piątek, 13 grudnia 2013

Odcinek 37: Got a secret, can you keep it ?

The Pierces - Secret

Moritz gotów był sprawdzić czy jego przyjaźń z chłopakami ma jaki kolwiek sens. Postanowił więc urządzić dość nietypową imprezę. Bez przekąsek, bez muzyki, bez napojów procentowych, a całe to wydarzenie umieścił na facebook'u. Chciał sprawdzić czy koledzy wyjdą czy zostaną. Czy obwinią go za brak zorganizowania czy też nie.
Robert od rana zajmował się trójką swoich dzieci. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, do czasu...
Kiedy mała Stefi spała sobie smacznie na górze, a dwóch malców robiło z jego mieszkania plac bojowy, Robert przysypiał sobie na kanapie. Dosłownie jednym okiem zerkał co raz na chłopców aby upewnić się, że ich krzyki nadal są radosne.
-Dzień do-bry? - nagle nie wiadomo skąd w progu pokoju wyrosła Tatiana. Minę miała 'lekko' zdezorientowaną.
Lewy momentalnie poderwał się z kanapy. Nie można było opisać jego wyrazu twarzy.
-Zmieniłeś zawód, czy o czymś nie wiem? -zażartowała kiedy zobaczyła dwójkę nierozgarniętch chłopców biegających dosłownie wszędzie. 
W pewnym momencie jeden z synów, ten bardziej wstydliwy podbiegł do Roberta i uwiesił mu się na szyi.
-Tata, co to za pani? -powiedział półszeptem jednak słyszalnie.
Dziewczyna stanęła jak słup soli. Dosłownie wbiło ją w ziemię. Myślała, że się przesłyszała, ale nie. Tylko chciała się przesłyszeć.
-Tato? -zapytała drżącym głosem. Nie chciała aby to była prawda. Czekała na te cholerne wyjaśnienia ze strony Roberta, ale się nie doczekała. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić wyszła z mieszkania.
Lewy przedstawił małemu jaka jest kolej rzeczy i delikatnie aczkolwiek szybko wyplątał się z uścisku młodego. Czym prędzej wybiegł za ukochaną.
-Tatiana !- złapał ją za rękę kiedy był już koło niej i odrócił ją twarzą do siebie.
-Co ?!
-Wiem co teraz o mnie myślisz..-chciał łagodnie zacząć, ale zrozumiał, że to bez sensu-...tak to moje dzieci.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś ?- w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Z nie dowierzaniem zaczęła potrzasać głową. Wyrwała rękę z jego uścisku. - Zostaw mnie. Ja muszę, muszę to przemyśleć. -obróciła się i odeszła.
-O której mam po Ciebie być?- no tak odpowiednie pytanie, w odpowiednim czasie.
-Nigdzie dziś nie idę, wybacz- powiedziała nie patrząc mu w oczy i zamknęła za sobą drzwi swojego mieszkania.
Lewy jak idiota stanął na korytarzu i splótł ręce na potylicy. Doskonale wiedział co niesie za sobą związek -szczerość, której nie okazał od samego początku. Teraz trzeba zastanowić, jaką te wszystkie niefortunne konsekwencje mają przed sobą przyczynę ?

***

Godzina ~21, impreza Moritza
-Czyli, nie jesteś zły?-zapytał Leitner poraz n-ty tego wieczoru. Chłopaki nie wkurzyli się jeszcze o nic, a on myślał, że jest w innym towarzystwie, w innym mieście, w innej drużynie.
-Spoko Mo, to twoja impreza i twoje zasady -poklepał go po ramieniu Piszczu -ale kiełbaske mógłbyś jakąś skombinować.
-Już się robi-stanął jak na komende. Ucieszył się, że przyjaciele nie odwrócili się od niego pomimo tylu celowych niewypałów. Żaden z nich nie wyszedł, zostali z nim. Teraz miał pewność, bo pierwszą część testu zdali. Zobaczymy jak poradzą sobie z drugą, ale dziś był gotów zrobić dla nich wszystko. Czym prędzej ubrał się i popędził do najbliższego sklepu aby kupić odpowiednie produkty.
Tymczasem Kuba przechadzał się po całym mieszkaniu młodszego kolegi z drużyny ze swoją małżonką. Komentowali wystrój, zaglądali w każdy kąt i wymieniali się uwagami, co ewentualnie by zmienili. Mieszkanie było jednopietrowe, ale bardzo rozbudowane. Kiedy udało im się spowrotem dotrzeć do wszystkich, Agata zauważyła siedzącego w kącie zmartwionego Roberta. Kiwnęła do męża, i pociągnęła go za sobą.
-Jak tam Lewusek?-zapytała blondynka mierzwiąc jego włosy.
Brunet wzruszył ramionami bez żadnych emocji. Dzisiaj tylko to mu dobrze wychodziło. Małżeństwo obsiadło go po obu stronach.
-To znaczy, że coś się wydarzyło, niech zgadne ta z hotelu...jak się nazywała...- Błaszczu zaczął pstrykać palcami, jakby to miało mu pomóc w przypomnieniu sobie jej imienia.
-Tatiana -podpowiedzieli mu w duecie.
-Właśnie. Przepraszam, ale to co zapamiętałem z jej osoby najlepiej, to jej długie długie nogi -rozmarzył się kapitan reprezentacji Polski.
-Niezłe są, co? - mruknął Lewy. Kuba poruszył zalotnie brwiami.
-Gdybyś był wypity, zrozumiałabym...ale na tutaj nie ma ani mililitra alkoholu Błaszczykowski, więc uważaj na słowa - Agata pogroziła mu palcem i zaśmiała się. -Mów Robercik co się dzieje -ponaglała napastnika.
-Dzisiaj dowiedziała się o dzieciach. Siedziałem z Erikiem , Steffi i Philipem, weszła ona, potem wybiegła, pobiegłem za nią, powiedziałem prawdę i to tyle..
-I co ona na to?- dopytywała się Błaszczykowska.
-Powiedziała, że musi to przemyśleć...ale nie liczę na wiele.
-Kurczę, trochę głupio, że to wyszło w takich okolicznościach-Aga przystawiła dłoń do policzka. -Nie przejmuj się, będzie dobrze..
-Albo i nie- wtrącił Błaszczu. Lewy i Agata spojrzeli na niego równocześnie. -Jakby nie było wie o trójce, a to tylko 1/4 twojej załogi -skwitował ale kiedy zobaczył ich miny, ugryzł się w język. Szkoda, że za późno.
-Dzięki Błaszczu -uśmiechnął się cierpko.
-Spoko -wyszczerzył się. Żona posłała mu mordercze spojrzenie.
-Skoro, nie masz nastroju do imprezowania, bo widzę że nie masz, to jedź do domu..-zaproponowała Agata.
-Nie, nie chce być sam. Potrzebuję teraz przyjaciół- stwierdził, poczym obsunął się na oparciu i wtulił w blondynkę. Niczym mały bezbronny chłopiec w ramiona matki.
-Czy ty przytulasz moją żonę ?-wzdrygnął się Kuba.
-Tak - uśmiechnął się cwaniacko.
-Gdybyś nie miał teraz kryzysu, już byś nie żył...

***

Jakąś godzinę później większość ludzi siedziała w salonie. Robert, Marco i Mario śmiali się nie wiadomo z czego w niebo głosy a Piszczu zajadał się przekąskami. Moritz zawzięcie dyskutował o czymś z Błaszczykowskimi, gdy nagle przemknął mu gdzieś w tłumie cień znajomej już postaci. Urwał w połowie zdania i zbladł.
-Wszystko w porządku? -zapytała dr.Agata Błaszczykowska, która po raz kolejny wychwyciła dziś u kogoś zmianę nastroju.
-Tak, coś mi się przewidziało -potrząsnął głową.  -Wczoraj jakaś panna, nie mam pojęcia kto to ani skąd się tam wzięła, naubliżała mi w sklepie i wygadywała jakieś bzdury!
-Blondynka? Długie gęste loki? -zainteresował się Piszczu.
-Tak!  I bardzo ładna.
-Nie znam-ugryzł sie w język. Nie chciał wspominać, że takowa też z nim rozmawiała, bo zaraz zaczęły by się pytania "O czym rozmawialiście?" itp. Nie miał ochoty na wspomnienia, tym bardziej, że jest już jak najbardziej w porządku.
-Za to ją znam- wtrącił Lewandowski. To dzięki niej mieli opublikować ten artykuł, który musiałem negocjować.
-Jeśli mówicie o tej samej osobie... kim ona jest? Czego może chcieć?- zapytał Gotze. Obydwaj się wykrzywili i wzruszyli ramionami. Piszczek dalej siedział cicho.
-To ona! -krzyknął Mo i wskazał na nią palcem. Tym razem mu się nie przewidziało. Dziewczyna spostrzegła, że została zauważona i zaczęła szybko zbierać się do wyjścia. Chłopaki szybko ruszyli za nią. Dopadli ją zanim zdążyła się ulotnić.
-No cześć - Lewy zagrodził jej przejście, a z drugie strony za jej plecami stał Leitner.
-Znów ty!-oburzył się Moritz. -Skąd miałaś mój adres, kto Cię tu zaprosił ?
 Wokół nich zaczęło zbierać się coraz więcej zainteresowanych. Niektórzy bezpośrednio gapili się prosto na nich, inni boczkiem, zerkali tylko kątem oka. Madison przerażony wyraz twarzy zamieniała w cyniczny uśmiech.
-Gdyby nie twoje magiczne układy z każdym człowiekiem na tej planecie, było by po Tobie- zwróciła się do Roberta. - Wyglądałbyś ślicznie na okładkach gazet ze swoimi pociechami, o ile starczyłoby im papieru na pomieszczenie was..-wściekł się, ale pozwolił jej mówić.
-Moritz? Czyim pomysłem była ta impreza? Znów robią z Ciebie ofiarę? A może chcesz komuś coś udowodnić?- bezczelnie ułożyła usta w podkowę.
-Przestań już ! Proszę przestań !- podbiegła do niej Katja. -Wystarczająco już nabroiłaś! Daj nam wszystkim spokój!
-Katja? Jestem pod wrażeniem - odegrała teatralnie zdumienie. -Dlaczego nie byłaś taka odważna kilka lat temu? Przydałabyś nam się -puściła jej oczko.
-Ty zdziro!-wycedziła przez zęby.
-Po tym co dla Ciebie zrobiłam, to są twoje słowa wdzięczności? Słuchajcie wszyscy, patrzycie właśnie na rozhisteryzowaną bulimiczkę - zaczęła przemawiać do wszystkich imprezowiczów.
-Katja, to prawda? -zapytał z niedowierzaniem Gotze.
-Oczywiście Kochaneczku, myślisz, że dlaczego teraz tak wygląda? Nie musisz dziękować-puściła mu oczko.
Piszczek przerażony tym, że nieznajoma wyciąga wszystkim brudy, złapał Ewkę za ręke i pociągnął w ustronne miejsce.
-Nie teraz, Łukasz! Nie widzisz co się dzieje? To ta koleżanka Katji, rozmawiałam z nią chwilę jak była u nas, całkiem sympatyczna się wydawała, a teraz?!
-Rozmawiałaś z nią?-wyłupił oczy. -Eh, nie ważne Ewciu! Muszę Ci coś powiedzieć, muszę zanim zrobi to ktoś inny!
-A nie możemy w domu ? Kochanie, wiesz, że uwielbiam afery..-zrobiła błagalną minę i zanim Łukasz zdołał się odezwać już jej przy nim nie było. "Świetnie" -pomyślał. Kiedy tylko ta niewdzięcznica wychwyci go wzrokiem wśród tłumu, będzie po nim. Powie wszystkim o Ricie, a on będzie musiał szukać nowego mieszkania...i prawnika.
Cichaczem stanął pod ścianą, chowając się przy tym za Kubą i Marco.
-A właśnie Mario, dogadałeś się z zarządcami Bayernu? - zapytała zaciekawiona Madi. Gotze zbladł, a wszystkie oczy zwróciły się na niego.
-O czym ona mówi? -Reus nie wytrzymał tego napięcia.
-Skąd to wiesz? - zapytał cicho przez zaciśnięte zęby.
-Jeszcze się nie nauczyliście, że zadawanie mi takich pytań nie przynosi żadnych rezultatów? -uniosła lewą brew i parsknęła śmiechem. -Na twoim miejscu przemyślałabym to poważnie, w końcu 7 mln euro rocznie piechotą nie chodzi...-wszyscy wpatrywali się w Mario z powątpieniem i szeptali coś między sobą.  -No -klasnęła w dłonie -moje zadanie wykonane, a nie...chyba o kimś zapomniałam -zaczęła się zastanawiać, ale nie mogła sobie przypomnieć. Machnęła ręką i podeszła do drzwi. -Przepraszam -rzuciła z przekąsem, i czekała aż Lewandowski odblokuje jej przejście. Kiedy wyszła Piszczu odetchną z ulgą.
-O mały włos...- stwierdził nadal nie mogąc uwierzyć w to że udało mu się uciec od katastrofy.
-Co!?- wykrzywił się Reus. -Mario, Bayern, Katja, Robert, Moritz, blondynka...BAYERN!? O co tu chodzi!?-zaczął wrzeszczeć.
- Mario...możesz nam to wyjaśnić?-odezwał się Lewy.
-Zadzwonił do mnie ostatnio Pep Guardiola i zaproponował spotkanie..
-I co ? Obiecał Ci, że zrobi z Ciebie niemiecką wersję Leo Messiego ?! - Tlenionego szlag jasny trafił.
-Przestań mnie osądzać! Tylko z nim rozmawiałem! Nie masz prawa !!
-Chcesz transferu ?- Robert zapytał bezpardonowo. Mario nie odpowiedział.
-Kiedyś razem śmialiśmy się z Frajernu... a dziś chcesz stać się jednym z nich. Nie rozumiem - Marco ze zbolałą miną odwrócił się na pięcie i zniknął gdzieś w tłumie. Reszta gości spojrzała po sobie i pokręciła głowami oddalając się od pomocnika.
-Więc dlatego jeździłeś do Monachium?-szepnęła Katja. Gotze skinął twierdząco głową. -Dzięki Bogu..-odetchnęła.
-A Ty? Jest coś o czym chcesz mi powiedzieć? Skąd znasz tę dziewczynę i skąd ona o tym wszystkim wie?
-To stara znajoma...w przeszłośći narozrabiałyśmy i teraz się mści ! Nie mam pojęcia jak ona to robi !
-A może jej coś powiedziałaś ?- zapytał sarkastycznie Gotze. Był wkurzony całą tą sytuacją. Nikt o Bayernie narazie miał nie wiedzieć.
-Jak możesz ?!- wydrała się i juz leciała do niego z wyciągnietymi rękami, ale Kuba i Piszczu w porę zainterweniowali. Jeszcze trochę i doszłoby do rękoczynów.
W pewnym momencie  dosłownie wszyscy zaczęli krzyczeć. Wymieniali się wzajemnie wiązankami wyrzutów. Dom opanował jeden wielki chaos.
Krzyki przerwał zbiegający z góry Roman Weidenfeller, pełniący teraz funkcję kapitana Borussii.
-Cisza !- ryknął prawie tak jak podczas meczu na błędy defensywy. Wszyscy momentalnie zamilkli i patrzyli na bramkarza. -Dzwonił Watzke...-powiedział ciszej i przełknął ślinę. W jego oczach widac było przerażenie, które zaraz wraz ze swoimi słowami przeniósł na pozostałych-...aresztowali Kloppa...

________________________________________________________________________

Oby dzisiejszy piątek 13 nie był dla Was tak pechowy jak dla bohaterów naszego opowiadania, ba, oby był znacznie lepszy niż każdy przeciętny dzień ;) Buziaki !

środa, 4 grudnia 2013

Odcinek 36: Mała blondyneczka.

Berlin, 16 wrzesień 2010
-Muszę przyznać, że to bardzo szykowne przyjęcie panie Klein - skwitowała kuso aczkolwiek elegancko ubrana brunetka.
-Człowiek stara się całe życie, dąży do tego aby osiągnąć tak wiele, choćby tylko po to aby usłyszeć miły komplement z ust ślicznotki, Rebecco -powiedział 40latek, największa szycha w północno-wschodnich Niemczech. Właściciel sieci banków w całym kraju.
-Czuję się zawstydzona - palcem wskazującym zaczęła przesuwać po swojej szyi.- W życiu nie powiedziałabym, że będe miała przyjemność poznać kogoś takiego jak pan. To niesamowite -kokietowała dalej. Kątem oka zuważyła blondynkę, która coraz posyłała jej porozumiewawcze spojrzenia. Tym razem były zniecierpliwione. -Może pokaże mi pan swoje biuro, panie Klein?- spod wysokiego wcięcia sukienki zmysłowo wyciągnęła nogę.
 Bankowiec zaśmiał się cicho, wziął panne pod rękę i prowadził do swojego biura. Kiedy odchodzili Rita obejrzała się w stronę Madison i dała jej bezgłośny znak, że czas działać. Nie zwlekając ani chwili dłużej udała się do pomieszczenia z sejfem. Klein cały czas kręcił się w tamtej części budynku, a jak nie on to jego ochroniarze. Teraz był czas toastu, dlatego miała pewność, że nie zastanie tam kompletnie nikogo. Szła powoli starając się nie zwracać na siebie uwagi. Chociaż ciężko przejść obojętnie obok jej pięknej burzy loków. Tak jak przewidziała korytarz prowadzący do ściśle tajnego pomieszczenia był kompletnie pusty, a kamery wyłączone z okazji imprezy, po to aby goście czuli się komfortowo. Bezproblemowo wdarła się do pomieszczenia. W środku, nie było tak pięknie jak na zewnątrz. Ściany i podłoga miały metaliczny kolor, chłodny, lubiła to. Podeszła do sejfu i wpisała kod, nad którym pracowała ze swoim narzeczonym przez ostatnie dwa miesiące. Otworzyła niemały sejf i ujrzała ogromną kupę posegregowanych pieniędzy. Popatrzyła na nie chwilę z rozczuleniem i zaśmiała się triumfalnie. Wyciągnęła z czerwonej kopertówki czarny worek i zaczęła pakować. Ustalili, żeby wzięłą tyle ile zdoła unieść, zaś Madison opróźniła całą zawartość. Nie miała dużo czasu. Wyciągnęła worek do wejścia i rozejrzała się czy napewno nikogo nie ma na korytarzu. Bill czekał na nią przy windzie. Miała przekazać mu kase, a on zjechać na dół do piwnicy i uciec awaryjnym wyjściem. Tak zrobili. Jak gdyby nigdy nic, okradli sobie doskonale zabezpieczonego faceta. Nie można było nazwać ich amatorami, to byłaby obelga. Bill czekał na nich w czarnej furgonetce, a Madison poszła na salę główną. Rita siedziała już tam przy stoliku popijając łapczywie drinka. Z jej twarzy można było wyczytać wstręt, obrzydzenie i zniesmaczenie.
-Jak było? -przysiadła się do niej i uśmiechnęła szeroko.
-Żartujesz? Eww..-wykrzywiła się.- Nie ważne, masz forsę?-szepnęła.
-Czeka na nas w aucie- puściła jej oczko.
-Ekstra, spadamy stąd -podniosła się. -Chwila, gdzie Katja?
-Pewnie w toalecie..
-Zostawiłaś ją samą? -oburzyła się.
-Jakbyś nie wiedziała, miałam robotę -zadrwiła. -Wyluzuj to nie pierwszy raz. Ulży sobie i przyjdzie, a potem postawimy jej kebaba. Stać nas-puściła jej oczko.
-Jesteś okropna...-pokręciła głową. -Idę po nią, poczekajcie na nas w samochodzie. -rzuciła oschle i odeszła.
Madioson była mistrzem w ranieniu ludzi, to nie było nic zadziwiającego. Ciężko było pojąć jak mogła bezczelnie wyśmiewać chorą przyjaciółkę za jej plecami. Powinna ją wesprzeć tymbardziej,że bulimia Katji zaczęła się od momentu poznania Madison.
Rita jak oszalała wpadła do łazienki i zaczęła dobijać się do każdej kabiny. Drzwi do ostatniej otworzyły się. Podbiegła do siedzącej na podłodze Katji opartej o ścianę. Wyglądała masakrycznie. Nie była już otyłą nastolatką, wręcz przeciwnie przypominała wieszak. Rozmazany makijaż, wory pod oczami, zapadnięte policzki, spuchnięte od płaczu oczy.
-Katja -kucnęła przy niej. -Proszę, nie rób tego więcej-przytuliła przyjaciółkę.
-Nie chcę żyć, Rita.
-Nie mów tak! -spojrzała na nią. -Udało się nam, mamy forsę - szepnęła. -Zasługujesz teraz na wszystko, rozumiesz? Możesz mieć wszystko -odgarnęła jej włosy.-Wyglądasz fantastycznie, tylko muszisz dać sobie pomóc -wstała i podała jej dłoń. -Musimy stąd spadać, zanim wszystko się wyda...-pociągnęła blondynkę za sobą.
Wsiadły do czarnej furgonetki Billa i ruszyli czym prędzej. Od tamtej pory, w Berlinie nie widział ich nikt.

***

-Ding-dong -Lewandowski zaczął przedżeźniać dzwonek do drzwi robiąc przy tym głupie miny. Był dzisiaj nie w humorze, bo od rana każdy coś od niego chciał.
-Czego?! -ryknął kiedy poraz kolejny dziś otworzył drzwi.
-To, że dla Ciebie pracuję nie oznacza, że możesz na mnie wrzeszczeć dryblasie!- pani menager dźgneła go kilkakrotnie palcem w brzuch.
-Majeczka? Przepraszam. -zmienił ton, bo trochę się jej przestraszył. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek.
-Już już -odepchnęła go i wprosiła się do środka. -Lepiej zaproponuj mi kawy...albo odrazu coś mocniejszego !
-Co się dzieje? -zapytał przerażony. Ona nigdy nie pije.
-Źle się dzieje Lewandowski. Oni wiedzą, o twoich dzieciach...
-Kto?
-Wszyscy! To znaczy jeszcze nie wiedzą, ale dowiedzą się jutro ! Artykuł o tobie i o twoim małym synku będzie dostępny w każdym kiosku w Niemczech!
-Jak to możliwe? Skąd masz takie informacje w ogóle?
-Zaprzyjaźniona gazeta wysłała mi szkic artykułu. Specjalnie dla Ciebie go wydrukowałam, proszę -rzuciła wydruk na stół.
Lewy prześledził szybko tekst, który nie miał żadnego sensu. Bardziej skupił się na fotografii.
-To zdjęcie z wczoraj...-powiedział i dalej myślał. Nagle coś mu się rozjaśniło.
-Dlaczego mam wrażenie, że wiesz kto mógł to zrobić?- zapytała ruda próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy.
-Bo wiem..to znaczy pewności nie mam, mogę się tylko domyślać..
-Więc kto?
-Nie znam jej..
-Trzymajcie mnie- złamana zamknęła oczy i zaczęłą masować swoje skronie.
-Podeszła wczoraj do mnie jakaś blondi, akurat zapinałem Erika w foteliku i zaczęła gadać od rzeczy, kiedy to nagle wypala o naszym podobieństwie i wspomina o innych dzieciach -wytłumaczył jej.
-Napewno jej nie znasz? Może znasz tylko nie pamiętasz, zalazłeś jej za skórę i masz!
-To blondynka...poprawka, niezła blondynka. Pamiętałbym.
-Kwestia sporna-prychnęła. -Dobra, nie wnikajmy w to, stało się. Masz czas do południa, żeby  pojechać do gazety i to odkręcić.
-Niby jak? Nie wyprę się własnego syna !
-A czy ja coś takiego powiedziałam? Wymyśl coś i módl się, żeby nie rozesłali tego dalej. Narazie!-wypowiedziawszy to wyszła z mieszkania.
Lewy czym prędzej ogarnął się i po 15 min był gotowy do wyjścia. Musiał załatwić to jak najszybciej bo wieczorem miał drużynową pogadankę z trenerem.
Na miejsce dojechał w niecałe półgodziny.  Wszedł do wielkiego budynku i od razu nie zwracając uwagi zatrzymujących go recepcjonistów pokierował się do gabinetu redaktor naczelnej. Wparował do niej bez pukania. Kobieta na sygnał otwierających się drzwi, błyskawicznie zdjęła nogi z biurka.
-Pan Lewandowski? - podniosła wzrok znad swoich okularów.
-Mogę zająć chwilę?
-Skoro i tak pan już tu wtargnął, proszę bardzo -poniosła się i wskazała krzesło na przeciwko niej. - Słucham?
-Chodzi mi o ten artykuł. Bardzo zależałoby mi na tym aby nie został on opublikowany..
-Ach, mogłam się domyślić -westchnęła. -Dlaczego tak panu zależy?
-Zaszło pewne nieporozumienie...nie chcę, żeby ktoś odebrał to w niewłaściwy sposób.
-Rozumiem-uśmiechnęła się lekko. -Też mam synka -odwróciła w jego stronę zdjęcie oprawione drewnianą ramką. -Niechciałabym, żeby ktoś dobierał mi się do dziecka...
-Czyli...nie opublikujecie tego? -zapytał niepewnie.
-No nie wiem, nie wiem...moi pracownicy bardzo się napracowali, poza tym jeszcze nie dostałam od pana potwierdzenia wyjścia na kolację..-oboje wybuchneli śmiechem. -Może być pan spokojny -uśmiechnęła się szeroko. -Pozatym gdyby artykuł pojawił się w naszej gazecie, albo w każdej innej, pańska menagerka nie odpuściłaby mi. Jest trochę...wybuchowa...
-Trochę? -parsknął. -To mało powiedziane, ale nie da się jej nie lubić -ponownie się zaśmiali. -Miałbym jeszcze jedno pytanie.
-Mianowicie?
-Kto podał wam to zdjęcie ?
-Przykro mi, osoba prosiła o anonimowość..-powiedziała redaktor, ale kiedy patrzyła na błagalną minę Lewego zmiękło jej serce. -No dobrze, nie przedstawiła się ale była to blondynka...
-Tyle mi wystarczy- przerwał jej. -Jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość -podniósł się z krzesła i ucałował jej dłoń. -Do zobaczenia na kolacji -uśmiechnął się i wyszedł z gabinetu.

***

Włócząc się po ekskluzywnej galerii, największej w całym Dortmundzie zaszedł do sklepu z grami kopmuterowymi, na play station i nie tylko. Moritz dokładnie prześledził zawartość każdej z półek, ale nie mógł znaleźć nic konkretnego. Jego uwagę w tym sklepie przukuła tylko jedna rzecz,a mianowicie katronowy on. Tekturowy uśmiechnięty i jak zawsze olśniewający  Moritz Leitner stał sobie przy ścianie obok półki z FIFĄ i tym podobnych.  Podszedł do swojej podobizny i zaczął jej się bardzo uważnie przyglądać. Uśmiechnął się szeroko, bo uważał, że wygladał fantastycznie.
-Cześć przestojniaku-puścił oczko kartonowemu wykrojowi. Przyglądał mu się jeszcze chwile. -Czy ja naprawdę mam aż tak wielki nos? -zapytał sam siebie.  Zmarszczył brwi i najwidoczniej poruszony tą sytuacją wyciągnął iPada z kieszeni spodni i zaczął się w nim przeglądać.
-Przepraszam-podeszła do niego jakaś dziewczyna. -Czy to twoje? -wyciągneła w jego stronę dłoń w której znajdował się jakiś dziwny, zupełnie nieprzypominający nic brelok.
Leitner odwrócił się i sporzał ciągle zniesmaczony na dłoń nieznajomej.
-Nie-powiedział krótko i wrócił do przeglądania się  w ekranie.
-Wiem, to był pretekst, żeby do Ciebie podejść-uśmiechnęła się tajemniczo.
Mo spojrzał na dziewczynę, która ujęła go tymi słowami. Uwielbiał być zauważany. Od razu mu się spodobała. Uśmiechnął się szarmancko oparł rękę o ścianę i postawił jedną nogę za drugą.
-Tak? -zmienił ton na niższy.
Blonynka uniosła brew do góry i kiwnęła głową. Czekała na to, żeby on pociągnął tą rozmowę.
-Więc co taka dziewczyna jak ty, robi w sklepie takim jak ten?
-Szukam odpowiedzi-mrugnęła. Nie zrozumiał jej, ale nie chciał pytać bo na ogół był marnym słuchaczem i nie interesowało go to zbytnio. -A ty?
-Kolega kazał obczaić jakieś fajne gierki...ileż można grać w fifę?- zaśmiał się sam z własnego żartu.
-I tak poprostu pozwalasz się wykorzystywać? 
-Nie...ja tylko...
-...boję się stanąć oko w oko z prawdą- dokończyła.
-Co to ma znaczyć?- skrzywił się i zlustrował ją. Dziewczyna zachichotała.
-Biedny mały Moritz, w rzeczywistości nie "przyjaciel" -zakreśliła cudzysłów -a chłoptaś na posyłki. Zrób to, zrób tamto. Zawsze gotowy na  zawołanie kumpli, a kiedy ty masz jakąś potrzebę nie mają dla Ciebie czasu...to smutne - przysunęła się do niego bliżej. - O mało co nie wylądowałeś przez nich w więzieniu i czy kogoś to tak naprawdę obchodziło? Jesteś samotnym, małym, zagubionym chłopcem, gwiazdy Cię do szczęścia nie potrzebują.
-To nie prawda ! Kochają mnie..
Madi wyśmiała go perfidnie.
-Dobrze chociaż, że masz poczucie humoru...i wysoką samoocenę. Chociaż do tego drugiego  miałabym małe ale, bo...na tekturze wyglądasz lepiej- uśmiechnęła się słodko i odeszła.
Moritz z niedowierzaniem i urazą otworzył usta. Jeszcze nikt nigdy w życiu mu tak nie naubliżał. Skąd ta panienka mogła to wszystko wiedzieć? A tekst z tym kartonem...to już przegięcie. Obejrzał się za nią, gdy była  w drzwich posłała mu buziaczka. Nie obchodziło go to kim była i dlaczego go zaczepiła. Zastanawiał się tylko nad jej słowami. Co jeśli naprawdę na kartonie wyglądał lepiej ? Kiedy wrócił do domu tylko o tym rozmyślał.

***


Po południu wszyscy zgromadzili się w salce konferencyjnej na Signal Iduna Park. Mieli przeanalizować mecz Napoli i przygotować się taktycznie. Ich celem było jak najdalej zajść w Lidze Mistrzów, kto wie może nawet pokusić się o finał. Kathrine uparła się, że pojedzie tam z Reusem. Marco tłmumaczył jej, że nikogo poza członkami durużyny nie wpuszczą lecz ta postawiła na swoim. Musiało być tak jak ona chce. Ulegał jej za każdym razem. Miała w sobie coś bardzo przekonywującego. Może to przez ten wiek, dojrzalsza, bardziej wiarygodna. Zapewniła go, że podczas ich pogadanki załatwi sobie pare spraw na mieście, a potem wrócą razem.
Blondyn już od 20 minut siedział w środku, natomiast zniecierpliwiona Kath wyczekiwała swojego pomocnika. Oparła głowę o siedzenie i ułożyła się wygodnie. Nagle ktoś podszedł i zastukał jej w szybe. Ubrany cały na czarno mężczyzna w glanach i sciągniętej na czole kominiarce dał jej znak, że to na niego właśnie czeka. Uśmiechnęła się i wyszła z samochodu.
-To z tobą wczoraj pisałam? Jesteś Martin?
-Tak proszę pani -przytaknął zawodowy hacker.
-Mów mi Kath-wyciągnęła w jego stronę dłoń. -Dobra, nie mamy czasu. Siedzą już tam dobre pare minut a ja nie mam pojęcie ile to może potrwać. Wchodzimy szybko, robisz co należy i spadamy -wydała rozkaz i ruszyli.
Miejsce: Gabinet Jurgena Kloppa.
Zadanie: Zhakowanie jego służbowego komputera.
Cel: Wykonanie niedozwolonego przelewu.
Kiedy wślizgneli się już do budynku i stali pod gabinetem Kloppa, młody hacker zaczął rozpracowywać zamek w drzwiach. Gdy wtargneli juz do środka prędko zajęli się jego komputerem. Wdarli się na jego pocztę i dokonali przelewu z konta klubowego Borussia na konto Kloppa. Kwota około 25 mln euro.
-Gotowe -powiedział Martin.
-Świetnie- Kath uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-A moje wynagrodzenie?
-Dotaniesz na zewnątrz, teraz spadajmy stąd -rzuciła bo usłyszała czyjeś kroki.
Kathrine poczuła, że jest coraz bliżej własnego zwycięstwa. A raczej zwycięstwo jej i Starzewskiego. Ale jeszcze za wcześnie żeby o czymkolwiek mówić. Teraz trzeba tylko czekać...

_________________________________________________________________________

Przepraszamy za te wszytskie niedociągnięcia i ogonki, ale nie wiemy dlaczego blogspot nie podkreśla nam błędów, a niemożliwoscią jest żeby a tak długim tekście wychwycić wszystko za 2,5 czy 8 razem. Oczy wołają o pomoc. Buziaki !

sobota, 16 listopada 2013

Odcinek 35: Deja Vu

-Mogę Ci zadać pytanie ?
-Słuchamciekotuniu-wyseplenił blondyn.
Przygryzła wargę. Teraz albo nigdy. Marco i tak nie będzie pamiętał nic z dzisiejszego wieczoru, to jedyna szansa.
-Czy nie znasz hasła dostępu do komputera Jurgena Kloppa ?
Znał. Kiedyś skrobnęli je trenerowi, i dla jaj, razem z Moritzem i Robertem ustawili mu na tapecie swoje zdjęcie. Kloppo, chcąc być przebiegłym, nie zmienił go, bo był pewien, że wszyscy się tego spodziewają.

Oczekiwanie na odpowiedź zdawało się trwać wieczność. Niby była profesjonalistką, ale wtedy trzęsły jej się ręce. Co jeśli Reus za mało wypił ? Jeśli się nie uda i chłopak zapamięta, cały jej plan legnie w gruzach... a Starzewski się wścieknie. Od tego zależy jej być albo nie być. Przestała oddychać, kiedy zobaczyła jak pomocnik nabiera powietrza.
-Chrrrrrraahkheh - w odpowiedzi usłyszała tylko głośne chrapnięcie. Zażenowana westchnęła głośno. Obróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami. Podążając w ciemnościach listopadowej nocy  zastanawiała się jak to rozegrać. Nie spodziewała się komplikacji. Jest jeszcze jeden sposób. Wiktoria. Córeczka szefunia ma znajomości.

***

-Witaj Kochanie - bezpardonowo weszła do gabinetu. Starzewski akurat rozmawiał przez telefon.
-Oddzwonię- mruknął do słuchawki-Przez 30 lat nie nauczyłaś się pukać do drzwi ? - zwrócił się do Kathrin.
-Misiaczek coś nie w humorze ? - wykrzywiła usta w podkowę.
-Co masz ? - zapytał chłodno.
-Próbowałam dziś podejść Marco Reusa... - menadżer koszykarzy BVB ożywił się w jednej chwili, a jego oczy rozbłysły - i usłyszałam tylko "Chrrrrrraahkheh". Ale przyszło mi do głowy jeszcze jedno rozwiązanie. Zapomnieliśmy jaką broń mamy w naszych rękach.
-Co ty bredzisz ?! Nie potrafisz wyciągnąć od pijanego chłopaka głupiego hasła do komputera, a chrzanisz o jakiejś broni !!
-Wiktoria-powiedziała spokojnie.
-Co ?? Mojej córki nie będziemy w to mieszać !
-Twoja córka mieszka z dziewczyną Lewandowskiego ! - wrzasnęła.
Waldemar złapał się za głowę. Stawka jest wysoka. Pieniądze, prestiż. Przecież Wiki też będzie z tego korzystać...
-Muszę to przemyśleć. Zostaw mnie samego.
-Nie mamy wiele czasu..
-Idź już.
-Dobrze już, dobrze. Wpadnę jutro. Do zobaczenia.-musnęła lekko jego wargi, odwróciła się na pięcie i wyszła. TO MUSI SIĘ UDAĆ.
Starzewski tym czasem opadł na swój skórzany obrotowy fotel. Nurtowało go wiele pytań. Czy warto?

***

Minęły dwa tygodnie. Od imprezy nie widziano Madison. Albo odpuściła i wyjechała albo knuje coś po cichu. A może już coś zrobiła, uciekła i tylko czeka aż to wybuchnie. Może. W każdym razie, Rita w swoim mieszkaniu została sama. Nie można powiedzieć, że nie przejęła się jej zniknięciem. Na początku nie mogła spać, ale z czasem oswoiła się z tą myślą-Madison odeszła.
W związku z tym, że noga Tatiany szybko się zagoiła, zdjęto jej gips. W razie komplikacji natychmiast miała stawić się w szpitalu. Lewy zajmował się nią jak najlepsza pielęgniarka, toteż o żadnych kopmlikacjach nie było mowy.
Kathrine spędzała z Reusem więcej czasu niż z samą sobą. Podpytywała go często o wiele klubowych spraw, finansów a nawet o samego Jurgena Kloppa. Marco starał się odpowiadać jej zgodnie z prawdą, ale sam też pewnych rzeczy nie wiedział. Zastanawiało go to, skąd ta ciekawość u jego nowej dziewczyny. Tak, można już ją tak nazwać. Kiedy pytał jej się dlaczego ją to tak bardzo interesuje, zmieniała temat, mruczała coś pod nosem albo w ogóle nie odpowiadała. Myślał może, że to dla niej nowa sytuacja i dlatego fascynowały ją sprawy klubowe. Te tajne również.
Łukasz i Ewa ostatnimi czasu często wychodzili razem na kolacje, do kina, spacery tylko we dwoje. Panią Piszczek zdziwiła zmiana u męża.  Kiedyś ciężko było go wyciągnąć gdziekolwiek a teraz? Jedyną rzeczą do której Piszczu leciał pierwszy była imprezka z kolegami. Choć na ostatniej nie bawił się dobrze, teraz postanowił to zmienić i zająć się bardziej swoim małżeństwem.

***

Niedzielny poranek to najgosza pora jaka może być, z wyjątkiem poniedziałkowego poranka ale nie dla Rity. Niania jak co niedziele miała wolne i nie musiała TAM iść. Cieszyła się, że odpocznie po wykańczającym tygodniu. Wstała dopiero po 10. Wzięła prysznic, ubrała się i zjadła śniadanie. Siedziała przed laptopem ze świeżo zaparzoną kawą i szperała w internecie. Z bardzo porywającego artykułu o szczeniaczkach wyrwał ją dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili pomyśłała o Madison, ale nie...ona by nie dzwoniła. Wstała od biurka, poprawiła włosy i otworzyła drzwi.
-Wróciła? - Katja głową była już w mieszkaniu Rity i mówiła szeptem.
-Nie -roześmiała się brunetka i wpuściła ją do mieszkania. - Jak zniknęła tak dalej jej nie ma, nawet nie zjawiła się po resztę swoich rzeczy.
-Dziwne...strasznie ciekawi mnie gdzie ją wcięło-skrzywiła się Katja.
-Mnie też, ale nie myślę o tym. Cieszę się chwilą wolną od tej blond zołzy. Kawy?-zapytała kiedy zaprowadziła przyjaciółkę do salonu.
-Poproszę - przysiadła na kanapie. - Mario ciągle nie może znaleźć starego telefonu. Szukał go wszędzie, u Piszczków też go nie ma. Chodzi cały czas nabuzowany, wkurza się o wszystko ale przecież to tylko telefon...-oparła się. - Czy on coś ukrywa? -Rita wzruszyła ramionami. - No jasne...-po dłuższej chwili ciszy doznała olśnienia- On mnie zdradza..
-Zwariowałaś? Mario? Wszystko można mu zarzucić ale nie to.
-To dlaczego tak przeżywa z tym telefonem? Już wcześniej wychodził do drugiego pokoju rozmawiać...
-Może to jakieś służbowe rozmowy z menagerem?
-Nigdy nie wychodzi jak dzwoni menager.Rita, on pojechał dziś do Monachium...
-Nie zapytałaś po co?
-Rano zastałam tylko karteczkę na stole. Nie podał powodu, tylko tyle, że wróci późno. To wszystko składa się w jedną całość, Boże...tyle się teraz mówi o zdradach praktycznie na każdym kroku...-Rita zakrztusiła się i parsknęła kawą na podłogę -..wszystko w porządku? Już ja mu dam jak wróci !
-Nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków, może jest jakieś logiczne wytłumaczenie..-powiedziała Roth kiedy złapała oddech po fali krztuszącego ją kaszlu. -Pozatym powiedzmy sobie szczerze. Jesteś śliczna, zgrabna, mądra jednym słowem ideał. Dlaczego miałby cię zdradzać? Brakuje mu czegoś ?
-Wręcz przeciwnie- zarumieniła się po czym uśmiechnęła się łobuzersko Schwarz.
-Widzisz -zaśmiała się. - Gdyby chciał to znalazł by sobie jakąś tutaj, a nie fatygował się na drugi koniec Niemiec.
-Święte słowa-odezwał się głos który  odrazu poznały. Jak na komende obrócił się  w stronę blondynki. -Co jak co, ale Rita o zdradach wie najwięcej.
-Od dawna tam stoisz? -zapytała zażenowana Roth. Madi zaśmiała się i obdarowała je promiennym uśmiechem. -Gdzie byłaś jak Cie nie było? Wiesz ile okazji upokorzenia mnie przegapiłaś?- prowokowała ją.
-Odpuść sobie, Rita-przerwała jej stanowczym głosem.- Musiałam wyjechać, miałam robotę. Teraz wróciłam i jak narazie nigdzie się stąd nie ruszam -dziewczyny obejrzały się po sobie. -Nawet nie macie pojęcia, co dla was wszystkich przygotowałam.
-Kogo masz na myśli? -zapytała przerażona blondynka.
-Wszystkich z waszego otoczenia, słoneczko. Zadawanie bólu jedynie wam było by dziecinnie proste i nudne zarazem. Dlatego zajmę się waszymi znajomymi, bez wyjątku. Nawet tymi których znacie jedynie z widzenia. Jeśli będzie taka potrzeba, starsza pani z warzywniaka też dostanie cios prosto w serce...ale trochę za daleko odbiegłam.
 -Nie masz  skrupułów! -wrzasnęła Rita. -Co oni Ci zrobili?
-Poznali dwie najbardziej fałszywe osoby na świecie- spojrzała na jedną i na drugą.-Ja ich tylko uświadomie, a teraz wybaczcie -podniosł się z fotela. -Czas się zabawić -rzuciła podły uśmieszek. -Och, zapomniałam- zatrzymała się na chwilę i zaczęła natarczywie szukać czegoś w torebce. -To chyba twoje kochanie-rzuciła swetrem rozmiaru XL w stronę Katji. -Trochę już nie ten rozmiar co nie?-puściła jej oczko. Wychodząc spojrzała na torebkę Katji zarzuconą na krzesło stojące w korytarzu, do której jeszcze przed rozmową z dziewczynami wrzuciła telefon już znanego właściciela.
-Co za szmata...-skwitowała Katja. Rita na początku nie wiedziała czy chodzi jej o sweter czy o Madioson.
-No...trochę nie ładnie z tym swetrem...
-Ja nie o tym!-warknęła. -Ma zamiar dobrać się do naszych znajomych?! Co to, to nie ! Niech tylko zbliży się do Mario, czy do kogokolwiek a obiecuję...pożałuje suka! -wstała na baczność i wyciągnęła przed siebie zaciniętą w pięść. Rita również to uczyniła. Nigdy nie widziała takiego wybuchu u przyjaciółki. Nie miała pojęcia co poczyni dalej Katja, dlatego wolała być przygotowana. Schwarz spojrzała na sweter. -Mój boże...czy ona całe życie będzie mi to wypominać? -spojrzała pytająco na Ritę. Ta wzruszyła ramionami. Katja westchnęła i zaczęła się zbierać. Rita odprowadziła ją do drzwi.  Pozostając sama zaczęła rozmyślać. Katja ma rację. Nie mogą poddać się bez walki i pozolić Madiosn zniszczyć życie nie tylko ich ale również przyjaciół.

***

Wychodził z apartamentu ciągnąc za sobą zapierającego się na wszelkie sposoby trzylatka. Ciężko było przekupić tego małego potworka czymkolwiek dlatego postawił na nieco stanowcze sposoby. Tatiany nie było dziś w domu, dlatego był spokojniejszy. Nie chciał się tłumaczyć, jeszcze nie teraz. Właśnie zapinał młodego w fotelik samochodowy kiedy usłyszał kobiece chrząknięcie. Obejrzał się szybko, na szczęście jej nie znał.
-Naprawdę nie mam teraz czasu- napastnik wsunął rękę pod kurtkę i zaczął przeszukiwać jej wnętrze. Wyciągnął dokładnie to czego szukał, czyli swoje zdjęcie z autografem i wręczył je dziewczynie.
-Och, ja nie w tej sprawie. Przyszłam do Ciebie prywatnie- zerknęła na kartkę a następnie rozjerzała się dookoła.
Robert skończył przypinać syna wyprostował się i badawczo przyjrzał się dziewczynie.
-Nie kojarzę Cię.
-Nie jesteś jedyny -zaśmiała się. -Wciąż te same pytania, kim jesteś? Czego chcesz? Skąd wiesz? Mam jakieś dziwne Deja Vu.
-O co chodzi?- zmrużył oczy. Nic z tego nie rozumiał.
-Miałeś kiedyś tak, że ktoś cię zranił, a ty za wszelką cenę musiałeś się na nim odegrać. Nie ważne czy tego chciałes czy nie, poprostu musiałeś..
-To jakaś ankieta uliczna? Wybacz..dziewczyno, spieszy mi się.
-Zrozumiałe-zerkneła mu przez ramię. -Słodki chłopczyk. Podobny do tatusia-uśmiechnęła się cynicznie.
-To nie...
-Nie tumacz się, Robercie. Za niektóre błędy młodości płacimy aż do dziś... szczególnie jeśli było ich 12 -wypowiedziawszy to rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie i odeszła.
Lewy stał jeszcze bardziej zdezorientowany. Dlaczego w środku dnia podchodzi do niego jakaś nieznajoma blond piękność i gada od rzeczy?  I skąd wie o synu? Może to był tylko żart ? Cokolwiek to było, nie było zabawne. Machnął ręką i postanowił się tym nie przejmować. Wsiadł do samochodu i ruszył szybko, był już spóźniony. Czyżby ostatnia afera niczego go nie nauczyła?

______________________________________________________________
Grali jak nigdy, przegrali jak zawsze... FAKEN.

czwartek, 7 listopada 2013

Odcinek 34: After Party

Piszczu został tym szczęśliwcem ( a może i nieszczęśliwcem), który miał ogarnąć 'melanż'. Ewka o dziwo bardzo się ucieszyła, ogólnie od powrotu Rity była bardzo zadowolona, czego nie można było powiedzieć o jej mężu. Nie miał ochoty na imprezowanie. Fakt. Są zwycięzcami, należy im się...ale ile można? Momentami wolał, żeby to Bayern zgarnął trofeum. Wtedy miał by z głowy udawanie, że wszystko jest świetnie, super i fantasycznie. Tłumaczyłby, że powodem jego smutku jest przegrana, choć w pewnym sensie tak jest - przegrał z losem. 
Ewa i Rita szykowały ostatnie przystawki na imprezę, kiedy Łukasz brał kąpiel.
-To ja już będe lecieć - powiedziała Rita, kiedy odstawiała na stół pięknie przystrojony półmisek.
-Żartujesz? Tak się napracowałaś, zostań- powiedziała Piszczek. -Pozatym, to też twoje święto...nie daj się prosić...-zrobiła minę kota ze Shreka.
Rita westchnęła głośno. Mina Ewy ją rozbawiła, dlatego kiwnęła potwierdzająco głową.
-No i to mi się podoba-szturchnęła ją lekko w ramię. -Którą to już mamy?- spojrzała na zegarek. -Cholerka, trochę późno. Pójdę się tylko przebrać, zerkniesz na Sarę?
-Jasne- skineła Rita, kiedy tej nie było już w kuchni.

*Pół godziny później
Wszyscy zaczynali się pomału schodzić. Jako pierwsi dotarli Błaszczykowscy, Marco i Kathrin oraz Moritz, a potem cała reszta. Brakowało tylko Roberta.
-Co się z nim dzieje? Na imprezke to zawsze pierwszy a teraz? Zaczynam się martwić- stwierdził Kuba.
-Dzwonie do niego piąty i ostatni raz !- burknął Leitner i po raz kolejny wybrał numer do przyjaciela.
-Już jadę -odezwał po drugim sygnale.
-Ooo Lewy, jak miło słyszeć twój głos. Już nawet zapomniałem jak on brzmi..
-Dramatyzujesz..
-Może i tak, ale mówię Ci stary przemyśl swoje zachowanie. Ja rozumiem, kariera, dzieci, laseczki...
-Mo..!
-..ale żeby nawet pięciu minut dla nas, przyjaciół...
-nie teraz, stary..
-A to dlaczego? Znowu mnie zbywasz tak?
-Nie jestem sam, a ty jesteś na głośnomówiącym - wyjaśnił brunet -poza tym widzimy się za 5 minut, więc odpuść już.
-eee..to narazie - bąknął pod nosem i rozłaczył się. Chłopaki patrzyli na niego pytająco. - Będzie za chwilę -powiedział i zmył sie po piwo.

***

Balanga trwała w najlepsze. Jeśli ktoś zaproszony nie znałby dokładnego adresu Piszczków, zapewne trafiłby bez problemu idąc za głośną muzyką. Robert zjawił się w towarzystwie Tatiany, która wzbudziła zainteresowanie niemalże całego towarzystwa. Do tego miała gips na nodze, co było jeszcze bardziej intrygujące. Założyła się z Lewym o to, którzy znajomi będą bardziej zdziwieni. Mimo szczerych chęci Roberta, wygrała Bednarczyk.
-Cześć wam- podeszli wolnym krokiem w stronę zebranych w kole piłkarzy. Ci zawiesili swój wzrok na dziewczynie z kulami.
-Czesć- powiedzieli chórem i czekali na wyjaśnienia.
-Chłopaki to jest Tatiana. Tatiana to jest Kuba, Marco, Kathrin, Mario, Katja...i Moritz- na imię tego ostatniego dał jakiś dziwny nacisk.
-Dziękuję za to wyróżnienie Robercie- odgryzł się Mo.
-Miło Cię poznać Tatiana- powiedziała uśmiechnięta Katja. -Chodź usiądziesz sobie-wzięła ją pod ręke i zaprowadziła na kanapę. - Rita też tutaj jest, wiesz?- powiedziała gdy już odchodziły.
-To ta dziewczyna z hotelu?- zapytał Kuba. -Po co ja pytam, jasne, że tak-machnął ręką.- Teraz zaczyna mi się to wszystko układać- stwierdził Błaszczykowski.
-Jesteście parą czy jak? - zpytał zdezorientowany Mario.
-Trochę...-wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem. -To skomplikowane..-podrapał się po szyi.
-Ooo, Robercik boi się otworzyć swoje serduszko- drażnił się z nim Reus, który dwoma palcami wskazującymi zarysował kształt małego serca.
-Wstrętny tępak jesteś Reus-westchnął brunet.
-To nie czas na sercowe rozmowy- wtrącił Błaszczu. - Chodźmy do Piszcza i napijmy się.

***

Weszła niepewnie do pomieszczenia pełnego pijanych już ludzi. Dziwnie się czuła z tą "niepewnością", ale tylko przez moment. Musiała wtopić się w tłum i grać. Rozpieła dwa górne guziki płaszcza i poprawiła włosy. Dała trzy pewne kroki, kiedy odbił się od niej jakiś mężczyzna.
-Przepraszam piękną panią -wyseplenił Marcel Schmelzer.
-Nie szkodzi- rzuciła krótki uśmiech i czym prędzej wyplątała się z jego strefy.
-Cześć - obejrzała się za siebie. Ujrzała niewysoką brunetkę zmierzającą do niej. Rozpoznała ją, to Ewa Piszczek. -Ty jesteś...?- Piszczek przyjrzała jej się dokładnie. Nigdy wcześniej jej tu nie widziała.
-Koleżanką Katji- wyciągnęła dłoń w kierunku Ewy. - Jestem Madi. Przepraszam, że bez zapowiedzi, ale chciałm  zrobić jej niespodziankę i pogratulować Mario.
-W porządku, miło Cię poznać -odwzajemniła uścisk. -Oczywiście, zostań. Katja gdzieś się tu plącze. Napewno ją znajdziesz, a teraz muszę Cię przeprosić-uśmiechnęła się i wyminęła blondynkę.
Madison patrzyła jak odchodzi a na jej twarzy przemknął cień pogrdliwego uśmieszku. Szukała swojego celu, który w dosyć którkim czasie odnalazła- Łukasz Piszczek. Siedział w ciemnym salonie  i jak wyczuła był "lekko" podpity. Patrzył na Ritę znajdującą się w drugim bardziej oświetlonym pomieszczeniu, śmiejącą się i popijającą piwo. Nieznajoma podeszła do niego cichaczem. Stała nad nim chwilę i wypatrzyła punkt w który wgapia się piłkarz.
-Nie przejmuj się nią, ten typ tak ma-połozyła mu dłoń na ramieniu i rownież wlepiła swoje niebieskie oczy w Roth. Łukasz podniósł wzrok.
-Co ty możesz wiedzieć?- zapytał chłodno.
Madison uśmiechnęła się tajemniczo.
-Mogę się dosiąść?
-Wszystko mi jedno - chwycił za nie swój napełniony kieliszek i wlał sobie jego zawartość do ust.
-Niedługo twoje problemy znikną, ale najpierw spójrz prawdzie w oczy.
-Co to znaczy? -polał sobie jeszcze jednego.
-Powiedzmy sobie otwarcie. Kochasz ją, kochasz Ritę- prowokowała go.
-To nie prawda, nie kocham jej - potrząsnął przecząco głową.
-Skoro tak, to co ona tu jeszcze robi? - Łukasz spiorunował ją spojrzeniem -Dlaczego roztrzasąsz i tak bardzo przeżywasz tą sprawę. Przecież do niczego nie doszło...chyba, że mam złe informacje...
-Kim ty w ogóle jesteś?- próbował jej się dokładnie przyjrzeć i zapamiętać, ale alkohol robił swoje, poza tym było ciemno. Widział tylko blond loki od których odbijało się światło.
Na twarzy Madi zagościł uśmiech. Nie mówiąc nic, wstała i pomału oddalała się od Piszczka. Przechodząc przez salon  zauważyła na ścianie ogromne zdjęcie na którym byli Łukasz Ewa i Sara.
-Ładna z was rodzinka- skomplementowała. Nim się obejrzał już jej nie było.
Postanowiła się stąd jak najszybciej zmyć. Dostała to czego chciała. Udało jej się dobrać do Piszczka bez wiedzy Rity i Katjii. Kiedy przeciskała się przez ludzi znajdujących się na korytarzu, zgasło na chwilę światło. Zgromadzni lekko spanikowali, że koniec świata itp. ale to tylko ktoś niefortunnie oparł się w wyłącznik. Podczas chwilowej ciemności, spostrzegła podświetlający się wyświetlacz. Gdy światło ponownie rozbłysło, podeszła do komody i wzięła telefon nieznanego właściciela. Czym prędzej wyszła z lokalu.

***

-Rita! Rita! -Katja podbiegła do przyjaciółki wrzeszcząc jak opętana.
-Boże, coś się stało?
-Odstaw to piwo i chodź- powiedziała trochę ciszej i złapała brunetkę za rękę. -Madison tu jest!
-Co? Skąd wiesz?
-Ewa przed chwilą powiedziała mi, że szuka mnie moja koleżanka Madi- wyjaśniła-Spanikowałam i przyszłam do Ciebie.
-Znajdźmy ją zanim coś odwali.
Rozdzieliły się. Szukały jej dzielnie, ale na darmo. Nawet w najdziwniejszych zakątkach posesji Piszczków. Jakby się rozpłynęła, wyparowała.
-I co teraz? -spytała zdenerwowana Katja kiedy zeszły się razem na górze.
-Nic. Pewnie już dawno wyszła.
-Świetnie! -rzuciła Schwarz z przekąsem.
-Mam tylko nadzieję, że z nikim nie rozmawiała -spojrzała na blondynkę. - Muszę się odstresować-stwierdziła i zeszła na dół.
-Mi też nalej!-krzyknęła za nią Katja i pognała za przyjaciółką.

***

Bednarczyk siedziała na kanapie zsunięta z oparcia i z nogą na niskim stoliku. Lewy miał przynieść jakieś napoje, więc czekała na niego cierpliwie. 
-Proszę- podał jej szklankę soku. -Zmęczona?
-Tak, bardzo-ziewnęła przeciągając się. -Odwieziesz mnie?
-Zwariowałaś? Przecież piłem- dziewczyna spojrzała na niego przerażona. -Spokojnie zamówie taksówkę.
-Ale fajnie było. Spełniłam marzenie z dziciństwa i dowiedziałam się jak melażują gwiady footballu-zaśmiali się. -Żartuje, nigdy nie lubiłam footballu.
-A teraz?
-Zrobiłam mały krok do przódu-wyszczerzyła się.
-To teraz zrób kolejny- brunet wstał z miejca i wyciągną ręke. -Mam dosyć jedźmy stąd- stwierdził. Robert Lewandowski powiedział "Mam dosyć imprezki z kumplami". Czy ktoś to nagrał? Zaznaczcie ten dzień w kalendarzu.
-Nie chce wracać do domu...powiedziałam dziewczynom.
-i..?-dociekał Robert.
-Wiktoria zrobiła jakąś dziwną minę, ale potem się cieszyła, a Berenika...nie umiem opisać jej reakcji- skrzywiła się. -Widziałam tylko jak otwiera usta i chyba pękły mi bębenki...a potem podeszła do mnie i uściskała mocno, bardzo mocno. Sama nie wiem czy ze szczęścia czy bardziej ze złości.
-Cóż...możesz zostać u mnie, jeśli chcesz- spojrzał na nią przekonywująco.
-Mhm, podoba mi się ta opcja...-uśmiechnęła się zadziornie.

***

Pijany jak ruski szpadel Reus, został siłą zaciągnięty do swojego mieszkania. Kathrin cudem, bądź jakimś innym magicznym sposobem zciągnęła z niego kurtkę i buty oraz położyła na kanapie. Poszła do kuchni po szklankę wody i opakowanie tabletek przeciwbólowych, gdy ten recholił się jak grzechotka. Wróciła do pokoju i postawiła mu wodę i lek na stoliku obok.
-Rano napewno Ci się przyda-powiedziała pod nosem. Spojrzała na rozpromionego blondyna. -Z czego się tam śmiejesz cały czas ?
-Lewy ma dziewczyne, dasz wiarę? -spojrzał na nią małymi zapitymi oczkami. -On nigdy nie miał nikogo na stałe, heh. Daje mu tydzień.
-Wiesz-usiadła na skraju łóżka. -Nie znam go dobrze, ale myśle, że ludzie się zmieniają. Czasem na lepsze, czasem na gorsze ale jednak zmieniają. A czasem nawet nie mamy pojęcia kim naprawde są i z kim mamy doczynienia-zacisnęła wargi. Marco uśmiechnięty od ucha do ucha wpatrywał się w nią jak w obrazek. Dziewczyna spojrzała na niego i westchnęła - Pójdę już- chciała wstać ale Reus złapał ją za ręke.
-Zostań-ucałował jej dłoń raz, drugi coraz wyżej.
-Uwierz mi, że lepiej Ci zrobi jak się prześpisz- postrząsnęła przekonywująco głową.
-Ale ja nie usnę- zatrzepotał rzęsami i za żadne skarby nie chciał puścić jej ręki.
-Skarbie, chyba naprawdę nie wiesz co mówisz-zadrwiła i uśmiechnęła się z troską. -Poważnie Marco, prześpij się- wyplątała dłoń z jego uścisku.
-Dobrze- zrobił obrażoną minę, ale zaraz się wyszczerzył i wybuchnął śmiechem. Odwrócił się na bok i wymamrotał coś pod nosem. Kath uśmiechnęła się i pokręciła głową.
-Dobranoc Marco -odwróciła się na pięcie i zrobiła parę kroków. Jednak zatrzymała się, jakby nagle przypomniało jej się, że miała coś jeszcze zrobić.
-Mogę Ci zadać pytanie?
________________________________________________________

Oto Kathrin, żeby łatwiej wam było ją sobie wyobrazić. 



sobota, 26 października 2013

Odcinek 33: Gdy emocje już opadną..

"W meczu o Superpuchar Niemiec zmierzą się dwie potęgi niemieckiego futbolu: Borussia Dortmund i Bayern Monachium - to będzie rewanż za finał Ligi Mistrzów! "-powiedział jeden z komentatorów. Pierwszy gwizdek arbitra! Lewandowski do Gundogana i zaczynamy wielki piłkarski spektakl. Już w 6' Lewandowski świetnie dośrodkowuje na głowę Bendera, ten uderza słabo, ale Starke popełnia koszmarny błąd i Reus pakuje piłkę do siatki. Na SIP wybucha euforia. Jurgen Klopp nie ukrywa sowjego zadowolenia-zaczyna tańczyć. 1:0 do końca pierwszej połowy. 54' i mamy remis. Idealne dośrodkowanie Lahma na bramkę strzałem głową zamienia Arjen Robben! Okrzyki niezadowolenia  i gwizdy kibiców zółto-czarnych rozbrzmiewają na stadionie. Trener stara się opanować emocje. 56' Borussia znów na prowadzeniu!!!! Van Buyten 'cudownym szczupakiem' pokonuje własnego bramkarza. Dziękujemy panie Van Buyten. 58' już 3:1 dla Borussii! Indywidualnie zagrał środkiem Gundogan. Stadion oszalał. 64' ZNOWU ROBBEN! Ewa i Agata rzucają wiązankę przekleństw w stronę holendra. 3:2 dla gospodarzy...co za spotkanie ! Klopp nie wytrzymuje i udaje się na krótką i konkretną konsultację z sędzią liniowym. 86' GOOOL! Lewandowski -Aubameyang- Reus - 4:2. KONIEC SPOTKANIA!  Mamy to ! Mamy zwycięstwo!
"Po fantastycznym meczu Borussia Dortmund pokonuje Bayern Monachium 4:2 i zdobywa Superpuchar Niemiec!!!  "- pisały gazety i podawały wszystkie portale internetowe.
Wiemy jedno...świętowania nie będzie końca.

***

2 dni później
Było około 10 rano. Ewa niechętnie zapinała suwak różowej kurteczki Sary. Dziś 3-latka miała poznać swoją grupę w żłobku. Westchnęła żałośnie, wzięła małą na ręce i chwyciła za klamkę. Myślała, że padnie na zawał gdy dostrzegła, że w pobliżu jest ktoś jeszcze.
-O boże ! Rita...-złapała się za serce i zaczęła szybko oddychać.
-Przepraszam, nie chciałam Cię przestraszyć - wyglądała na równie zaskoczoną.
-W porządku- odsapnęła. -Co Cię sprowadza ?
-Przemyślałam wszystko i ja...potrzebuję tej pracy. Przeceniłam się. Myślałam że jakoś sobie z tym, wszystkim poradzę, ale myliłam się...-w tym samym momencie w korytarzu pojawił się Łukasz-...Jeżeli jest to nadal aktualne, to chcę wrócić. -poprawiła torbę przewieszoną przez jej ramię, której szelki niefortunnie zsuwały się wzdłuż jej ramion.
Ewa stała chwilę bez żadnej reakcji. Jej zamyślone oczy wgapiały się w wyczerpaną twarz Rity.
-Oczywiście, że jest aktualne- odstawiła córeczkę na podłogę i niespodziewanie przytuliła nianię. Chyba sama do końca nie wiedziała co robi. Wytłumaczyć można byłoby to faktem, że za wszelką cenę chciała, aby jej aniołek został w domu. Zbliżał się sezon jesienny i jak na jesień przystało, przeziębienia, grypy i inne podłe wirusy atakowały zarówno starszych, jak i tych młodszych mieszkańców planety. Piszczek miała świra na punkcie zdrowia. Uważała, że wystarczy, że jedno z dzieci kichnie, prychnie, lub smarknie i załatwi Sarę jakimś choróbskiem. -Pamiętaj, że co by się nie działo, zawsze możesz do nas przyjść - wypaliła Ewka. Łukasz myślał, że wyjdzie z siebie.
-Dziękuję-powiedziała półszeptem. Gdyby była sama pewnie wybuchłaby płaczem. I owszem. Miała ochotę powiedzieć Ewce o wszystkim, bez względu na to jak wpłynie to na jej życie. Chciała być wobec niej fair. To ona w tym trudnym dla niej okresie przyjęła ją z otwartymi ramionami, pomimo jej rezygnacji. Czuła się jak zdzira.
-Wejdź, pewnie zmarzłaś...zaraz zrobię herbaty- oderwała się od niej i wpuściła ja do mieszkania. -Widzisz Sara, ciocia wróciła -powiedziała entuzjastycznie, a młoda uśmiechnęła się i  zaczęła klaskać - Pójdę się tylko przebrać, Łukasz wstaw wodę - wydała polecenie i udała się na górę.
Roth zdjęła szal owinięty wokół jej szyi, i razem z płaszczem odwiesiła go na wieszak.
-Jednak zmieniłaś zdanie - odezwał się Piszczu.
-Tak już czasem bywa- westchnęła i spojrzała mu w oczy, ale zaraz tego pożałowała. Te jego piękne szaro-zielone tęczówki. Zaklęła w myślach.  Spuściła wzrok i zrobiła dwa kroki w stronę kuchni. Kiedy wymijała Piszczka, ten złapał ją za łokieć.
-Rita, porozmawiajmy.
-Już chyba nie mamy o czym. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie widzę sensu żeby drążyć ten temat w nieskończoność. Proszę Cię, zapomnij..
-A może ja nie chcę zapominać? - wypalil zanim ugryzł się w język. Brunetka osłupiała.
-Co ty mówisz? -spojrzała na niego, a jej głos zadrżał histerczynie. Chciała wyrwać się z jego uścisku, ale przed wcześnie mimowolnie sam puścił jej rękę. W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i pokręcił głową. Nie odwracając od niej wzroku wycofał się do ciemnego salonu. Dziewczyna kompletnie zmieszana, otrząsnęła się i poszła wstawić wodę. Opadła na krzesełko i zamknęła oczy. Miała dość dzisiejszego dnia. Jutrzejszego i kolejnych również.

***

Siedziała w parku i natarczywie stukała klawisze laptopa. Jutro mija termin oddania prac semestralnych, dlatego jak najszybciej chciała to skończyć. Jeszcze tylko podsumowanie i będzie w domu. Nagle podeszła do niej niewysoka postać, blondynka w czerwonej kurtce. Katja podniosła wzrok. Zamarła. Wiedziała, że w końcu nadejdzie dzień, w którym Madison ją dopadnie, ale nie wiedziała, że tak szybko.
-Madison..-wyszeptała ledwo słyszalnie.
-Dzień dobry Katja - uśmiechnęła się. - Mogę się dosiąść?
Nie odpowadając, zrobiła jej trochę miejsca na ławce. Przymknęła laptopa i spojrzała na nią. Dziwnie się czuła.
-Piękną mamy jesień w tym roku, nie sądzisz? -Madi rozejrzała się po złocisto-żółtym parku. Katja dalej siedziała w ciszy, pogrążona we wspomnieniach. -Dlaczego nic nie mówisz? - zapytała z troską.
-Przepraszam- powiedziała cicho.-Ja po prostu, jestem zaskoczona..-dodała nieco głośniej.
-Czym? Rita nie wspominała, że wróciłam?
-Może..
-Cała Rita, co? -zaśmiała się nisko. -Taka niepozorna, słodka Rita - na jej twarzy przemknął cień pogardy. Spojrzała na Schawrz i zlustrowała ją. -Świetnie wyglądasz, schudłaś? -nie odpowiedziała. Madison doskonale znała odpowiedź na to pytanie i całą historię. -No, tak. To chyba oczywiste...-prychnęła.- Cóż, nie będę Ci przeszkadzać...rób co masz robić-kiwnęła na laptopa spoczywjającego na jej kolanach. Wstała z miejsca i zwróciła się do dziewczyny. -Odwiedzę Cię kiedy indziej, albo ty wpadnij, zatrzymałam się u Rity -puściła jej oczko. -Do zobaczenia, Katja- uśmiechnęła się szeroko, po czym odwróciła na pięcie i odeszła w swoją stronę, okrytą spadającymi jesiennymi liścimi dróżką. Katja odprowadziła ją wzrokiem.  Kiedy odeszła poczuła ulgę. Pracę  miała skończyć dziś ale teraz  nie mogła się skupić. Schowała laptopa do torebki i czym prędzej pognała do domu. Patrzcie pod nogi... bo wśród jesiennych liści czasem można się potknąć.

***

Kuba, Moritz i Mario siedzieli w mieszkaniu Reusa. Nie mieli konkretnego celu spotkania, po prostu spędzali wspólnie leniwe popołudnie.
-Wiecie co przed chwilą sobie uświadomiłem? -zapytał najmłodszy.- Że minęło już 2 dni, a my jeszcze nie świętowaliśmy zwycięstwa.
-Przecież oblewaliśmy wczoraj, przedwczoraj zresztą też - odpowiedział Kuba.
-Takie oblewanie się nie liczy- oburzył się Mo. - Zróbmy melanż ! Co wy na to? - spojrzał na trójkę kolegów, którzy spojrzeli się po sobie i kiwnęli głowami.
-Trzy razy tak, dziękujemy-powiedział Marco. -Trzeba tylko ogarnąć miejscówkę, Mario- Gotze spojrzał na niego wymownie.
-Nie da rady, Katja w tej kwestii jest nieugięta...przykro mi.
-A ty Kubulek?
-Zapomnij! Za to co było by w moim mieszkaniu na drugi dzień, Agata by mi głowę urwała. A ty czego nie ?
-Bo to pomysł Moritza! Poza tym mam za małe mieszkanie..-wykręcał się jak tylko mógł tleniony.
-Nie zostawiajcie mnie z tym...-jęknął Leitner.- Jestem nieodpowiedzialny...może Lewy się zgodzi. Poza tym co się z nim w ogóle dzieje? Cały czas tylko "Nie mam czasu" ,"Jestem zajęty" -przedrzeźniał przyjaciela. -Zakochał się czy jak? - skrzywił się. Po chwili wszyscy wybuchnęli głośnym i nieopanowanym śmiechem.
-Dobre Moritz, hah...Lewy, haha..zakochał się...-próbował opanować się Reus.
-Tak wiem..to głupie..-podrapał się po głowie Moritz i też się zaśmiał.- Mniejsza z tym, pogadam z nim.
-Ok, ja zapytam się Piszcza. Już długo zbieram się na rozmowę z nim, przy okazji wspomnę o imprezie - rzucił Kuba.
Resztę dnia grali na konsoli, oglądali wiadomości sportowe i BVB World. Wytykali sobie wzajemnie wszystkie popełnione błędy w skrócie meczu z Bayernem.  Każdy z nich naśmiewał  się ze wszystkich niewykorzystanych sytuacji kolegów. W końcu od czego ma się przyjaciół?

______________________________________________________________________________
33 już za nami ;) Bardzo chciałybyśmy dodawać rozdziały częściej, ale nie jest to możliwe. Nie mamy czasu NA NIC, a jak już znajdziemy chwilkę to nie mamy weny... (Ostatnio zauważyłam, że cały czas marudzę, więc już się zamykam :D)
Mamy jeszcze jedną wielką prośbę. Tak patrzymy na te statystyki, patrzymy i stwierdzamy, iż bardzo nas satysfakcjonują. Aczkolwiek chciałybyśmy wiedzieć ile osób naprawdę czyta to opowiadanie. Jeśli nie jest to dla was problemem, prosimy o poinformowanie nas w komentarzu pod tym odcinkiem, chociażby króciutkim "Czytam".  To tylko i wyłącznie dla naszej informacji. Dziękujemy i do usłyszenia :)

poniedziałek, 14 października 2013

Odcinek 32: Rozmowa jest kluczem.

-Wreszcie!- krzyknęła Katja i wpuściła Ritę do mieszkania.-Twoje pięć minut jest stanowczo za długie.
-Przepraszam...sama jesteś? -brunetka rozjerzała się po mieszkaniu.
-Taa, chłopcy od rana na trenigu. Wujaszek strasznie się spina przed jutrzejszym meczem. -wyjaśniła blondynka. Rita spojrzała na nią pytająco. -Jutro gramy o Puchar Niemiec...u Piszczków nie było nic wspominane?- zdziwiła się.
-Nie pracuję już tam. -urwała krótko i zmieniła temat. - Chodź i lepiej usiądź.-złapała ją za rękę i pociągneła do kuchni. -Jak ci coś powiem to padniesz.
-Co się stało?
-Madison się stała. Wczoraj zjawiła się u mnie i jak gdyby nigdy nic oznajmiła mi, że zostaje.
-Madison?- wytrzeszczyła oczy. - Jak?
-Nie mam pojęcia skąd miała mój adres.- równiez usiadła. Zdjęła płaszczyk i szal.
-W sumie stać ją na takie rzeczy...ale czego ona od ciebie chce?
-A jak myślisz? Zemsty. Ona o czymś wie. Przyjechała tu po to, żeby zniszczyć mi życie. Kiedyś zabrałam jej coś ważnego, ale nie zwróce jej tego, choćbym nie wiem jak chciała, czasu nie cofnę-jej głos był lekko rozhisterowany.
-Rita? Co co Ty jej zabrałaś ?
-Narzeczonego i 15 tys euro. -zażenowana tym faktem podparła brodę. Schwarz nie wiedziała już w jaki sposób okazywać swoje zszokowanie.
-Okej -mruknęła próbując wszystko skleić w całość. - Czyli chcesz powiedzieć, że włamałaś się na jej konto...
-Nie, pieniądze mi pożyczyła. To nie ja byłam specjalistką od włamywania się na konta.- spojrzała na nią porozumiewawczo.
-A Bill? Miałaś z nim romans?
-Tak trochę... - podniosła wzrok i patrzyła w sufit tak, jakby był najbardziej fascynującą rzeczą na świecie. Katja uniosła brew i czekała na rozwiniecie wypowiedzi-...Dobra, tak ! To był romans. Ale to nie moja wina, że się im nie układało. To on się we mnie zakochał...
-To dlatego zerwali- blondi doznała olśnienia.
-Między innymi. To napewno Bill się wygadał. Kiedy zniknęłyśmy, pękł i powiedział jej o wszystkim. Muszę zdobyć do niego kontakt i z nim porozmawiać.
-Po co? Od nowa chcesz się w to pakować?
-Chcę tylko potwierdzić swoją wersję.- oznajmiła. Łyżeczką zaczęła przegarnywać ziarnka cukru w cukiernicy.
-Sporo ciekawych rzeczy się dziś dowiedziałam. - dała nacisk na drugie słowo. -Co zrobisz z Madi?
-Ja? Raczej my! Ty też w tym siedzisz, wczoraj się o Ciebie pytała.
-O kurka...czyli pamięta...
-Oczywiście, że tak. Kochała Cie bardziej niż mnie - puściła jej oczko.
-Kochała nie mnie, tylko mnie oczerniać. Kiedyś jej zdanie było dla mnie najważniejsze, a potem...
-Nie wracajmy do tego. Musimy skupić się na teraźniejszości. -skwitowała Rita. Obie spuściły wzrok pogrążając się we własnych myślach. W tle słychac było tykanie zegara. -Masz jeszcze swój podrabiany dowód?-wypaliła nagle brunetka.
-Wyrzuciłam go - wzruszyła ramionami. -Nie miałam pojęcia, że kiedykolwiek będe musiała wracać na stare śmieci- spojrzała na przyjaciółkę.
-Moim palnem była ucieczka z kraju, ale to się raczej nie uda - uśmiechnęła się słabo. Katja westchnęła.
-Może za bardzo dramatyzujemy? Madi była jaka była, może teraz się coś zmieniło...
-Wyraźnie powiedziała mi, że ze mną skończy ! Naprawdę wierzysz w jej przemianę ?
-Racja...-zrezygnowana oparła głowę o ścianę-...mamy przerąbane...

***

Cały Dortmund żył jutrzejszym meczem. Puchar Niemiec. Cel: Zniszczyć bawarczyków. Chłopcy trenowali dziś od samego rana. Muszą być w jak najlepszej formie. Kathrin siedziała na ławeczce i obserwowała  umiejętności zawodników z boku boiska. Wysoki brodaty mężczyzna w okularach podszedł do niej i przysiadł się.
-Cześć. Kim jesteś?- zapytał bezpośrednio trener.
-Dzień Dobry, przeraszam nie przedstawiłam się. Kathrin -uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła dłoń.
-Miło mi. Co tu robisz Kathrino, jeśli można spytać? - Klopp uścisnął delikatnie dłoń dziewczyny i odwzajemnił uśmiech.
-Patrzę na chłopaków, Marco uparł się, że dziś zabierze mnie na trening...jeśli nie można mi tu być to już znikam- zaczęła zbierać rzeczy.
-Nie skąd, oczywiście, że można. Tym bardziej, że jesteś kimś bliskim dla mojego zawodnika -puścił jej oczko, co onieśmieliło Kat. -Jesteś jego dziewczyną?-uśmiechnął się podejrzliwie i poruszył brwiami.
-Cóż..poznajemy się..-odpowiedziała niepewnie.
-Rozumiem- spojrzał na Reusa który truchtał gdzieś w oddali i uśmiechnął się pod nosem- Zwykle kojarzę znajomych chłopaków, czasem bywają na treningach. A Ciebie widze tu pierwszy raz- przyjrzał się jej ponownie.
-Jestem z Dusseldorfu, a Marco znam od nie dawna. Widujemy się w weekendy.
-Oo, czyli mam rozumieć, że zaszczycisz nas jutro swoją obecnością?
-Oczywiście - energicznie pokiwała głową.
-To świetnie - uśmiechnął się- To dla Marco bardzo ważny mecz, cieszę się, że może liczyć na twoje wsparcie. A teraz wybacz, ale muszę cię przeprosić...mój asystent mnie wzywa.-wstał i opuścił dziewczynę. Brunetka odprowadziła go wzrokiem, po czym przeniosła go na boisko. Ujrzała uradowanego Reusa, który jej pomachał. Dziweczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się słodko i puściła mu oczko. Ciekawe, czy ma wzgledem blondyna szczere zamiary..

***

Po morderczym treningu wykończeni zawodnicy wrócili do domów. Do swoich cieplutkich, przytulnych domków, bo nie dało opisać się radości jaka towarzyszyła im po powrocie z treningu. Lewy rzucił torbę w drzwiach i od razu pognał do Tatiany. Siedziała, a raczej leżała na kanapie z wyciągniętą zagipsowaną nogą oraz chrupkami serowymi i kubkiem zimnej już herbaty. W telewizji leciał niemiecki serial kryminalny.
-Cześć łamago-podszedł do niej i pocałował ją na przywitanie - Sama siedzisz?
-Jest piątek. Wiki i Alan wyszli gdzieś razem, a Berenika nie mogła słuchać już mojego marudzenia więc też się ulotniła -uśmiechnęła się krzywo. -Zostałam sama...znowu.
-Może to i lepiej, wiesz? Ta ruda mnie przeraża..-skrzywił się lekko. Bednarczyk parsknęła.
-Jak tam trening?
-Bez większych rewelacji. Jurgen trochę nas pomęczył i kazał regenerować siły. -spojrzał na nią. -Będziesz jutro?
-To raczej nie możliwe. Jeszcze nie opanowałam sztuki posługiwania się kulami, do tego mam trochę nauki.
-Jasne, rozumiem -westchnął. -Szkoda.
-Ale będe Cię oglądać w telewizji, obiecuję.
-No ja myślę - puścił jej oczko.
Chwilę potem rozbrzmiał dzwięk sms'a komórki Tatiany. Dziewczyna spojrzała w ekran i zrobiła mało zadowoloną minę.
-To Wiki. Właśnie wyszli z restauracji i jadą do domu, pytają się czy zamknęłam drzwi na zasówkę...
-Ee, czyli mam sobie iść.
-Nie mówiłam im jeszcze o nas...-urwała niepewnie.
"O nas? Że ona i ty...jako para? To nie w twoim stylu Robercie...To nie jesteś ty !"- szeptała podświadomość Lewandowskiego.
-Masz rację. Lepiej poczekać na ten odpowiedni moment- powiedział spontanicznie, nie zastanawiając się nad tym co mówi. Nie słuchał tego dziwnego głosu błąkającego się w jego głowie.
-Dokładnie, to będzie szok zwłaszcza dla Bereniki...Ona Cię kocha !.- Lewy parsnkął poraz kolejny dzisiejszego dnia.
-To znaczy, że...na chwilę obecną, się tak jakby ukrywamy? - posłał jej pytające spojrzenie.
Bednarczyk pokiwała głową odpowiadając mu bezgłośnie "Na to wygląda".
-Podniecające. - skwitował brunet. I znowu ta wymiana uśmiechów, na której lini błyskają iskry. Od niechcenia podniósł się z kanapy. Boże...gdyby Lisowska dowiedziała sie, że Robert Lewandowski siedział na ich kanapie spewnością spędzała by z nią wiecej czasu niż ze znajomymi. Nachylił się nad nią po raz ostatni tego wieczoru i ucałował delikatnie w czoło.
-Do zobaczenia- rzucił krótko a na jego twarzy przemknął cień uśmiechu. Obrócił się na pięcie i zmierzał do wyjścia.
-Powodzenia na boisku !- krzyknęła za nim kiedy zniknął za ścianką.

***

-Łukasz ! Musimy porozmawiać !- do kuchni wpadła wściekła jak osa Ewa. A może nie wściekła. Bardziej zdenerwowana.
"Boże, ona wie!" -pomyśł Piszczek i odsunął kolacje na bok. Wstał na baczność.
-Wszystko ci wyjaśnię...
-Ale tu nie ma co wyjaśniać! Potrzebujemy nowej opiekunki od zaraz !
-No..nie sądzę, żebyś chciała starą..-podrapał się po szyi.
Ewa spojrzała na niego zdziwiona. Piszczu spostrzegł, że małożonka dalej nieświadoma wydarzeń pod jej nieobecność.
-Eeem, kontunuuj Ewciu...
-Rita odeszła fakt, ale nie powiedziała, że nie wróci. Mniejsza z tym. Jeśli nie znajdziemy kogoś na jej zastępstwo, będę musiała zrezygnować z pracy. Oczywiście mogę to zrobić, ale...lubię ją. Nie chce rozstawać się z tymi ludźmi..
-Kochanie, nie musisz rezygnować z pracy. Nawet jeśli nikogo nie znajdziemy, są jeszcze żłobki.
-Wiesz co myślę o żłobkach..nie chcę żeby nasza córka się tam wychowywała.
-A byłaś tam choć raz? Przecież chodzi tam Oliwka i dzieciaki Roberta. I ani Kuba z Agatą, ani Robert nigdy nie wypowiedzieli złego słowa na ten temat.
-No nie wiem...
-Ale czego? Szczerze wolałbym zostawiać dziecko ze sprawdzoną opieką i w grupie, niż z obcą osobą i to w naszym mieszkaniu.-uśmiechnął się przekonywująco.
-Może masz rację - usiadła na krześle na przeciw. Łukasz wrócił do jedzenia kolacji.
-Ja mam zawsze rację, Żabciu - uśmiechnął się szeroko i posłał żonie buziaczka.

***

Rita zaparzyła sobie kubek ziółek na uspokojenie. Zaciągnęła się aromatem unoszącym się w postaci pary, i westchnęła ciężko. Usiadła na kanapie i włączyła TV. W wiadomościach mówili o jutrzejszym bardzo ważnym wydarzeniu. Posmutniała. Wiadomości-Borussia-Piszczek. Miałam dość. Wszędzie on. Zdesperowana wcisnęła czerwony guzik, przerywający farsę jej wspomnień. Otrząsnęła się. Nie umiała siedzieć bezczynnie i tracić czas. Wykorzystując to, że Madison nie było w domu, włączyła jej laptopa leżącego na stoliku. Szlag- hasło! No dawaj Rebecco kombinuj...Wpisała pierwszą kombinację - źle. Zaklęła w myślach. Może za drugim razem się jej poszczęśći? Tez nie. Cóż, do trzech razy sztuka. Tak dobrze zna, a raczej znała Madison, to musi być to. Z zaciśniętymi zebami wstukiwała kolejno litery i cyfry. JEST! Właśnie złamała jej hasło, choć to nie ona była od tego specem. Zaczęła przeszukiwać foldery, kontakty-wszystko co doprowadziło by ją do Billa. Znalazła jego dane osobowe,( w których znajdował sie oczywiście jego numer) w oddzielnym folderze. Dane Billa i paru innych ciekawych osób z przeszłości. Wyciągnęła telefon i zaczeła spisywać kontakt.
-Co robisz? -nagle za jej plecami nie wiadomo skąd wyrosła Madi.
Roth podskoczyła i gwałtownym ruchem zatrzasnęła jej laptopa.
-Przepreszam, musiałam szybko skorzystać z komputera, a twój był pod ręką..
-Złamałaś hasło?-przerwała jej. Brunetka głośno przełknęła ślinę. Madi widząc przrażenie w oczach dziewczyny uśmiechnęła się tryumfalnie. -Brawo! - zaczęła klaskać w dłonie i zaśmiała się. - Robię herbatę chcesz i ty? -zapytała kiedy znajdowała sie już w kuchni.
-Dziękuję, mam już- miała dosłownie chwilę aby wyjść z tego do czego się już dokopała. Na jej niekorzyść nie zdążyła zapisać numeru ex narzeczonego Madi. Spokojnie odsunęła komputer zdaleka od niej i oparła się o oparcie sofy. Blondzia dosiadła się do niej, ale na fotel obok aby cały czas miała z nią kontakt wzrokowy.
-W ogóle co to za święto jakieś? Wszędzie, dosłownie cały rynek czarno-żółty. To jakieś szaleństwo.
-Tutejszy klub gra jutro o Puchar Niemiec z Bayernem Monachium. -wyjaśniła.
-Ach no tak! "Wielki mecz"-zacytowała słowa jednego z transparentów. -Twój kochanek też zagra?
-O kim mówisz?-Roth nagle się rozbudziła.
-Nie udawaj głupiej, Rita - pochyliła się w jej stronę i zmrużyła oczy. - Myślisz, że się nie przygotowałam? Że nie wiem co wyprawiałaś kiedy mnie opuściłyście? -zapytała niskim tonem, co wprawiło brunetkę w osłupienie. Madison uśmiechnęła się kpiąco. - Romans z pracodawcą, hmmm...to takie całkiem w twoim stylu.
-Nie wiesz jak było!- wycedziła przez zęby.
-Doskonale wiem - była ironicznie miła.- Dlaczego cały dzień siedzisz w domu? Powinnaś przecież niańczyć dziecko, które było przykrywką dla twojego celu.
-Jesteś bezczelna!
-Nie mów tak skarbie. Jestem twoją przyjaciółką- cięty uśmieszek nawet przez chwilę nie schodził z jej twarzy. - Chcę dla ciebie jak najlepiej, dlatego odzyskasz dawną pracę. -puściła jej oczko.
-Nie możesz mi tego zrobić ! - dzielnie powstrzymywała się przed uwolnieniem łez gniotących  się w kącikach jej oczu. - Przepraszam Cię za wszystko -powiedziała ledwo słyszalnie.
-Nie przepraszaj. Przecież obie doskonale wiemy, że tego chcesz. Jutro jest mecz, za dużo radosnych nowinek jak na jeden dzień. -wywróciła oczami- Ale po jutrze stawisz się w ich mieszkaniu i oznajmisz, że wracasz.
-Nie zrobię tego!
-Jesteś pewna?-uniosła brwi- Ciekawe jaka będzie reakcja żony Piszczka, jak dowie się co niania i jej mężulek wyprawiali za jej plecami?  -nie dokońca radziła sobie z wypowiadaniem polskiego nazwiska. Spojrzała na rozżaloną brunetkę, po której policzku spłynęła łza. -Przemyśl to do jutra.-pogłaskała ją po ramieniu po czym wstała i z uszczypliwym zapachem kolejnego zwycięstwa, udała się do swojego pokoju.
Do nie dawna silna psychika panny Roth, właśnie została zmiażdzona przed czołg o nazwie "Madison". Wycieńczona zasnęła na kanapie, okryta jedynie cienkim kocem. Kto by przypuszczał, że jedna osoba może obrócić nasze życie o 180 stopni i wrócić nas do wykańczjącej przeszłości?

__________________________________________________________________
Z okazji dnia wolnego od szkoły (dnia nauczyciela) dla naszych wszystkich czytelników :)
Baaardzo przepraszamy za opóźnienia, ale pisanie tego rodziału to istny koszmar! Nie znoszę siebie za to co napisałam powyżej ! ZABIJCIE MNIE !Nic nie jest tak jak powinno...Znowu ogarnął mnie jakiś kompletny brak weny. W chwilach takich jak ta naprawde wolałabym nie pisac już wcale...
Wiem, wiem (dziewczyna na treningu= standard) a same pisałyśmy, że trzeba być oryginalnym...so close. Ale musiałam jakoś połączyć ten wątek ;)

Nie mamy pretensji do naszych piłkarzy. Mamy pretensje, do trenera. To boli. Pokazaliśmy z Danią, że umiemy grać. Pokazaliśmy z Czarnogórą, jak kreatywni możemy być w ataku. W piątek wyszliśmy ustawieniem defensywnym nie mając czego bronić. Nie rozumiemy i nie zrozumiemy..



czwartek, 26 września 2013

Odcinek 31: Wypadek-Przypadek.

Minął tydzień o powrotu naszych bohaterów do Dortmundu.
Rita dała Łukaszowi odpowiedź. Nie mogła wrócić do pracy, nie umiała patrzeć w oczy pracodawcy i jego żonie. Musiała jednak osobiście stawić się w mieszkaniu Piszczków i złożyć wymówienie. Powiedziała Ewie, że rezygnuje z powodu problemów rodzinnych i tej opcji trzymała się aż do dziś.
Robert nadaremnie próbował skontaktować się  z Tatianą. Wydzwaniał do niej, wysyłał wszelkeigo rodzaju wiadomości, a nawet kilka razy osobiście zawitał w jej mieszkaniu, ale zawsze zastawał w nim tylko jej współlokatorów.  Ponoć kiedy przychodził, akurat jej w tym czasie nie było w domu...ciekawe. Jeszcze podczas urlopu, od czasu rejsu, nie mógł za żadne skarby jej znaleźć.
Wakacyjna przygoda Marco, okazała się czymś nieco poważniejszym. Kathrine, bo tak miała na imię dziewczyna, spotykała się  z piłkarzem. Brunetka pochodziła z Dusseldorfu, toteż do Dortmundu nie miała daleko. Reus opowiedział Caroline co wydarzyło się na wyjeździe, oraz o swojej nowej sympatii. Ze względu na to ciągnięcie dalej intrygii wymyslonej przez Majkę nie miało sensu, dlatego podziękował jej najpiękniej jak tylko umiał i obiecał, że zawsze może na niego liczyć. Zdawał sobie sprawę, że może ją to zaboleć...ale świetnie udawała że wszytko w porządku. Bywa jednak tak, że czasami nie jesteśmy w stanie oszukiwać samych siebie...w końcu blondynki też mają uczcia.

***

Ten dzień Lewy spędzić miał ze swoim synem.  Matka Kajtka chciała sobie urządzić "dzień tylko dla siebie", więc podrzuciła małego wprost do mieszkania napasnika. Gdy wychodziła, zauważyła ją Tatiana. Bednarczyk obserwowała ją zza swoich drzwi. Kiedy panna znikła z zasięgu jej wzroku, wyszła z mieszkania. Podeszła bliżej schodów i wychyliła się najmocniej jak tylko mogła. Niestety za mocno. Chwilę później słychac było tylko przeraźliwy krzyk i echo odbijających się od podłoża różnych części ciała. Kiedy już wylądowała, przydzwoniła głową w kaloryfer. Nie dość, że bolała ją każda najmniejsza komórka jej organizmu, to jeszcze poczuła straszliwy ból przeszywający jej nogę od kostki aż po kolano. Przeklinała w myślach tą lalę, przez którą sobie to zrobiła. Przerażona zaczęła wołać o pomoc. Na jej nieszczęście w jej domu nikogo nie było.

*W mieszkaniu Roberta.
-Słyszeliście ten wrzask? -zapytał Mario.
-Nie, jaki wrzask?- zapytała Katja zajmująca się w tej chwili 3-latkiem.
-Jakby ktoś spadał ze schodów - cóż za dar przewidywania panie Gotze.
-Lepiej to sprawdźmy - powiedział Robert i razem z Mario wyszli na korytarz.
-Słyszy mnie ktoś? - warknęła tym razem wkurzona tą całą sytuacją brunetka.
Chłopcy obejrzeli się po sobie i zbiegli na ekskluzywne pół-piętro. Dziewczyna leżała podpierając się na łokciać i usiłowała podnieść nogę, sycząc przy tym z bólu.
-Boże, Tatiana !- Lewy podbiegł do niej pierwszy.- Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
-Świetnie się czuję, przed chwilą spadłam ze schodów -powiedziała sarkastycznie. -Myślisz, że jak się czuję, kołku?
-Dlaczego spadłaś ze schodów?- spojrzał na nią dziwnie.
-Wiesz, nudziło mi się.
-Zawieźmy ją do szpitala - wtrącił Gotze-Bredzi od rzeczy-. Nie mógł już słuchać tej bezsensownej wymiany zdań. -Możesz ruszać nogą? -przykucnął przy niej.
-Nie mogę, strasznie boli -skrzywiła się. W tym samym momencie Katja wyjrzała do nich z Kajtkiem na rękach. Dokładnie przyjrzała się dziewczynie. Znała tą twarz tylko nie mogła skojarzyć.
-Wszystko w porządku?- zapytała Schwarz.
-Nie do końca, musimy wykonać kurs do szpitala -Lewy podniósł się i żwawo skoczył do mieszkania po kluczyki do auta, podczas gdy Gotze pomagał Tatianie wstać. -Zostaniecie z małym ? To może trochę potrfać.
-Jasne, nie ma sprawy. Poradzimy sobie, co nie Kajtuś?- spojrzała na niego, a młody wtulił się w jej piersi.
-Dzięki- uśmiechnął się. -Tylko nie rozrabiaj- poczochrał synka po jego bujnej czuprynie.
-Udało się nam wstać, ale dalej sama nie pójdzie. -Gotze przytrzymywał Tatianę, która zawisiła ręke na jego szyi. Lewandowski podszedł do nich i zanim się zorientowała, trzymał ją na rękach.
-Pogieło Cię?
-Chcesz żyć ?
-W tym momencie wolałabym umrzeć.
-Udam, że tego nie słyszałem- powiedział Lewy i wyniósł ją z budynku.
Mario zabrał Katję i małego i wrócili do mieszkania.
-Znam tą dziewczynę. Kojarzę ją z wakacji, to kolezanka Rity.
-O, czyli kolejna z klanu Rita's team ?
-Czy ty nabijasz się z mojej przyjaciółki?
-Nie nabijam się, ale Katja, serio czy jest w tym kraju osoba której Rita nie zna?- zapytał zrezygnowany. Katja zrobiła zamyśloną minę. -No właśnie...
-Czepiasz się Gotze, jak zawsze. A teraz wybacz, musze uśpić małego.
-Nie!- powiedział stanowczo. -Ja to zrobię -dodał nieco milej. Było ciężko ale jakimś cudem oderwał go od swojej dziewczyny i z obrażonym na śmierć chłopcem poszedł na górę. Gotze nie mógł znieść tego, że "ten mały amant" zarywał do jego ukochanej. Zaczęło się już na urodzinach Sary i z każdym spotkaniem było coraz gorzej, zabawiał ją traktorami, prawił komplementy i tulił się do niej cały czas. Katja była nim totalnie zauroczona, ściskała go i całowała. Koniec tego dobrego.


Jechali w ciszy. To znaczy Lewy się odzywał, ale Tatiana niekoniecznie. Ciągle zadawał jej pytania, jednakże odpowiedzi nie uzyskiwał. Rozumiał, że może być wściekła, do tego ten dzisiejszy wypadek. Postanowił jej nie męczyć. Kiedy dojechali na miejsce, wysiadł z samochodu i wziął ją na ręce. Doniósł ją do wejścia szpitala, dalej na wózku zabrała ją pielęgniarka. Po dwóch godzinach spędzonych na korytarzu, zaczął się denerwować. W końcu lekarz wyszedł z sali.
-I co z nią?- Lewy podbiegł do lekarza.
-Pacjentka, zwichnęła kostkę. To nie jest nic poważnego, ale będzie  musiała nosić gips przez ok. miesiąc. -powiedział lekarz spokojnym głosem.  Pielęgniarka oddała Tatianę w ręce Roberta. - Tylko proszę się nią dobrze zajmować -lekarz puścił napastnikowi oczko. Lewy uśmiechnął się lekko, a Tatiana wywróciła teatralnie oczami. Było ciemno i późno a Lewy nie ukrywał, że trochę mu się śpieszy. Wsiedli do auta i zapieli pasy.
-No to miesiąc masz z głowy - zaczął. Dziewczyna odkręciła twarz i patrzyła w okno. -Jak coś, to mogę ci pomagać, odwiedzać cię...
-Nie, dzięki -burknęła.
-Dobra. Wiem, że jestes na mnie wściekła i mnie nienawidzisz, i wiem też o tym, że byłaś u mnie w pokoju hotelowym w przedostatnią noc w Kulungsborn. -Tatiana nie patrzyła już w okno, spuściła wzrok na swoje nogi.
-Skąd to wiesz?
-Kuba Cię widział - "no tak, Kuba" pomyślała. -Chcę żebyś wiedziała, że żałuję. Kiedy tylko doweidziałem się, że przyszłaś mnie przeprosić, byłem gotów wyskoczyć z tego głupiego statku i znaleźć się na brzegu obok Ciebie.
-Nie przyszłam Cię wtedy przepraszać...-powiedziała i podniosła wzrok. -Przyszłam Ci powiedzieć o swoich uczuciach...a ty jak zwykle wszystko spieprzyłeś.
-O jakich uczuciach mówisz?
-Czy to ważne? Spójrzmy prawdzie w oczy, Lewy. Gdyby nie przyjaciel, nawet nie wiedziałbyś, że byłam wtedy w hotelu. Nie dowiedział byś sie i pewnie dalej zachowyał byś się jak idiota i wszystko by było po staremu, co nie? Czego tak naprawdę żałujesz? Tego co robisz, czy tego, że Cię przyłapałam? Nawet nie wiesz jak czasami żałuję, że cie poznałam. Wtedy nie musiałabym znosić tego co przeżywam widząc Cię z każdą inną panienką. Oczywiście mogłabym powiedzieć prawdę, te dwa słowa które są silniejsze ode mnie, ale co to zmienia?
-Dużo- wypalił brunet, po czym przyciągnął ją do siebie i pocałował czule. Nie mogła mu się oprzeć. Chciała to przerwać, ale nie była w stanie. To było silniejsze od niej. Gdy na chwilę się od niego oderwała, odważyła się.
-Kocham Cię- powiedziała ponownie wpijając się w ciepłe wargi piłkarza.

***

Nastał wieczór. Przemierzając kolejne kilometry, silnik jej samochodu poczuł głód. Staneła na stacji benzynowej. Zatankowała szybko i wstąpiła do sklepu. Zgubiła się. Zgubiła się  w tym małym zupełnie obcym jej mieście. Przeszła obok półek z gazetami i biorąc jedną z nich w dłoń podeszła do kasy. Facet pracujący tam wydawał się bardzo sympatyczny.
-Płaci pani 4.20 - powiedział zachrypniętym głosem. Blondynka wyciągnęła z czerwonej torebki skórzany portfel i zaczęła go przeszukiwać.
-Prosze bardzo - położyła na blat wyznaczoną sumę. - Przepraszam, wie pan może jak dojechać  do centrum? Padła mi nawigacja i chyba się zgubiłam.
Sprzedawca zaczął powoli i wyraźnie tłumaczyć jej jak dojechać do celu. W pewnym momecie dziewczyna przestała go słuchać. Wyglądając przez okno, dojrzała znajomą twarz. Przez moment ją zatkało.
-...za rondem jedzie pani cały czas prosto...-kontynuował sprzedawca.
-Dziękuję, dalej już sobie poradzę. Miłej nocy.  - uśmiechnęła się z wdzięcznością i odeszła szybko, aby nie zgubić starej znajomej, która właśnie wsiadała do auta.
-A gazeta?! -krzyknął za nią mężczyzna zza lady, ale zamknęła za sobą drzwi.
Pędząc niczym wiatr wsiadła w swój samochód i pomału ruszyła za czarnym BMW.
Kiedy dojechały już na miejsce, zaparkowała kilka metrów dalej. Brunetka wysiadła z samochodu i ruszyła w kierunku domku jendorodzinnego. Był jednopiętrowy, ale bogato rozbudowany. W oknach odbijało się światło, co oznaczało, że domowniczka weszła już do domu.
-Ustawiłaś się kochana- zadrwiła blondynka.
Jeszcze chwilę siedziała w aucie. Dała jej czas, aby przygotowała się  przed niemałym zdziwieniem. Kiedy zgasło światło w przedpokoju, a zapliło sie jak przypuszła w salonie, wyszła z samochodu.  Szła z uśmiechem pełnym satysfakcji. Miała ochote śmiać się w głos, ale musiała się opanować. Zadzwoniła do drzwi. Kiedy się otworzyły, właścicielka mieszkania stanęła jak wryta. Dopiero po chwili była w stanie coś powiedzieć, a serce momentalnie jej przyśpieszyło.
- Madison?- wydukała dziewczyna.
-Cześć Rita- uśmiechnęła się szyderczo. - Kope lat.
-Co ty....?
-tutaj robię? -dokończyła za nią.- Odwiedzam starych znajomych- zmierzyła ją wzrokiem. - Śliczna jak zawsze. Nie wpuścisz mnie?- uniosła prawą brew w górę.
Nawet jeśli by jej nie wpuściła, sama by weszła.  Nie miała dziś ochoty na żadne awantury.
-Muszę przyznać, że nieźle się urządziłaś - stwierdziła przechadzając się po salonie. -Chociaż może za dużo beżu, jak na jedno pomieszczenie...
-Po co przyjechałaś?
-Już mówiłam.
-Nie wierzę Ci. Nie wierzę, że przyjechałaś sprawdzić jak się czuję. W ogóle jak mnie tu znalazłaś?
-To ty znalazłaś mnie, tylk,o że o tym nie wiedziałaś. No i proszę...Jestem -rozłozyła ręce prezentując się. - Masz u mnie dług, Rebecco.
-Nie nazywaj mnie tak !- warknęła. Madison zaśmiała się.
-I pomysleć, że kiedyś tylko nią chciałaś być...
-Przysięgam Ci, że spłace dług jak najszybciej, co do grosza,  tylko błagam Cię, odpuść.
-Nie tak szybko, Skarbie. Nie chcę twoich pieniędzy- podeszła do niej i odgarnęła jej włosy.
-Więc czego chcesz ?
-Zabawy- pogładziła ją po policzku i odeszła. -Pamiętasz jak świetnie razem się bawiłyśmy? A co tam u Katji? Nadal się tak nazywa ?
Rita w odpowiedzi pokręciła głową. Patrzyła na nią jakby chciała ją poćwiartować. Madi to wyczuła, co dawało  jej jeszcze większą satysfakcję.
-Jestem wykończona tą podróżą. Prześpie się dziś u Ciebie.
-Żartujesz? - zapytała, o mało co nie krztusząc się powietrzem. Blondynka pokręciła przeczącą głową.
-Chyba nie chcesz, żebym o tak późnej porze włóczyła się po motelach - spojrzała na nią z miną niewiniątka -To gdzie jest mój pokój?
Rita odkręciła się do niej plecami. Nie zwracając na nią uwagi, poszła w przeciwnym kierunku. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Czas zemsty nadszedł.

*** 

-Kogo to widzą moje piękne oczy. -zadrwił biznesmen.
-Witaj kochanie. - podeszła do niego zmysłowym krokiem i pocałowała krótko, aczkolwiek namiętnie.
-Myślałem, że te cholerne wakacje nigdy się nie skończą...-był chłodny jak jesienny wieczór-...Wszyscy szczęśliwie dotarli do domu?- dał nacisk na słowo "wszyscy". Miał na myśli swoją córkę.
-Oczywiście, mówiłam, że Cię nie zawiodę...-uśmiechnęła się zadziornie -Wszystko idzie według planu.
-Właśnie, obiecałaś mi ze wyjawisz swój plan po powrocie do miasta.
-Och, skarbie. Nie bądź taki niecierpliwy - jej usta zarysowały kształt kaczego dzioba.-Nie zdradzę Ci go dopóki nie będę miała stuprocentowej pewności, że wypali. Jak narazie wszystko idzie po mojej myśli. Wystarczy mi tylko umiejętność manipulacji - poprawiła mu kołnierz. Mężczyzna spojrzał na nią zniecierpliwionym i zdenerwowanym wzrokiem. - Zaufaj mi. Czy kiedy kolwiek Cię zawiodłam? - posłała mu przesłodzone spojrzenie.
-Tak. O mało co to wszystko nie padło. Narobiliśmy sobie wtedy długów, które spłacamy do dziś...
-Shhhhh- przyłożyła mu palec do ust. -Nie o taką odpowiedź mi chodziło-zaśmiała się. -Ale teraz Ci to wszystko wynagrodzę. Zobaczysz. Jeszcze będziesz ze mnie dumny. - wypowiedziawszy to puściła mu oczko. Odkręciła się na pięcie i pokierowała w stronę sypialni. -Idziesz? - spojrzała na niego kusząco.
-Mam dużo pracy. -powiedział stanowczo. -Dobranoc. -uśmiechnął się sztywno i przeszedł do swojego gabinetu. Dociskając za sobą drzwi, zamknął je na zasówkę. Nawet najbardziej pożądni ludzie mogą mieć tą mroczną stronę. Ostrożnie, bo nigdy nie macie pewności z kim macie do czynienia...

_______________________________________________________________________

Rozdział wymęczony, ale jest ;) Oto Madi:


BTW, to my tak zeszłyśmy na psy, że nikt już nie czyta tego bloga i nikt nam nawet nie powiedział ? Laski, co się z Wami dzieje ? ;)




czwartek, 12 września 2013

Odcinek 30: Rejs po morzu życia.

-Ileż można czekać aż odbierzesz?! - ryknął rozmówca kiedy nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Przepraszam, miałam telefon w torebce, nie słyszałam go – odpowiedziała nie dając się zastraszyć.
-Tym razem Ci odpuszcze, ale następnym razem mogę nie być taki łaskawy. Co z moją córką? Nic jej nie jest?
-Spokojnie. Mam ją cały czas na oku.
-Ach tak? W takim razie mój lokalizator chyba szwankuje...Jak możesz być 500m od niej i wiedzieć co robi?!
-Oh, nie bądź taki drobiazgowy, nie jest ze mną, ale panuję nad sytuacją, nie denerwuj się. A tak w ogóle, to mam dla Ciebie niespodziankę kochanie.
-Jaką? - zapytał jakby bez zainteresowania, nadal wściekły, że dziewczyna nie wykonuje należycie swojego zadania.
-Jest tu ktoś, kto może pomóc nam rozwiązać wszystkie nasze problemy, wywindować nas na sam szczyt, rozumiesz ? - mówiła tajemniczo- muszę tylko nad tym popracować.
-O czym ty mówisz?
-Wszystkiego dowiesz się jak wrócę, kotku. Narazie musisz uzbroić się w cierpliwość. - Grała dalej wiedząc doskonale, że ma przewagę.
-Nie mam zamiaru bawić się z Tobą w kotka i myszkę ! Znajdź moją córkę !
Po tych słowach w słuchawce usłyszała tylko przerywany sygnał. Przyłożyła telefon do piersi i przygryzając wargę przeniosła swe zamglone spojrzenie gdzieś na linię horyzontu. 

***


Fale skąpane w blasku zachodzącego słońca delikatnie wymywały piasek spod stóp spacerującego Łukasza. Pół godziny temu wyrwał się z hotelu, który miał być jego schronieniem przed problemami, w którym miał spędzić cudowny czas z rodziną i przyjaciółmi. No właśnie, miał. Niestety nie stało się tak, a jego problemy podążały za nim jak cień, przypominając mu na każdym kroku o swoim istnieniu. Bił się z myślami. Musiał przecież w końcu zrobić ten krok i porozmawiać z Ritą. Nie bez powodu los zaprowadził ich oboje do małego Kuhlungsborn. Szedł tak kierując się w stronę pola namiotowego, zastanawiając się nad tym, co jej powie, kiedy nagle zauważył przed sobą dym. Ruszył sprintem przed siebie. Kiedy dotarł na miejsce ujrzał dwóch rosłych mężczyzn, wysokich, szerokich w barach z wydziaranymi trupimi czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami na przedramionach. Obydwaj ogoleni na łyso, obydwaj ubrani w obcisłe, białe koszulki i jeansy, które bynajmniej nie miały takiego kroju. Piszczu był niemalże pewien, że to ultrasi jakiegoś klubu z północy, albo co gorsza Bayernu Monachium ale patrzyli na niego jak na debila. Nie poznali go, więc raczej nie interesują się sportem. Chyba ma szczęście.

-Przepraszam, myślałem, że coś się pali – powiedział niepewnie bacznie obserwując każdy ruch olbrzymów.
-No jasne, że się pali, grill nie widać? -zadrwił jeden z nich.
-No tak.- Piszczu podrapał sie po głowie. Zrobiło mu sie głupio.
-Ej, ty jesteś Łukasz Piszczek ! - nagle obydwaj dostali olśnienia. Piszczu uśmiechnął się tylko. To dobrze, czy źle ?
- Stary, to Łuksz Piszczek . Sorki, że tak naskoczyłem...głupio mi.
-Nie ma sprawy, jeśli komuś ma być tu głupio to tylko mnie...wypoczywacie sobie, he? - Strach chyba mu przeszedł, więc zaczął rozmawiać normalnie.
-Taa, trzeba korzystać z życia, co nie? - zaśmiał się jeden, ten mniej inteligentny.
-Może przysiądziesz się do nas? Jeśli masz oczywiście ochotę?
-Bardzo chętnie, ale niestety muszę iść. Za chwilę odpływa mój statek.- zakreślił cudzysłów. Chłopaki obejrzeli się po sobie.
-Nieważne, w każdym razie muszę lecieć. Trzymajcie się. -odkręcił sie na piecie, a w drzwiach domku oddalonego o kilka metrów ujrzał tę, której imienia nie chciał wymawiać. Stanął zmieszany. No dalej Piszczu, teraz albo nigdy. W tym samym czasie Rita zbiegła ze schodów, złapała go za rękę i zaciągnęła go za budynek.
-Łukasz?! Co ty tu robisz ?! Nie powinieneś tu przychodzić.
-Uwierz, to zwykły przypadek. Rita, co sie z tobą działo przez te dni?
-Wyniosłam się od ciebie, poszłam na imprezę i przyjechałam tutaj. Chciałam zapomnieć, ale...
-... To zbyt trudne. -dokonczył za nią- Rita...Nie chce teraz gadać od rzeczy, chcę cie tylko przeprosić, bo tylko na tyle mnie stać. (*WŁĄCZ*)
Dziewczyna spojrzała mu głeboko w oczy.
-Ja tez cię przepraszam, to moja wina...
-Nie prawda! -zblizył sie do niej, ale ona się odsuneła, wyczuł to i sam zrobił dwa kroki w tył.
- oboje jestesmy sobie winni. Nie chciałem zeby tak wyszło.
-Ja też nie...Łukasz zapomnijmy o tym – wypaliła nagle. Piszczek przez moment zastanawiał się czy dobrze usłyszał. Ulżyło mu.
-Tak bedzie najrozsądniej- przytaknął- ale nie rzucisz pracy, prawda? - spojrzał błagalnie.
-Nie wiem czy będzie mnie na to stać... kiedy wrócę do domu, dam ci odpowiedź.
-Oby była właściwa -westchnął ciężko- do zobaczenia w Dortmundzie – uśmiechnął się lekko, odwrócił się na pięcie i skierował się w strone hotelu, z którego jakiś czas temu uciekł. Niania odprowadziła go wzrokiem. Nie obejrzał się. Myśl o tym sprawiła, że jej oczy zaszły łzami. Dortmund może jest Miastem Sukcesu, ale widocznie nie wszyscy mogą go doświadczyć. Niektórzy, powinni przełknąć porażkę i docenić to, co już mają, bo niedługo mogą stracić wszystko.

***

Luksusowy statek wycieczkowy czekał już w porcie na swoich pasażerów. Trzeba przyznać, że robił wrażenie. Biały olbrzym, mimo swoich gabarytów, unosił się na wodzie jakby ważył mniej niż piórko. Przyjemny kobiecy głos oznajmił przez radiowęzeł, ze za chwilę wypłyną w morze. Cała ekipa i kilku innych bardzo bagatych wczasowiczów składnie weszło przez molo na pokład, po czym zajęli swoje miejsca. Wyprany z emocji Kuba usiadł obok uradowanego Lewego.
-Co jest Kubulek? -zapytał Robert, bo dostrzegł zmęczenie na twarzy przyjaciela.
-Ehhh, nic...Oliwii w środku nocy spaceru się zachciało...-przetarł swoje oczy i ziewnął. - Łukasz coś mówił? -zaptał. Lewy zastanawiał sie przez chwilę czy mówić Kubie czy nie. Na zdrowy rozsądek, Błaszczu weźmie to do siebie bo jest człowiekiem uczuciowym . Jego żona raczej zauważy, że Kubę cos dręczy i prędzej czy później dowie się co. A jesli Agata sie dowie, to raczej nie bedzie ukrywała tego przed swoja przyjaciółką i kaplica. Państwo Błaszczykowscy nie uznają czegoś takiego jak zdrada. Oboje twierdzą, że jeśli się kogoś kocha to nie ma miejsca na takie rzeczy. Słusznie.
-Nie, jest strasznie uparty. Rozmowa z nim to jak grochem o scianę...
-...wiem, wiem cały Piszczek, ale w końcu pęknie. A co ty taki szczęśliwy? Wyspałeś się?
-Nie bardzo...-Napastnik uśmiechnął sie tajemniczo.
-Rozumiem - zaśmiał się i spojrzał na niego znacząco. Rozejrzał sie dookoła i dostrzegł zgrabna brunetkę u boku Reusa.
-Kto to jest? Nowa zdobycz Marco?
-Tak, ta z klubu.
-Chyba ją wczoraj widziałem, na naszym piętrze...-zaczął Błaszczykowski, a dziewczyna odkręciła się twarzą do nich -...a nie,  pomyliłem  się.
-Ktoś kręcił się po naszym piętrze?
-Tak, jakaś dziewczyna, znacznie młodsza od niej - wskazał na towarzyszkę blondyna.
-Przecież mówiliśmy w recepcji wyraźnie, że nie życzymy sobie dziennikarzy.
-To nie była dzinnikarka, nie miała aparatu ani nawet notesu...nie wyglądała na dziennikarkę, nie w takim stroju...
-To zwykły kamuflaż..
-Więc dlaczego, kiedy na mnie wpadła, nie zadawała pytań tylko uciekła?  -Robert w odpowiedzi wykrzywił usta  i wzruszył ramionami. - Do tego płakała, była zdruzgotana, roztrzęsiona...
-Jak wyglądała, i o której to mniej więcej było?
-A co? Chcesz ją znaleźć i udzielić wsparcia duchowego?
-Może...
-Szatynka, długie włosy , raczej jasna cera szczupła, koloru oczu nie pamiętam bo sie rozmazała...
-Stop. -powiedział cicho aczkolwiek stanowczo.
-Co?
-Zatrzymaj ten statek !-krzyknął nieco głośniej.
-Niby jak? Kapitan się wkurzy...
-Nie obchodzi mnie to! Muszę zawrócić, natychmiast ! -  podniósł się i wydarł na kapitana S-kadry. Kuba patrzył na niego jak na wariata, w sumie cały pokład patrzył. Robert zorietował sie, ze jest w centrum uwagi. Usiadł spowrotem na miejsce i przterał swą twarz.
-Wszystko w porządku?- zapytał niepewnie Błaszczu.
-Nie...-powiedział cicho. Nerwowo trząsł nogą.
-Mogę pogadać z kapitanem, ale niczego nie obiecuję...
-Nie, to nie ma sensu...zapomnij. -spojrzał na  niego i wymusił lekki uśmiech. Odpuścił, ale gdyby mógł to pewnie wskoczyłby do szalupy i sam wiosłował do brzegu, byleby tylko spotkać się z tą dziewczyną i wszystko wyjaśnić. Czuł się podle. Przyszła go przeprosić za swoje zachowanie, a on.. zrobił to co zwykle. Czas zastanowić się nad sobą, Robercie.

***

Zielony jak murawa Leitner opierał się o barierkę i powstrzymywał się co jakis czas. Choroba morska dała o sobie znać. Chociaż czasem nie dawał sobie z tym rady. Kiedy myślał, że juz jest dobrze i wracał do kumpli, znowu ciągneło go na wymioty.
-Mo! Co ty tak cały czas przy tej burcie? - Gotze podszedł do niego i klepnął go w plecy, tak, że mu się ulało -Uuuu, nieciekawie.
Leitner wytarł twarz i spojrzał na niego wzrokiem bazyliszka.
-Naprawdę? Co ty nie powiesz. - znudzony opadł na ławeczkę obok.
-Czemu nie mówłeś, że masz chorobę morską?
-Bo nie wiedziałem ! Nigdy do tej pory nic podobnego mi się nie przytrafiło...
-Może zjadłeś coś nieświeżego? Te krewetki nie wyglądały najlepiej..
-Krewetki? - Moritz znowu zzieleniał. Kiedy usłyszał to słowo,  ponownie wychylił się za burtę.
-Ooo stary. -Mario odwrócił się w drugą stronę, bo nie mógl na to wszystko patrzeć. -Mam pomysł, może zawracajmy już? Ściemnia się pomału...
-Przecież zachód słońca na statku to idealny obraz dla zakochanych - wywrócił oczami Mo.
-Z brzegu też można go podziwiać. -Gotze puścił mu oczko. -Chodź, jeśli taki kluczowy zawodnik jak ty ma stracić formę przez romantyzm, to lepiej nie ryzykować. - wziął go pod ramię i sprowadził na dół...


________________________________________________________________________

A Wy Kochane jak spędzacie piątek 13 ? My Mamy nadzieję, że nic nieprzyjemnego Was nie spotkało ;) Oddajemy Waszej ocenie odcinek nr 30. Czekamy na informację zwrotną, piszcze co Wam sie podoba, co Was wkurza i wszystkie inne uwagi, hejty też bierzemy na klatę :) Pozdrawiamy !

+małe zmiany w zakładce BOHATEROWIE :) Zapraszamy !