął Lewandowski. Marco puścił drugą częsć zdania mimo uszu.
-Może Ty Moritz ? - powiedział blondyn.
-Ja ? Dlaczego zawsze ja ?! Mam dosyć bycia waszym chłopcem na posyłki- wzburzył się pomocnik.
-Ale zobacz, nie masz nic do stracenia- tłumaczył Reusik- nie masz dziewczyny, nie masz dzieci, mieszkasz sam, nie grasz w podstawowym składzie, ciebie nawet nikt kupić nie chce- wyliczał.
-Racja- wstał z miejsca- zrobię to ! uratuje naszych kibiców! - powiedział z dumą i wyszedł z mieszkania.
-Ja też już lecę- w ślad za nim ruszył Robert
-Co tak szybko ? stało się coś ? - zapytał Kuba.
-Mam nadzieję, że nie. Wojtek i Sandra zostali ze Steffi, sam rozumiesz.
-Jasne, jedź ostrożnie!
Było już ciemno, kiedy Leitner stanął u drzwi pokoju hotelowego, w którym zatrzymał się ześwirowany adwokat. Zapukał.
-Tak ? O witaj Moritz ! - Ksawery przywitał go entuzjastycznie.
-Dla ciebie pan Moritz- powiedział z powagą na twarzy - a teraz słuchaj. Głęboko zastanowisz się nad tym co mówiłeś Agacie, dzisiaj w parku.
-Wybacz, już złożyłem pozew- Leitner zrobił jeszcze starszniejszą minę.
-Coś ty powiedział? -zapytał z grozą w głosie. Adwokat nie zdążył odpowiedzieć, bo pięść piłkarza uderzyła w jego twarz. Łysol poleciał do tyłu, witając się przy tym z podłogą.
-To jeszcze nie koniec- dodał i wyszedł z mieszkania, pozostawiając w nim Ksawerego z rozwalonym łukiem brwiowym i krwią cieknącą z nosa...
_______________________________________________________________________
Moje Drogie, ciężko przechodzi nam to przez klawiaturę, ale jeżeli piszecie w swoich blogach o tym, że ktoś tam robi kolejną awanturę Gotzemu o to, że zostawia Reusa samego, to nawet nas nie informujcie. Wszędzie w kółko jedna historia- wszyscy są obrażeni, bo zostawia Marco, co więcej to nie Reus robi mu sceny, tylko wszyscy inni. Bomba.. My zawsze piszemy zgodnie z tym, co myślimy, a w tej sprawie myślimy, że nie można potępiać chłopaka za to co zrobił. To była wyłącznie jego decyzja, i chociaż jesteśmy na niego wściekłe z tego powodu, to musimy zacisnąć zęby i ją uszanować, nie zapominajmy, że Mario jest naszym Złotym Chłopcem, który przez 11 lat pomagał w walce o każde zwycięstwo, bez względu na rangę spotkania i zostawił wielką cześć swego serca na murawie Signal Iduna Park. Jeżeli takie były jego marzenia, to krzyżyk na drogę, a nam pozostaje tylko trzymać kciuki by wszystkie się spełniły i być dumnymi, że taki piłkarz jak on wyszedł spod skrzydeł Borussii Dortmund. A w kwestii tej wielkiej przyjaźni… to nie jest tak, że to wszystko się sypie, bo prawdziwa przyjaźń nie na tym polega. Prawdziwy przyjaciel daje wsparcie i zawsze pozwala rozwinąć skrzydła. Jeżeli całe życie marzycie o podróży dookoła świata i pewnego dnia ktoś wam ją zaproponuje, to odmówicie, dlatego, że nie pojedzie z wami koleżanka? Przepraszam, za długo żyję na tym świecie, żeby w to uwierzyć. Czysta hipokryzja. Niestety nie tak jest to wszystko organizowane, a przez to te historie są tak nierealne, że dla nas mało interesujące, tym bardziej, ze w 90% opowiadań, które czytamy właśnie to się dzieje. Sorki Laski.
Dzisiejszy odcinek jest długi, jako, że w ubiegłym tygodniu nic nie dodałyśmy :)
Zapraszamy na naszą stronę na fejsbuku :) https://www.facebook.com/ModaNaDortmund
2 dni później.
W mieszkaniu Lewego, trzej Polacy omawiali taktykę na mecz z Mołdawią, przy czym krytykowali trenera Fornalika. Kuba mazał coś na tablicy Oliwki, którą targał przez pół miasta a Robert i Łukasz analizowali to razem z nim.
-Więc panowie, to co musimy poprawić to: ofensywa i defensywa.
-Robię co mogę- wtrącił Lewy.
-Wiem Robert ale 75% Ciebie, to za mało Ciebie. Zdecydowanie za mało, tak jak nas wszystkich ! Ehhh- westchnął - muszę porozmawiać z trenerem. Nie dość, że to wszystko nie trzyma się kupy, to jeszcze nie mamy Wojtka.
-Dzwoniłem do niego wczoraj. Jest zupełnie bez formy i długo jeszcze nie wyjdzie na boisko. Szkoda chłopaka - powiedział smutno Lewy.
-Oh, NIEszczęsny - podsumował Piszczu.
Wymianę zdań przerwał dzwonek do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? - Piszczek spojrzał pytająco na Roberta, który w odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Mozolnie podniósł się z miejsca i poszedł otworzyć. Piszczu i Błaszczu usłyszeli pisk szczęścia wydobywający się z ust napastnika.
-Wojtas! - krzyknął radośnie i rzucił się przyjacielowi na szyję. Drzwi otworzyły się szerzej- I Sandra?- dodał nieco mniej entuzjastycznie.
-No cześć - pomachała mu swoją wymanikiurowaną dłonią, ciapiąc przy tym gumę.
-Kogo to moje piękne oczy widzą? O wilku mowa!- do korytarza wparował Łukasz i Kuba, którzy razem z Robertem obskoczyli bramkarza Arsenalu. Zrobił się szum, prawie jak na targu.
-Helooouuu, ja tu jestem - wydała z siebie zlekceważona Sandra. Uwielbiała być w centrum uwagi, a teraz czuła się pominięta. Chłopcy nie zważając na wysoką tyczkarkę, poszli do salonu cały czas przy tym gadając. Towarzyszka Szczęsnego wywróciła oczami i pociągnęła za sobą wielką walizkę, kierując się za chłopakami.
- Co ty... wy tu robicie?- zapytał rozpromieniony Kuba.
-Wpadłem odwiedzić znajomych z Niemiec. Nie będę marnować życia przez tę pieprzoną kontuzję.
-Fajnie, że jesteś! Szykuje nam się męski weekend - powiedział radośnie Lewandowski.
-Ekheeem- prychnęła Sandra.
-Damsko-męski weekend - poprawił - jeśli wiesz co mam na myśli- uśmiechnął się łobuzersko. Na twarzy bramkarza zagościł "banan".
***
Późnym popołudniem Robert, Wojtek i Sandra wybrali się na wycieczkę po Dortmundzie, tylko, że taką samochodem. Wojtek szykował się jeszcze przed wyjściem podczas gdy Lewy i Dziwiszek czekali na dole obok auta. Dziewczyna gadała coś o jakiś butach, lakierach itp, na co brunet tylko przytakiwał. Usłyszeli kroki dobiegające z klatki schodowej.
-Wreszcie, ile się można szykować - odetchnął napastnik. Myślał, że to Szczęsny jednak pomylił się. Tatiana szła szybkim krokiem, grzebiąc w torebce. Lewy przez chwilę nie odrywał od niej wzroku, w końcu dawno się nie widzieli. Podniosła głowę i rozejrzała się po parkingu. Ujrzała go z jakąś dwumetrową zgrabną panienką. Już bajerował inną? Krew jej się zagotowała.
-Chodź tu!- Robert wykorzystał okazję i przyciągnął do siebie Sandrę.
-Ale Robert, co ty robisz?- zapytała zaskoczona skrzekliwa szatynka.
-Cicho, nie odwracaj się.
-Co? -lekko odkręciła głowę.
-Nie odwracaj się- syknął.
Objął ją w pasie i z cwaniackim uśmieszkiem spojrzał na Tatianę. Bednarczyk wytrzeszczyła oczy po czym otrząsnęła się i posłała mu mordercze spojrzenie. Odkręciła się na pięcie, uniosła brodę do góry i z przytupem ruszyła z miejsca. Ależ ona była wściekła. Dobrze, że nikogo więcej tam nie było, bo staranowałaby wszystkich przechodniów po kolei. Kiedy znikła z pola widzenia, Lewandowski puścił dziewczynę.
-Co to było?
-Stęskniłem się, dobra?
-Ty za mną?- uniosła brwi a piłkarz przytaknął obojętnie. Sandra zmrużyła oczy i popatrzyła na niego podejrzliwie, tak jakby próbowała czytać mu w myślach. Nagle zjawił się Wojtek.
-To co jedziemy? - zapytał przeczesując włosy.
Cała załoga wpakowała się do samochodu. Jeździli i podziwiali miasto i stadion dobre dwie godziny. Pannie Dziwiszek zaczęło się już nudzić, więc zażyczyła sobie natychmiastowego zawiezienia jej do pobliskiej galerii. Chłopcy początkowo protestowali, ale kiedy ta zaczęła wrzeszczeć i piszczeć, znaleźli się tam szybciej niż można się było tego spodziewać. Sandra zaliczyła kilkanaście sklepów, w których średnio spędzała 15 minut. Wojtek i Robert siedzieli na ławce przed sklepem. Szczęsny wodził wzrokiem po szyldach z nazwami sklepów trzymając ręce w kieszeni, a Lewy ukrył twarz w dłoniach i nerwowo trząsł nogą. Po chwili obaj podparli brodę i siedzieli tak dłuższą chwilę w ciszy.
-Długo jej to jeszcze zajmie?-spojrzał zniecierpliwiony na bramkarza.
-A bo ja wiem- skrzywił się i wzruszył ramionami - Kobiety są...dziwne.
-Taa -westchnął.
-A jak tam Paulinka?
-Kto?
-No Krupińska. Widziałem wasze zdjęcia we wszystkich brukowcach w kiosku.
-Aaa, ta. Zerwałem z nią.
-Serio? -wytrzeszczył oczy- W sumie to długo wytrzymałeś.
-Cały tydzień- spojrzał na niego wymownie.
-To i tak długo-wyszczerzył się - a tak w ogóle to obok Ciebie niezłe laski mieszkają.
-No jakieś tam mieszkają, z Polski chyba.
-Nawet wiesz skąd?
-Taa, spotkałem ją raz czy dwa.
-Którą ją?
-No tą jak jej tam, Tamara? Teresa? Jakoś tak...
-Nawet nie wiesz jak ma na imię?
-Wcale mi się nie podoba ! Przestań mi to wmawiać !
-Przecież nic nie mówię- spojrzał na niego dziwnie i uśmiechnął się pod nosem.
Ze sklepu wyłoniła się Sandra z siedmioma torbami wywieszonymi na obu rękach. Podeszła do piłkarzy i podzieliła torby między nich.
-Wyglądacie żałośnie...gdzie w was życie? Gdzie radość z zakupów? -unosiła ręce w geście wiwatu.
-Możemy już iść? -zapytał nerwowo Wojtek.
-Okej, Wojtas, nie unoś się już- skrzywiła się.
Zjechali ruchomymi schodami na dół i kierowali się do wyjścia. Nagle zatrzymał ich puszysty ochroniarz sapiąc przy tym niesamowicie. Gonił ich przez pół sklepu.
-Stać! -złapał oddech - Dlaczego pani za to nie zapłaciła?
-O czym on mówi?- Sandra spojrzała na chłopaków i czekała aż przetłumaczą słowa grubego.
-Pyta się dlaczego nie zapłaciłaś- powiedział Lewy.
-Nie zapłaciłaś za to?- zapytał wzburzony Szczęsny.
-No ale Wojtas, przecież to ty masz pieniądze- zaczęła się tłumaczyć a Szczęsny wykonał klasyczny facepalm.
-Po prostu zapłać- wtrącił Lewy. Chciał jak najszybciej wyjść z tego sklepu. Szczęsny wyciągnął portfel i zaczął wynajdować wyznaczoną sumę.
-Bardzo przepraszam za dziewczynę, jest trochę...zagubiona w tym kraju-puścił mu oczko.
-Ja nie mogę- pan w mundurze wytężył wzrok- Wojtek Szczęsny i Robert Lewandowski w naszej galerii. 10 lat tu pracuję i takich osobistości tu jeszcze nie spotkałem - mówił zafascynowany. Gadali jeszcze przez chwilę i podpisali mu się na gazecie. W końcu wyszli z tego znienawidzonego budynku. Ani gruby, ani oni nie zorientowali się, że ostatecznie nie zapłacili.
KIERUNEK: Apartament Roberta Lewandowskiego.
Sandra przymierzała nowo zakupione rzeczy podczas gdy chłopcy wyszli na dwór, przechadzając się spokojnymi uliczkami Dortmundu. Szczęsny opowiadał przyjacielowi, że ma już dosyć bezczynnego siedzenia na dupie i oglądania meczy z trybun lub ławki rezerwowych. Lewy rozumiał go i współczuł. Sam doskonale wiedział jak to jest długo leczyć kontuzję. Idąc prostopadłą uliczką natknęli się na niecodzienny obrazek. Marco Reus spacerował z Jenifer i malutką Steffi w wózku.
-Ooo, a z kim tak Reus spaceruje?- zapytał rozpromieniony Wojtek. Lewy uniósł brwi i uchylił usta. Nie zastanawiając się ani chwili ruszył w ich stronę. Szedł jak tyran.
-O nie! Tak nie będzie! - rzucił w ich stronę kiedy dzieliło ich kilka metrów. Przejął wózek, który jeszcze przed chwilą znajdował się w rękach blondyna i zniknął gdzieś za zakrętem. Cała trójka przyglądała się tej całej sytuacji. Po chwili Robert wrócił i podszedł do pary.
-W rodzinkę się bawicie?- zaśmiał się histerycznie.
-A co ci do tego ?- zapytała wściekła Jenifer.
-Tak jakby dużo. Teraz zaczniesz mówić małej, że Reus to jej tatuś?
-To tylko spacer kretynie, wyluzuj!- warknęła blondynka.
-Wiecie co? Róbcie sobie co chcecie, ale moja córka nie będzie mówiła "tato" do niego - wskazał palcem na Marco- A teraz ta młoda dama idzie ze mną...to znaczy zabieram ją ze sobą. Odwiozę ją wieczorem- rzekł i ruszył w przeciwnym kierunku.
-Stary..-zaczął Szczęsny.
-Nie chcę o tym gadać-przerwał mu brunet.
-Okej okej rozumiem...a właściwie to... nie. Nie rozumiem tego.
-Wyjaśnię Ci wszystko w domu- westchnął. Czuł na sobie spojrzenia Reusa i Jenifer dlatego nie odkręcał się do tyłu.
***
U Piszczków dzień mijał spokojnie. Łukasz siedział w fotelu czytając gazetę, a Rita grała z Sarą w piłkę. W pewnym momencie piłka niefortunnie odbiła się od szafy strącając przy tym wazon, który Ewa dostała od babci. Przedmiot z ogromnym hukiem roztrzaskał się o podłogę. Rita zbladła.
-Cholera! - zaklął Piszczek - Ewka strasznie lubiła ten wazon. Był dla niej taki ważny... - nerwowo drapał się po głowie. Niania czuła, że zaraz zemdleje. A już było tak dobrze, wydawać by się mogło, że pani Piszczek nawet ją troszkę polubiła, a tu takie coś. Wszyscy troje przez chwile stali w osłupieniu. Na nieszczęście do domu wróciła małżonka obrońcy.
-Cześć kochani ! Jak wam min...-urwała, bo zobaczyła swój ukochany wazon w kilkunastu kawałkach, ten sam który dostała od równie ukochanej babci.-nie...
-Żabciu, proszę....
-Nie wierzę...
-Kochanie nie denerwuj się, jakoś to naprawimy..
-To była pamiątka po mojej babci ! - wrzasnęła- kto...
-To moja wina- powiedziała cicho Rita- to ja nie upilnowałam Sary, ja zapłacę za wszystkie szkody, możecie mi potrącić z wypłaty...
-Nie, nie ma takiej potrzeby, to był wypadek-odpowiedział Łukasz uśmiechając się delikatnie.
-Nie ma takiej potrzeby ?!- wycedziła przez zęby pani domu. Wyglądała, jakby chciała kogoś zabić- to może wszystko w tym domu potłuczemy ?! - pobiegła do kuchni - po co nam talerze ?!!!- jednym ruchem ręki wygarnęła je z szafki, a te rozbiły się z ogromną siłą uderzając o podłogę.- Szklanki też się nie przydadzą, możemy przecież pić z butelek !!!!!! - spotkał je taki sam los jak inne naczynia.
Zanim Łukasz dobiegł do swojej żony zdążyła również zabić sosjerkę i cukiernicę.
- Uspokoiłaś się trochę ?
Ewa spojrzała na niego jak na debila. Nadal wszystko w niej wrzało. Rita stała jak wryta. Zapadła cisza. Domownicy patrzyli na siebie. Sara siedziała na komodzie, a obok niej stała ostatnia w tym domu, nieuszkodzona szklanka. Dziewczynka, biorąc przykład z matki, strąciła ją paluszkiem na podłogę przerywając to niezręczne milczenie.
-Ewcia... żadnych gwałtownych ruchów..
-Nie dotykaj mnie ! - krzyknęła i jednym sprawnym zwodem wyminęła obrońcę.
-Masz talent- mruknął pod nosem Łukasz podczas gdy jego małżonka wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami tak, że o mało co nie wypadły z zawiasów.
-Chyba się wkurzyła-stwierdził Piszczek.
-Łukasz... to wszystko moja wina. Chyba nie mogę tu dłużej zostać. Ewa mnie nienawidzi.
-Nie ma mowy. Przejdzie jej. Sara cię uwielbia, doskonale się dogadujecie.
-Sara jest mądrą, towarzyską i otwartą na ludzi dziewczynką, na pewno znajdziecie kogoś odpowiedniego na moje miejsce.
-Rita zostań. Proszę - zbliżył się do niej i złapał ją za rękę -Jeżeli nie ze względu na małą, to ze względu na mnie...
-Przekonaj mnie.
***
-Ooo, cóż za spotkanie !- usłyszała za sobą. Już wiedziała czyj to głos. Dobrze, że chociaż babcia już wyjechała, został "tylko" ten przygłup.
-Czego chcesz ? - odburknęła zażenowana.
-Jak ci się podobało w sobotę ?
-Mecz świetny, nie podobał mi się wynik. - rzuciła od niechcenia. Co za kretyn. Jej mąż stracił Puchar Europy po wspaniałej, zaciętej walce, i bramce straconej w 89 minucie, a on się jej pyta, czy jej się podobało.
-Mi się nie podobało tylko zachowanie tej dziczy na trybunach - dodał Ksawery.
-Jak ich nazwałeś ? Ty chamie ! Nasi kibice to najwspanialsi ludzie na świecie- blondynce puściły nerwy. Nikt nie będzie obrażał fanów BVB w jej obecności.
-Ja cham ? Błagam Cię. Ja nie rzucam w nikogo piwem.
-Jakim piwem ? - Błaszczykowska ożywiła się trochę.
-No piwem. Kiedy Ilkay wykorzystał rzut karny na trybunach wybuchła euforia, i jakiś idiota, w tej euforii rzucił we mnie kuflem.
-Do prawdy ? Miałeś pecha.- Agata nie mogła powstrzymać się od śmiechu. O ile zawsze kochała kibiców Borussii, to teraz jej uczucia jeszcze bardziej się ociepliły.
-Nie zostawię tak tego. Jutro wnoszę pozew o zamknięcie trybun dla kibiców. - Blondynce zrzedła mina.
-Żartujesz,prawda ? - zapytała przerażona.
-Czy ja wyglądam jakbym żartował ? Zamierzam pozwać też klub kibica o odszkodowanie za nowiutki garnitur.
-Poszedłeś na mecz w garniurze ?
-I z teczką. Dobra, ja już lecę, mam dużo pracy. Jeszcze wszystkie dokumenty trzeba przetłumaczyć na niemiecki.- powiedział i odszedł, jak gdyby nigdy nic. Agata stała jeszcze przez chwilę, po czym zerknęła na córkę. Nawet mała zdawała się być przejęta zaistniałą sytuacją.
-Kuba. Muszę wszystko powiedzieć Kubie- pomyślała i czym prędzej pognały do domu.
***
-Siema Stary. Mamy problem. Agatka Ci wszystko wyjaśni- podał telefon małżonce, a ta kolejny raz opowiedziała o wydarzeniach z parku.
-Ten facet do reszty zdurniał ?!- wrzasnął Lewandowski.
-Najwyraźniej- odrzekł Kuba, który przed momentem odzyskał telefon -Za piętnaście minut u mnie. Zadzwonię do reszty i coś wymyślimy...
***
Wszyscy już siedzieli u Błaszczykowskich. Dobrze, że chociaż mieszkanie mają duże. Brakowało tylko Moritza.
-Robert, zadzwoń do niego- Lewy wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer. Po kilku sygnałach usłyszał głos pomocnika.
-Co ty, młody, nie dostałeś sms-a ?
-Dostałem, ale nie przyjade.
-Moritz, to ważne...
-Co ty sobie myślisz, że co ? że jeden sms i od razu do Ciebie lecę ? Co ty wiesz, o tym co jest ważne,a co nie ?! Mam własne życie i własne sprawy ! Nie jestem waszym chłopcem na posyłki- wydzierał się zbulwersowany Leitner-Mam tego dosyć ! Wiecznie tylko czegoś ode mnie chcecie ! ...*3 minuty później*...Posuwasz się za daleko ! Mam tego dosyć ! Zrozumiałeś ?! - zakończył swój monolog.
-To przyjedziesz?- zapytał spokojnie Robert.
-Będę za chwilę.
10 minut później.
-Są już wszyscy ? - z głębi pokoju padło pytanie.
-Brakuje Piszczka.
-Właśnie, gdzie jest Łukasz?
W tym momencie do drzwi zapukał Moritz.
-Nie ważne- machnął ręką Kuba-Sprawa wygląda tak...
Opowiedział im dokładnie to, co Agata powiedziała jemu i Robertowi.
-A to bydlak - stwierdził Marco, co chwilę zerkając na napastnika.
-Jemu chyba trzeba, bez kitu, przywalić- rozmyślał Leitner.
-Świetny pomysł, tylko kto chciałby brudzić sobie ręce ?
Zapadła cisza, kóra trwała dłuższą chwilę.
- Może Reus, on lubi ranić ludzi- prychnął Lewandowski. Marco puścił drugą częsć zdania mimo uszu.
-Może Ty Moritz ? - powiedział blondyn.
-Ja ? Dlaczego zawsze ja ?! Mam dosyć bycia waszym chłopcem na posyłki- wzburzył się pomocnik.
-Ale zobacz, nie masz nic do stracenia- tłumaczył Reusik- nie masz dziewczyny, nie masz dzieci, mieszkasz sam, nie grasz w podstawowym składzie, ciebie nawet nikt kupić nie chce- wyliczał.
-Racja- wstał z miejsca- zrobię to ! uratuje naszych kibiców! - powiedział z dumą i wyszedł z mieszkania.
-Ja też już lecę- w ślad za nim ruszył Robert
-Co tak szybko ? stało się coś ? - zapytał Kuba.
-Mam nadzieję, że nie. Wojtek i Sandra zostali ze Steffi, sam rozumiesz.
-Jasne, jedź ostrożnie!
***
-Tak ? O witaj Moritz ! - Ksawery przywitał go entuzjastycznie.
-Dla ciebie pan Moritz- powiedział z powagą na twarzy - a teraz słuchaj. Głęboko zastanowisz się nad tym co mówiłeś Agacie, dzisiaj w parku.
-Wybacz, już złożyłem pozew- Leitner zrobił jeszcze starszniejszą minę.
-Coś ty powiedział? -zapytał z grozą w głosie. Adwokat nie zdążył odpowiedzieć, bo pięść piłkarza uderzyła w jego twarz. Łysol poleciał do tyłu, witając się przy tym z podłogą.
-To jeszcze nie koniec- dodał i wyszedł z mieszkania, pozostawiając w nim Ksawerego z rozwalonym łukiem brwiowym i krwią cieknącą z nosa...
_______________________________________________________________________
Moje Drogie, ciężko przechodzi nam to przez klawiaturę, ale jeżeli piszecie w swoich blogach o tym, że ktoś tam robi kolejną awanturę Gotzemu o to, że zostawia Reusa samego, to nawet nas nie informujcie. Wszędzie w kółko jedna historia- wszyscy są obrażeni, bo zostawia Marco, co więcej to nie Reus robi mu sceny, tylko wszyscy inni. Bomba.. My zawsze piszemy zgodnie z tym, co myślimy, a w tej sprawie myślimy, że nie można potępiać chłopaka za to co zrobił. To była wyłącznie jego decyzja, i chociaż jesteśmy na niego wściekłe z tego powodu, to musimy zacisnąć zęby i ją uszanować, nie zapominajmy, że Mario jest naszym Złotym Chłopcem, który przez 11 lat pomagał w walce o każde zwycięstwo, bez względu na rangę spotkania i zostawił wielką cześć swego serca na murawie Signal Iduna Park. Jeżeli takie były jego marzenia, to krzyżyk na drogę, a nam pozostaje tylko trzymać kciuki by wszystkie się spełniły i być dumnymi, że taki piłkarz jak on wyszedł spod skrzydeł Borussii Dortmund. A w kwestii tej wielkiej przyjaźni… to nie jest tak, że to wszystko się sypie, bo prawdziwa przyjaźń nie na tym polega. Prawdziwy przyjaciel daje wsparcie i zawsze pozwala rozwinąć skrzydła. Jeżeli całe życie marzycie o podróży dookoła świata i pewnego dnia ktoś wam ją zaproponuje, to odmówicie, dlatego, że nie pojedzie z wami koleżanka? Przepraszam, za długo żyję na tym świecie, żeby w to uwierzyć. Czysta hipokryzja. Niestety nie tak jest to wszystko organizowane, a przez to te historie są tak nierealne, że dla nas mało interesujące, tym bardziej, ze w 90% opowiadań, które czytamy właśnie to się dzieje. Sorki Laski.
Dzisiejszy odcinek jest długi, jako, że w ubiegłym tygodniu nic nie dodałyśmy :)
Zapraszamy na naszą stronę na fejsbuku :) https://www.facebook.com/ModaNaDortmund
Czekamy na Wasze komentarze !