sobota, 23 lutego 2013

Odcinek 11: Sąsiadka

Pięknego lutowego dnia Kuba zabrał Oliwkę na spacer. Śnieg topniał, a na dworze było coraz cieplej. Błaszczykowski wreszcie mógł spędzić trochę czasu z córką, pogadać od serca, wytłumaczyć kilka spraw, przeanalizować zachowanie swoje i jej. Był z niej dumny. Kiedyś wzywano go do żłobka co najmniej 2-3 razy w tygodniu, a teraz zdarza się to średnio raz w miesiącu. Młoda trochę zmarzła, więc zmierzali w kierunku domu. Pech chciał, że po drodze wpadli na dziennikarzy, którzy uparli się na wywiad. Kuba był uradowany, bo zdarzyło mu się to pierwszy raz, odkąd jest piłkarzem BVB. Co więcej, bardzo mu się to podobało. Stał dobre 15 minut i z niesamowitym entuzjazmem odpowiadał na bezsensowne pytania. Dziewczynka była cierpliwa, ale ile może stać bezczynnie 2letnie dziecko? W końcu zaczęła się nudzić i chciała iść do domu, więc postanowiła przerwać tą pogadankę. Lekko szarpała za spodnie ojca. Kuba spojrzał w dół.
-Tato, tato siusiu- powiedziała nieśmiało zawstydzona blondyneczka. Wszystkie kamery skierowane były na nią. Kuba kucnął i szepnął do niej ściszonym głosem.
-No co ty Oliwia, lej w pampersa- machnął ręką i puścił jej oczko, po czym wrócił do dziennikarzy. Próba zaciągnięcia ojca do domu nie powiodła się. Czas na plan B.
Agata akurat w tym momencie włączyła telewizor. Wywiad z jej mężem na żywo w parku. Już wiadomo dlaczego ich tak długo nie ma, tylko gdzie jest Oliwka?
Mała kręciła się wśród dziennikarzy, między ławkami i gdzieś w piaskownicy, aż w końcu dorwała jakiegoś kota. Wszystko obejmowała kamera. Dziewczynka bawiła się z kotkiem w ganianego, berka, chowanego albo „urwij mi ogon”. Wyobraźcie sobie dwulatkę ciągnącą za sobą za ogon kota, który zapierał się wszystkimi łapami i wydawał z siebie dzikie wrzaski, a na piasku zastawały tylko ślady jego wbitych pazurów.
-Uważam, że to nie ma najmniejszego wpływu na...Oliwia puśćże tego kota!!... na to, co robimy- kontynuował Błaszczu.
-No dobrze, to w takim razie ostatnie pytanie. Jak radzi sobie pan jednocześnie z treningami, meczami, żoną i wychowywaniem córki ?- zapytał nieco rozbawiony dziennikarz. Kuba wziął małą na ręce.
-Wspaniale. Nie widać ?- uśmiechnął się. Nie przewidział tego, że Oliwka akurat w tym momencie będzie wypluwać sierść tego nieszczęsnego zwierzęcia. Wszystko w obecności kamer. Agata z przerażeniem wpatrywała się w 50-calowy ekran.
Zmieszany pomocnik chciał szybko skierować rozmowę na inne tory.
-No to powiedz córciu panom, czego cię tatuś ostatnio nauczył ?
- Cholelne piśmaki – wysepleniła dziewczynka.
- Nie nie kochanie, to drugie – szepnął do niej i uśmiechnął się sztucznie.
- Banda kletynów ?- posłała mu pytające spojrzenie.
-He he, zupełnie nie wiem skąd ona zna takie określenia- Kuba mruknął pod nosem, po czym uśmiechnął się szeroko do otaczających go ludzi, podziękował i ulotnił się z parku czym prędzej.


Około pół godziny później byli już w domu. Dzień pełen wrażeń, nie ma co.
-I jak tam na spacerze? - Agata zaczęła rozbierać córcię z kurtki.
-Genialnie, pogadaliśmy sobie, Oliwia miała mały incydent z kotem.
-O mój boże! … Zjadła go ?- dodała już ciszej.
- Nie, no nie , ale mało brakowało.
- W sumie szkoda, mielibyśmy obiad z głowy…
-Jeszcze ci dziennikarze. Mam nadzieję, że nigdzie tego nie puszczą.
-Już puścili - Agata parsknęła.
-Co? Jak? Gdzie? Nie mów, że to było na żywo - spojrzał na nią błagalnie.
-No było, ale całkiem dobrze wypadliście - zapewniała męża.
-Yhymm - spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem.
-Słuchaj jutro tez posiedzisz z małą. Wybieram się do Ewki do salonu zobaczyć jak sobie radzi i może zmienię fryzurę. -poprawiła włosy.
-Jutro mam trening.
-Spokojnie, dostosuję się do Ciebie kochanie -uśmiechnęła się uroczo.
Kuba głośno westchnął. Miał nadzieję, że do końca dnia nie wydarzy się nic, co mogłoby dobić jego i tak zrujnowaną reputację.

***

Katja wprowadziła się już do Mario. No prawie. Problemem była garderoba. Ubrania, buty i jeszcze raz buty dziewczyny sprawiały niecodzienny kłopot. Kiedy Gotze proponował ukochanej wspólne mieszkanie nie wiedział, że wprowadzi się do niego 30 par szpilek, 15 par sandałów, 17 par klapków i wiele innych różnych różności. Oprowadził Katję po całym domu. Powiedział jej, czego może dotykać, a czego nie. W końcu dotarli do sypialni. Dziewczyna otworzyła szafę, w której było pełno męskich ubrań.
-Coś mało miejsca masz w tej szafie - zażartowała- ale spokojnie upchniemy to jakoś-wskazała na cztery ledwo domykające się walizki.
-Upchniemy? Nie ma szans, żeby to zmieściło się w mojej szafie. Katja, to nie realne.
-To co został mi tylko ten wieszak ? - spojrzała na samotny przedmiot wiszący na haku.
-Uuuu.. Nie dostaniesz go - powiedział cicho i uciekał gdzieś wzrokiem. Zdjął wieszak i.. przytulił go do siebie.
-W takim razie gdzie ja mam trzymać wszystkie moje rzeczy ?- zapytała rozbawiona. Trzymał ten wieszak tak, jakby okazywał mu więcej czułości niż ona.
-Nie wiem- podrapał się po głowie i rozejrzał jeszcze raz po pokoju.
-Mario?!
-Kochanie, nie denerwuj się, dobrze? Coś pomyśle, ale nie dziś- podszedł do niej i czule pocałował ją w czoło - połóż się, odpocznij a ja zrobię coś na kolację, co ty na to?
Katja kiwnęła głową. Zapowiadał się ciekawy początek w nowym mieszkaniu...bez szafy.

***

Gabrielle umówiła się z Moritzem na randkę. Trzeba przyznać, że poradził sobie wczoraj. Przed spotkaniem z dziewczyną od rana chodził zdenerwowany. Dla niej nie było to nic wielkiego. Kolejna randka z kolejnym "chłopaczkiem". Mimo to chciała wyglądać jak najlepiej. Już o 7 obudziła Lewego i wygoniła go do sklepu po jakieś normalne picie. Twierdziła, że od czegoś takiego co on pije, będzie gruba i zażyczyła sobie wodę, ostateczne sok pomarańczowy. Niechętnie zwlukł się z łóżka ale nic nie mówił. I tak miał wstać wcześniej pobiegać. Ubrał się ciepło i wyszedł. Do sklepu miał niecałe 15 min. Idealna trasa na poranny jogging. Wszedł do sklepu, prześledził półki, jest! Woda mineralna, a dokładniej jej ostatnia butelka. Już wyciągał po nią rękę, ale w tym momencie napotkał drugą dłoń, którą bynajmniej nie należała do niego. Ich ręce się zetknęły, ich oczy się spotkały, a w powietrzu unosił się zapach świeżo pieczonych porannych bułeczek. Dziewczyna parsknęła gdy zobaczyła kogo spotkała. Żadne z nich nie cofnęło ręki.
-O nie nie, mój drogi ! Ja wstaje o godzinie, o której zazwyczaj nie wstaje, wychodzę na to zimno, kręcę się po tej dziwnej okolicy, pytając się o drogę moim łamanym niemieckim jakiś podejrzanych ludzi, dwa razy o mało co nie gine na przejściu, łamie obcas tylko dlatego, że moim genialnym współlokatorkom zachciewa się ostatniej w tym sklepie butelki wody mineralnej- złapała oddech - I ty jeszcze masz czelność sięgać po nią w tym samym czasie co ja? - zapytała wzburzona, po czym zaczęła wyśmiewać się histerycznie. To była ona. To jedna z tych dziewczyn, które wprowadziły się obok Roberta. To dokładnie ta sama, na którą wpadł na schodach. Coś tam jeszcze mówiła wymachując przy tym rękoma ale jej nie słuchał, bo się zamyślił.
-Naprawdę bardzo ciekawa historia, ale wybacz, modelka w potrzebie - przerwał jej i przywłaszczył sobie napój.
-Modelka? Trzeba było bardziej zadbać o swoją dziewczynę i pójść jej do sklepu wczoraj- odebrała mu pożądany obiekt.
-Ona nie jest moją dziewczyną. To tylko znajoma. Przyjechała tu robić jakieś zdjęcia...w ogóle dlaczego ja ci się tłumacze? Oddawaj tą wodę ! -wyrwał jej z rąk zdobycz.
-Chyba śnisz!- zaczeli szarpać się niczym dzieci walczące o łopatkę w piasku. Lewy był już bliski triumfu, gdy poczuł silny cios w głowę.
-Oddaj jej że tą wodę ! Tak się zachowują dżentelmeni ? -nieznajoma starsza pani przyglądała się tej sytuacji i potraktowała Lewandowskiego torebką. Miała rację. Tak się kobiet nie traktuje.
-Ale ja byłem pierwszy!- zaczął tłumaczyć się jakby popełnił jakieś przestępstwo. Tatiana, bo tak miała na imię dziewczyna, którą zauroczył się pan Lewandowski uciekła przy pierwszej okazji, oczywiście nie z pustymi rękami. Winner! Była Polką i wiedziała z kim ma do czynienia. Wiedziała też, że facet szybko biega. Mimo to nie wzdychała jakoś na widok piłkarzy. Znała niektórych z widzenia, ale nie obchodziło jej gdzie grają, ile zarabiają, jak żyją, czy mają partnerki czy są singlami. Miała to po prostu gdzieś. Nie interesowała się piłką nożną ani żadnym innym sportem. Umysł ścisły. Lewy rozprawiał się jeszcze chwilę ze starszą panią, aż ta w końcu poszczuła go parasolką. Po co jej parasolka w zimie? I jeszcze ta wielka i ciężka torba, która oberwał Robert. Co w niej było ? Cegły ? Poza tym, skąd w tej małej, lekko podstarzałej istocie tyle siły? Wyszedł ze sklepu ze sokiem. Gabi kręciła się po domu w samym ręczniku i robiła milion rzeczy na raz. Wszedł do mieszkania i pomachał jej kartonem przed nosem.
-Dlaczego sok? - skrzywiła się.
-Bo nie woda.
-Okej - wzruszyła ramionami- a Ty lepiej telefon noś przy sobie, bo ktoś się już ze dwadzieścia razy do Ciebie dobijał.
-Kto ?
-Nie wiem, nie sprawdzałam - poprawiła spadający ręcznik, wyminęła go i poszła do siebie.
Robert dopadł swój telefon. Faktycznie, miał 20 połączeń.. od Moritza. Zaraz do niego oddzwonił.
-No siema, co jest ?
-Robert ! Stary co się z tobą dzieje? Od rana próbuję się dodzwonić.
-U mnie wszystko w porządku. Byłem w sklepie i zapomniałem telefonu. A u ciebie wszystko dobrze?
-Nie. Jest źle. Bardzo źle. Strasznie się denerwuję przed spotkaniem z Gabrielle. Ciągle się pocę i trzęse jak galareta.
-Spokojnie, przecież wtedy u Romana świetnie sobie poradziłeś -uspokajał go.
-Byłem wypity i jakoś poszło. Nie wiem co mam robić. Chyba to odwołam.
-Nie ! Nie możesz jej tego zrobić. Ona się załamie! - skłamał.
-A jak ty to sobie wyobrażasz ? Pójdę tam, palnę jakąś głupotę i jeszcze bardziej się przed nią zbłaźnię ! To bez sensu.
-Mam pewien plan.
-Jaki?
-Odpręż się, wyluzuj, pomyśl o czymś miłym, a resztę zostaw mnie.
-Pamiętaj Lewy .Ufam Ci. - wyznał mu i rozłączył się.

Ciąg dalszy nastąpi... 

______________________________________________________________

Oto rodzinka państwa Błaszczykowskich:




Zapraszamy do polubienia naszej strony na fb :

zdjęcia, zapowiedzi, nowinki...

poniedziałek, 18 lutego 2013

Odcinek 10: Bonjour Mademoiselle

Minął tydzień.
Gabrielle tak jak obiecała zawitała w Dortmundzie. Już wcześniej zadzwoniła do Roberta i umówiła się z nim, że pomieszka u niego na czas sesji. Jeszcze nie wiedziała co zaplanowali dla niej chłopcy z BVB. Oczywiście nic na siłę. Zaspany otworzył drzwi. Było około trzynastej.
-Hej hej - uśmiechnęła się promienie francuzka.
-Cześć mała -ziewnął i wpuścił ją do mieszkania. Kiedy już weszła pocałowała go na  przywitanie w policzek.
-Co ty taki rozebrany?- zdziwił ją widok Lewandowskiego, który nawet spodni nie założył. Stał w samych bokserkach, ale nie robiło to większego wrażenia na Gabi. Znała go nie od dziś. - Eh, nie ważne. Kupe lat Robercie. Zmieniłeś się.
-Ty też, wypiękniałaś- uśmiechnął się szeroko- Jak podróż?
-Męcząca- westchnęła -straszne korki!
-W samolocie?
-No tak, lot się przedłużał. Niby jak to wytłumaczysz? - rozłożyła ręce. Gabrielle jakby to określić, nigdy nie była specjalnie inteligentna. Dla niej liczyła się w życiu głównie uroda. Daj jej Boże. Gdyby nie była ładna i zgrabna, prawdopodobnie nie miałaby teraz pracy.
-Nie mam pojęcia - pokręcił tylko głową. Uznał, że nie było sensu tłumaczyć jej, że na wysokści nie ma autostrady.
-To gdzie jest mój pokój? -zaczeła rozglądać się po mieszkaniu.
-Na górze, chodź za mną- wtargał jej walizki po schodach i poszedł z nią do wyznaczonego pokoju- No, to jak coś, to będę u siebie.
-Okej- pokiwała głową. Miała wysoki i trochę piskliwy głos. Na codzień dało się do niego przyzwyczaić, ale kiedy się denerwowała wyła jak zardzewiały czajnik.
W przygotowanym pokoju było czyściutko. Lewy na pewno sam tego nie sprzątał. Facet który, nie potrafi utrzymać porządku w klubowej szafce na pewno nie utrzymał by porządku w całym mieszkaniu. Serwis sprzątający? Możliwe. A raczej młode praktykantki. Robert zszedł na dół i od razu wykonał telefon do Leitnera.
-Słucham? - odebrał lekko wkurzony Moritz.
-Heja. Co ty taki ... zły ?
-Nic, przegrywam w Fifę - powiedział załamanym głosem.
-Robert, Robert, daj mi Roberta!- do telefonu dorwał się Reus. -Robert , strzeliłem hat-trick'a i to sobą- głos Marco załamał się, prawdopodobnie ze wzruszenia.
-To dobrze, bardzo się cieszę - pogratulował mu Lewy.
-Uparł się, że gra Borussią- dodał Moritz, kiedy tylko spowrotem odzyskał telefon - Nie ma to jak przegrywać ze zdesperowanym singlem.
-Jak Ci powiem kto przyjechał to ci się humorek poprawi -zapewniał go brunet.
-Gabrielle? Jest tu teraz w Dortmundzie? U Ciebie?
-Tak, to kiedy przychodzisz?
-Eh, stary nie dam teraz rady - powiedział ściszonym głosem, chociaż to nie było konieczne bo Marco krzyczał, śpiewał  i tańczył na kanapie kiedy prowadził 4:0 - Sam rozumiesz, wyciągam blondi z dołka.
-To co ja teraz mam z nią zrobić ?
-Dziś Roman robi tą imprezę imieninową. Weź ją ze sobą.
-Okej, tylko ubierz się jakoś...ładnie. Gabrielle to klasa sama w sobie, rozumiesz?
-Zawsze ładnie się ubieram - powiedział wzburzony.
-Yhym. Namów tego no-life'a żeby przyszedł - miał na myśli Reusa.
Z Marco niby już było lepiej, ale wychodził tylko na treningi, a po treningu od razu do domu. Nawet do sklepu nie zachodził. A nie przepraszam, zachodził do monopolowego po jakiś browar. Nic nie jadł, bo nie miał czasu. Tracił formę. Chłopaki uznali, że nie może tak dalej być i odwiedzali przyjaciela dostarczając mu żywność. Zdrową żywność, a nie chipsy sprzed miesiąca. Pomału wyrabiał mu się  mięsień piwny. Robert zaprosił Gabrielle na imprezę u Weidenfellera. Zgodziła się zanim dokończył zdanie. Już do końca dnia nic nie robiła tylko wybierała sukienkę i ogólnie przygotowywała się na wieczór.

 ***

Rita zaklimatyzowała się u Piszczków. Ewa w spokoju mogła pracować i nie martwić się o Sarę. Jednak gdy Łukasz miał wolne wolała być w domu razem z nimi. Cały dzień myślała o tym, co dzieje się w ich domowym zaciszu . Do głowy przychodziły jej rozmaite myśli. Raz mogła z nią pogadać o wszystkim a raz miała ochotę przywalić jej krzesłem. Jurgen dał Piszczkowi trochę wolnego z powodu tego bolącego biodra. Szkoda chłopaka. W każdym bądź razie siedział w domu...i Rita też tam była. Młoda brunetka postanowiła ugotować coś pysznego na obiad. Pomyślała, że Ewce będzie miło, bo na pewno wróci zmęczona z pracy. Pomimo tego, że pani Piszczek grzecznie zabroniła jej zbliżania się kuchni, ta postawiła na swoim.
-Uuuu, co tak pachnie ? - Piszczek przyleciał do kuchni "z jęzorem na brodzie".
-Pomyślałam sobie, że dziś ja coś ugotuję. Ewka na pewno będzie zmęczona.- Łukasz uśmiechnął się. Myślał, że się zaprzyjaźniły, ale był w błędzie. Tego nie można było nazwać nawet koleżeństwem.
-Zajrzysz do Sary? Chciała ci coś pokazać.
-Oczywiście już idę - zdjęła fartuszek kuchenny który należał do pani domu. Podała mu łyżkę -Zamieszasz? -uśmiechnęła się słodko. Nie miał wyboru. Banan nie schodził mu z buźki. No tak, przecież Ritka jest taka cudowna i roześmiana i ogólnie ideał. A jaka miła do tego. Mieszał w tym garnku w przeciwną stronę. Powinien mieszać w prawo, a mieszał w lewo. Zepsuł cały sos do krewetek. Przez niego będzie nie taki jaki powinien być.
Sara pochłonięta rysunkiem nie zwracała uwagi na nic. Tylko ona i biała kartka. No dalej mała, pokaż wszystkim co czujesz. Rita siedziała po turecku na dywanie i przyglądała się dziewczynce lekko się przy tym uśmiechając. Łukasz stanął w progu i oparł się o ścianę. W pokoju było duszno, a przynajmniej mogło mu się tak wydawać. Postanowił uchylić okno. I to jak najszybciej. Chcąc ominąć Ritę dużym krokiem, stanął na klocka. Poczuł ogromny ból .Zbyt szybko cofnął nogę. W efekcie wylądował na niej. Cóż za  zbliżenie. Ewka wróciła do domu wcześniej, ponieważ dziś było wyjątkowo mało klientów. Weszła do pokoju i zastała ich w takiej właśnie sytuacji. Chwilowo zaniemówiła. Dopiero po chwili otrząsnęła się.
-Hej, wróciłam - wydusiła z siebie.
-Ewcia ! - Łukasz wstał szybko nie zwracając uwagi na Ritę. Podbiegł do żony i pocałował ją czule. - Jak w pracy ? Co tak wcześnie? -co za wcześnie Piszczuś?
-Tak, mały ruch dziś. Wszystko w porządku, a wy co dziś robiliście? -kucnęła obok córeczki, a mała wtuliła się w nią.
-Nic takiego -Łukasz podrapał się nerwowo po głowie. Rita podniosła się i dodała.
-Ugotowałam obiad. Zaraz podam - uśmiechnęła się. Chyba się zawstydziła. Tyle starań aby wypaść przed Ewką jak najlepiej i wszystko na marne. Piszczek zdziwiła się kiedy brunetka powiedziała jej, że urzędowała w jej kuchni. Przecież jasno dała jej do zrozumienia, że to nie jest konieczne.
Jedli w ciszy. Do końca dnia atmosfera była napięta. Jakie szczęście, że dziś te imieniny. Ewa wykręciła się pod pretekstem złego samopoczucia i poprosiła męża aby ten przeprosił bramkarza za jej nieobecność. Rita mogła w spokoju iść do domu. Po mimo tego co zaszło między nią a Łukaszem miała tupet zapytać się Ewki czy w czymś jej nie pomóc. Podziękowała jej. Gdyby zostały sam na sam nic dobrego by z tego nie wyszło. Łukasz się zmył, Rita na szczęście też. Sara spała. Została sama. Nie miała ochoty patrzeć dziś na żadne z nich.
***

Impreza z Borussen. Wiadomo, nie trzeba chyba tego opisywać. Przyszli prawie wszyscy zaproszeni. Nawet Reus się skusił. Wcale nie trzeba było wyciągać go siłą. To pewnie przez tą wygraną w fifie. Stał w towarzystwie Roberta, Gabi, Kuby, Agaty i Piszcza.
-Gdzie jest Moritz? -Lewy zerknął na Kubę. Kuba zrobił duże oczy i wzruszył ramionami.
-Gdzie jest Ewka? - rzuciła w stronę Łukasza Agata.
-Źle się poczuła i wolała zostać w domu.
-Szkoda, miałam się z nią umówię na wizytę. No nic, zdzwonimy się.
-Sieemanoo- znalazła się zguba. Leitner podszedł no nich lekko wstawiony. Lewy kiwnął głową i dał mu do zrozumienia, że chce porozmawiać z nim na stronie. Odeszli kawałek.
-Ona- pokazał palcem na Gabrielle.
-Woow, na żywo jeszcze ładniejsza- Moritz zrobił oczy jak 5 złotych.
-Zapoznać was ?
-Nie spoko, dam sobie rade - puścił mu oczko.
-Nie schrzań tego !
-Spokojnie Robercik, co się przejmujesz ?
-Bo to nie ty będziesz wysłuchiwał jej jęczenia i marudzenia przez najbliższe 3 dni jak coś nie wyjdzie.
Pomocnik kiwnął głową. Był gotowy do ataku. Podszedł, zagadał. Gadali troche dłużej... I ciągle gadali. Wszystko szło jak narazie po ich myśli...


______________________________________________________________

Do tego odcinka dodajemy zdjęcie Gabi:


a tu macie dwóch singli, z czego jeden zdesperowany :)

 
Czekamy na Wasze opinie, bo zastanawiamy się nad zawieszeniem tego bloga..

https://www.facebook.com/ModaNaDortmund


sobota, 16 lutego 2013

Odcinek 9: Niania

Na kandydatkę na opiekunkę dla małej Sary nie trzeba było długo czekać. Spokój i harmonię w domu Piszczków zakłócił telefon Łukasza. Na wielkim ekranie wyświetlił się "Nieznany".
-To znowu ci cholerni paparazzi-mruknął Piszczek- Hallo?
-Dzień dobry. Dzwonię w sprawie ogłoszenia. Poszukujecie Państwo opiekunki dla dziecka. Czy jest to nadal aktualne ?-odezwała się lekkim i dźwięcznym głosem nieznajoma.
-Tak.
-W takim razie jestem zainteresowana. Mogłabym się z Państwem spotkać? -zapytała z nadzieją w głosie.
-Oczywiście.
-To świetnie.- uśmiechnęła się do słuchawki- Rozumiem, że mam przyjść pod podany adres?
-Owszem - Piszczek uwielbiał trzymać ludzi w niepewności. Odpowiadał krótko i bez rozwinięcia wypowiedzi, co irytowało jego znajomych i rodzinę.
- O której Państwu pasuje?
-Może 19? Będziemy wtedy z małżonką w domu.
-Dziękuje bardzo i do zobaczenia - pożegnała go ciepło i rozłączyła się. Piszczu wsunął telefon do kieszeni i poleciał do żony.
-Żabciu, zgadnij kto przed chwilą do mnie dzwonił - wyszczerzył zęby.
-Mamusia?
-Nie, podpowiem Ci, że to raczej pozytywna postać, która być może odmieni nasze życie.
-Łukasz, nie jestem najlepsza w zgadywaniu. Możesz to pominąć i powiedzieć mi z kim przed chwilką rozmawiałeś ?- zapytała znużona pani Piszczek. Ona naprawdę była cienka w zgadywanki.
-Jakaś babka w sprawie ogłoszenia. Mówiła, że jest zainteresowana. Wpadnie do nas o 19, na razie tylko na rozmowę.
-Naprawdę? To świetnie ! -Ewa podeszła i zawiesiła ręce na szyi ślubnego. Łukasz objął ją w pasie.
-Zaraz, zaraz- Piszczu podrapał się po głowie - a co jeśli ona chce tą prace tylko ze względu na mnie, światowej klasy, nieziemsko przystojnego piłkarza Mistrza Niemiec?- zaczął sam siebie komplementować. Ewka parsknęła. Niesamowicie słodką scenkę w korytarzu przerwał kolejny telefon.
-O ! widzisz? widzisz? Ta sława mnie wykończy - teatralnie wywrócił oczami i przetarł czoło.
-No, rzeczywiście - spojrzała na niego ze współczuciem. Wysunęła komórkę z kieszeni Łukasza i odebrała. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo Lewy zaczął nawijać jak najęty.
- Piszczu wbijaj, fajne foczki wprowadziły się obok mnie, zaprosiłem je na kawę.
-Cześć Robciu. Łukasz jest dziś zajęty, więc foczki muszą poczekać.
- Ewka?! ... słuchaj ( hghgrhrg) jestem...( hhhghhrrr) w tunelu ... (hhhhghrhr) coś  (hhhhghrhr) przerywa  (hhhhghrhr) nie słyszę Cię... Halo !  (hhhhghrhr) Ewka ! -brunetka usłyszała tylko przerwany sygnał. Wspięła się na palce i cmoknęła męża w nos.
-Przebierz Sarę w tą niebieską sukieneczkę. Ma sprawiać wrażenie czystego, ładnie pachnącego aniołka.
Łukasz kiwnął głową, wziął córeczkę na ręce i poszedł z nią na górę.

***

Tymczasem u Roberta...
- Do kogo by tu zadzwonić - Lewandowski obracał w rękach telefon.
-Ten zajęty...tego nie lubię...ten nie lubi mnie...ten ma żonę ... - po dłuższej chwili krzyknął radośnie - Reusik!- nie zwlekał ani minuty dłużej. Po paru sygnałach usłyszał zachrypnięty głos Marco.
- Słucham ?- odezwał się zapity blondyn.
- Marco, poznałem niezłe foczki, przyjdą na kawę. Wbijaj do mnie .
- Wie pan , aktualnie jestem zajęty . Może innym razem .
- Reus co ty pierdzielisz?! Dawaj wbijaj..
- Zważając na okoliczności, w których się znalazłem jestem zmuszony rozpatrzeć twoją ofertę negatywnie .
- Ale takie laski, mowie ci .
-Sorry Robercik, mam kaca . - rozłączył się i poszedł dalej spać.
Reus ostro wczoraj "zabalował" . Ma depresję więc musiał utopić smutki w kieliszku wódki. Kieliszku, który zamienił się w całą butelkę. Imprezki z Polonią pokazały właśnie swoją dobrą stronę.
- Nigdy więcej żadnych dziewczyn, żadnych Carolin, żadnych rybek ani wszystkiego co pływa, oddycha i ogólnie funkcjonuje, żadnych Wilhelmów ! - postanowił.- Straciłem dziewczynę, którą kochałem, bo zabiła mojego przyjaciela , moje kochane zwierzątko, moją rybcie ! Nigdy jej tego nie wybaczę !
Bywało tak, że Marco czasem przeginał z ilością spożytego alkoholu, ale pił żeby zapomnieć. Małymi kroczkami wychodził na prostą. Nie przywiązywał się szybko do ludzi czy rzeczy. Wiedział jedno. Nie może być sam.

Robert stwierdził,że odpuści sobie to spotkanie. Zastanawiało go co się dzieje u wszystkich tych, którzy dziś nie mają dla niego czasu. Wiadomo, każdy ma swoje sprawy, problemy ale żeby olewać misia? To nie do pomyślenia. Wybrał się sam na spacer, by przemyśleć pare spraw i zastanowić się nad sensem życia. Gdy schodził po schodach wpadł na piękną dziewczynę, która od razu mu się spodobała.
-Przepraszam - zawstydziła się gdy zobaczyła na kogo wpadła, po czym uciekła na górę. Nawet nie chciało mu się za nią biec. Odprowadził ją tylko wzrokiem.  Zdołowany ruszył przed siebie. Kopał każdy mały, nawet najmniejszy kamyczek, który stał mu na drodze. Przysiadł na ławce w parku i karmił kaczki jakimś starym skruszonym ciastkiem, które znalazł w kieszeni kurtki. Te same kaczki, które prześladowały Mario. Chciał się wyciszyć, jednak te wredne stworzenia gdakały jak opętane. Jakby chciały mu coś powiedzieć. Czyżby to ciastko przeżyło swoją datę ważności? Nie ważne. Przed oczami widział obraz dziewczyny. Uśmiechnął się mimowolnie. Chciał ją poznać, zbliżyć się chociażby tylko dlatego, żeby dowiedzieć się jak ma na imię.

***

Dzwonek Piszczków rozbrzmiał  równo o godzinie 19.
-Ja otworzę ! - krzyknął Łukasz i prędziutko podszedł do drzwi. Kiedy je otworzył stanął jak wryty.
-Hej- uśmiechnęła się zalotnie.
-Rita? Hej, co tam słuchać?- zapytał milutko Piszczek.
-Jak widzisz szukam pracy i mam nadzieję, że dziś ją znajdę. -posłała mu namiętne spojrzenie. Łukasz głośno przełknął ślinę. Ewka zeszła na dół trzymając małą Sarę na rękach.
-O już Pani jee...- przerwała. Przyjrzała jej się jeszcze raz. Tak ! To ona. To ta panienka od jubilera. Od razu ją poznała. Wydawało się, że już o tym zapomniała, i że nie było zdarzenia, ale nie, ona musiała pojawić się znowu.
-Coś nie tak, Żabciu ? - zapytał Łukasz, nie odrywając wzroku od Rity.
-Nie...chyba -stwierdziła oschle.
-Kochanie, to jest Rita.
-Wiem kim ona jest - Ewka starała się ukryć swoje zdenerwowanie.
-Doprawdy?-wtrąciła Rita- Nigdy Pani wcześniej nie spotkałam. Może widziała mnie Pani kiedyś na ulicy, w sklepie...
-Albo u jubilera- dodała złośliwie pani domu.
-Możliwe, Dortmund jest mały.
-Oh, tak. Mniejszy niż się Pani wydaje.
Nastała chwila ciszy, niezręcznej ciszy. Ewa myślała, że wybuchnie i wydrapie oczy tej, co podrywała Łukasza za jej plecami. Łukasz oczywiście nie wyczuł żadnego napięcia miedzy nimi dwiema. No bo kiedy? Cały czas gapił się na brunetkę. A ona ? Stała w drzwiach i czekała aż małżeństwo wpuści ją do domu.
-Może wejdziemy do środka ?- zaproponował Piszczek i utorował jej przejście. Weszła do mieszkania, ocierając się przy tym o piłkarza. Aż mu dreszczyk po pleckach przeszedł. Gestem zaprosił ją do salonu. Mała Sara zsunęła się z rąk mamy i podreptała za tatusiem do pokoju. Ewka stała jeszcze chwilę w korytarzu. Zacisnęła pięści i starała się opanować emocje. Przygotowywała się na starcie z Ritką.
-Nie idziesz kochanie ?- zza ściany wyłonił się Łukasz. Ewka ocknęła się i szybko ruszyła w stronę męża.
Siedzieli przy herbacie i rozmawiali o tym, jak to miałoby mniej więcej wyglądać. Rita opowiedziała historie swojego życia i jaki to ona ma dobry kontakt z dziećmi. Sara na początku chowała się za rodziców, ale później coraz śmielej podchodziła do nowej "cioci". Znosiła jej wszystkie zabawki, a raz nawet zaprosiła ją do zabawy. Ustalili, że Rita będzie zajmować się młodą przez tydzień na okres próbny, za darmo. Ewka cieszyła się, że małej spodobała się nowa niania. W kwestii dziecka mogła jej zaufać, ale nie w kwestii Łukasza. Nie teraz...
___________________________________________________________________

 a oto i bohaterowie dzisiejszego odcinka ;) tylko Ewka się gdzieś zgubiła.

Prosimy o Wasze komentarze, bo nawet nie mamy pewności czy podobają Wam się nasze wypociny... :)

Zapraszamy do polubienia naszej strony na fb :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Odcinek 8: Wyznanie + ogłoszenie

Piszczkowie postanowili poszukać opieki do dziecka. Z racji tego, że Ewa miała dosyć bezczynnego siedzenia w domu, a miała na swoim koncie praktyki fryzjersko-kosmetyczne, planowała rozpocząć pracę w pobliskim salonie piękności. Łukasz był temu przeciwny, ale to w końcu nie on siedzi całe dnie w domu. Faceci.
-Mówię Ci kochanie, dajmy ogłoszenie do gazety- nalegała Ewka.
-Nie, nikt nie czyta tego shitu, lepsze będą te drukowane. Porozwiesza się w okolicy.
-Dobra wszystko jedno, po prostu to załatw- wydała rozkaz, który Łukasz szybko wykonał.
W ogłoszeniu podkreślił, że potrzebują opieki od zaraz.

***

Robert leciał do Kuby w podskokach. Czyżby rozmowa się udała? Tak, tak. Ten uśmiech mówił wszystko. Po wejściu do domu od razu powędrował do kuchni, w której zastał panią Błaszczykowską.
-Cześć Agata- z flirciarskim uśmieszkiem oparł się o szafkę kuchenną i przeczesał swoje włosy.
-Cześć Robert -uśmiechnęła się szeroko i pomachała mu nożem.
-Kuba jest?
-Tak, w pokoju, bawił się z małą.
Już miał do nich iść ale poczuł, że coś go gryzie w łydkę.
-Ałłłłłłłł, Oliwka !- odkręcił się i spojrzał w dół. Widać było ten charakterystyczny diabelski uśmieszek na twarzy dziewczynki. Napastnik usiłował strzepnąć ją z nogi.
-Co się tu dzieje ? - zapytał Kuba- Oliwia, ile razy ci powtarzałem, że nie wolno gryźć naszych gości ?
- No właśnie, takie łydki nie robią się same... A nic, tak sobie z Agatką rozmawiamy- puścił jej zalotnie oczko. Gospodyni zarżała jak nastolatka.
-Yhym- mruknął podejrzliwie Jakub - jakie wieści ? -dodał po chwili.
-A więc muszę Ci mój przyjacielu powiedzieć, że odbyłem rozmowę ojca z synem...
-I...?- ponaglał go Kuba.
-I to było genialne. W życiu się tak nie czułem. To było coś. Rozpierała mnie duma. To był przełomowy moment w moim życiu, pociły mi się dłonie...
-Robert ! Konkret, Stary.
-O Tak! a więc, wszystko wyjaśnił. On nie traktuje jej poważnie. To tylko chwila słabości. Zachował się jak nieodpowiedzialny dzieciak.
-Taa, nie mam pojęcia po kim to odziedziczył, zupełnie nie wiem. Czyli co? Nie mam się czego obawiać? -zapytał z ulgą.
-No nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku -uśmiechnął się znacząco.

***

Umówili się na 21. Gotze spacerował po parku juz od 18. Nie wiedział czy dobrze robi, nie wiedział co ma ze sobą zrobić, nie wiedział, czy to wszystko ma sens. Obraz roześmianej dziewczyny u boku zabawiającego ją blondyna stawał mu przed oczami średnio co 27 sekund(w chwilach oczekiwania na ukochaną mniej więcej co 5). Był o nią zazdrosny, chociaż nawet nie byli razem. Kiedy przechodził obok jeziorka poczuł, że jest obserwowany... przez stado kaczek. Wszystkie miały miny jakby obiecał im autograf. I nagle pojawiła się ona. Podeszła do niego od tyłu i zasłoniła mu oczy.

-Hej- szepnęła mu do ucha.
-Kto zgasił światło ??!! Dlaczego nic nie widzę
??!! - zaczął wydzierać się chłopak wyciągając przed siebie ręce jakby musiał od tej pory poruszać się po omacku.
-Przepraszam - przygryzła dolną wargę - przestraszyłam Cię ?
-Oo Katja, eee... nie.. po prostu... nie spodziewałem się tu Ciebie.
-Przecież byliśmy umówieni...- powiedziała zdezorientowana.
-Ah, tak..

Nastała chwila niezręcznej ciszy, w której oboje patrzyli na swoje buty. Gotze znowu przypomniał sobie widok Katji u boku Reus'a. Serca waliło mu jak oszalałe.

-Przemyślałam sobie wszystko...
-Ah tak ?! Coż takiego, Katjo ? (czytaj z ironią)
-Doszłam do wniosku, że na prawdę się zakochałam..
- Cholerny Blondas... Szlag by trafił tą jego idealnie ułożoną grzyweczkę i śnieżnobiały uśmiech- mamrotał pod nosem Mario. W tym momencie zaczął w myślach zabijać go na milion sposobów.
-Że co blondas ? z resztą... nie ważne. Chciałam Ci powiedzieć, że...
- Wiedziałem, że nadejdzie ta chwila.. ja byłem pewien, jak Cię pierwszy raz zobaczył nie nadążał łykać śliny, a potem ta impreza, jak patrzył na Ciebie to praktycznie nie mrugał...
- O co ci chodzi ? czy ty możesz przestać mi przerywać ?! - wrzasnęła.
- Przepraszam, ja tylko...
-oooo zamknij sie i słuchaj co mówię ! aghrrr... - odetchnęła dając upust emocjom i spojrzała wymownie w niebo. Gotze zrobił tylko wielkie oczy, ale nie śmiał się odezwać - Kocham Cię idioto - ujęła jego twarz w dłonie - Chcę z Tobą zamieszkać, o nikim i niczym innym nie myślę, jak o Tobie. Całe dnie. Rozumiesz? 24 na dobę, 7 dni w tygodniu. Chcę być z Tobą, spędzać z Tobą każdą wolną chwilę, pić z Tobą rano kawę, a wieczorem obżerać się popcornem albo...
-Na prawdę ? Ty ze mną ? Nie z Reusem ? jesteś pewna ? na prawdę Katja ? Chcesz ze mną mieszkać ? Kochasz mnie ? Nie Reusa ?
- No... co ? kogo ? Reusa ? co ? ale.. co ? co ci przyszło do głowy ? ... cooooooooo ?
- Bo myślałem.. Ty i Marco... na ostatniej imprezie..
- Zwariowałeś ? o czym ty mówisz..

Ale nie zdążyła dokończyć bo Mario zamknął jej usta długim i gorącym pocałunkiem.

- Ja też Cię kocham. Na prawdę... - posłał jej jeden na najbardziej uroczych uśmiechów jakie miał w swoim arsenale i cmoknął ją w czoło. Objął ją ramieniem i mocno przytulił do siebie. Ujął jej dłoń w jego własną i tak ruszyli ku mieszkaniu blondynki.
- A wiesz, że już się nawet spakowałam ? - zapytała z uśmiechem Katja.
- Tak ? to świetnie, czyli jutro po treningu będziemy mogli przewieźć Twoje rzeczy - powiedział z uśmiechem pomocnik BVB.
- Kierowca jest umówiony na 15 - rzuciła mu nie odwracając głowy i przyśpieszyła kroku.
Mario przystanął na chwilę i uśmiechnął się pod nosem. Zaskoczyła go, ale wiedział, że to nie pierwszy i nie ostatni raz. Co z tego. Był szczęśliwy. 

____________________________________________________________________

Dzięki Wam kochane za te 4 tys wyświetleń. To nas na prawdę motywuje do działania. Dzięki również za komentarze, chociaż mogłoby być ich więcej :)  Mamy właśnie ferie, więc troszkę podkręcimy to story :) Łapajcie nasze gołąbeczki <3 Love is in the air !




Jeśli macie znajomych, którym ten oto blog mógłby przypaść do gustu, to prosimy bardzo, pomóżcie nam troszkę w promocji :) Możemy na Was liczyć ? Z góry dzięki <3


ZAPRASZAMY DO POLUBIENIA NASZEGO FANPEJDŻU NA FACEBOOKU :D


piątek, 8 lutego 2013

Odcinek 7: Lewy ! Pomóż !

Niezwykle wygodna kanapa Mario posłużyła również zeszłej nocy. Kuba, Łukasz, Robert i Moritz czekali na świeżo parzoną kawę, którą miał za chwilę przynieść Gotze.

-Fajnie było by się zakochać- zaczął nagle swoje głębokie rozważania Leitner. Chłopcy spojrzeli po sobie.
-Co ty nie powiesz? - parsknął Łukasz.
-Ty to się nie odzywaj. Masz żonę ! Ewa..najlepsze zawsze zajęte - wzdychał Moritz ale zaraz się uciszył bo dostał poduszką w twarz. Zawsze miał słabość do słowiańskiej urody. Mario przyniósł magiczny napój i przyłaczył się do kolegów.
-Lewy, a ty nie znasz jakiejś fajnej, miłej, idealnie pasującej do naszego rozmarzonego kochasia dziewczyny? - zapytał Kuba.

Lewy wyjął iPada z kieszeni i zaczął przeglądać kontakty.

-Aniela...Angela...Arleta...Antonina...Anita...Ariadna...Aldona...Aisza...Atanazja...Adelajda... Alicja...Amadea...Angelika...Aurelia...Albertyna...

2 godziny później...

-Albina...Amiceta...Anatolia...
-Dobra, okej to nie był najlepszy pomysł - przerwał Leitner.
-Dlaczego? Nie doszliśmy nawet do tych na "B" - stwierdzł Lewy.
-No właśnie dlatego .
-To może...Gabrielle - zaproponował znudzony Robert- jest francuską, do tego modelka.
-Skąd ty znasz francuską modelkę ?- wtrącił  Mario.
-Długa historia- [wcale nie taka długa Robercie.]
-A jak ja się z nią dogadam ? - zapytał Leitner.
-Spokojnie, zna niemiecki. Ściągne ją tu jeżeli chcesz.
-Pewnie !- Moritz nie tracił ani chwili dłużej. Obejrzał jej zdjęcia na facebooku, w sumie to wszyscy je oglądali. Wymieniali między sobą dzikie komentarze. Udało się. Gabrielle miała przylecieć za tydzień na sesję do Niemiec. Obiecała, że odwiedzi znajomego z  Dortmundu.

W końcu przyszedł na nich czas. Wychodząc Kuba zaczepił Roberta.

-Lewy ? Musimy porozmawiać- oznajmił Błaszczykowski.
-Co jest Kubuś ?
-Chodzi o nasze dzieci.
-Nasze?- brunet zamarł- my....?
-Nie ! Nasze ale oddzielne, nie że nasze wspólne !
-No tak oczywiście, nie wspólne - puknął się w czoło i uśmiechnął sztucznie.
-Twój syn zarywa do mojej córki i jej się to podoba- stwierdził przerażony.
-Który?
-Mateusz.
-Który?
-To jest ich więcej?- zapytał zdziwiony.
-Mati?
-Tak Mateuszek, od czasu kiedy kłócili się o łopatkę w piasku ona się zmieniła. Ciągle psoci, już 3 razy wychowawczyni wzywała mnie do żłobka. Wogóle się mnie nie słucha i nic do niej nie dociera.Wyobraź sobie, że zaczęła słuchać metalu. Już nie wiem jak z nią rozmawiać. Dlatego proszę Cię, stary. Pogadaj z Mateuszem, dowiedz się o co im chodzi.
-Czekaj, czekaj. Twoja córka i mój syn - Lewandowski tłumaczył sobie zaistniałą sytuację.
-Lewy do cholery jasnej ! Kontaktujesz dziś czy nie? - Błaszczu nie wytrzymał.
-Nie no okej rozumiem Cię. W takim razie porozmawiam sobie z nim.
-Cieszy mnie to niezmiernie - oparł mu ręke na ramieniu - W tobie nadzieja Robercie.
-O Boże Kuba...-westchnął z rozczuleniem napastnik- moja pierwsza rozmowa ojca z synem. Czy to nie cudowne ?
Kuba zaśmiał się.
-Ale wiesz nie wczuwaj się za bardzo, bo jeszcze powiesz coś za dużo- pogroził mu palcem.
-Ma się rozumieć.

***

Marco obudził się z ogromnym bólem głowy i o dziwo w swoim łóżku. Carolin od rana tłukła się w kuchni. Zszedł na dół i stanął w progu. Blondynka obróciła się w jego stronę.

-Co to za hałasy?- ziewnął zaspany Reus.
-Hałasy? Jeśli ci to przeszkadza to nie mój problem. Trzeba było nocować u Mario. Tam z pewnością o tej porze było by cicho -mówiła z ironią w głosie. Ostatnio bardzo często jej się to zdarzało.
-Możliwe, ale wolałem być z tobą.
-Co proszę ? Ledwo Cię  stamtąd wyciągnęłam- zaczęła opowiadać mu co się wczoraj działo i wypominać mu wszystkie jego nieodpowiednie zachowania. Blondyn przysiadł na stołku.
-Fajnie się gadało z Katją?
-Normalnie- wzruszył ramionami. Carolin parsknęła. W tym momencie chciała go roznieść. Zacisnęła pięść. Kilka godzin temu poznała dopiero "tą całą Katję ", a już jej nie nawidziła.
-Tylko tyle? Normalnie? Widać było, że świetnie się wczoraj z nią bawiłeś. Doskonale się dogadujecie. Tworzycie naprawdę bardzo zgrany duet.
-Dobra o co Ci teraz chodzi? - przerwał jej Reus.
-Nie o nic, poprostu przyznaj się, że wolisz ją ode mnie !
-Co? Niczego takiego nie powiedziałem !
-Nie musisz nic mówić ! Powiedziałeś wszystko wczoraj, a rano wybełkotałeś jej imię przez sen- mówiła ze łzami w oczach.
-Carolin...
-Nic nie mów, proszę Cię. Z resztą tu nie chodzi tylko o nią. Ostatnio nigdzie nie wychodzimy. Cały dzień Cię nie ma, nie mam pojęcia gdzie jesteś. O niczym mi nie mówisz, my nawet nie rozmawiamy, tylko się kłócimy.
-Przepraszam, wiem że Cię zaniedbywałem... - tylko na tyle było go stać.
-Dobrze, że chociaż umiesz się do tego przyznać- otarła łzy - A teraz, wynoś się z mojego domu.
-Chciałbym ale, to mój dom Carolin- spuścił głowę i patrzył w podłogę.
-Cóż, w takim razie idę się pakować - przerzuciła krótkie blond loki przez ramię i wyszła z kuchni. Nie zatrzymywał jej. Kiedy była już spakowana, zeszła na dół z czterema wielkimi walizkami.
-Pomóc Ci ? - ocknął się Marco.
-Nie ,mój brat powinien już tu być.
-Carolin...
-Skończ, nie chcę tego słuchać- grzecznie wykonał jej rozkaz.Stali w korytarzu w ciszy i patrzyli w podłogę. Była brudna czy coś ?
-Musisz wiedzieć, że...-przerwała ciszę blondynka.
-Tak ?
-Że to ja zabiłam twoją złotą rybkę.

Marco zamarł. Widział ciemność . Oparł się o ścianę rozkładając ręce, uchylił usta próbując złapać oddech i szybko mrugał oczami chcąc w ten sposób powstrzymać łzy. Był w szoku.

-Ty..? Zabiłaś Wilhelma ? - dopytywał z niedowierzaniem. Caroline przytaknęła- Ale...ale przecież mówiłaś, że jest u weterynarza, bo...bo się przejadł...
-Kłamałam.
-Kiedy ? - łzy cisneły mu się do oczu.
-Byliście na zgrupowaniu. Zapomniałam o nim. Któregoś dnia weszłam do pokoju a on.. pływał sobie po powierzchni brzuszkiem do góry- zaczeła tłumaczyć się Carolin.
-Co zrobiłaś z ciałem? - zabrzmiało to jak z jakiegoś kryminału.
-Spuściłam w kibelku -przyznała się ale nie potrafiła spojrzeć blondynowi w oczy.
-Jak mogłaś ?! Mówiłem Ci tyle razy ! On jadał 4 razy dziennie ! Przez cały czas kiedy byłem na zgrupowaniu on nic nie dostawał?
-Wody też nie zmieniałam- wtrąciła się- Poza tym prędzej czy później i tak by zdechł.. z przeżarcia.

Fakt faktem. Rybka Marco miała nadwagę. Z każdym dniem trzeba było ujmować wody bo pod wpływem przybywającego ciężaru wylewała się. Dobrze że pojawił się jej brat bo Reus był bliski wybuchu. Na pożegnanie rzuciła tylko "Wybacz" w jego stronę i wyszła z mieszkania. Został sam. On sam i wielka przestrzeń. Przez osobę którą niegdyś kochał, stracił przyjaciela.

Spoczywaj w pokoju Wilhelm [*]
_________________________________________________________________

Odcinek nieco smutny :( Marco stracił przyjaciela, a Carolin okazała się potworem. Miało nie być żadnych ofiar w tym opowiadaniu ale wyszło inaczej (jak zwykle). Ale wspólnie wspierajmy Roberta, bo trudne zadanie przed nim :) Czekamy na Wasze komentarze :)

Widziałyście już reklamę Opla z udziałem naszych Borussen ?
http://www.youtube.com/watch?v=QzrbKAzVD2U&feature=youtu.be

piątek, 1 lutego 2013

Odcinek 6: Obłęd

Kolejny piątkowy wieczór. Kolejna impreza u Mario. Świętowali coraz lepsze wyniki w tabeli. Poza Marco wszyscy już byli. Carolin szykowała się ponad 3 godziny, ale całą winę zwaliła na Reus’a. Twierdziła, iż to on blokował jej łazienkę. Nie prawda. Chłopak, stojąc przed lustrem tylko wybierał minę, z którą będzie pozował do zdjęć. Ostatecznie wybrał tę nr. 7. Kiedy dotarli na miejsce, balanga już zaczęła się rozkręcać. Bawili się tak, jakby chcieli na chwile zapomnieć kim są. Alkohol lał się strumieniami. Łukasza jednak martwiło dziwne zachowanie jego przyjaciela.

-Wszystko w porządku, Misiu ? - zapytał z troską Lewandowskiego.
-One tu są, Łukasz. - Lewy trzymał brodę w kolanach, kołysząc się przy tym w przód i tył. Piszczek rozejrzał się dookoła. Nie do końca wiedział o co chodziło klubowemu koledze. Myślał, że to tylko efekt wypitego alkoholu, ale nie. Dziś wypił wyjątkowo mało.

-Robciu, nikogo tutaj nie ma - pokręcił przecząco głową. Chciał spojrzeć mu w oczy, lecz 

Robert nie odrywał wzroku od podłogi. Od powrotu do swojego domu nie czuł się bezpiecznie. Miał wrażenie, że cały czas ktoś go obserwuje, śledzi. Zamykał się w mieszkaniu na cztery spusty, zasłaniał rolety. Przed pójściem spać, zaglądał czy nikogo nie ma pod łóżkiem. Rano, niczym samuraj otwierał szafę. Wszyscy myśleli, że dołączył do jakiejś sekty, ale to tylko jego wyobraźnia. Bał się, że wszystko się wyda, że jego byłe, obecne i przyszłe partnerki dowiedzą się o sobie. Zamknął się w sobie. Teraz nie był gotowy na żaden "związek".
-Nie ma- powtórzył Lewy i zaczął potakiwać głową.
-Pójdę lepiej po jakiś soczek. Nie ruszaj się nigdzie ! - rozkazał mu Piszczek i oddalił się szybciutko w kierunku kuchni.



***

Carolin kręciła się bezcelowo po wielkim mieszkaniu Mario. Zastanawiała się gdzie zniknął Marco ale jakoś wcale nie chciało jej się go szukać. Zauważyła, że na krześle obok mini barku siedzi samotnie Katja i popija drinka. Blondynka doznała olśnienia i od razu do niej podeszła. Doskonale wiedziała kim jest złotowłosa. Widziała też, że często bywa na treningach jej chłopaka, i że chłopcy strasznie się do niej kleją. Zrobiła ten swój sztuczny uśmiech i jednym palcem lekko szturchnęła dziewczynę. Blondynka odwróciła się.


-Hej mogę się dosiąść ? - zapytała najmilej jak tylko potrafiła.
-Cześć - uśmiechnęła się - jasne proszę bardzo.
-Jak impreza ?
-Genialna ! Chłopcy wiedzą jak się bawić - zachichotała.
-Tak, dziś świętujemy...- zatrzymała się na chwilkę - zwycięstwo i no ten … ligę!- zacisnęła pięść, w celu pokreślenia mocy swoich słów- Przepraszam, nie przedstawiłam się. Jestem Carolin, dziewczyna Marco - zaakcentował ostatni wyraz tak, jakby mówiła drukowanymi literami i wyciągnęła dłoń w kierunku lubej gospodarza.
-Katja, bardzo mi miło- uścisnęła lekko jej dłoń.
-Katja, Katja - powtarzała sobie pod nosem - czekaj, to ty jesteś rodziną Jurgena? [nie, no co ty Carolin..]
-Siostrzenicą -przytaknęła z uśmiechem. Siedziały chwilę w ciszy, ale Carolin chciała wyciągnąć z niej jak najwięcej, więc kontynuowała rozmowę.
-Jeśli mogę wiedzieć, to dlaczego przyjechałaś tu do Dortmundu. Bo jakoś wcześniej cię tu nie widziałam.
-Długa historia -westchnęła- pochodzę z Berlina , ale musiałam wyjechać. Nie dogadywałam się najlepiej z rodziną. Jurgen to wszystko rozumiał i przyjął mnie do siebie. Tak naprawdę to on zachowuje się jak prawdziwy ojciec. Poza tym mam tutaj zajęcie. Piszę pracę o piłce...
-A tak słyszałam- przerwała jej - Często bywasz na treningach?
-Niemalże na każdym.
-Chłopcy najwyraźniej cię polubili - zadrwiła- a szczególnie Mario.
-Aż tak to widać ? - zaczerwieniła się.
-Tak, on się zmienił. Oczywiście na lepsze - no tak ty wiesz o tym najwięcej - Tylko nie rozumiem dlaczego się z tym kryjecie.
-Nie kryjemy się, po prostu nie wyolbrzymiamy tego. Mario chce skupiać się na graniu a ja a w spokoju studiować.
-Hmm, możliwe ale i tak się wyda.
-Niby co ma się wydać ?- spytała zdezorientowana Katja.
-Wystarczy, że pójdziecie razem na spacer, paparazzi zrobią wam zdjęcie na pierwszą stronę i dorobią jakąś tanią historyjkę. I zaczną się pytania, nękania. Tak było ze mną.
-Jeżeli o to Ci chodzi, to nie zamierzamy się kryć, ale też nie będziemy ogłaszać całemu światu co i jak.
-Urocza jesteś - zeszła z krzesła - Życzę powodzenia- poklepała ją lekko po ramieniu i odeszła. Katja obejrzała się za nią i rozmyślała o tym co powiedziała jej przed chwilą Carolin. Wiedziała, że prędzej czy później prasa dowie się, że Mario ma partnerkę i tego się obawiała. "Dziewczyna piłkarza, ponadto rodzina trenera Kloppa ", już widziała nagłówki gazet w swojej głowie.



***

Jakieś dwie godziny później znalazła się nasza zguba. Reus i Błaszczykowski poszli się przejść. Teraz Marco siedział na kanapie obok Katji i rozmawiał z nią o życiu. Śmiali się, żartowali i ogólnie świetnie dogadywali. Nie zwracali uwagi zupełnie na nic. Tylko ona i on. Mario stał w przejściu i patrzył na nich. Miał ochotę tam podejść i dać Reus’owi w twarz ale musiał zaufać przyjacielowi. Carolin, jak zawsze w odpowiednim miejscu i czasie, podeszła do Mario i obserwowała dwójkę tak jak on. W tym momencie już dawno dosadziła by Gotze jakiś przytłaczający tekst ale czuła się tak jak on. Zdradzona i pominięta. Chciała jak najszybciej odgryźć się na Reus'ie. Rozejrzała się szybko. Jest ! Robert Lewandowski siedzi SAM, co prawda w dosyć dziwny sposób, ale co tam. W oka mgnieniu znalazła się obok niego.


-Cześć Robert - powiedziała słodko.
-Odejdź stąd ! Nie dam Ci się wrobić w dziecko, słyszysz ?! - wykrzyczał.
-Spokojnie, chciałam tylko porozmawiać - uciszała go.
-Ah tak ? Zawsze zaczyna się tylko od rozmowy! Jesteście takie same ! Wszystkie ! - Lewy wstał i oburzony odszedł od niej jak najdalej. Blondynka była w szoku. Nie miała pojęcia co się z nim działo. Z resztą nie tylko ona. Robert zażądał od Łukasza natychmiastowego odwiezienia go do domu pod groźbą focha z przytupem i melodyjką. Pewnie by go odwiózł gdyby był trzeźwy. Bał się wracać sam więc dziś jeszcze nocował u Mario.


__________________________________________________________

Paranoja trwa, ale do czasu :)

a Tu macie Łukasza i Misia <3





Czekamy na Wasze komentarze :D